Refleksje na dzień 24 lipca
CODZIENNE REFLEKSJE
POMAGANIE INNYM
Nasze (…) życie jako alkoholików zależy od stałego myślenia o innych i o tym, jak możemy im dopomóc w potrzebie.
Anonimowi Alkoholicy, str. 16
Moim problemem był egocentryzm i egoizm. Przez całe moje życie ludzie coś dla mnie robili, a ja nie dość, że tego oczekiwałem, to jeszcze nie okazywałem wdzięczności i miałem pretensje, że nie robią więcej. Czemu miałem pomagać innym, skoro sądziłem ,że to oni mają pomagać mnie?
Jeśli inni mieli jakieś problemy, to czyż sobie na to nie zasłużyli? Użalałem się nad sobą, byłem pełen złości i urazy. Później dowiedziałem się, że pomagając innym – i nie oczekując niczego w zamian – mogę przezwyciężyć swój obsesyjny egoizm; a jeśli pojmę istotę pokory, zaznam spokoju i pogody ducha. Nie muszę już pić.
JAK TO WIDZI BILL – s 204
Kształtowanie charakteru
Skoro przychodzimy na świat sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru lub jeśli kto woli, grzechów.
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą. Bóg oczekuje od nas abyśmy na miarę swoich możliwości robili postępy w budowaniu charakteru.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 66
DZIEŃ PO DNIU
Wspólny cel
Skoro idziemy w tym samym kierunku, idźmy razem. Możemy mieć pewne różnice, ale pracujmy nad nimi i szanujmy nawzajem swoje opinie. Ponieważ nasz cel jest ten sam, ty pomożesz mi, a ja pomogę tobie.
Ale nigdy nie używajmy miłości jako broni przeciwko sobie nawzajem. Ponieważ łączy nas wspólne rozwiązanie, nie zadawajmy sobie nawzajem cierpienia.
Czy uczę się podkreślać nasz wspólny cel?
Siło Wyższa, pomóż mi dostrzec, że to, co dzielimy we wspólnocie, jest ważniejsze niż to, co nas dzieli.
Dzisiaj wzmocnię naszą wspólną sprawę poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Przezwyciężanie złego usposobienia. Temperament.
Osoby o złym usposobieniu, podobnie jak osoby mające problemy z alkoholem, nie zdają sobie sprawy z tego, jak trudne są. Akceptują swoje złe usposobienie jako coś normalnego. Niektórzy nawet z dumą deklarują, że są w złym nastroju, dopóki nie obudzą się na kilka godzin lub nie wypiją trzech filiżanek kawy.
Nie musimy godzić się ze ZŁYM NASTROJEM. Jeśli czasami jesteśmy drażliwi lub zrzędliwi, powinniśmy natychmiast przekazać to naszej Sile Wyższej. Istnieje lepszy wzorzec myślenia i odczuwania, który zastąpi wszystko, co wydaje się innym złym usposobieniem.
Zaskakujące jest to, że nie musimy żyć ze złym usposobieniem. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że bez tego będziemy szczęśliwsi i bardziej zrelaksowani.
Złe usposobienie, jak się dowiadujemy, to tylko niepotrzebny bagaż, którego nie musimy nosić.
Będę dziś zrelaksowany i przyjazny przez cały czas. Nie mam potrzeby ani wymówki dla złego usposobienia.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Praca w dorosłym życiu nie jest łatwa – Gail Sheehy
Kiedyś szukaliśmy łatwiejszej, łagodniejszej drogi. Staraliśmy się dbać o siebie, unikając trudnych zadań. Rezultat? Nie wiedzieliśmy, na czym polega praca w dorosłym życiu.
Praca dorosłego życia polega na tym, aby stać się duchowo skoncentrowanym. Aby to zrobić, pracujemy nad pozbyciem się naszej samowoli. Otrzymamy za to wiele wspaniałych nagród. Obudzimy się duchowo. Połączymy się z tymi, których kochamy. Rezultat? Otrzymamy miłość własną, która zastąpi samowolę. Nasza praca nie będzie łatwa, ale będzie satysfakcjonująca.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi dać z siebie wszystko w moim programie zdrowienia. Następnie pomóż mi być otwartym na nagrody, które to przyniesie.
Działanie na dziś: Wymienię trudne części mojego programu. Następnie porozmawiam o nich z moim sponsorem, przyjaciółmi, rodziną i Siłą Wyższą.
JĘZYK WYZWOLENIA
Zaprzeczanie
Zaprzeczanie jest potężnym narzędziem. Nigdy nie lekceważcie jego mocy zacierania waszej ostrości widzenia.
