CODZIENNE REFLEKSJE
DŁUGOFALOWA NADZIEJA
Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo kiedy świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu, na Ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru lub, jeśli kto woli, grzechów.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 66
Oto słowa przynoszące długofalową nadzieję i pozwalające mi ujrzeć w perspektywie zarówno istotę mojej choroby, jak i drogę zdrowienia z niej. Piękno programu AA polega na tym, że wiem, iż z pomocą Boga moje życie się polepszy. Podróż, którą odbywam dzięki AA, obfituje w coraz bogatsze przygody; zrozumienie staje się prawdą; obietnice i marzenia urzeczywistniają się – a “dziś” przemienia się “na zawsze”. Gdy wkraczam w krąg światła rzucanego przez AA, moje serce wypełnia się Obecnością Boga.
„Jak to widzi Bill” – s. 187
Gadanie czy działanie?
Decydując się na zadośćuczynienie komuś, kto nadal cierpi z naszego powodu, nie powinniśmy oznajmiać mu, że kierujemy się przy tym wiarą religijną. W żargonie bokserskim posunięcie takie nazywałoby się opuszczeniem gardy. Po co mamy narażać się na zarzut fanatyzmu i religijnego nudziarstwa. W ten sposób moglibyśmy zniweczyć szansę na późniejsze przekazanie innym pozytywnego przesłania.
Na człowieku, do którego zwracamy się z zadośćuczynieniem, większe wrażenie zrobi szczera chęć naprawienia przez nas zła i nasza dobra wola, niż gadanie o duchowych odkryciach.
Anonimowi Alkoholicy, str. 66
DZIEŃ PO DNIU
Niesienie posłania
Nikt z nas nie jest najlepszym Dwunasto Krokowcem. Niesienie przesłania Dwunastego Kroku jest jednym z najważniejszych aspektów naszego zdrowienia, ale może stać się problemem. Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy staramy się zaimponować ludziom lub wywyższamy się, zamiast po prostu nieść posłanie.
To nie nasza siła czy osobowość pomaga ludziom w rozmowach w ramach Kroku Dwunastego; to raczej moc i prawda programu działa przez nas. To sprawia, że nasze ręce są stabilne i oczyszcza nasze umysły. My tylko niesiemy posłanie; nasza Siła Wyższa je dostarcza.
Czy jestem dobrym Dwunasto Krokowcem?
Siło Wyższa, niosąc posłanie zdrowienia tym, którzy wciąż cierpią, pomóż mi być jasnym i pokornym.
Dzisiaj będę praktykował pokorę poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Co powinienem był powiedzieć lub zrobić? Przemyślenia.
Po intensywnej dyskusji możemy ponownie zastanowić się nad tym, co powiedzieliśmy i żałować, że nie powiedzieliśmy czegoś innego. Być może jakaś błyskotliwa uwaga przychodzi nam do głowy długo po zakończeniu rozmowy.
Możemy powiedzieć tylko to, co przychodzi nam do głowy w czasie dyskusji. Najlepszym przygotowaniem na każdą taką dyskusję…., bez względu na to, jak jest ważna…., jest oddanie sprawy w ręce Boga, szukając najwyższego dobra dla wszystkich zaangażowanych.
Może się okazać, że błyskotliwe myśli, które przyjdą do nas później, byłyby w rzeczywistości niewłaściwe. W końcu ważne dyskusje obejmują również wymianę silnych uczuć, które wpływają na spotkanie. Jeśli nasze uczucia są zgodne z głównymi zasadami programu, dyskusja powinna pójść dobrze. W takich przypadkach prawdopodobnie powiemy to, co powinniśmy.
Zrobię dziś wszystko, co w mojej mocy, nie starając się analizować każdego słowa czy działania.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Bądź wystarczająco odważny, aby przyjąć pomoc od innych.
Często w przeszłości zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nikogo nie potrzebowali. Potrzeba odwagi, by pozwolić innym nam pomóc.
Gdy stajemy się lepsi, nasza odwaga rośnie. Zapraszamy ludzi do naszego życia. Pomagamy innym i pozwalamy innym pomagać nam.
