Refleksje na dzień 21 lipca
CODZIENNE REFLEKSJE
BEZCENNY DAR
Zapewne zdołaliśmy już, przynajmniej w pewnej mierze, uwolnić się od najbardziej dotkliwych ułomności charakteru. Nie jest już nam zupełnie obcy stan rzeczywistego spokoju umysłu. Dla tych z nas, którzy dotychczas znali jedynie nastroje podniecenia, depresji i lęków – a więc, dla nas wszystkich – ten nowo odkryty spokój jest bezcennym darem.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 75
Uczę się “puszczać” i pozwalać działać Bogu; mieć otwarty umysł i serce gotowe do przyjęcia łaski Boga we wszystkich moich poczynaniach; w ten sposób doświadczam spokoju i wolności, które są efektem poddania się. Doświadczenie pokazuje, że akt poddania się – wyrastający z rozpaczy i klęski – może przerodzić się w nieprzerwany akt wiary; a wiara oznacza wolność i zwycięstwo.
JAK TO WIDZI BILL – s. 201
Nieograniczony wybór
Sporą liczbę alkoholików opętało okropnie błędne przeświadczenie, że jeśli tylko zbliżą się do AA, to zostanie na nich wywarty nacisk, aby podporządkowali się jakimś konkretnym dogmatom czy wyznaniom religijnym.
Najwyraźniej nie zdają oni sobie sprawy, że bycie osobą wierzącą nie jest warunkiem członkostwa w AA; że trzeźwość można osiągnąć za pomocą minimum bardzo szeroko rozumianej wiary; że nasze pojęcia „Siły Wyższej” i „Boga, jakkolwiek Go pojmujemy” każdemu zapewniają niemal nieograniczony wybór duchowych przekonań i praktyk.
Opowiadając o swoim zdrowieniu bez skrępowania podkreśl duchową stronę tego procesu. Jeśli twój rozmówca jest agnostykiem lub ateistą koniecznie połóż nacisk na to, że nie musi się zgadzać z twoją koncepcją Boga. Może wybrać swoją własną, jakakolwiek wyda mu się sensowna.
Najważniejszą sprawą jest, aby był gotów uwierzyć w Siłę Większą od samego siebie i żył zgodnie z duchowymi zasadami.
1.Grapevine, kwiecień 1961
2.Anonimowi Alkoholicy, str. 80
DZIEŃ PO DNIU
Osądzanie innych
Ludzie mają tendencję do osądzania siebie nawzajem w okrutny sposób; prawdopodobnie po to, by chwilowo poczuć się lepiej. Uzależnieni i alkoholicy nie są odporni na to zachowanie. Mimo że pokora i akceptacja są ważne dla naszego programu powrotu do zdrowia, czasami porównujemy się z innymi, w tym z innymi uzależnionymi i alkoholikami. Czasami patrzymy na innych z góry, aby się wywyższyć.
Ważne jest, abyśmy pamiętali, że wszyscy jesteśmy w tym razem. Mamy do czynienia z tymi samymi sprawami życia i śmierci. Dokonywanie osądów na temat innych ludzi – w tym ciężkości uzależnienia innej osoby lub rodzaju używanych przez nią substancji – jest dziecinną i niebezpieczną grą dla każdego, ale szczególnie dla osoby uzależnionej, ponieważ takie zachowanie stoi na drodze do zdrowienia.
Czy przestałem osądzać innych, w tym innych uzależnionych?
Siło Wyższa, pomóż mi zaakceptować siebie – i zaakceptować innych – we wszystkich aspektach życia.
Dzisiaj przyznam się do osądów i uprzedzeń, których trzymałem się poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Dobro, które czynię – działanie.
Dlaczego powstrzymujemy się, gdy mamy okazję pomóc innym lub zrobić coś wyjątkowo dobrego? Dlaczego wielu ludzi niechętnie daje z siebie wszystko, chyba że zostanie nagrodzonych uznaniem lub pochwałą?
Być może powstrzymujemy się, ponieważ nie rozumiemy, że każde dobre działanie zawsze przynosi właściwą nagrodę. Pomimo ponadczasowego powiedzenia Szekspira, dobro, które czynimy, nie jest „pochowane z naszymi kośćmi”… ono przetrwa, teraz i w przyszłości.