Powinniśmy uświadomić sobie, że staliśmy się ekspertami w używaniu tego narzędzia, aby lepiej znosić rzeczywistość. Dobrze przyswoiliśmy sobie umiejętność zagłuszania bólu zadawanego przez rzeczywistość – nie poprzez zmianę naszej sytuacji, lecz przez udawanie, że ta sytuacja jest inna niż w rzeczywistości.
Nie bądźmy dla siebie zbyt surowi. Podczas gdy jedna część naszego ja była zajęta kreowaniem nierealnej rzeczywistości, druga część pracowała nad akceptacją prawdy.
Nadszedł czas, by znaleźć w sobie odwagę i spojrzeć prawdzie w oczy. Niech łagodnie dotrze ona do naszej świadomości.
Kiedy będziemy mogli to zrobić, posuniemy się naprzód.
Boże, daj mi odwagę i siłę, aby mieć jasność widzenia.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Siódma
„Każda grupa AA powinna być samo wystarczalna i nie powinna przyjmować dotacji z zewnątrz.”
SAMOWYSTARCZALNI alkoholicy? Kto to słyszał? A jednak uznaliśmy, że to jedyna droga. Zasada ta jest oczywistym dowodem głębokich przemian, jakie zaszły w nas wszystkich pod wpływem AA. Każdy zna zaklęcia pijących alkoholików, że mając pieniądze poradziliby sobie z wszystkimi problemami. Zawsze wyciągaliśmy rękę. Jak tylko sięgamy pamięcią, zawsze byliśmy od kogoś zależni, przeważnie finansowo. Toteż gdy wspólnota złożona wy łącznie z alkoholików oświadcza, że będzie sama na siebie łożyć zakrawa to na sensację. | Chyba żadna z Tradycji AA nie rodziła się w takich bólach jak właśnie ta. Początkowo ciągle byliśmy bez pieniędzy. Gdy dodać do tego rozpowszechnione przekonanie, że walczącym o trzeźwość alkoholikom należy udzielać wsparcia, można zrozumieć, dlaczego uważaliśmy, że zasługujemy na górę pieniędzy. Mając forsę moglibyśmy dokonywać cudów. Jednakże, o dziwo, ci z pieniędzmi byli inne go zdania. Uznali, że skoro wytrzeźwieliśmy, to najwyższy czas, żebyśmy również zaczęli sami za siebie płacić. Tak więc nasza wspólnota z konieczności pozostała biedna.
Istniała jeszcze jedna przyczyna zbiorowego ubóstwa. Wkrótce okazało się, że chociaż alkoholicy nie szczędzą pieniędzy w czasie niesienia pomocy w ramach Dwunaste go Kroku, to mają oni niezwykłą awersję do wrzucania podczas spotkań „do kapelusza” drobnych kwot na cele grupy. Byliśmy zdumieni odkryciem, że musimy liczyć się dosłownie z każdym groszem. A więc AA, jako wspólnota, ciągle była bez pieniędzy, podczas gdy poszczególni jej członkowie opływali w dostatki.
Alkoholicy są wierni zasadzie: „Wszystko albo nic”. Świadczy o tym również nasz znamienny stosunek do pieniędzy. O ile w latach niemowlęctwa AA uważaliśmy, że potrzebujemy wielkich pieniędzy, o tyle w młodości doszliśmy do przekonania, iż AA w ogóle nie powinno mieć pieniędzy. Wszyscy powtarzali z uporem: „Nie można mieszać AA z pieniędzmi. Musimy oddzielać ducha od materii”. Zajęliśmy tak radykalne stanowisko, ponieważ czasem nie którzy członkowie próbowali zarobić na swej przynależności do AA i obawialiśmy się, że możemy być wykorzystywani. Od czasu do czasu ktoś z wdzięczności ufundował nam klub. Często prowadziło to do ingerencji z zewnątrz w nasze sprawy. Raz nawet dostaliśmy nawet cały szpital. Niemal natychmiast najważniejszym pacjentem w tym szpitalu, a nawet kandydatem na przyszłego dyrektora został syn ofiarodawcy. Jedna z grup otrzymała pięć tysięcy dola rów do własnej dyspozycji. Kłótnie o to, co zrobić z taką sumą, ciągnęły się latami. Niektóre grupy, przerażone taki mi komplikacjami, nie chciały mieć ani centa w kasie.