Nauczymy się pomagać innym, jeśli będziemy pracować nad naszym programem. Dlaczego? Ponieważ potrzebujemy innych ludzi, aby zachować trzeźwość. Kiedy mamy problemy, rozmawiamy o nich w naszej grupie. Gdy potrzebujemy ramienia do wypłakania się, dzwonimy do przyjaciela lub naszego sponsora. Z czasem nasze relacje stają się jedną z największych nagród w procesie zdrowienia.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi postrzegać moją potrzebę pomocy innym jako test – test sprawdzający, czy będę wystarczająco odważny i mądry, by poprosić o pomoc, gdy jej potrzebuję.
Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię cztery sytuacje w moim życiu, w których potrzebowałem pomocy, ale o nią nie poprosiłem. Opowiem przyjacielowi o tym, jak inaczej wyglądałyby te sytuacje, gdybym poprosił o pomoc.
JĘZYK WYZWOLENIA
Potrzeba wygadania się
Zafunduj sobie możliwość ponarzekania. – Kobiety, seks i uzależnienie, dr Charlotte Darl
Wygadaj się. Nie duś w sobie tego, co cię gnębi. Wyrzuć to z siebie. Po rozpoczęciu procesu zdrowienia może nam się zdawać, że nie powinniśmy użalać się nad sobą i narzekać. Być może zdarzy nam się powątpiewać, czy powinniśmy odczuwać potrzebę narzekania, jeżeli program działa.
Co to oznacza? Że nie będziemy odczuwać żadnych emocji? Nie będziemy czuć się przytłoczeni nadmiarem spraw do załatwienia? Nie będziemy musieli radzić sobie z emocjonalnym ciśnieniem ani mieć do czynienia z nieprzyjemnymi, niedoskonałymi i niezbyt pięknymi aspektami życia?
Możemy pozwolić sobie na wyrzucenie z siebie emocji, na podjęcie ryzyka i na otwarcie się na innych. Nie musimy zawsze trzymać fasonu. To brzmi bardziej jak współuzależnie – niż zdrowienie.
Wygadanie się wcale nie oznacza, że jesteśmy ofiarami. Nie znaczy, że musimy upajać się własnym nieszczęściem, odnajdując swój status w męczennictwie. Nie znaczy, że przestaniemy wytyczać własne granice i troszczyć się o siebie. Czasami wygadanie się jest zasadniczą częścią dbania o siebie.
Dochodzimy do punktu, w którym musimy się poddać, aby móc pójść dalej.
Uzewnętrznienie swoich myśli i uczuć nie polega jedynie na intymnej spowiedzi przed sobą. Czasami musimy podjąć ryzyko podzielenia się z innymi ludźmi naszymi ludzkimi słabościami: strachem, smutkiem, cierpieniem, wściekłością, nieuzasadnioną złością, znużeniem czy brakiem wiary. Pozwalamy sobie na okazanie innym naszego człowieczeństwa. Jednocześnie pozwalamy innym ludziom, aby okazali nam swoje ludzkie oblicze. „Poskładani” ludzie mają swoje „nieposkładane” chwile. Czasami załamanie się i wyrzucenie tego, co boli, na zewnątrz, jest sposobem na poskładanie się z powrotem w jedną całość.
Dzisiaj wyrzucę z siebie wszystko, co wymaga rozładowania.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Krok Siódmy
„Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”
KROK ten kładzie szczególny nacisk na pokorę, warto więc zastanowić się, czym jest pokora i w jaki sposób możemy stosować ją w życiu.
Rozwijanie pokory niewątpliwie leży u podstaw każdego z Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Bez pokory żaden alkoholik nie utrzyma się w trzeźwości. Jednakże to minimum pokory, które jest potrzebne do utrzymania trzeźwości, nie wystarcza, zdaniem wielu uczestników AA, do osiągnięcia prawdziwego zadowolenia z życia. Trzeba jej znacznie więcej zarówno po to, by żyć pożytecznie, jak i po to, by w sytuacjach krytycznych móc znaleźć oparcie w dostatecznie silnej wierze.
Pokora, jako pojęcie i jako ideał postępowania, nie znajduje uznania w naszych czasach. Nie dość, że idea pokory jest niewłaściwie rozumiana, ale nawet samo słowo często budzi gwałtowną niechęć. Wielu ludzi nigdy nawet nie słyszało o pokorze jako o sposobie życia. Nad większością codziennych rozmów i lektur unosi się duma człowieka z jego własnych osiągnięć.