W programie Dwunastu Kroków nauczyliśmy się, że praca tylko dla uznania i pochwały nie jest satysfakcjonująca. Musi też istnieć przekonanie, że nasze wysiłki przyczyniają się do większego dobra i mają wartościowy cel. To właśnie czyni AA tak wyjątkowym dla ludzi, którzy są mu całkowicie oddani… wiemy, że wszystko, co robimy dla AA, czyni świat lepszym.
Powinniśmy również wiedzieć, że ci, którzy mogą pomagać innym, są szczęśliwymi, dobrze sytuowanymi ludźmi. Niektórzy mogą chcieć pomagać, ale brakuje im narzędzi. My mamy narzędzia do niesienia pomocy, która zmienia życie – i świat.
Dobro, które czynię dzisiaj, jest skarbem, który będę posiadał już zawsze. Nie muszę obawiać się tego, że pozwolę mojemu wyższemu ja przejąć kontrolę i poprowadzić mnie.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Jedną z najważniejszych części programu AA jest szczere i pełne oddanie Bogu naszego problemu alkoholowego… Dwadzieścia cztery godziny na dobę, z dnia 1 marca
Nie radzimy sobie z naszym problemem alkoholowym czy innymi używkami sami. Nie zajmujemy się tym problemem sami. Oddajemy nasz problem Bogu, tak jak Go rozumiemy. Musimy to sobie jasno powiedzieć. Nie możemy poradzić sobie sami z naszym problemem alkoholowym lub narkotykowym! Nasza Siła Wyższa utrzymuje nas w trzeźwości poprzez Kroki i wspólnotę programu.
Naszym zadaniem jest przekazanie naszego problemu naszej Sile Wyższej. Robimy to codziennie, zachowując się jak trzeźwi ludzie.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, wiem, że nie poradzę sobie sam z piciem czy używaniem narkotyków. Oddaję mój problem Tobie. Proszę, zabierz ode mnie chęć do picia lub zażywania.
Działanie na dziś: Dzisiaj przypomnę sobie, dlaczego nie mogę poradzić sobie sam z moim problemem. Przypomnę sobie, dlaczego moja Siła Wyższa może to zrobić.
JĘZYK WYZWOLENIA
Wystarczy być
Nie zawsze jasno zdajemy sobie sprawę z tego, czego doświadczamy i jakie są tego przyczyny.
W trakcie przeżywania smutku, okresów przejściowych, przeobrażeń, zdobywania nowej wiedzy, zdrowienia i dyscypliny trudno jest zachować właściwą perspektywę.
Dzieje się tak, ponieważ jeszcze nie nauczyliśmy się naszej lekcji. Jesteśmy w jej trakcie. Dar jasności widzenia jeszcze nie nadszedł.
Nasza potrzeba kontroli może pojawić się pod postacią pragnienia dokładnego rozumienia tego, co się dzieje. Nie zawsze możemy wszystko ogarnąć. Czasami musimy zaakceptować życie takim, jakie jest, ufając, że jasność widzenia przyjdzie później; będzie możliwa z perspektywy czasu. Jeżeli jesteśmy zdezorientowani, znaczy, że tak właśnie ma być w chwili obecnej. Uczucie zamętu jest tymczasowe. Przejrzymy. Sens naszej lekcji, jej cel wyjawi się nam we właściwym czasie.
Wszystko nabierze sensu – poczekaj.
Dzisiaj przestanę wysilać się, aby poznać to, czego nie wiem, uczyć to, czego nie mogę zobaczyć, i zrozumieć to, czego na razie nie mogę pojąć. Zaufam, że życie samo w sobie jest wystarczające i odpuszczę sobie potrzebę wyjaśniania wszystkiego.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Siódma
„Każda grupa AA powinna być samo wystarczalna i nie powinna przyjmować dotacji z zewnątrz.”