Pomimo tych obaw, trzeba było przyjąć do wiadomości że AA musi jakoś funkcjonować. Wynajęcie lokali nieco kosztuje. By uniknąć zamieszania, trzeba było otworzyć skromne biura, założyć telefony, zatrudnić na pełny etat kilka sekretarek. Zrobiono to, pomimo licznych protestów Zrozumieliśmy, że bez tego ludzie szukający pomocy mogliby nas po prostu nie znaleźć. Te proste usługi wymagają skromnych środków, które powinniśmy i możemy sami zbierać między sobą. W końcu nasze poglądy w tej sprawie przestały się wahać między skrajnościami i przyjęliśmy Siódmą Tradycję w jej obecnym brzmieniu.
Bill lubił opowiadać następującą historię na ten temat. Kiedy w 1941 roku w „Saturday Evening Post” ukazał się artykuł Jacka Alexandra na temat AA, do nowojorskiej Fundacji napłynęły tysiące gorączkowych listów od doprowadzonych do ostateczności alkoholików i ich rodzin.
„W tym czasie nasze biuro – opowiada Bill – liczyło dwie osoby: ofiarną sekretarkę i mnie. Jak więc można było sobie poradzić z tą lawiną próśb o pomoc? Było oczywiste, że musimy zatrudnić więcej ludzi na pełnych etatach. Zwróciliśmy się zatem do grup AA o dobrowolne składki na ten cel. Może przysłaliby chociaż dolara rocznie od każdego członka? Bo inaczej te rozdzierające serce wołania o pomoc będą musiały pozostać bez odpowiedzi.
Ku memu zdziwieniu grupy się ociągały. Bardzo mnie to bolało. Pewnego ranka, patrząc na góry listów w biurze, pomstowałem na brak zrozumienia i skąpstwo członków wspólnoty. Akurat w tym momencie w drzwiach pojawiła się rozczochrana i obolała głowa jednego z moich starych znajomych. Był on naszym sztandarowym specjalistą od wpadek. Bez trudu zauważyłem, że ma potwornego kaca. Pamiętając dobrze to uczucie, poczułem w sercu litość. Zaprosiłem go do środka i dałem mu pięć dolarów. Zważywszy, że mój ówczesny dochód wynosił zaledwie trzydzieści dolarów tygodniowo, była to z mojej strony całkiem znacząca darowizna. Wie działem jak bardzo potrzebne są te pieniądze mojej żonie Lois na zakupy, ale to mnie nie powstrzymało. Wyraz niebiańskiej ulgi na twarzy przyjaciela ogrzał mi serce. Poczułem się wyjątkowo szlachetnie, zwłaszcza gdy myślałem o tych wszystkich alkoholikach, którzy skąpili dolara na rok. A tu ja z radością inwestuję piątaka w zaleczenie czyjegoś kaca.
Wieczorne spotkanie odbywało się w starym klubie na 24 ulicy w Nowym Jorku. Podczas przerwy skarbnik nieśmiało napomknął o katastrofalnej sytuacji finansowej klubu. (Było to w owym czasie, gdy wszyscy podkreślali, by pod żadnym pozorem nie mieszać AA z pieniędzmi). W końcu jednak oznajmił, że jeśli nie zapłacimy zaległego czynszu za korzystanie z klubu, właściciel po prostu nas wyeksmituje. Zakończył mówiąc: »A więc chłopaki, wrzucajcie dzisiaj szczodrze do kapelusza, dobrze?«
Usłyszałem ten apel o szczodrość bardzo wyraźnie w trakcie gorliwego nawracania na AA jakiegoś nowego, który siedział obok mnie. Widząc zbliżający się kapelusz, sięgnąłem do kieszeni. Nie przerywając rozmowy wyciągnąłem półdolarówkę. Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że to za dużo, pośpiesznie wsadziłem ją z powrotem do kieszeni i wyszukałem dziesięciocentówkę, która z ledwie słyszalnym brzękiem wpadła do kapelusza. W tamtych czasach nikt jeszcze nie wrzucał do kapelusza banknotów.
Nagle się zreflektowałem. Ja, który jeszcze tego samego ranka chełpiłem się szczodrością, potraktowałem mój własny klub gorzej niż ci rozproszeni po kraju alkoholicy, którzy zaniedbali wysłać dolara do Fundacji. Zrozumiałem, że pięciodolarowa darowizna dla skacowanego wpadkowicza służyła wyłącznie mojemu własnemu ego, co zresztą ani mnie ani jemu nie mogło wyjść na dobre. Uświadomiłem sobie, że istnieje jedno miejsce, gdzie AA i pieniądze świetnie się uzupełniają. Tym miejscem jest kapelusz!”
