Refleksje na dzień 20 lipca
CODZIENNE REFLEKSJE
USUNIECIE NASZYCH BRAKÓW
…teraz słowa: “sam z siebie jestem niczym; to Pan czyni dzieła”- zaczynamy budzić nadzieję i nabierać sensu.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 76
Pracując nad Krokiem Siódmym, muszę pamiętać, że nie ma w nim pustych, wykropkowanych miejsc, w które mógłbym coś wstawić. Krok ten nie brzmi bowiem: “Zwróciliśmy się do Niego w pokorze (wypełnij puste miejsce), aby usunął nasze braki”.
Przez całe lata nie istniejące puste miejsce wypełniałem takimi oto okrzykami: “Pomóż mi!”, “Użycz mi odwagi!”, “Użycz mi siły!” itp. Krok ten mówi po prostu, ze Bóg usunie moje braki. Jedyna praca, jaką sam muszę wykonać, to “zwrócić się do Niego w pokorze”; dla mnie oznacza to zwrócenie się do Niego ze świadomością, że sam z siebie jestem niczym – że to Pan “czyni dzieła”.
JAK TO WIDZI BILL – s. 200
Źródło siły
Pierwszą wielką próbą skuteczności zasady AA jako zależności od Siły Wyższej była druga wojna światowa. Anonimowi Alkoholicy wstępowali do wojska i zostali rozrzuceni po całym świecie.
Nikt nie wiedział czy będą zdolni poddać się dyscyplinie, czy nie załamią się pod obstrzałem, czy zniosą monotonię i koszmar wojny. Czy ten rodzaj zależności, jakiego nauczyli się w AA pomoże im przetrwać?
Pomógł. Zdarzało się im mniej wpadek alkoholowych i załamań emocjonalnych niż tym AA, którzy bezpiecznie pozostali w domu. W wytrwałości i męstwie nie ustępowali innym żołnierzom. Czy to na Alasce czy na przyczółkach Salerno ich zależność od Siły Wyższej zdawała egzamin.
I nie tylko nie była ona słabością; zależność ta była głównym źródłem ich siły.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 40
DZIEŃ PO DNIU
Podjęcie decyzji
Podjęliśmy decyzję: decyzję o spróbowaniu tego programu, ponieważ wszystko inne zawiodło. (Wciąż wątpiliśmy, że to zadziała, ale byliśmy zdesperowani). Decyzja ta została podjęta głównie w oparciu o nadzieję i wiarę. Na początku nie odzwierciedlała ona wiary w Siłę Wyższą, ale wiarę w innych ludzi.
Kiedy podejmujemy decyzję o zrobieniu wszystkiego, co konieczne, nasza wiara może wzrosnąć. Może wzrosnąć do punktu, w którym żadna siła na ziemi nie może wstrząsnąć naszym fundamentem. Z tego fundamentu możemy z kolei zaoferować nadzieję innym w potrzebie. Możemy zasiać w nich te same nasiona wiary, które umożliwiły nam trzeźwość.
Czy moja wiara rośnie?
Siło Wyższa, pomóż mi pozostać silnym w programie i pomóż innym, którzy potrzebują zapuścić korzenie.
Dzisiaj odnowię moje zobowiązanie wobec programu i jego członków poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Duchowe przewodnictwo.
Jeśli przejdziemy przez ten dzień z przekonaniem, że nasza Siła Wyższa jest z nami, wydarzenia potoczą się lepiej, niż gdybyśmy nie trzymali się tego przekonania. Będziemy bardziej skuteczni we wszystkim, co robimy. Będziemy mieć więcej energii we wszystkich działaniach.
To właśnie oznacza Jedenasty Krok: „siłę, by to zrealizować”. Wiedząc, że Siła Wyższa jest w naszym życiu, znajdujemy również siłę, by czynić to, w co wierzymy, że jest Bożą wolą dla nas. W miarę jak ta pewność umacnia się i jest doprawiana doświadczeniem, staje się częścią naszej natury.