Ludzie nauki z ogromną inteligencją wykradają naturze jej sekrety. Wykorzystywane dziś olbrzymie zasoby zapowiadają taką obfitość dobrodziejstw materialnych, że wielu ludzi uwierzyło w bliskie nadejście raju stworzonego ludzką ręką. W zanik ubóstwa i taki dobrobyt, który zagwarantuje każdemu tyle poczucia bezpieczeństwa i zadowolenia życiowego, ile dusza zapragnie. U podstaw tej wizji zdaje się tkwić przekonanie, że po zaspokojeniu podstawowych instynktów każdego człowieka, nie bardzo będzie o co się kłócić. A wtedy ludzie staną się wreszcie szczęśliwi i będą mogli zająć się bez reszty rozwijaniem kultury i charakterów. Wyłącznie dzięki inteligencji i pracy staną się kowala mi własnego losu.
Na pewno żaden alkoholik, a w szczególności członek AA, nie zechce potępiać osiągnięć materialnych. Nie mamy także zamiaru polemizować z resztą ludzi, którzy nadal zapalczywie utrzymują, że głównym celem życia jest zaspokajanie zasadniczych popędów naturalnych. Wiemy natomiast aż zbyt dobrze, że nikt nie prześcignie alkoholików w sztuce stosowania tej zasady w sposób prowadzący do nieuchronnej katastrofy życiowej. Przez dziesiątki lat domagaliśmy się więcej bezpieczeństwa, prestiżu i miłości, niż nam się należało. Kiedy wydawało nam się, że osiągamy sukces piliśmy, by snuć jeszcze wspanialsze marzenia. Kiedy coś nam się nie udawało, choćby tylko trochę, piliśmy szukając zapomnienia. I zawsze było czegoś nam brak.
We wszystkich tych stanach, wielu z nas przyświecały najlepsze zamiary, jednak paraliżującą przeszkodą był brak pokory. Byliśmy zbyt krótkowzroczni, aby zdać sobie sprawę z tego, że praca nad charakterem i wartości duchowe muszą stać na pierwszym miejscu, a dobra materialne wcale nie są celem życia. Z typową dla nas krańcowością braliśmy środki za cele. Zamiast uznać zaspokojenie potrzeb materialnych za środek pozwalający nam żyć i działać po ludzku, uznaliśmy zaspokojenie tych potrzeb za ostateczny cel życia.
Wprawdzie większość z nas doceniała wartość dobrego charakteru, ale tylko na tyle, na ile dobry charakter jest potrzebny do osiągnięcia tego wszystkiego, co miało dawać zadowolenie z siebie. Umiejętność robienia wrażenia ludzi porządnych i moralnie bez zarzutu ułatwiała nam zdobycie tego, na czym naprawdę nam zależało. Ale ilekroć musieliśmy wybierać miedzy charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru ginęła w pogoni za urojonym szczęściem. Rzadko traktowaliśmy kształtowanie charakteru jako cel sam w sobie, wartość o którą warto było zabiegać bez względu na jej przydatność w zaspokajaniu naturalnych popędów. Nigdy nie dążyliśmy do tego, aby podstawą codziennego życia uczynić uczciwość, tolerancję oraz bez interesowną miłość do ludzi i Boga.
Ten brak solidnego oparcia o jakiekolwiek trwałe wartości, ta nieumiejętność dostrzeżenia prawdziwego celu życia stała się przyczyną jeszcze jednego zła. Dopóki bowiem trwaliśmy w przeświadczeniu, że własna siła i inteligencja zupełnie nam w życiu wystarczą, dopóty niedostępna była dla nas aktywna wiara w Siłę Wyższą. Į to także wtedy, gdy wierzyliśmy w Boga. Nawet jeśli mieliśmy szczere przekonania religijne, pozostawały one jałowe, ponieważ nadal graliśmy wobec siebie rolę Pana Boga. Polegając przede wszystkim na sobie, nie mogliśmy znaleźć prawdziwego oparcia w Sile Wyższej. Brakowało nam tego, co jest podstawowym składnikiem wszelkiej pokory, a mianowicie pragnienia poznania i czynienia woli Bożej.
