Refleksje na dzień 22 lipca
CODZIENNE REFLEKSJE
DOBRE I ZŁE
“Boże, Stwórco mój, oddaję Ci w posiadanie, to wszystko co jest we mnie dobre i złe”.
Anonimowi Alkoholicy, str. 65
Źródłem radości naszego życia jest dawanie. Uwolnienie mnie od braków – abym swobodnie mógł Służyć – pozwala mi wzrastać w pokorze. Moje braki zostają w pokorze powierzone Bogu i usunięte. Pokora stanowi kwintesencję Siódmego Kroku; a jakiż jest lepszy sposób na poszukiwanie pokory niż oddanie siebie całego Bogu – z tym co we mnie dobre i co złe – ażeby mógł On usunąć to co złe i uaktywnić to co dobre.
JAK TO WIDZI BILL – s 202
W godzinie decyzji
Choć sporządzenie listy argumentów „za i przeciw” jest nieodzownym i pomocnym sposobem na podjęcie decyzji, w niektórych sytuacjach ta prosta procedura nie wystarcza. Nie zawsze możemy polegać na tym, co wydaje nam się logiczne. Gdy ogarniają nas wątpliwości, zwracamy się do Boga w oczekiwaniu, że pozwoli nam usłyszeć glos intuicji. Jeśli podczas medytacji glos ów staje się wystarczająco wyraźny, możemy zdać się nań nawet bardziej niż na logiczne rozumowanie.
Jeżeli jednak po zastosowaniu tych kroków nadal nie mamy pewności, co należałoby zrobić, to powinniśmy poprosić o dalsze przewodnictwo i, o ile to możliwe, na razie wstrzymać się z podjęciem ważnej decyzji. Z czasem uzyskamy lepsze rozeznanie w sytuacji, i niewykluczone, że logika i intuicja razem wzięte wspólnie wytyczą przed nami drogę właściwego postępowania.
Jeśli wszakże decyzję trzeba powziąć szybko, to nie pozwólmy, by lęk nas od tego powstrzymał. Nawet jeśli decyzja okaże się błędna, pamiętajmy, że na każdym doświadczeniu można się czegoś nauczyć.
List, 1966
DZIEŃ PO DNIU
Bycie racjonalnym
Jako praktykujący uzależnieni byliśmy impulsywni. Robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę. Nie zastanawialiśmy się nad niczym. Właściwie to w ogóle niewiele myśleliśmy. Często działaliśmy irracjonalnie.
Jako osoby powracające do zdrowia nadal możemy mieć wypaczone poglądy i czasami zachowywać się irracjonalnie. To w porządku. Ale jeśli to, co robimy, wydaje się być poważne dla naszego sponsora lub kilku zdrowiejących przyjaciół, musimy więcej rozmawiać o naszych działaniach.
Czy uczę się używać rozumu do sprawdzania moich działań?
Siło Wyższa, pomóż mi postawić obie stopy na ziemi i ćwiczyć dzielenie się moimi przemyśleniami.
Porozmawiam dziś z moim sponsorem o …
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
… albowiem oto królestwo Boże w was jest. – Łukasz 17:21
Tak bardzo chcemy być dobrzy. Nawet gdy nadużywaliśmy alkoholu lub innych narkotyków, chcieliśmy wierzyć, że jesteśmy dobrymi ludźmi. Ale też często czuliśmy, że nie dorównujemy tym wartościom. Myśleliśmy, że musimy żyć według zasad, których nigdy nie będziemy w stanie przestrzegać.
Teraz odnajdujemy w sobie dobroć. Dobroć nie jest czymś, co robimy. Dobroć to po prostu bycie tym, kim już jesteśmy. Nasza Siła Wyższa przemawia do nas na wiele sposobów, w tym poprzez nasze serca i umysły. Nie musimy tak bardzo starać się być dobrymi. Wystarczy, że nauczymy się relaksować i zaprosimy naszą Siłę Wyższą, by stała się częścią naszego życia.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, Ty umieściłeś dziś w moim sercu pokój, wiedzę, miłość i radość. Pomóż mi zawsze znajdować te rzeczy.
