Refleksje na dzień 15 lipca

CODZIENNE REFLEKSJE

PYCHA

Przez dziesiątki lat domagaliśmy więcej bezpieczeństwa, prestiżu i miłości niż nam się należało. Kiedy wydawało nam się, że osiągamy sukces, piliśmy, by snuć jeszcze wspanialsze marzenia. Kiedy coś się nam nie udawało, choćby tylko trochę, piliśmy szukając zapomnienia. I zawsze było nam czegoś brak.
We wszystkich tych stanach wielu z nas przyświecały najlepsze zamiary, jednak paraliżującą przeszkodą był brak pokory. Byliśmy zbyt krótkowzroczni, aby zdać sobie sprawę z tego, że praca nad charakterem i wartości duchowe muszą stać na pierwszym miejscu, a dobra materialne wcale nie są celem życia.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 72

Kilka razy co jakiś czas przymierzałem się do Kroku Siódmego, lecz tylko po to, by zawrócić i na nowo uporządkować zdobytą wiedzę. Najwyraźniej czegoś mi brakowało i sens tego Kroku ciągle mi umykał. Co takiego przeoczyłem? Osiem literek – które czytałem, a zarazem ignorowałem; podstawę wszystkich Kroków, a właściwie – całego programu AA; mianowicie: ”w pokorze”.
Zrozumiałem swoje niedociągnięcia: wciąż odkładałem różne sprawy na później; Łatwo wpadałem w złość; zbytnio użalałem się nad sobą; biadoliłem:” czemu właśnie m n i e to spotyka”?
I wtedy przypomniałem sobie takie oto słowa: “pycha poprzedza upadek” – toteż usunąłem ją ze swego życia.


JAK TO WIDZI BILL – s. 195

Język serca

Dlaczego akurat w tym konkretnym momencie dziejów na tak wielu z nas spłynęła od Boga uzdrawiająca łaska porozumienia z Nim? Każdy aspekt tego wszechogarniającego objawienia się woli Boga wiąże się z jednym kluczowym słowem: „porozumienie”. Udało się nawiązać ratujące życie porozumienie – między nami nawzajem, z otaczającym nas światem i z Bogiem.

Od początku istnienia AA porozumienie we wspólnocie nie polegało jedynie na zwyczajnym przekazywaniu pomocnych idei i postaw. Z racji naszego pokrewieństwa w cierpieniu i ponieważ wspólne nam wszystkim środki zdrowienia są dla nas samych skuteczne tylko wówczas, gdy dzielimy się nimi z innymi – nasze „kanały przepływu” we wzajemnym kontakcie zawsze zasilane są językiem serca.

A. A. Today, org. str. 7-8


DZIEŃ PO DNIU

Rozpoznawanie możliwości

Dzisiejszy dzień jest dniem możliwości. Wszelkie doświadczenia, które mamy dzisiaj – dobre lub złe – mogą być postrzegane jako okazje, okazje do zbliżenia się do naszej Siły Wyższej.
Tak jak chleb jest pokarmem dla ciała, tak możliwości są pokarmem dla duszy.

Czy dostrzegam wszystkie możliwości w moim codziennym życiu? Czy z nich korzystam?

Modlę się, abym mógł wykorzystać moje doświadczenia jako okazje do zbliżenia się do mojej Siły Wyższej.
Dzisiaj będę szukał okazji przez …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Możliwe marzenie. Osiąganie celów.

Chociaż słyszymy, jak ludzie wyśmiewają praktykę marzeń na jawie, słyszymy również, jak wyrażają podziw dla ludzi, którzy dążą do realizacji swoich marzeń. Skąd mamy wiedzieć, kiedy realizujemy właściwe marzenia?
Przydatne, skuteczne marzenia mogą wydawać się naciągane, ale wciąż mają szansę na spełnienie. W pewnym sensie są one związane z tym, co możemy zrobić, jeśli mamy odpowiednie możliwości i właściwie wykorzystujemy nasze talenty.
Fantazje lub bezużyteczne marzenia nigdy się nie spełnią. Fantazje często opierają się na naszej przeszłości i na tym, jak mogłoby być inaczej. Bezużyteczne jest również fantazjowanie o wyczynach, które całkowicie przekraczają nasze możliwości. Takie marzenia to strata czasu i energii.
Ekscytujące jest jednak to, że każda osoba może znaleźć marzenia, które są możliwe i oparte na rzeczywistości. Ważne jest, aby realizować te marzenia i doprowadzić do ich spełnienia.
Będę utrzymywał moje realistyczne marzenia przy życiu, wiedząc, że są one wzorcami, których potrzebuję do osiągnięcia moich długoterminowych celów.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Niech w waszej wspólnocie nie zabraknie przestrzeni. – Kahil Gilran