W końcu poczujemy, że nasza Siła Wyższa działa w naszym życiu. Możemy nauczyć się akceptować to z taką samą pewnością, z jaką akceptujemy wschody słońca i zmiany pór roku. I będziemy mieli moc, by zrobić wszystko, co jest do zrobienia przez nas.
Świadomy kontakt z Bogiem może podnieść moje codzienne działania na wyższy poziom, dając mi siłę osiągnięć.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Żyć tak w pełni. Nie potrafię sobie wyobrazić, co mógłby dla mnie zrobić jakikolwiek narkotyk. – Joan Baez
Kiedy używaliśmy alkoholu i innych używek, nasze życie stawało się coraz bardziej puste. Męczyliśmy się, by trzymać nowe rzeczy z dala od naszego życia. Byliśmy przerażeni i zmęczeni. Postrzegaliśmy uczucia jako złe. Więc ćpaliśmy, zamiast je odczuwać.
Teraz możemy żyć pełnią każdego dnia. Nie chcemy blokować naszych uczuć. Nie boimy się otwierać na nowe rzeczy i ludzi.
A im bardziej się otwieramy, tym jesteśmy szczęśliwsi. Nasze uczucia są wolne. Odbijają się wokół nas. Nie blokują się. Czujemy, że żyjemy. Jasne, czasami odczuwamy ból i strach. Ale czujemy też radość, miłość i śmiech. I coraz częściej czujemy, że żyjemy.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, proszę, pomóż mi dziś żyć w pełni. Pomóż mi dostrzec moje uczucia.
Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię pięć rzeczy, które sprawiły mi przyjemność w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
JĘZYK WYZWOLENIA
Wyzbycie się oporu
Idź do przodu bez pośpiechu.
Rozluźnij się. Oddychaj głęboko. Po prostu bądź. Żyj w harmonii.
Bądź otwarty. Dzisiaj jesteś otoczony pięknem, które jest również w tobie. Dzień dzisiejszy zawiera w sobie cel i sens.
Dzień dzisiejszy jest ważny. Nie w tym, co się nam przydarza, ale jak na to reagujemy.
Pozwól, aby dzisiejszy dzień wydarzył się. Uczymy się naszych lekcji, rozwiązujemy problemy, po prostu zmieniamy się, żyjąc w pełni naszym życiem dzisiaj.
Nie martw się o jutrzejsze uczucia, problemy, dary. Nie martw się tym, czy jutro będziesz mógł zaufać sobie, życiu, czy Sile Wyższej.
Wszystko, czego nam dzisiaj trzeba, będzie nam dane. To obietnica dana przez Boga, przez wszechświat.
Odczuj dzisiejsze emocje. Rozwiąż dzisiejsze problemy. Ciesz się dzisiejszymi darami. Ufaj dzisiaj sobie, życiu, Sile Wyższej.
Posiądź sztukę pełnego przeżywania dzisiejszego dnia. Chłoń lekcje, zdrowienie, piękno, miłość, jaka jest ci dzisiaj dostepna.
Nie pędź tak, idąc do przodu. Nie ma potrzeby tak się spieszyć. Nie możemy od niczego uciec; możemy tylko odłożyć to na później. Pozwól, by uczucia popłynęły – oddychaj w pokoju i zdrowiu. Idź do przodu, nie śpiesząc się.
Dzisiaj nie będę uciekał przed samym sobą, przed okolicznościami czy uczuciami. Otworzę się na siebie, innych, Siłę Wyższą i po prostu – życie. Uwierzę, że przez stawienie czoła dzisiejszemu dniu najlepiej jak potrafię, zdobędę umiejętności potrzebne mi do stawienia czoła kolejnemu dniowi.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Siódma
„Każda grupa AA powinna być samo wystarczalna i nie powinna przyjmować dotacji z zewnątrz.”