Porzucenie tych przekonań i przyjęcie nowych poglądów było dla nas niezmiernie bolesnym procesem. Musieliśmy przejść przez setki upokorzeń, aby nauczyć się czegoś o pokorze, dopiero na końcu długiej drogi, znaczonej wieloma klęskami i poniżeniami, a wreszcie ostatecznym załamaniem zadufania w sobie, zaczęliśmy dostrzegać w pokorze coś więcej niż stan żałosnego zawodzenia. Każdy nowo przybyły do AA słyszy, a wkrótce sam się o tym przekonuje, że pokorne przyznanie się do bezsilności wobec alkoholu jest pierwszym krokiem ku wyzwoleniu spod jego paraliżującej władzy.
A więc najpierw uznajemy pokorę za konieczność. Ale to dopiero początek. Aby w pełni przezwyciężyć odrazę na samą myśl o sobie, jako pokornym słudze, aby posiąść wizję pokory, jako szerokiej drogi wiodącej do prawdziwej wolności duchowej, aby zdobyć się na gotowość do kształtowania w sobie pokory, jako celu samego w sobie większość z nas potrzebuje długiego czasu. Pielęgnowany przez całe życie egocentryzm nie znika z dnia na dzień. Pierwsze kroki stawiamy wbrew sobie.
Kiedy w końcu przyznaliśmy bez zastrzeżeń, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, wielu z nas odetchnęło z ulgą: „Dzięki Bogu mam to już za sobą. Nigdy już nie będę musiał przechodzić przez ten koszmar!” Wkrótce jednak dowiaduje my się, najczęściej z przerażeniem, że jest to dopiero pierwszy kamień milowy na nowej drodze, Powodowani koniecznością, wciąż jeszcze niezbyt chętnie, zaczynamy walczyć z najpoważniejszymi wadami charakteru, które doprowadziły nas do nałogu i z którymi musimy się uporać pod groźbą nawrotu choroby alkoholowej. Wielu z tych wad chcemy się pozbyć, ale niekiedy wydaje się nam to niemożliwe, a wtedy cofamy się przed stawianiem im czoła. Kurczowo trzymamy się innych przywar, równie groźnych dla naszej równowagi, bo te z kolei sprawiają nam przyjemność. Jakże więc możemy zmobilizować siłę i rozwagę potrzebną do pozbycia się tych przemożnych pokus i pragnień?
I tu znów dochodzimy do nieodpartego wniosku wyprowadzonego z doświadczeń AA, że musimy po prostu mieć wolę, by stale próbować bo inaczej wypadniemy z toru. W tym stadium rozwoju znajdujemy się pod silnym naciskiem, wręcz przymusem, aby postępować właściwie. Nie możemy uniknąć wyboru pomiędzy bolesnymi próbami a nieuniknioną karą za niepodjęcie tych prób. Te pierwsze kroki stawiamy niechętnie, ale przecież posuwamy się do przodu. Pokora może nadal nie być naszą upragnioną cechą charakteru, ale już zdajemy sobie sprawę, że jest dla nas jednym z niezbędnych narzędzi ratunku.
Kiedy jednak przyjrzeliśmy się już dokładnie naszym wadom, kiedy omówiliśmy je z kimś innym i kiedy staliśmy się gotowi je usunąć, nasze wyobrażenie o pokorze zaczęło nabierać głębszych treści. Zapewne zdołaliśmy już, przynajmniej w pewnej mierze, uwolnić się od najbardziej dotkliwych ułomności charakteru. Nie jest już nam zupełnie obcy stan rzeczywistego spokoju umysłu. Dla tych z nas, którzy dotychczas znali jedynie nastroje podniecenia, depresji i lęków – a więc dla nas wszystkich – ten nowo odkryty spokój jest bezcennym darem. Coś naprawdę zupełnie nowego wzbogaciło nasze życie. Jeśli dotychczas pokora była dla nas czymś w rodzaju wodnistej papki szpitalnej, to obecnie odczuwamy ją jak życiodajną mannę, po której spożyciu możemy uzyskać pogodę ducha.