Wszyscy potrzebujemy czasu w samotności. Wtedy możemy lepiej poznać naszą Siłę Wyższą.
Kiedy używaliśmy substancji chemicznych, baliśmy się samotności. Nie chcieliśmy za dużo myśleć.
Więc odurzaliśmy się.
Teraz wiemy, że nigdy nie jesteśmy całkowicie sami. Nasza Siła Wyższa jest z nami. Możemy się zrelaksować. Możemy odpocząć.
Możemy myśleć, czytać i medytować. Możemy być naszymi najlepszymi przyjaciółmi.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi wykorzystać mój czas w samotności, aby lepiej poznać siebie. Pomóż mi też poznać Ciebie.

Działanie na dziś: Dzisiaj zaplanuję spędzenie dwóch godzin w samotności, by lepiej poznać siebie. Mogę wybrać się na długi spacer, do parku lub ogrodu. Co zrobię i kiedy?


JĘZYK WYZWOLENIA

Rodzinne manipulacje

Miałam 35 lat, kiedy po raz pierwszy postawiłam się matce i odmówiłam wzięcia udziału w jej grach i manipulacjach. Byłam bardzo przerażona i nie mogłam uwierzyć, że to robię. Zrozumiałam, że nie muszę być agresywna. Nie musiałam wdawać się w kłótnie. Mogłam powiedzieć, co chciałam i co było konieczne, aby zatroszczyć się o siebie. Zrozumiałam, że mogę kochać i szanować samą siebie, jednocześnie opiekując się matką – tak jak ja tego chciałam – nie tak, jak ona tego chciała. – Anonim

Kto lepiej wie od naszych bliskich, jak uderzać w nasze czule punkty?
Komu, oprócz naszych bliskich, dajemy tyle władzy nad sobą?
Bez względu na staż zdrowienia, wzajemne relacje mogą być dużym wyzwaniem.
Jedna rozmowa telefoniczna jest w stanie wpędzić nas w wir emocjonalny, mogący trwać wiele godzin, czy nawet dni.
Czasami po rozpoczęciu leczenia czujemy się gorzej, ponieważ jesteśmy bardziej świadomi naszych reakcji i związanego z nimi dyskomfortu. Nie jest to przyjemne, ale wychodzi nam na dobre. Dzięki świadomości i akceptacji zmieniamy się, rozwijamy i zdrowiejemy.
Proces odrywania się w miłości od członków rodziny może ciągnąć się przez lata. Tyle samo czasu może zabrać nauka właściwych i skutecznych reakcji. Nie jesteśmy w stanie kontrolować tego, co inni robią lub usiłują robić, lecz możemy do jakiegoś stopnia zapanować nad tym, w jaki sposób decydujemy się reagować na te działania.
Przestańmy zmuszać naszych bliskich do tego, aby zaczęli zachowywać się w stosunku do nas inaczej, niż do tej pory. Wyjdźmy z ich systemu, nie usiłując wpływać na nich, ani ich zmieniać.
Ich schematy zachowań, szczególnie wobec nas, to ich problem. Sposób, w jaki na nie reagujemy lub pozwalamy, by oddziaływały na nas, to nasz problem. Sposób, w jaki troszczymy się o siebie to też nasz problem.
Możemy kochać naszych bliskich, nie godząc się, by wciągali nas w swoje problemy. Możemy kochać naszą rodzinę, jednocześnie nie pozwalając jej na próby manipulacji, kontroli lub wzbudzania w nas poczucia winy.
Możemy zadbać o siebie w relacjach z naszymi bliskimi bez poczucia winy. Możemy nauczyć się asertywności wobec członków naszej rodziny, nie będąc agresywnym. Możemy wyznaczyć swoje granice, nie będąc w stosunku do nich nielojalnym.
Możemy nauczyć się kochać rodzinę, nie zaniedbując miłości i szacunku dla samych siebie.

