Refleksje na dzień 2 lipca

CODZIENNE REFLEKSJE

JĄDRO PRAWDZIWEJ TRZEŹWOŚCI

Stwierdzamy, że nikt nie musi mieć trudności z duchowością Programu. Gotowość, uczciwość i otwartość są koniecznym warunkiem zdrowienia. Nie można ich niczym zastąpić i nie sposób się bez nich obejść.
Anonimowi Alkoholicy, str. 188

Czy mam dość uczciwości, by zaakceptować siebie takim jakim jestem i pozwolić, by właśnie takim „mnie” zobaczyli inni? Czy mam gotowość, żeby dać z siebie wszystko i uczynić to, co jest konieczne do zachowania trzeźwości? Czy mam na tyle otwarty umysł, aby usłyszeć to, co muszę usłyszeć i odczuć to, co muszę odczuć?

Jeśli na powyższe pytania odpowiadam twierdząco, znaczy to, że o duchowym charakterze Programu wiem tyle, ile trzeba, żeby zachować trzeźwość. Kontynuując pracę nad Dwunastoma Krokami, przybliżam się do jądra prawdziwej trzeźwości: do pogody ducha z samym sobą, innymi ludźmi i Bogiem – jakkolwiek Go pojmuję.


„JAK TO WIDZI BILL– s 182

Realność doświadczeń duchowych

Być może Boską wizję autentycznej iluminacji duchowej zechcecie przeciwstawić zwykłym halucynacjom. Wątpię jednak, by ktokolwiek miarodajnie określił, czym właściwie jest zjawisko halucynacji. Nie ulega natomiast wątpliwości, że wszyscy, którym dane było doświadczenie duchowe, twierdzą, iż było ono jak najbardziej realne. Najlepszym tej realności dowodem są wynikłe z ich doświadczenia owoce. Ci, którzy dostąpili owych darów Łaski, stają się ludźmi istotnie odmienionymi – prawie zawsze na lepsze. U ludzi, którzy doznali halucynacji, nie obserwujemy podobnych efektów.

Ktoś mógłby uznać, że grzeszę arogancją, twierdząc, iż moje własne przeżycie duchowe było rzeczywiste. Tak czy owak, mogę jednak zapewnić, że zarówno w moim życiu, jak i w życiu całej rzeszy innych, podobne doświadczenie pociągnęło za sobą całkiem rzeczywiste skutki polegające na zmianach na lepsze i niezliczonych dobrodziejstwach.

Prelekcja, 1960


DZIEŃ PO DNIU

Przezwyciężanie zmartwień
Martwienie się tylko rujnuje nasze dni i doprowadza nas do szału. Lepiej jest, jeśli nie obciążamy się tym, co musimy zrobić, dopóki nie musimy tego zrobić – a następnie niezwłocznie to zrobić. A jeśli martwienie się osłabia, to działanie wzmacnia. Jeśli pozostajemy aktywni, nie mamy czasu na zamartwianie się.
Nasza Siła Wyższa zna nasze potrzeby i da nam wiedzę i moc, by je zaspokoić, jeśli tylko w pełni jej zaufamy. Poza tym, po co się martwić, skoro możemy działać?

Czy pozwalam mojej Sile Wyższej pomóc mi z moimi zmartwieniami?

Siło Wyższa, pomóż mi pozostać aktywnym i ufać, że się mną zaopiekujesz.
Będę dziś ćwiczyć nie zamartwianie się przez . . .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Szczerość od samego początku. Szczerość wobec samego siebie.
Na naszym pierwszym spotkaniu AA powiedziano nam, że półśrodki nic nam nie dadzą. Potrzebne jest szczere pragnienie zaprzestania picia i poszukiwania innego sposobu na życie.
Kontynuując program, uczymy się, że szczerość jest składnikiem sukcesu we wszystkim, co robimy. Dość często może się okazać, że coś nam się nie udaje tylko dlatego, że nie wkładamy w to serca.
Nie możemy zmusić się do szczerej postawy. Zamiast tego, odpowiedzią jest poznanie siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, co czujemy do wszystkiego, co robimy.
Nauczymy się być ostrożni w podejmowaniu prób zrobienia czegoś, co nie leży nam na sercu. Być może robimy coś, czego nie lubimy, tylko dla uznania i pieniędzy, które nam to daje. Do prawdziwej szczerości potrzebujemy czegoś więcej, a prawdy programu pomogą nam to znaleźć.
Będę dziś świadomy szczerości, z jaką podchodzę do rzeczy, które staram się robić. Być może niektóre rzeczy będę musiał porzucić lub przynajmniej zmienić.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Nigdy nie myślę o przyszłości. Ona nadejdzie wystarczająco szybko. – Albert Einstein
Nikt z nas nie ma pewności co do przyszłości. Nie wiemy, czy jutro będziemy trzeźwi.
Ale możemy być pewni tej chwili. Trzeźwiejemy dzięki chwilom. Nasze trzeźwe chwile rozciągają się na godziny, dni i lata
Nasz program nakazuje nam żyć chwilą obecną. To dlatego, że możemy kontrolować tylko tę chwilę
Nie możemy kontrolować przeszłości ani przyszłości. Musimy mieć poczucie kontroli nad naszym życiem. W naszej chorobie byliśmy poza kontrolą. To dlatego, że nie żyliśmy z chwili na chwilę.
Każda chwila jest wypełniona taką ilością życia, jaką jesteśmy w stanie udźwignąć. Każda chwila jest wypełniona wystarczająco, aby utrzymać nas przy życiu, zainteresować i rozwijać.