Z pieniędzmi wiąże się jeszcze jedna historia. Pewnego wieczoru, w 1948 roku, odbywało się kwartalne zebranie powierników Fundacji. Porządek obrad zawierał pewną bardzo ważną kwestię. Otóż zmarła pewna pani. Po otwarciu testamentu okazało się, że zapisała ona Fundacji dziesięć tysięcy dolarów. Powstało pytanie, czy AA ma przyjąć ten dar.
Ach, cóż to była za debata! Fundacja akurat była bez gro sza; grupy nie nadsyłały żadnych pieniędzy na utrzymanie biura. Wydawaliśmy na ten cel cały dochód ze sprzedaży naszej książki (mowa o „Wielkiej Księdze” – przyp. tłum), ale i to nie wystarczało. Rezerwy topniały jak kwietniowy śnieg. Bardzo potrzebowaliśmy tych dziesięciu tysięcy. „Może się zdarzyć – mówili jedni – że grupy nigdy nie będą w całości utrzymywać biura. A przecież nie można go zamknąć, bo spełnia zbyt ważną rolę. Weźmy więc te pieniądze. A także wszystkie podobne darowizny w przyszłości. Z pewnością będziemy ich potrzebować”.
Z kolei zabrali głos przeciwnicy. Wskazali na fakt, że Rada Fundacji już wie o zapisach testamentowych na rzecz AA o łącznej wartości przynajmniej pół miliona dolarów, dokonanych przez ludzi, którzy jeszcze żyją. Bóg jedynie wie ile jest zapisów, o których nie wiadomo. Jeśli nie będziemy konsekwentnie odrzucali dotacji z zewnątrz, wkrótce Fundacja będzie zamożna. Co więcej, najdrobniej szy publiczny gest ze strony naszych powierników wskazujący na to, że potrzebujemy pieniędzy, może poruszyć lawinę dotacji. W świetle takich perspektyw, owe dziesięć tysięcy, nad którymi obradowaliśmy, naprawdę nie było wielką sumą. Ale tak jak pierwszy kieliszek wypity przez alkoholika musiałyby one zapoczątkować katastrofalną reakcję łańcuchową. Gdzie mogłoby to nas doprowadzić? Ten kto płaci muzykantom, decyduje o repertuarze. Jeśli Fundacja uzyskiwałaby fundusze z zewnątrz, członkowie Rady Nadzorczej mogliby pokusić się o dysponowanie nimi, nie uwzględniając życzeń AA jako całości. Zwolnieni od odpowiedzialności alkoholicy wzruszaliby ramionami, mówiąc: „Fundacja jest tak bogata, że ja już nie muszę się o nią martwić”.
Świadomość posiadania dużej ilości pieniędzy, mogłaby skłaniać członków Rady Nadzorczej do wymyślania róż nych sposobów jak najkorzystniejszego zainwestowania kapitału, odrywając w ten sposób AA od głównego celu. Gdyby tak się stało, natychmiast zachwiałoby to wspólnotą. Rada wyodrębniłaby się ze wspólnoty i byłaby poddana ostrej krytyce zarówno ze strony zwykłych członków AA, jak i ze strony społeczeństwa. Takie były argumenty za i przeciw.
I właśnie wtedy, nasi powiernicy uczynili chwalebny zapis w historii AA. Opowiedzieli się za tym, by przyjąć jako zasadę, że AA zawsze pozostanie biedne. Odtąd polityka finansowa Fundacji miała ograniczać się do bieżących wydatków i rozsądnej rezerwy. I choć nie przyszło im to łatwo powiernicy oficjalnie odrzucili owe dziesięć tysięcy dolarów, przyjmując formalnie nieodwołalną zasadę, że wszystkie podobne dary powinny być odrzucane w przyszłości. Jesteśmy przekonani, że właśnie w tym momencie zasada zbiorowego ubóstwa została stanowczo i raz na zawsze osadzona w tradycji AA. Opublikowanie tych faktów wywołało niezwykłą reakcję. Dla ludzi przyzwyczajonych do niekończących się apeli o datki na cele dobroczynne, AA stanowiło nie do końca zrozumiałe, ale ozdrowieńcze zjawisko. Przychylne artykuły prasowe w kraju i za granicą zrodziły falę społecznego zaufania do uczciwości AA. Wskazywano na to, że ludzie nieodpowiedzialni stali się odpowiedzialni oraz że przyjmując zasadę finansowej niezależności Anonimowi Alkoholicy wskrzesili niemalże zapomniany w dzisiejszym świecie ideał.