Dzisiaj pomóż mi ćwiczyć troszczenie się o siebie w relacjach rodzinnych. Pomóż mi uświadomić sobie, że nie muszę pozwalać na to, by problemy moich bliskich kontrolowały moje życie, poszczególne jego dni albo uczucia. Pomóż mi zrozumieć, że mogę pozwolić sobie na wszystkie uczucia dotyczące mojej rodziny bez poczucia winy lub wstydu.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Siódma

„Każda grupa AA powinna być samo wystarczalna i nie powinna przyjmować dotacji z zewnątrz.”

SAMOWYSTARCZALNI alkoholicy? Kto to słyszał? A jednak uznaliśmy, że to jedyna droga. Zasada ta jest oczywistym dowodem głębokich przemian, jakie zaszły w nas wszystkich pod wpływem AA. Każdy zna zaklęcia pijących alkoholików, że mając pieniądze poradziliby sobie z wszystkimi problemami. Zawsze wyciągaliśmy rękę. Jak tylko sięgamy pamięcią, zawsze byliśmy od kogoś zależni, przeważnie finansowo. Toteż gdy wspólnota złożona wy łącznie z alkoholików oświadcza, że będzie sama na siebie łożyć zakrawa to na sensację. | Chyba żadna z Tradycji AA nie rodziła się w takich bólach jak właśnie ta. Początkowo ciągle byliśmy bez pieniędzy. Gdy dodać do tego rozpowszechnione przekonanie, że walczącym o trzeźwość alkoholikom należy udzielać wsparcia, można zrozumieć, dlaczego uważaliśmy, że zasługujemy na górę pieniędzy. Mając forsę moglibyśmy dokonywać cudów. Jednakże, o dziwo, ci z pieniędzmi byli innego zdania. Uznali, że skoro wytrzeźwieliśmy, to najwyższy czas, żebyśmy również zaczęli sami za siebie płacić. Tak więc nasza wspólnota z konieczności pozostała biedna.
Istniała jeszcze jedna przyczyna zbiorowego ubóstwa. Wkrótce okazało się, że chociaż alkoholicy nie szczędzą pieniędzy w czasie niesienia pomocy w ramach Dwunaste go Kroku, to mają oni niezwykłą awersję do wrzucania podczas spotkań „do kapelusza” drobnych kwot na cele grupy. Byliśmy zdumieni odkryciem, że musimy liczyć się dosłownie z każdym groszem. A więc AA, jako wspólnota, ciągle była bez pieniędzy, podczas gdy poszczególni jej członkowie opływali w dostatki.
Alkoholicy są wierni zasadzie: „Wszystko albo nic”. Świadczy o tym również nasz znamienny stosunek do pieniędzy. O ile w latach niemowlęctwa AA uważaliśmy, że potrzebujemy wielkich pieniędzy, o tyle w młodości doszliśmy do przekonania, iż AA w ogóle nie powinno mieć pieniędzy. Wszyscy powtarzali z uporem: „Nie można mieszać AA z pieniędzmi. Musimy oddzielać ducha od materii”. Zajęliśmy tak radykalne stanowisko, ponieważ czasem niektórzy członkowie próbowali zarobić na swej przynależności do AA i obawialiśmy się, że możemy być wykorzystywani. Od czasu do czasu ktoś z wdzięczności ufundował nam klub. Często prowadziło to do ingerencji z zewnątrz w nasze sprawy. Raz nawet dostaliśmy nawet cały szpital. Niemal natychmiast najważniejszym pacjentem w tym szpitalu, a nawet kandydatem na przyszłego dyrektora został syn ofiarodawcy. Jedna z grup otrzymała pięć tysięcy dolarów do własnej dyspozycji. Kłótnie o to, co zrobić z taką sumą, ciągnęły się latami. Niektóre grupy, przerażone taki mi komplikacjami, nie chciały mieć ani centa w kasie.
Pomimo tych obaw, trzeba było przyjąć do wiadomości że AA musi jakoś funkcjonować. Wynajęcie lokali nieco kosztuje. By uniknąć zamieszania, trzeba było otworzyć skromne biura, założyć telefony, zatrudnić na pełny etat kilka sekretarek. Zrobiono to, pomimo licznych protestów. Zrozumieliśmy, że bez tego ludzie szukający pomocy mogliby nas po prostu nie znaleźć. Te proste usługi wymagają skromnych środków, które powinniśmy i możemy sami zbierać między sobą. W końcu nasze poglądy w tej sprawie przestały się wahać między skrajnościami i przyjęliśmy Siódmą Tradycję w jej obecnym brzmieniu.