Działanie na dziś: W jaki sposób moja Siła Wyższa jest kochającym królem lub królową? Jak mogę mieć w sobie to Królestwo? Porozmawiam dziś o tym z moim sponsorem.
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Właściwe miejsce dla mojej osoby. Właściwa praca.
„Nie możesz zmienić swojej osobowości, ale możesz sprawić, że odniesiesz sukces dzięki swojej osobowości” – napisał Emmet Fox. Jest to przypomnienie dla ludzi, którzy są niezadowoleni ze swojego losu w życiu, co dotyczy większości osób uczestniczących w programie 12 Kroków.
Istnieje wiele różnych TYPÓW ludzi i wszystkie typy są dobre. Musimy tylko znaleźć miejsce, w którym nasz typ jest potrzebny, a następnie dać z siebie wszystko w tym miejscu. Uzyskamy natychmiastowe korzyści, ponieważ cała nasza energia i talenty zostaną wykorzystane we właściwy sposób.
Nigdy nie powinniśmy spędzać chwili na zazdroszczeniu innym ludziom, którzy odnoszą wspaniałe sukcesy w swoich działaniach. Nasze szczęście powinno być na naszym miejscu, a nie na ich miejscu.
Jeśli robię to, co jest właściwe dla mnie, dam z siebie wszystko. Jeśli jestem w niewłaściwym miejscu, będę wiedział, że moja Siła Wyższa prowadzi mnie w kierunku właściwego ujścia dla moich talentów.
JĘZYK WYZWOLENIA
Odbudowując zaufanie
Wielu z nas ma problemy z zaufaniem.
Niektórzy z nas próbowali długo i usilnie ufać ludziom niezasługującym na zaufanie. Raz po raz wierzyliśmy kłamstwom i obietnicom, które nigdy nie były dotrzymywane. Niektórzy z nas próbowali wierzyć w rzeczy niemożliwe, na przykład w to, że alkoholik nie sięgnie po następny kieliszek.
Niektórzy z nas ufali Sile Wyższej w sposób niewłaściwy. Wierzyliśmy, że Bóg nakłoni innych ludzi, żeby robili to, czego chcemy. Następnie czuliśmy się oszukani, kiedy tak nie było.
Niektórzy z nas nauczyli się, że życiu nie należy ufać, że trzeba je kontrolować i manipulować nim, żeby sobie z nim poradzić.
Większości z nas błędnie wmówiono, żeby nie ufać sobie.
Podczas zdrowienia leczymy się z problemów związanych z zaufaniem. Uczymy się znowu ufać. Odbudowując zaufanie, najpierw musimy nauczyć się ufać sobie. Jesteśmy godni zaufania. Jeżeli inni wmówili nam, że nie powinniśmy sobie ufać, kłamali. Uzależnienia i dysfunkcyjne systemy powodują, że ludzie kłamią.
Możemy nauczyć się ufać Sile Wyższej we właściwy sposób – nie po to, aby zmuszać innych ludzi, aby robili to, co chcemy, ale aby pomóc samym sobie zatroszczyć się o siebie i stworzyć najlepsze z możliwych okoliczności w naszym życiu.
Możemy zaufać procesowi życia i zdrowienia. Nie musimy niczego kontrolować, wpadać w obsesję czy być nadmiernie czujnym. Nie zawsze musimy rozumieć, dokąd idziemy, co się w nas dokonuje, lecz możemy być przekonani, że dzieje się coś dobrego.
Kiedy nauczymy się ufać sobie, będziemy gotowi nauczyć się ufać innym ludziom. Kiedy zaufamy Sile Wyższej i samym sobie, będziemy wiedzieli, komu i w czym możemy ufać.
Być może zawsze to wiedzieliśmy. Po prostu nie wsłuchiwaliśmy się uważnie w siebie, ani nie ufaliśmy temu, co słyszymy.
Dzisiaj utwierdzę się w przekonaniu, że mogę nauczyć się ufać we właściwy sposób. Mogę ufać sobie, Sile Wyższej i procesowi zdrowienia. Mogę również nauczyć się we właściwy sposób ufać innym ludziom.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Siódma
„Każda grupa AA powinna być samo wystarczalna i nie powinna przyjmować dotacji z zewnątrz.”