SAMOWYSTARCZALNI alkoholicy? Kto to słyszał? A jednak uznaliśmy, że to jedyna droga. Zasada ta jest oczywistym dowodem głębokich przemian, jakie zaszły w nas wszystkich pod wpływem AA. Każdy zna zaklęcia pijących alkoholików, że mając pieniądze poradziliby sobie z wszystkimi problemami. Zawsze wyciągaliśmy rękę. Jak tylko sięgamy pamięcią, zawsze byliśmy od kogoś zależni, przeważnie finansowo. Toteż gdy wspólnota złożona wy łącznie z alkoholików oświadcza, że będzie sama na siebie łożyć zakrawa to na sensację. | Chyba żadna z Tradycji AA nie rodziła się w takich bólach jak właśnie ta. Początkowo ciągle byliśmy bez pieniędzy. Gdy dodać do tego rozpowszechnione przekonanie, że walczącym o trzeźwość alkoholikom należy udzielać wsparcia, można zrozumieć, dlaczego uważaliśmy, że zasługujemy na górę pieniędzy. Mając forsę moglibyśmy dokonywać cudów. Jednakże, o dziwo, ci z pieniędzmi byli inne go zdania. Uznali, że skoro wytrzeźwieliśmy, to najwyższy czas, żebyśmy również zaczęli sami za siebie płacić. Tak więc nasza wspólnota z konieczności pozostała biedna.
Istniała jeszcze jedna przyczyna zbiorowego ubóstwa. Wkrótce okazało się, że chociaż alkoholicy nie szczędzą pieniędzy w czasie niesienia pomocy w ramach Dwunaste go Kroku, to mają oni niezwykłą awersję do wrzucania podczas spotkań „do kapelusza” drobnych kwot na cele grupy. Byliśmy zdumieni odkryciem, że musimy liczyć się dosłownie z każdym groszem. A więc AA, jako wspólnota, ciągle była bez pieniędzy, podczas gdy poszczególni jej członkowie opływali w dostatki.
Alkoholicy są wierni zasadzie: „Wszystko albo nic”. Świadczy o tym również nasz znamienny stosunek do pieniędzy. O ile w latach niemowlęctwa AA uważaliśmy, że potrzebujemy wielkich pieniędzy, o tyle w młodości doszliśmy do przekonania, iż AA w ogóle nie powinno mieć pieniędzy. Wszyscy powtarzali z uporem: „Nie można mieszać AA z pieniędzmi. Musimy oddzielać ducha od materii”. Zajęliśmy tak radykalne stanowisko, ponieważ czasem nie którzy członkowie próbowali zarobić na swej przynależności do AA i obawialiśmy się, że możemy być wykorzystywani. Od czasu do czasu ktoś z wdzięczności ufundował nam klub. Często prowadziło to do ingerencji z zewnątrz w nasze sprawy. Raz nawet dostaliśmy nawet cały szpital. Niemal natychmiast najważniejszym pacjentem w tym szpitalu, a nawet kandydatem na przyszłego dyrektora został syn ofiarodawcy. Jedna z grup otrzymała pięć tysięcy dola rów do własnej dyspozycji. Kłótnie o to, co zrobić z taką sumą, ciągnęły się latami. Niektóre grupy, przerażone taki mi komplikacjami, nie chciały mieć ani centa w kasie.
Pomimo tych obaw, trzeba było przyjąć do wiadomości że AA musi jakoś funkcjonować. Wynajęcie lokali nieco kosztuje. By uniknąć zamieszania, trzeba było otworzyć skromne biura, założyć telefony, zatrudnić na pełny etat kilka sekretarek. Zrobiono to, pomimo licznych protestów Zrozumieliśmy, że bez tego ludzie szukający pomocy mogliby nas po prostu nie znaleźć. Te proste usługi wymagają skromnych środków, które powinniśmy i możemy sami zbierać między sobą. W końcu nasze poglądy w tej sprawie przestały się wahać między skrajnościami i przyjęliśmy Siódmą Tradycję w jej obecnym brzmieniu.
Bill lubił opowiadać następującą historię na ten temat. Kiedy w 1941 roku w „Saturday Evening Post” ukazał się artykuł Jacka Alexandra na temat AA, do nowojorskiej Fundacji napłynęły tysiące gorączkowych listów od doprowadzonych do ostateczności alkoholików i ich rodzin.