SAMOWYSTARCZALNI alkoholicy? Kto to słyszał? A jednak uznaliśmy, że to jedyna droga. Zasada ta jest oczywistym dowodem głębokich przemian, jakie zaszły w nas wszystkich pod wpływem AA. Każdy zna zaklęcia pijących alkoholików, że mając pieniądze poradziliby sobie z wszystkimi problemami. Zawsze wyciągaliśmy rękę. Jak tylko sięgamy pamięcią, zawsze byliśmy od kogoś zależni, przeważnie finansowo. Toteż gdy wspólnota złożona wy łącznie z alkoholików oświadcza, że będzie sama na siebie łożyć zakrawa to na sensację. | Chyba żadna z Tradycji AA nie rodziła się w takich bólach jak właśnie ta. Początkowo ciągle byliśmy bez pieniędzy. Gdy dodać do tego rozpowszechnione przekonanie, że walczącym o trzeźwość alkoholikom należy udzielać wsparcia, można zrozumieć, dlaczego uważaliśmy, że zasługujemy na górę pieniędzy. Mając forsę moglibyśmy dokonywać cudów. Jednakże, o dziwo, ci z pieniędzmi byli inne go zdania. Uznali, że skoro wytrzeźwieliśmy, to najwyższy czas, żebyśmy również zaczęli sami za siebie płacić. Tak więc nasza wspólnota z konieczności pozostała biedna.
Istniała jeszcze jedna przyczyna zbiorowego ubóstwa. Wkrótce okazało się, że chociaż alkoholicy nie szczędzą pieniędzy w czasie niesienia pomocy w ramach Dwunaste go Kroku, to mają oni niezwykłą awersję do wrzucania podczas spotkań „do kapelusza” drobnych kwot na cele grupy. Byliśmy zdumieni odkryciem, że musimy liczyć się dosłownie z każdym groszem. A więc AA, jako wspólnota, ciągle była bez pieniędzy, podczas gdy poszczególni jej członkowie opływali w dostatki.
Alkoholicy są wierni zasadzie: „Wszystko albo nic”. Świadczy o tym również nasz znamienny stosunek do pieniędzy. O ile w latach niemowlęctwa AA uważaliśmy, że potrzebujemy wielkich pieniędzy, o tyle w młodości doszliśmy do przekonania, iż AA w ogóle nie powinno mieć pieniędzy. Wszyscy powtarzali z uporem: „Nie można mieszać AA z pieniędzmi. Musimy oddzielać ducha od materii”. Zajęliśmy tak radykalne stanowisko, ponieważ czasem nie którzy członkowie próbowali zarobić na swej przynależności do AA i obawialiśmy się, że możemy być wykorzystywani. Od czasu do czasu ktoś z wdzięczności ufundował nam klub. Często prowadziło to do ingerencji z zewnątrz w nasze sprawy. Raz nawet dostaliśmy nawet cały szpital. Niemal natychmiast najważniejszym pacjentem w tym szpitalu, a nawet kandydatem na przyszłego dyrektora został syn ofiarodawcy. Jedna z grup otrzymała pięć tysięcy dola rów do własnej dyspozycji. Kłótnie o to, co zrobić z taką sumą, ciągnęły się latami. Niektóre grupy, przerażone taki mi komplikacjami, nie chciały mieć ani centa w kasie.
Pomimo tych obaw, trzeba było przyjąć do wiadomości że AA musi jakoś funkcjonować. Wynajęcie lokali nieco kosztuje. By uniknąć zamieszania, trzeba było otworzyć skromne biura, założyć telefony, zatrudnić na pełny etat kilka sekretarek. Zrobiono to, pomimo licznych protestów Zrozumieliśmy, że bez tego ludzie szukający pomocy mogliby nas po prostu nie znaleźć. Te proste usługi wymagają skromnych środków, które powinniśmy i możemy sami zbierać między sobą. W końcu nasze poglądy w tej sprawie przestały się wahać między skrajnościami i przyjęliśmy Siódmą Tradycję w jej obecnym brzmieniu.
Bill lubił opowiadać następującą historię na ten temat. Kiedy w 1941 roku w „Saturday Evening Post” ukazał się artykuł Jacka Alexandra na temat AA, do nowojorskiej Fundacji napłynęły tysiące gorączkowych listów od doprowadzonych do ostateczności alkoholików i ich rodzin.