SAMOWYSTARCZALNI alkoholicy? Kto to słyszał? A jednak uznaliśmy, że to jedyna droga. Zasada ta jest oczywistym dowodem głębokich przemian, jakie zaszły w nas wszystkich pod wpływem AA. Każdy zna zaklęcia pijących alkoholików, że mając pieniądze poradziliby sobie z wszystkimi problemami. Zawsze wyciągaliśmy rękę. Jak tylko sięgamy pamięcią, zawsze byliśmy od kogoś zależni, przeważnie finansowo. Toteż gdy wspólnota złożona wy łącznie z alkoholików oświadcza, że będzie sama na siebie łożyć zakrawa to na sensację. | Chyba żadna z Tradycji AA nie rodziła się w takich bólach jak właśnie ta. Początkowo ciągle byliśmy bez pieniędzy. Gdy dodać do tego rozpowszechnione przekonanie, że walczącym o trzeźwość alkoholikom należy udzielać wsparcia, można zrozumieć, dlaczego uważaliśmy, że zasługujemy na górę pieniędzy. Mając forsę moglibyśmy dokonywać cudów. Jednakże, o dziwo, ci z pieniędzmi byli inne go zdania. Uznali, że skoro wytrzeźwieliśmy, to najwyższy czas, żebyśmy również zaczęli sami za siebie płacić. Tak więc nasza wspólnota z konieczności pozostała biedna.
Istniała jeszcze jedna przyczyna zbiorowego ubóstwa. Wkrótce okazało się, że chociaż alkoholicy nie szczędzą pieniędzy w czasie niesienia pomocy w ramach Dwunaste go Kroku, to mają oni niezwykłą awersję do wrzucania podczas spotkań „do kapelusza” drobnych kwot na cele grupy. Byliśmy zdumieni odkryciem, że musimy liczyć się dosłownie z każdym groszem. A więc AA, jako wspólnota, ciągle była bez pieniędzy, podczas gdy poszczególni jej członkowie opływali w dostatki.
Alkoholicy są wierni zasadzie: „Wszystko albo nic”. Świadczy o tym również nasz znamienny stosunek do pieniędzy. O ile w latach niemowlęctwa AA uważaliśmy, że potrzebujemy wielkich pieniędzy, o tyle w młodości doszliśmy do przekonania, iż AA w ogóle nie powinno mieć pieniędzy. Wszyscy powtarzali z uporem: „Nie można mieszać AA z pieniędzmi. Musimy oddzielać ducha od materii”. Zajęliśmy tak radykalne stanowisko, ponieważ czasem nie którzy członkowie próbowali zarobić na swej przynależności do AA i obawialiśmy się, że możemy być wykorzystywani. Od czasu do czasu ktoś z wdzięczności ufundował nam klub. Często prowadziło to do ingerencji z zewnątrz w nasze sprawy. Raz nawet dostaliśmy nawet cały szpital. Niemal natychmiast najważniejszym pacjentem w tym szpitalu, a nawet kandydatem na przyszłego dyrektora został syn ofiarodawcy. Jedna z grup otrzymała pięć tysięcy dola rów do własnej dyspozycji. Kłótnie o to, co zrobić z taką sumą, ciągnęły się latami. Niektóre grupy, przerażone taki mi komplikacjami, nie chciały mieć ani centa w kasie.
Pomimo tych obaw, trzeba było przyjąć do wiadomości że AA musi jakoś funkcjonować. Wynajęcie lokali nieco kosztuje. By uniknąć zamieszania, trzeba było otworzyć skromne biura, założyć telefony, zatrudnić na pełny etat kilka sekretarek. Zrobiono to, pomimo licznych protestów Zrozumieliśmy, że bez tego ludzie szukający pomocy mogliby nas po prostu nie znaleźć. Te proste usługi wymagają skromnych środków, które powinniśmy i możemy sami zbierać między sobą. W końcu nasze poglądy w tej sprawie przestały się wahać między skrajnościami i przyjęliśmy Siódmą Tradycję w jej obecnym brzmieniu.