Modlitwa na dziś: Siło wyższa, pomóż mi odnaleźć Cię w każdej chwili.

Działanie na dziś: Dziś zatrzymam się i skupię na chwili obecnej. Sprawdzę, jak wiele kontroli mogę mieć, jeśli pozostanę tylko przy chwili obecnej.


JĘZYK WYZWOLENIA

Kto wie lepiej?
Inni ludzie nie wiedzą, co jest dla nas najlepsze. My nie wiemy, co jest najlepsze dla nich. Do nas należy wyłącznie określenie tego, co dotyczy nas samych.
„Wiem, czego potrzebujesz…”, „Wiem, co powinieneś zrobić…”, Słuchaj, według mnie powinieneś teraz zająć się…”.
Są to zuchwałe stwierdzenia, które odwodzą nas od sposobu, w jaki funkcjonujemy na duchowej płaszczyźnie życia.
Każdego dnia dana jest nam możliwość odnalezienia własnej ścieżki. Nie zawsze jest to łatwe. Zdarza się, że nieźle musimy się namęczyć, żeby odnaleźć to ciche, spokojne miejsce.
Udzielanie rad, podejmowanie decyzji za innych, planowanie ich strategii życiowych nie należy do nas. Tak jak kierowanie naszym życiem nie leży w gestii innych. Nawet jeżeli mamy z kimś jasną umowę odnośnie pomocy – jak w przypadku relacji sponsorskich – nie zawsze możemy oczekiwać, że ten ktoś będzie wiedział, co jest dla nas najlepszą opcją. To my jesteśmy odpowiedzialni za wykorzystanie dostępnych nam informacji. Jesteśmy odpowiedzialni za zwrócenie się po poradę i wskazówki. Jesteśmy odpowiedzialni za selektywny dobór informacji, wsłuchanie się w siebie i określenie tego, co leży w naszym najlepszym interesie. Nikt, oprócz nas samych, nie może tego wiedzieć. Olbrzymim darem, jaki możemy komuś ofiarować, jest wiara w tę osobę – wiara w to, że posiada własne źródło przewodnictwa i mądrości, że może sama zdecydować, co jest dla niej dobre oraz, że ma prawo do znalezienia własnej ścieżki drogą prób i błędów.
Największym darem, jaki możemy ofiarować sobie, jest wiara w zdolność odkrywania drogą prób i błędów tego, co jest dla nas najlepsze.
Dzisiaj będę pamiętał, że każdemu z nas dany jest dar zrozumienia, co jest dla niego najlepsze. Boże, pomóż mi uwierzyć w ten dar.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Siódmy

„Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”

