Refleksje na dzień 26 marca
CODZIENNE REFLEKSJE
NAUCE NIGDY NIE MA KOŃCA
Oddaj się Bogu, takiemu, jak sam Go pojmujesz. Wyznaj Bogu i współbraciom swoje winy. Uporządkuj swoja przeszłość. Dziel się tym, co odkrywasz i dołącz do nas. Będziemy z Tobą we wspólnocie Ducha i z pewnością spotkasz niektórych z nas na drodze Szczęśliwego Przeznaczenia. Niech Bóg Cię błogosławi. Zatem – do zobaczenia.
Anonimowi Alkoholicy, str. 143 – 144
Powyższe słowa wzruszają mnie, ilekroć je czytam. Z początku powodem tego było takie oto odczucie: “Nie, nie, nauka już się skończyła. Teraz należę wreszcie do samego siebie. I nic już nie będzie zupełnie nowe”. Gdy czytam ten fragment dzisiaj, czuję głębokie przywiązanie do pionierów AA; uświadamiam sobie bowiem że zawiera się w nim wszystko w co wierzę i do czego dążę; i że – z Bożym błogosławieństwem – nauce nigdy nie ma końca, ja nigdy nie należę tylko do siebie, a każdy dzień jest całkiem nowy.
JAK TO WIDZI BILL – str. 85
Życie nie jest ślepą uliczką
Najbardziej uderzające jest to, że człowiek przebudzony duchowo staje się zdolny robić, odczuwać i wierzyć w to, czego poprzednio nie potrafił robić sam w oparciu o swoje własne siły i środki. Otrzymał on dar w postaci nowego stanu świadomości i istnienia.
Znalazł się na szlaku, który rzeczywiście dokądś prowadzi, który przekonuje, że życie nie jest ślepą uliczką ani grą, w której trzeba zwyciężać albo przynajmniej przebrnąć do końca. Nastąpiła prawdziwa przemiana, ponieważ zaczął czerpać siły ze źródła, którego dotychczas w taki czy inny sposób unikał.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 106-107
DZIEŃ PO DNIU
To, co czcimy, wiele mówi o kierunku naszego życia. Niezależnie od tego, co jeszcze czciliśmy, ostatecznie czciliśmy nasze uzależnienie – posuwając się do wszystkiego, by zdobyć i zażyć wybraną przez nas używkę. W naszym nowym życiu uczymy się jednak czcić nową duchową Siłę Wyższą.
Gdy pracujemy nad naszym programem Dwunastu Kroków i poznajemy naszą nową Siłę Wyższą – taką, która nie oferuje nam poczucia winy, wstydu, niebezpieczeństwa ani strat – pomocne może być spojrzenie na to, jak inni rozumieją swoją Siłę Wyższą. Możemy uczyć się na ich przykładzie, tak jak pośrednio uczymy innych na własnym przykładzie.
Co moje działania mówią teraz o kierunku mojego życia?
Siło Wyższa, pomóż mi wyrazić moje rozwijające się i pogłębiające się przekonania.
Dziś wyrażę miłość do mojej Siły Wyższej poprzez ….
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Ja nie mogę…. Bóg może…. Myślę, że pozwolę Bogu – wskazówki.
Jednym ze złudzeń, które trzymają alkoholików w niewoli, jest wiara w siłę własnej woli. „Wciąż myślę, że jestem wystarczająco silny, by to pokonać” – deklarują wyzywająco alkoholicy, tuż przed wyruszeniem na kolejną katastrofę.
Siła woli odgrywa pewną rolę w procesie zdrowienia, ale tylko w przypadku podjęcia decyzji o oddaniu problemu Sile Wyższej. To uruchamia potężne siły, które przychodzą nam z pomocą. Nie wiemy, jak i dlaczego ten proces działa. Wiemy jednak, że wielokrotnie zadziałał u tych, którzy szczerze zastosowali go w swoim życiu. To, co jest potrzebne do rozpoczęcia tego procesu, to przyznanie się do porażki, chęć poszukiwania Siły Wyższej i przynajmniej wystarczająca otwartość umysłu, aby dać temu wszystkiemu uczciwą szansę. Rezultat może być bardzo zaskakujący. Nie ma też potrzeby przepraszać za naszą Siłę Wyższą po tym, jak znaleźliśmy trzeźwość. Nikt nie miał lepszego planu i możemy pamiętać, że z innymi poważnymi problemami można sobie poradzić w ten sam sposób.