Bill lubił opowiadać następującą historię na ten temat. Kiedy w 1941 roku w „Saturday Evening Post” ukazał się artykuł Jacka Alexandra na temat AA, do nowojorskiej Fundacji napłynęły tysiące gorączkowych listów od doprowadzonych do ostateczności alkoholików i ich rodzin.
„W tym czasie nasze biuro – opowiada Bill – liczyło dwie osoby: ofiarną sekretarkę i mnie. Jak więc można było sobie poradzić z tą lawiną próśb o pomoc? Było oczywiste, że musimy zatrudnić więcej ludzi na pełnych etatach. Zwróciliśmy się zatem do grup AA o dobrowolne składki na ten cel. Może przysłaliby chociaż dolara rocznie od każdego członka? Bo inaczej te rozdzierające serce wołania o pomoc będą musiały pozostać bez odpowiedzi.
Ku memu zdziwieniu grupy się ociągały. Bardzo mnie to bolało. Pewnego ranka, patrząc na góry listów w biurze, pomstowałem na brak zrozumienia i skąpstwo członków wspólnoty. Akurat w tym momencie w drzwiach pojawiła się rozczochrana i obolała głowa jednego z moich starych znajomych. Był on naszym sztandarowym specjalistą od wpadek. Bez trudu zauważyłem, że ma potwornego kaca. Pamiętając dobrze to uczucie, poczułem w sercu litość. Zaprosiłem go do środka i dałem mu pięć dolarów. Zważywszy, że mój ówczesny dochód wynosił zaledwie trzydzieści dolarów tygodniowo, była to z mojej strony całkiem znacząca darowizna. Wie działem jak bardzo potrzebne są te pieniądze mojej żonie Lois na zakupy, ale to mnie nie powstrzymało. Wyraz niebiańskiej ulgi na twarzy przyjaciela ogrzał mi serce. Poczułem się wyjątkowo szlachetnie, zwłaszcza gdy myślałem o tych wszystkich alkoholikach, którzy skąpili dolara na rok. A tu ja z radością inwestuję piątaka w zaleczenie czyjegoś kaca.
Wieczorne spotkanie odbywało się w starym klubie na 24 ulicy w Nowym Jorku. Podczas przerwy skarbnik nieśmiało napomknął o katastrofalnej sytuacji finansowej klubu. (Było to w owym czasie, gdy wszyscy podkreślali, by pod żadnym pozorem nie mieszać AA z pieniędzmi). W końcu jednak oznajmił, że jeśli nie zapłacimy zaległego czynszu za korzystanie z klubu, właściciel po prostu nas wyeksmituje. Zakończył mówiąc: »A więc chłopaki, wrzucajcie dzisiaj szczodrze do kapelusza, dobrze?«
Usłyszałem ten apel o szczodrość bardzo wyraźnie w trakcie gorliwego nawracania na AA jakiegoś nowego, który siedział obok mnie. Widząc zbliżający się kapelusz, sięgnąłem do kieszeni. Nie przerywając rozmowy wyciągnąłem półdolarówkę. Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że to za dużo, pośpiesznie wsadziłem ją z powrotem do kieszeni i wyszukałem dziesięciocentówkę, która z ledwie słyszalnym brzękiem wpadła do kapelusza. W tamtych czasach nikt jeszcze nie wrzucał do kapelusza banknotów.
Nagle się zreflektowałem. Ja, który jeszcze tego samego ranka chełpiłem się szczodrością, potraktowałem mój własny klub gorzej niż ci rozproszeni po kraju alkoholicy, którzy zaniedbali wysłać dolara do Fundacji. Zrozumiałem, że pięciodolarowa darowizna dla skacowanego wpadkowicza służyła wyłącznie mojemu własnemu ego, co zresztą ani mnie ani jemu nie mogło wyjść na dobre. Uświadomiłem sobie, że istnieje jedno miejsce, gdzie AA i pieniądze świetnie się uzupełniają. Tym miejscem jest kapelusz!”
Z pieniędzmi wiąże się jeszcze jedna historia. Pewnego wieczoru, w 1948 roku, odbywało się kwartalne zebranie powierników Fundacji. Porządek obrad zawierał pewną bardzo ważną kwestię. Otóż zmarła pewna pani. Po otwarciu testamentu okazało się, że zapisała ona Fundacji dziesięć tysięcy dolarów. Powstało pytanie, czy AA ma przyjąć ten dar.