Bill lubił opowiadać następującą historię na ten temat. Kiedy w 1941 roku w „Saturday Evening Post” ukazał się artykuł Jacka Alexandra na temat AA, do nowojorskiej Fundacji napłynęły tysiące gorączkowych listów od doprowadzonych do ostateczności alkoholików i ich rodzin.
„W tym czasie nasze biuro – opowiada Bill – liczyło dwie osoby: ofiarną sekretarkę i mnie. Jak więc można było sobie poradzić z tą lawiną próśb o pomoc? Było oczywiste, że musimy zatrudnić więcej ludzi na pełnych etatach. Zwróciliśmy się zatem do grup AA o dobrowolne składki na ten cel. Może przysłaliby chociaż dolara rocznie od każdego członka? Bo inaczej te rozdzierające serce wołania o pomoc będą musiały pozostać bez odpowiedzi.
Ku memu zdziwieniu grupy się ociągały. Bardzo mnie to bolało. Pewnego ranka, patrząc na góry listów w biurze, pomstowałem na brak zrozumienia i skąpstwo członków wspólnoty. Akurat w tym momencie w drzwiach pojawiła się rozczochrana i obolała głowa jednego z moich starych znajomych. Był on naszym sztandarowym specjalistą od wpadek. Bez trudu zauważyłem, że ma potwornego kaca. Pamiętając dobrze to uczucie, poczułem w sercu litość. Zaprosiłem go do środka i dałem mu pięć dolarów. Zważywszy, że mój ówczesny dochód wynosił zaledwie trzydzieści dolarów tygodniowo, była to z mojej strony całkiem znacząca darowizna. Wie działem jak bardzo potrzebne są te pieniądze mojej żonie Lois na zakupy, ale to mnie nie powstrzymało. Wyraz niebiańskiej ulgi na twarzy przyjaciela ogrzał mi serce. Poczułem się wyjątkowo szlachetnie, zwłaszcza gdy myślałem o tych wszystkich alkoholikach, którzy skąpili dolara na rok. A tu ja z radością inwestuję piątaka w zaleczenie czyjegoś kaca.
Wieczorne spotkanie odbywało się w starym klubie na 24 ulicy w Nowym Jorku. Podczas przerwy skarbnik nieśmiało napomknął o katastrofalnej sytuacji finansowej klubu. (Było to w owym czasie, gdy wszyscy podkreślali, by pod żadnym pozorem nie mieszać AA z pieniędzmi). W końcu jednak oznajmił, że jeśli nie zapłacimy zaległego czynszu za korzystanie z klubu, właściciel po prostu nas wyeksmituje. Zakończył mówiąc: »A więc chłopaki, wrzucajcie dzisiaj szczodrze do kapelusza, dobrze?«
Usłyszałem ten apel o szczodrość bardzo wyraźnie w trakcie gorliwego nawracania na AA jakiegoś nowego, który siedział obok mnie. Widząc zbliżający się kapelusz, sięgnąłem do kieszeni. Nie przerywając rozmowy wyciągnąłem półdolarówkę. Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że to za dużo, pośpiesznie wsadziłem ją z powrotem do kieszeni i wyszukałem dziesięciocentówkę, która z ledwie słyszalnym brzękiem wpadła do kapelusza. W tamtych czasach nikt jeszcze nie wrzucał do kapelusza banknotów.
Nagle się zreflektowałem. Ja, który jeszcze tego samego ranka chełpiłem się szczodrością, potraktowałem mój własny klub gorzej niż ci rozproszeni po kraju alkoholicy, którzy zaniedbali wysłać dolara do Fundacji. Zrozumiałem, że pięciodolarowa darowizna dla skacowanego wpadkowicza służyła wyłącznie mojemu własnemu ego, co zresztą ani mnie ani jemu nie mogło wyjść na dobre. Uświadomiłem sobie, że istnieje jedno miejsce, gdzie AA i pieniądze świetnie się uzupełniają. Tym miejscem jest kapelusz!”