„W tym czasie nasze biuro – opowiada Bill – liczyło dwie osoby: ofiarną sekretarkę i mnie. Jak więc można było sobie poradzić z tą lawiną próśb o pomoc? Było oczywiste, że musimy zatrudnić więcej ludzi na pełnych etatach. Zwróciliśmy się zatem do grup AA o dobrowolne składki na ten cel. Może przysłaliby chociaż dolara rocznie od każdego członka? Bo inaczej te rozdzierające serce wołania o pomoc będą musiały pozostać bez odpowiedzi.
Ku memu zdziwieniu grupy się ociągały. Bardzo mnie to bolało. Pewnego ranka, patrząc na góry listów w biurze, pomstowałem na brak zrozumienia i skąpstwo członków wspólnoty. Akurat w tym momencie w drzwiach pojawiła się rozczochrana i obolała głowa jednego z moich starych znajomych. Był on naszym sztandarowym specjalistą od wpadek. Bez trudu zauważyłem, że ma potwornego kaca. Pamiętając dobrze to uczucie, poczułem w sercu litość. Zaprosiłem go do środka i dałem mu pięć dolarów. Zważywszy, że mój ówczesny dochód wynosił zaledwie trzydzieści dolarów tygodniowo, była to z mojej strony całkiem znacząca darowizna. Wie działem jak bardzo potrzebne są te pieniądze mojej żonie Lois na zakupy, ale to mnie nie powstrzymało. Wyraz niebiańskiej ulgi na twarzy przyjaciela ogrzał mi serce. Poczułem się wyjątkowo szlachetnie, zwłaszcza gdy myślałem o tych wszystkich alkoholikach, którzy skąpili dolara na rok. A tu ja z radością inwestuję piątaka w zaleczenie czyjegoś kaca.
Wieczorne spotkanie odbywało się w starym klubie na 24 ulicy w Nowym Jorku. Podczas przerwy skarbnik nieśmiało napomknął o katastrofalnej sytuacji finansowej klubu. (Było to w owym czasie, gdy wszyscy podkreślali, by pod żadnym pozorem nie mieszać AA z pieniędzmi). W końcu jednak oznajmił, że jeśli nie zapłacimy zaległego czynszu za korzystanie z klubu, właściciel po prostu nas wyeksmituje. Zakończył mówiąc: »A więc chłopaki, wrzucajcie dzisiaj szczodrze do kapelusza, dobrze?«
Usłyszałem ten apel o szczodrość bardzo wyraźnie w trakcie gorliwego nawracania na AA jakiegoś nowego, który siedział obok mnie. Widząc zbliżający się kapelusz, sięgnąłem do kieszeni. Nie przerywając rozmowy wyciągnąłem półdolarówkę. Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że to za dużo, pośpiesznie wsadziłem ją z powrotem do kieszeni i wyszukałem dziesięciocentówkę, która z ledwie słyszalnym brzękiem wpadła do kapelusza. W tamtych czasach nikt jeszcze nie wrzucał do kapelusza banknotów.
Nagle się zreflektowałem. Ja, który jeszcze tego samego ranka chełpiłem się szczodrością, potraktowałem mój własny klub gorzej niż ci rozproszeni po kraju alkoholicy, którzy zaniedbali wysłać dolara do Fundacji. Zrozumiałem, że pięciodolarowa darowizna dla skacowanego wpadkowicza służyła wyłącznie mojemu własnemu ego, co zresztą ani mnie ani jemu nie mogło wyjść na dobre. Uświadomiłem sobie, że istnieje jedno miejsce, gdzie AA i pieniądze świetnie się uzupełniają. Tym miejscem jest kapelusz!”
Z pieniędzmi wiąże się jeszcze jedna historia. Pewnego wieczoru, w 1948 roku, odbywało się kwartalne zebranie powierników Fundacji. Porządek obrad zawierał pewną bardzo ważną kwestię. Otóż zmarła pewna pani. Po otwarciu testamentu okazało się, że zapisała ona Fundacji dziesięć tysięcy dolarów. Powstało pytanie, czy AA ma przyjąć ten dar.