KROK ten kładzie szczególny nacisk na pokorę, warto więc zastanowić się, czym jest pokora i w jaki sposób możemy stosować ją w życiu.
Rozwijanie pokory niewątpliwie leży u podstaw każdego z Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Bez pokory żaden alkoholik nie utrzyma się w trzeźwości. Jednakże to minimum pokory, które jest potrzebne do utrzymania trzeźwości, nie wystarcza, zdaniem wielu uczestników AA, do osiągnięcia prawdziwego zadowolenia z życia. Trzeba jej znacznie więcej zarówno po to, by żyć pożytecznie, jak i po to, by w sytuacjach krytycznych móc znaleźć oparcie w dostatecznie silnej wierze.
Pokora, jako pojęcie i jako ideał postępowania, nie znajduje uznania w naszych czasach. Nie dość, że idea pokory jest niewłaściwie rozumiana, ale nawet samo słowo często budzi gwałtowną niechęć. Wielu ludzi nigdy nawet nie słyszało o pokorze jako o sposobie życia. Nad większością codziennych rozmów i lektur unosi się duma człowieka z jego własnych osiągnięć.
Ludzie nauki z ogromną inteligencją wykradają naturze jej sekrety. Wykorzystywane dziś olbrzymie zasoby zapowiadają taką obfitość dobrodziejstw materialnych, że wielu ludzi uwierzyło w bliskie nadejście raju stworzonego ludzką ręką. W zanik ubóstwa i taki dobrobyt, który zagwarantuje każdemu tyle poczucia bezpieczeństwa i zadowolenia życiowego, ile dusza zapragnie. U podstaw tej wizji zdaje się tkwić przekonanie, że po zaspokojeniu podstawowych instynktów każdego człowieka, nie bardzo będzie o co się kłócić. A wtedy ludzie staną się wreszcie szczęśliwi i będą mogli zająć się bez reszty rozwijaniem kultury i charakterów. Wyłącznie dzięki inteligencji i pracy staną się kowala mi własnego losu.
Na pewno żaden alkoholik, a w szczególności członek AA, nie zechce potępiać osiągnięć materialnych. Nie mamy także zamiaru polemizować z resztą ludzi, którzy nadal zapalczywie utrzymują, że głównym celem życia jest zaspokajanie zasadniczych popędów naturalnych. Wiemy natomiast aż zbyt dobrze, że nikt nie prześcignie alkoholików w sztuce stosowania tej zasady w sposób prowadzący do nieuchronnej katastrofy życiowej. Przez dziesiątki lat domagaliśmy się więcej bezpieczeństwa, prestiżu i miłości, niż nam się należało. Kiedy wydawało nam się, że osiągamy sukces piliśmy, by snuć jeszcze wspanialsze marzenia. Kiedy coś nam się nie udawało, choćby tylko trochę, piliśmy szukając zapomnienia. I zawsze było czegoś nam brak.
We wszystkich tych stanach, wielu z nas przyświecały najlepsze zamiary, jednak paraliżującą przeszkodą był brak pokory. Byliśmy zbyt krótkowzroczni, aby zdać sobie sprawę z tego, że praca nad charakterem i wartości duchowe muszą stać na pierwszym miejscu, a dobra materialne wcale nie są celem życia. Z typową dla nas krańcowością braliśmy środki za cele. Zamiast uznać zaspokojenie potrzeb materialnych za środek pozwalający nam żyć i działać po ludzku, uznaliśmy zaspokojenie tych potrzeb za ostateczny cel życia.
Wprawdzie większość z nas doceniała wartość dobrego charakteru, ale tylko na tyle, na ile dobry charakter jest potrzebny do osiągnięcia tego wszystkiego, co miało dawać zadowolenie z siebie. Umiejętność robienia wrażenia ludzi porządnych i moralnie bez zarzutu ułatwiała nam zdobycie tego, na czym naprawdę nam zależało. Ale ilekroć musieliśmy wybierać miedzy charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru ginęła w pogoni za urojonym szczęściem. Rzadko traktowaliśmy kształtowanie charakteru jako cel sam w sobie, wartość o którą warto było zabiegać bez względu na jej przydatność w zaspokajaniu naturalnych popędów. Nigdy nie dążyliśmy do tego, aby podstawą codziennego życia uczynić uczciwość, tolerancję oraz bez interesowną miłość do ludzi i Boga.
Ten brak solidnego oparcia o jakiekolwiek trwałe wartości, ta nieumiejętność dostrzeżenia prawdziwego celu życia stała się przyczyną jeszcze jednego zła. Dopóki bowiem trwaliśmy w przeświadczeniu, że własna siła i inteligencja zupełnie nam w życiu wystarczą, dopóty niedostępna była dla nas aktywna wiara w Siłę Wyższą. Į to także wtedy, gdy wierzyliśmy w Boga. Nawet jeśli mieliśmy szczere przekonania religijne, pozostawały one jałowe, ponieważ nadal graliśmy wobec siebie rolę Pana Boga. Polegając przede wszystkim na sobie, nie mogliśmy znaleźć prawdziwego oparcia w Sile Wyższej. Brakowało nam tego, co jest podstawowym składnikiem wszelkiej pokory, a mianowicie pragnienia poznania i czynienia woli Bożej.