Z pieniędzmi wiąże się jeszcze jedna historia. Pewnego wieczoru, w 1948 roku, odbywało się kwartalne zebranie powierników Fundacji. Porządek obrad zawierał pewną bardzo ważną kwestię. Otóż zmarła pewna pani. Po otwarciu testamentu okazało się, że zapisała ona Fundacji dziesięć tysięcy dolarów. Powstało pytanie, czy AA ma przyjąć ten dar.
Ach, cóż to była za debata! Fundacja akurat była bez gro sza; grupy nie nadsyłały żadnych pieniędzy na utrzymanie biura. Wydawaliśmy na ten cel cały dochód ze sprzedaży naszej książki (mowa o „Wielkiej Księdze” – przyp. tłum), ale i to nie wystarczało. Rezerwy topniały jak kwietniowy śnieg. Bardzo potrzebowaliśmy tych dziesięciu tysięcy. „Może się zdarzyć – mówili jedni – że grupy nigdy nie będą w całości utrzymywać biura. A przecież nie można go zamknąć, bo spełnia zbyt ważną rolę. Weźmy więc te pieniądze. A także wszystkie podobne darowizny w przyszłości. Z pewnością będziemy ich potrzebować”.
Z kolei zabrali głos przeciwnicy. Wskazali na fakt, że Rada Fundacji już wie o zapisach testamentowych na rzecz AA o łącznej wartości przynajmniej pół miliona dolarów, dokonanych przez ludzi, którzy jeszcze żyją. Bóg jedynie wie ile jest zapisów, o których nie wiadomo. Jeśli nie będziemy konsekwentnie odrzucali dotacji z zewnątrz, wkrótce Fundacja będzie zamożna. Co więcej, najdrobniej szy publiczny gest ze strony naszych powierników wskazujący na to, że potrzebujemy pieniędzy, może poruszyć lawinę dotacji. W świetle takich perspektyw, owe dziesięć tysięcy, nad którymi obradowaliśmy, naprawdę nie było wielką sumą. Ale tak jak pierwszy kieliszek wypity przez alkoholika musiałyby one zapoczątkować katastrofalną reakcję łańcuchową. Gdzie mogłoby to nas doprowadzić? Ten kto płaci muzykantom, decyduje o repertuarze. Jeśli Fundacja uzyskiwałaby fundusze z zewnątrz, członkowie Rady Nadzorczej mogliby pokusić się o dysponowanie nimi, nie uwzględniając życzeń AA jako całości. Zwolnieni od odpowiedzialności alkoholicy wzruszaliby ramionami, mówiąc: „Fundacja jest tak bogata, że ja już nie muszę się o nią martwić”.
Świadomość posiadania dużej ilości pieniędzy, mogłaby skłaniać członków Rady Nadzorczej do wymyślania róż nych sposobów jak najkorzystniejszego zainwestowania kapitału, odrywając w ten sposób AA od głównego celu. Gdyby tak się stało, natychmiast zachwiałoby to wspólnotą. Rada wyodrębniłaby się ze wspólnoty i byłaby poddana ostrej krytyce zarówno ze strony zwykłych członków AA, jak i ze strony społeczeństwa. Takie były argumenty za i przeciw.
I właśnie wtedy, nasi powiernicy uczynili chwalebny zapis w historii AA. Opowiedzieli się za tym, by przyjąć jako zasadę, że AA zawsze pozostanie biedne. Odtąd polityka finansowa Fundacji miała ograniczać się do bieżących wydatków i rozsądnej rezerwy. I choć nie przyszło im to łatwo powiernicy oficjalnie odrzucili owe dziesięć tysięcy dolarów, przyjmując formalnie nieodwołalną zasadę, że wszystkie podobne dary powinny być odrzucane w przyszłości. Jesteśmy przekonani, że właśnie w tym momencie zasada zbiorowego ubóstwa została stanowczo i raz na zawsze osadzona w tradycji AA. Opublikowanie tych faktów wywołało niezwykłą reakcję. Dla ludzi przyzwyczajonych do niekończących się apeli o datki na cele dobroczynne, AA stanowiło nie do końca zrozumiałe, ale ozdrowieńcze zjawisko. Przychylne artykuły prasowe w kraju i za granicą zrodziły falę społecznego zaufania do uczciwości AA. Wskazywano na to, że ludzie nieodpowiedzialni stali się odpowiedzialni oraz że przyjmując zasadę finansowej niezależności Anonimowi Alkoholicy wskrzesili niemalże zapomniany w dzisiejszym świecie ideał.