Ach, cóż to była za debata! Fundacja akurat była bez gro sza; grupy nie nadsyłały żadnych pieniędzy na utrzymanie biura. Wydawaliśmy na ten cel cały dochód ze sprzedaży naszej książki (mowa o „Wielkiej Księdze” – przyp. tłum), ale i to nie wystarczało. Rezerwy topniały jak kwietniowy śnieg. Bardzo potrzebowaliśmy tych dziesięciu tysięcy. „Może się zdarzyć – mówili jedni – że grupy nigdy nie będą w całości utrzymywać biura. A przecież nie można go zamknąć, bo spełnia zbyt ważną rolę. Weźmy więc te pieniądze. A także wszystkie podobne darowizny w przyszłości. Z pewnością będziemy ich potrzebować”.
Z kolei zabrali głos przeciwnicy. Wskazali na fakt, że Rada Fundacji już wie o zapisach testamentowych na rzecz AA o łącznej wartości przynajmniej pół miliona dolarów, dokonanych przez ludzi, którzy jeszcze żyją. Bóg jedynie wie ile jest zapisów, o których nie wiadomo. Jeśli nie będziemy konsekwentnie odrzucali dotacji z zewnątrz, wkrótce Fundacja będzie zamożna. Co więcej, najdrobniej szy publiczny gest ze strony naszych powierników wskazujący na to, że potrzebujemy pieniędzy, może poruszyć lawinę dotacji. W świetle takich perspektyw, owe dziesięć tysięcy, nad którymi obradowaliśmy, naprawdę nie było wielką sumą. Ale tak jak pierwszy kieliszek wypity przez alkoholika musiałyby one zapoczątkować katastrofalną reakcję łańcuchową. Gdzie mogłoby to nas doprowadzić? Ten kto płaci muzykantom, decyduje o repertuarze. Jeśli Fundacja uzyskiwałaby fundusze z zewnątrz, członkowie Rady Nadzorczej mogliby pokusić się o dysponowanie nimi, nie uwzględniając życzeń AA jako całości. Zwolnieni od odpowiedzialności alkoholicy wzruszaliby ramionami, mówiąc: „Fundacja jest tak bogata, że ja już nie muszę się o nią martwić”.
Świadomość posiadania dużej ilości pieniędzy, mogłaby skłaniać członków Rady Nadzorczej do wymyślania róż nych sposobów jak najkorzystniejszego zainwestowania kapitału, odrywając w ten sposób AA od głównego celu. Gdyby tak się stało, natychmiast zachwiałoby to wspólnotą. Rada wyodrębniłaby się ze wspólnoty i byłaby poddana ostrej krytyce zarówno ze strony zwykłych członków AA, jak i ze strony społeczeństwa. Takie były argumenty za i przeciw.
I właśnie wtedy, nasi powiernicy uczynili chwalebny zapis w historii AA. Opowiedzieli się za tym, by przyjąć jako zasadę, że AA zawsze pozostanie biedne. Odtąd polityka finansowa Fundacji miała ograniczać się do bieżących wydatków i rozsądnej rezerwy. I choć nie przyszło im to łatwo powiernicy oficjalnie odrzucili owe dziesięć tysięcy dolarów, przyjmując formalnie nieodwołalną zasadę, że wszystkie podobne dary powinny być odrzucane w przyszłości. Jesteśmy przekonani, że właśnie w tym momencie zasada zbiorowego ubóstwa została stanowczo i raz na zawsze osadzona w tradycji AA. Opublikowanie tych faktów wywołało niezwykłą reakcję. Dla ludzi przyzwyczajonych do niekończących się apeli o datki na cele dobroczynne, AA stanowiło nie do końca zrozumiałe, ale ozdrowieńcze zjawisko. Przychylne artykuły prasowe w kraju i za granicą zrodziły falę społecznego zaufania do uczciwości AA. Wskazywano na to, że ludzie nieodpowiedzialni stali się odpowiedzialni oraz że przyjmując zasadę finansowej niezależności Anonimowi Alkoholicy wskrzesili niemalże zapomniany w dzisiejszym świecie ideał.