To udoskonalone odczucie pokory powoduje jeszcze jedną radykalną zmianę naszych poglądów. Zaczynają się nam otwierać oczy na ogromne wartości, które wynikają bezpośrednio z detronizacji własnego JA. Nasze dotychczasowe życie było nieustanną ucieczką od bólu i problemów. Uciekaliśmy przed nimi w panicznym strachu. Nigdy nie chcieliśmy zmierzyć się z cierpieniem. Naszym rozwiązaniem była zawsze ucieczka w butelką. Budowanie charakteru przez cierpienie mogło być dobre dla świętych, ale nas nie pociągało ani trochę.
Potem, już w AA, zaczęliśmy patrzeć i słuchać. Wszędzie wokół nas widzieliśmy nieszczęścia i upadki, które pokora przeobrażała w bezcenne wartości. Usłyszeliśmy wiele opowieści o tym, jak pokora przekuwała słabość w siłę. W każdym przypadku ból był ceną wstępu do nowego życia. Ale nagroda za tę cenę przerastała najśmielsze oczekiwania. Była nią pewna doza pokory, która wkrótce okazała się najlepszym lekarstwem na ból. Zaczynaliśmy coraz mniej bać się bólu i coraz bardziej pragnąć pokory.
Najgłębszym rezultatem tej lekcji pokory była zmiana naszego stosunku do Boga i to niezależnie od tego, czy byliśmy poprzednio wierzący, czy też nie. Przestaliśmy odnosić się do Siły Wyższej jak do pogotowia ratunkowe go, w myśl formuły „jak trwoga to do Boga”. Coraz bardziej słabło w nas przekonanie, że możemy żyć jak nam się żywnie podoba, korzystając tylko od czasu do czasu z Bożej pomocy. Wielu z nas, którzy uważali się za religijnych, zdało sobie sprawę jak ograniczona była ta wiara. Nie zawsze stawiając Boga na pierwszym miejscu, sami pozbawialiśmy się jego pomocy. Dopiero teraz słowa „Sam z siebie jestem niczym – Pan czyni dzieła”, zaczynały budzić nadzieję i nabierać sensu.
Przekonaliśmy się także, że droga do pokory nie zawsze musi prowadzić przez pręgierz zawodów i klęsk. Można ją uzyskać nie tylko w wyniku długotrwałych cierpień, ale także w rezultacie wolnego wyboru. Wielki zwrot w naszym życiu nastąpił wtedy, kiedy zapragnęliśmy pokory z własnej, nieprzymuszonej woli. Właśnie wtedy mogliśmy zdać sobie sprawę z najgłębszych znaczeń Siódmego Kroku: „Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”.
A teraz przystępując już do praktycznego podjęcia Siódmego Kroku, dobrze będzie raz jeszcze zastanowić się nad tym, jakie są nasze najgłębsze cele życiowe. Każdy z nas chciałby żyć w zgodzie z sobą i z innymi. Chcielibyśmy mieć pewność, że łaska Boża może uczynić dla nas to, czego sami nie potrafimy dla siebie zrobić. Wiemy już, że wady charakteru wynikające z krótkowzrocznych i płaskich popędów blokują nam drogę do tych celów. Jasno teraz widzimy, że stawialiśmy niemożliwe do spełnienia żądania sobie, innym alkoholikom i Bogu.
Głównym motorem naszych wad był samolubny lęk, że możemy utracić coś co już posiadamy, albo że nie uda nam się zdobyć czegoś, czego pragniemy. Żyjąc pod presją wiecznie nie zaspokojonych wymagań, pozostawaliśmy w stanie chronicznego rozdrażnienia i rozczarowań. Nie mogliśmy więc zaznać spokoju, dopóki nie udało się nam ukrócić tych wymagań. A różnica między wymaganiem a zwykłą prośbą jest oczywista dla każdego.
Właśnie podczas Siódmego Kroku następuje zmiana naszych postaw, która umożliwia, by kierując się pokorą wyjść poza siebie – ku innym ludziom i ku Bogu. Cały sens Siódmego Kroku ogniskuje się w pokorze. Zawarte w nim posłanie sprowadza się do tego, że powinniśmy teraz spróbować pokory, jako środka do usunięcia pozostałych wad charakteru, tak samo jak już to zrobiliśmy, kiedy przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, i kiedy uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie. Jeśli mieliśmy dość pokory, aby dostąpić łaski, która uwolniła nas od śmiertelnej obsesji, możemy z nadzieją oczekiwać takiego samego rezultatu w przypadku każdego nękającego nas problemu.