Ach, cóż to była za debata! Fundacja akurat była bez gro sza; grupy nie nadsyłały żadnych pieniędzy na utrzymanie biura. Wydawaliśmy na ten cel cały dochód ze sprzedaży naszej książki (mowa o „Wielkiej Księdze” – przyp. tłum), ale i to nie wystarczało. Rezerwy topniały jak kwietniowy śnieg. Bardzo potrzebowaliśmy tych dziesięciu tysięcy. „Może się zdarzyć – mówili jedni – że grupy nigdy nie będą w całości utrzymywać biura. A przecież nie można go zamknąć, bo spełnia zbyt ważną rolę. Weźmy więc te pieniądze. A także wszystkie podobne darowizny w przyszłości. Z pewnością będziemy ich potrzebować”.
Z kolei zabrali głos przeciwnicy. Wskazali na fakt, że Rada Fundacji już wie o zapisach testamentowych na rzecz AA o łącznej wartości przynajmniej pół miliona dolarów, dokonanych przez ludzi, którzy jeszcze żyją. Bóg jedynie wie ile jest zapisów, o których nie wiadomo. Jeśli nie będziemy konsekwentnie odrzucali dotacji z zewnątrz, wkrótce Fundacja będzie zamożna. Co więcej, najdrobniej szy publiczny gest ze strony naszych powierników wskazujący na to, że potrzebujemy pieniędzy, może poruszyć lawinę dotacji. W świetle takich perspektyw, owe dziesięć tysięcy, nad którymi obradowaliśmy, naprawdę nie było wielką sumą. Ale tak jak pierwszy kieliszek wypity przez alkoholika musiałyby one zapoczątkować katastrofalną reakcję łańcuchową. Gdzie mogłoby to nas doprowadzić? Ten kto płaci muzykantom, decyduje o repertuarze. Jeśli Fundacja uzyskiwałaby fundusze z zewnątrz, członkowie Rady Nadzorczej mogliby pokusić się o dysponowanie nimi, nie uwzględniając życzeń AA jako całości. Zwolnieni od odpowiedzialności alkoholicy wzruszaliby ramionami, mówiąc: „Fundacja jest tak bogata, że ja już nie muszę się o nią martwić”.
Świadomość posiadania dużej ilości pieniędzy, mogłaby skłaniać członków Rady Nadzorczej do wymyślania róż nych sposobów jak najkorzystniejszego zainwestowania kapitału, odrywając w ten sposób AA od głównego celu. Gdyby tak się stało, natychmiast zachwiałoby to wspólnotą. Rada wyodrębniłaby się ze wspólnoty i byłaby poddana ostrej krytyce zarówno ze strony zwykłych członków AA, jak i ze strony społeczeństwa. Takie były argumenty za i przeciw.
I właśnie wtedy, nasi powiernicy uczynili chwalebny zapis w historii AA. Opowiedzieli się za tym, by przyjąć jako zasadę, że AA zawsze pozostanie biedne. Odtąd polityka finansowa Fundacji miała ograniczać się do bieżących wydatków i rozsądnej rezerwy. I choć nie przyszło im to łatwo powiernicy oficjalnie odrzucili owe dziesięć tysięcy dolarów, przyjmując formalnie nieodwołalną zasadę, że wszystkie podobne dary powinny być odrzucane w przyszłości. Jesteśmy przekonani, że właśnie w tym momencie zasada zbiorowego ubóstwa została stanowczo i raz na zawsze osadzona w tradycji AA. Opublikowanie tych faktów wywołało niezwykłą reakcję. Dla ludzi przyzwyczajonych do niekończących się apeli o datki na cele dobroczynne, AA stanowiło nie do końca zrozumiałe, ale ozdrowieńcze zjawisko. Przychylne artykuły prasowe w kraju i za granicą zrodziły falę społecznego zaufania do uczciwości AA. Wskazywano na to, że ludzie nieodpowiedzialni stali się odpowiedzialni oraz że przyjmując zasadę finansowej niezależności Anonimowi Alkoholicy wskrzesili niemalże zapomniany w dzisiejszym świecie ideał.