„W tym czasie nasze biuro – opowiada Bill – liczyło dwie osoby: ofiarną sekretarkę i mnie. Jak więc można było sobie poradzić z tą lawiną próśb o pomoc? Było oczywiste, że musimy zatrudnić więcej ludzi na pełnych etatach. Zwróciliśmy się zatem do grup AA o dobrowolne składki na ten cel. Może przysłaliby chociaż dolara rocznie od każdego członka? Bo inaczej te rozdzierające serce wołania o pomoc będą musiały pozostać bez odpowiedzi.
Ku memu zdziwieniu grupy się ociągały. Bardzo mnie to bolało. Pewnego ranka, patrząc na góry listów w biurze, pomstowałem na brak zrozumienia i skąpstwo członków wspólnoty. Akurat w tym momencie w drzwiach pojawiła się rozczochrana i obolała głowa jednego z moich starych znajomych. Był on naszym sztandarowym specjalistą od wpadek. Bez trudu zauważyłem, że ma potwornego kaca. Pamiętając dobrze to uczucie, poczułem w sercu litość. Zaprosiłem go do środka i dałem mu pięć dolarów. Zważywszy, że mój ówczesny dochód wynosił zaledwie trzydzieści dolarów tygodniowo, była to z mojej strony całkiem znacząca darowizna. Wie działem jak bardzo potrzebne są te pieniądze mojej żonie Lois na zakupy, ale to mnie nie powstrzymało. Wyraz niebiańskiej ulgi na twarzy przyjaciela ogrzał mi serce. Poczułem się wyjątkowo szlachetnie, zwłaszcza gdy myślałem o tych wszystkich alkoholikach, którzy skąpili dolara na rok. A tu ja z radością inwestuję piątaka w zaleczenie czyjegoś kaca.
Wieczorne spotkanie odbywało się w starym klubie na 24 ulicy w Nowym Jorku. Podczas przerwy skarbnik nieśmiało napomknął o katastrofalnej sytuacji finansowej klubu. (Było to w owym czasie, gdy wszyscy podkreślali, by pod żadnym pozorem nie mieszać AA z pieniędzmi). W końcu jednak oznajmił, że jeśli nie zapłacimy zaległego czynszu za korzystanie z klubu, właściciel po prostu nas wyeksmituje. Zakończył mówiąc: »A więc chłopaki, wrzucajcie dzisiaj szczodrze do kapelusza, dobrze?«
Usłyszałem ten apel o szczodrość bardzo wyraźnie w trakcie gorliwego nawracania na AA jakiegoś nowego, który siedział obok mnie. Widząc zbliżający się kapelusz, sięgnąłem do kieszeni. Nie przerywając rozmowy wyciągnąłem półdolarówkę. Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że to za dużo, pośpiesznie wsadziłem ją z powrotem do kieszeni i wyszukałem dziesięciocentówkę, która z ledwie słyszalnym brzękiem wpadła do kapelusza. W tamtych czasach nikt jeszcze nie wrzucał do kapelusza banknotów.
Nagle się zreflektowałem. Ja, który jeszcze tego samego ranka chełpiłem się szczodrością, potraktowałem mój własny klub gorzej niż ci rozproszeni po kraju alkoholicy, którzy zaniedbali wysłać dolara do Fundacji. Zrozumiałem, że pięciodolarowa darowizna dla skacowanego wpadkowicza służyła wyłącznie mojemu własnemu ego, co zresztą ani mnie ani jemu nie mogło wyjść na dobre. Uświadomiłem sobie, że istnieje jedno miejsce, gdzie AA i pieniądze świetnie się uzupełniają. Tym miejscem jest kapelusz!”
Z pieniędzmi wiąże się jeszcze jedna historia. Pewnego wieczoru, w 1948 roku, odbywało się kwartalne zebranie powierników Fundacji. Porządek obrad zawierał pewną bardzo ważną kwestię. Otóż zmarła pewna pani. Po otwarciu testamentu okazało się, że zapisała ona Fundacji dziesięć tysięcy dolarów. Powstało pytanie, czy AA ma przyjąć ten dar.