Zrobię dziś wszystko, co w mojej mocy, by rozwiązać każdy problem i sprostać każdej odpowiedzialności. Jeśli coś mnie przerośnie, odwrócę się od tego w taki sam sposób, jak zrobiłem to z moim problemem alkoholowym.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Jesteśmy tu po to, by dodawać do życia to, co możemy, a nie po to, by czerpać z niego to, co możemy. Sir William Osler
Służba to słowo, które słyszymy w naszym programie zdrowienia. Służba oznacza pracę, którą wykonujemy dla innych. To podstawa naszego programu. Powód jest prosty. Służba naszej Sile Wyższej i innym przełamuje naszą chęć bycia skoncentrowanym na sobie. Służba przywraca nas światu. Naprawdę jesteśmy częścią grupy, gdy robimy kawę, ustawiamy krzesła lub wypowiadamy się na spotkaniach. Naprawdę czujemy się częścią rodziny, gdy załatwiamy różne sprawy, pomagamy przy posiłkach i pracach domowych. Naprawdę łączymy się z naszą Siłą Wyższą, gdy modlimy się: „Użyj mnie dzisiaj, by pomóc innym”. Służba przełamuje poczucie osamotnienia, które wywołuje egocentryzm.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi służyć Tobie i innym.
Działanie na dziś: Dzisiejszy dzień będzie moim dniem służby. Będę dawać innym, wiedząc, że i ja otrzymam.
JĘZYK WYZWOLENIA
Dary, nie ciężary
Dzieci są darem, jeżeli potrafimy je zaakceptować. – Kathleen Turner Crilly
Dzieci są darem. Nasze dzieci, jeżeli mamy dzieci, są darem dla nas. My, jako dzieci, jesteśmy darem dla naszych rodziców.
Niestety, wielu z nas nie otrzymało od swoich rodziców przesiania, że jesteśmy darem dla nich i dla wszechświata. Może nasi rodzice sami cierpieli; może oczekiwali od nas opieki; może przyszliśmy na świat w trudnym dla nich okresie; może mieli swoje problemy i po prostu nie byli w stanie cieszyć się, akceptować i doceniać daru, jakim dla nich byliśmy. Wielu z nas nosi w sobie głęboko zakorzenione, często podświadome przekonanie, że byliśmy i jesteśmy ciężarem dla otoczenia. To przekonanie jest w stanie zablokować naszą zdolność cieszenia się życiem i niekorzystnie wpłynąć na nasze relacje z innymi ludźmi. Jest również w stanie nadwerężyć naszą więź z Silą Wyższą – możemy czuć, że jesteśmy ciężarem dla Boga. Jeżeli jest w nas takie przekonanie, najwyższy czas, aby się go pozbyć. Nie jesteśmy dla nikogo ciężarem. Nigdy nie byliśmy. Jeżeli nasi rodzice dali nam to do zrozumienia, czas aby zrozumieć, że to ich problem, który muszą rozwiązać.
Mamy prawo, by traktować siebie jako dar – dla nas samych, dla innych i dla wszechświata.
Jesteśmy tutaj i mamy prawo tu być.
Dzisiaj potraktuję siebie i swoje dzieci, jeżeli je mam, jako dar. Pozbędę się jakichkolwiek przekonań o byciu ciężarem dla swojej Siły Wyższej, przyjaciół, rodziny i dla siebie samego.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w Trzeźwości
Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”
Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.
Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.
Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.
Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.
Zmiana starych przyzwyczajeń
Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.
Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.
Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.
Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.
Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.
Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”. W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.
Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.
Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.
O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.
W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.
Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.
Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).
Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.
Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.
Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.
Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.
Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.
Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.
Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.