Ach, cóż to była za debata! Fundacja akurat była bez gro sza; grupy nie nadsyłały żadnych pieniędzy na utrzymanie biura. Wydawaliśmy na ten cel cały dochód ze sprzedaży naszej książki (mowa o „Wielkiej Księdze” – przyp. tłum), ale i to nie wystarczało. Rezerwy topniały jak kwietniowy śnieg. Bardzo potrzebowaliśmy tych dziesięciu tysięcy. „Może się zdarzyć – mówili jedni – że grupy nigdy nie będą w całości utrzymywać biura. A przecież nie można go zamknąć, bo spełnia zbyt ważną rolę. Weźmy więc te pieniądze. A także wszystkie podobne darowizny w przyszłości. Z pewnością będziemy ich potrzebować”.
Z kolei zabrali głos przeciwnicy. Wskazali na fakt, że Rada Fundacji już wie o zapisach testamentowych na rzecz AA o łącznej wartości przynajmniej pół miliona dolarów, dokonanych przez ludzi, którzy jeszcze żyją. Bóg jedynie wie ile jest zapisów, o których nie wiadomo. Jeśli nie będziemy konsekwentnie odrzucali dotacji z zewnątrz, wkrótce Fundacja będzie zamożna. Co więcej, najdrobniej szy publiczny gest ze strony naszych powierników wskazujący na to, że potrzebujemy pieniędzy, może poruszyć lawinę dotacji. W świetle takich perspektyw, owe dziesięć tysięcy, nad którymi obradowaliśmy, naprawdę nie było wielką sumą. Ale tak jak pierwszy kieliszek wypity przez alkoholika musiałyby one zapoczątkować katastrofalną reakcję łańcuchową. Gdzie mogłoby to nas doprowadzić? Ten kto płaci muzykantom, decyduje o repertuarze. Jeśli Fundacja uzyskiwałaby fundusze z zewnątrz, członkowie Rady Nadzorczej mogliby pokusić się o dysponowanie nimi, nie uwzględniając życzeń AA jako całości. Zwolnieni od odpowiedzialności alkoholicy wzruszaliby ramionami, mówiąc: „Fundacja jest tak bogata, że ja już nie muszę się o nią martwić”.
Świadomość posiadania dużej ilości pieniędzy, mogłaby skłaniać członków Rady Nadzorczej do wymyślania róż nych sposobów jak najkorzystniejszego zainwestowania kapitału, odrywając w ten sposób AA od głównego celu. Gdyby tak się stało, natychmiast zachwiałoby to wspólnotą. Rada wyodrębniłaby się ze wspólnoty i byłaby poddana ostrej krytyce zarówno ze strony zwykłych członków AA, jak i ze strony społeczeństwa. Takie były argumenty za i przeciw.
I właśnie wtedy, nasi powiernicy uczynili chwalebny zapis w historii AA. Opowiedzieli się za tym, by przyjąć jako zasadę, że AA zawsze pozostanie biedne. Odtąd polityka finansowa Fundacji miała ograniczać się do bieżących wydatków i rozsądnej rezerwy. I choć nie przyszło im to łatwo powiernicy oficjalnie odrzucili owe dziesięć tysięcy dolarów, przyjmując formalnie nieodwołalną zasadę, że wszystkie podobne dary powinny być odrzucane w przyszłości. Jesteśmy przekonani, że właśnie w tym momencie zasada zbiorowego ubóstwa została stanowczo i raz na zawsze osadzona w tradycji AA. Opublikowanie tych faktów wywołało niezwykłą reakcję. Dla ludzi przyzwyczajonych do niekończących się apeli o datki na cele dobroczynne, AA stanowiło nie do końca zrozumiałe, ale ozdrowieńcze zjawisko. Przychylne artykuły prasowe w kraju i za granicą zrodziły falę społecznego zaufania do uczciwości AA. Wskazywano na to, że ludzie nieodpowiedzialni stali się odpowiedzialni oraz że przyjmując zasadę finansowej niezależności Anonimowi Alkoholicy wskrzesili niemalże zapomniany w dzisiejszym świecie ideał.