Porzucenie tych przekonań i przyjęcie nowych poglądów było dla nas niezmiernie bolesnym procesem. Musieliśmy przejść przez setki upokorzeń, aby nauczyć się czegoś o pokorze, dopiero na końcu długiej drogi, znaczonej wieloma klęskami i poniżeniami, a wreszcie ostatecznym załamaniem zadufania w sobie, zaczęliśmy dostrzegać w pokorze coś więcej niż stan żałosnego zawodzenia. Każdy nowo przybyły do AA słyszy, a wkrótce sam się o tym przekonuje, że pokorne przyznanie się do bezsilności wobec alkoholu jest pierwszym krokiem ku wyzwoleniu spod jego paraliżującej władzy.
A więc najpierw uznajemy pokorę za konieczność. Ale to dopiero początek. Aby w pełni przezwyciężyć odrazę na samą myśl o sobie, jako pokornym słudze, aby posiąść wizję pokory, jako szerokiej drogi wiodącej do prawdziwej wolności duchowej, aby zdobyć się na gotowość do kształtowania w sobie pokory, jako celu samego w sobie większość z nas potrzebuje długiego czasu. Pielęgnowany przez całe życie egocentryzm nie znika z dnia na dzień. Pierwsze kroki stawiamy wbrew sobie.
Kiedy w końcu przyznaliśmy bez zastrzeżeń, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, wielu z nas odetchnęło z ulgą: „Dzięki Bogu mam to już za sobą. Nigdy już nie będę musiał przechodzić przez ten koszmar!” Wkrótce jednak dowiaduje my się, najczęściej z przerażeniem, że jest to dopiero pierwszy kamień milowy na nowej drodze, Powodowani koniecznością, wciąż jeszcze niezbyt chętnie, zaczynamy walczyć z najpoważniejszymi wadami charakteru, które doprowadziły nas do nałogu i z którymi musimy się uporać pod groźbą nawrotu choroby alkoholowej. Wielu z tych wad chcemy się pozbyć, ale niekiedy wydaje się nam to niemożliwe, a wtedy cofamy się przed stawianiem im czoła. Kurczowo trzymamy się innych przywar, równie groźnych dla naszej równowagi, bo te z kolei sprawiają nam przyjemność. Jakże więc możemy zmobilizować siłę i rozwagę potrzebną do pozbycia się tych przemożnych pokus i pragnień?
I tu znów dochodzimy do nieodpartego wniosku wyprowadzonego z doświadczeń AA, że musimy po prostu mieć wolę, by stale próbować bo inaczej wypadniemy z toru. W tym stadium rozwoju znajdujemy się pod silnym naciskiem, wręcz przymusem, aby postępować właściwie. Nie możemy uniknąć wyboru pomiędzy bolesnymi próbami a nieuniknioną karą za niepodjęcie tych prób. Te pierwsze kroki stawiamy niechętnie, ale przecież posuwamy się do przodu. Pokora może nadal nie być naszą upragnioną cechą charakteru, ale już zdajemy sobie sprawę, że jest dla nas jednym z niezbędnych narzędzi ratunku.
Kiedy jednak przyjrzeliśmy się już dokładnie naszym wadom, kiedy omówiliśmy je z kimś innym i kiedy staliśmy się gotowi je usunąć, nasze wyobrażenie o pokorze zaczęło nabierać głębszych treści. Zapewne zdołaliśmy już, przynajmniej w pewnej mierze, uwolnić się od najbardziej dotkliwych ułomności charakteru. Nie jest już nam zupełnie obcy stan rzeczywistego spokoju umysłu. Dla tych z nas, którzy dotychczas znali jedynie nastroje podniecenia, depresji i lęków – a więc dla nas wszystkich – ten nowo odkryty spokój jest bezcennym darem. Coś naprawdę zupełnie nowego wzbogaciło nasze życie. Jeśli dotychczas pokora była dla nas czymś w rodzaju wodnistej papki szpitalnej, to obecnie odczuwamy ją jak życiodajną mannę, po której spożyciu możemy uzyskać pogodę ducha.
To udoskonalone odczucie pokory powoduje jeszcze jedną radykalną zmianę naszych poglądów. Zaczynają się nam otwierać oczy na ogromne wartości, które wynikają bezpośrednio z detronizacji własnego JA. Nasze dotychczasowe życie było nieustanną ucieczką od bólu i problemów. Uciekaliśmy przed nimi w panicznym strachu. Nigdy nie chcieliśmy zmierzyć się z cierpieniem. Naszym rozwiązaniem była zawsze ucieczka w butelką. Budowanie charakteru przez cierpienie mogło być dobre dla świętych, ale nas nie pociągało ani trochę.
Potem, już w AA, zaczęliśmy patrzeć i słuchać. Wszędzie wokół nas widzieliśmy nieszczęścia i upadki, które pokora przeobrażała w bezcenne wartości. Usłyszeliśmy wiele opowieści o tym, jak pokora przekuwała słabość w siłę. W każdym przypadku ból był ceną wstępu do nowego życia. Ale nagroda za tę cenę przerastała najśmielsze oczekiwania. Była nią pewna doza pokory, która wkrótce okazała się najlepszym lekarstwem na ból. Zaczynaliśmy coraz mniej bać się bólu i coraz bardziej pragnąć pokory.
Najgłębszym rezultatem tej lekcji pokory była zmiana naszego stosunku do Boga i to niezależnie od tego, czy byliśmy poprzednio wierzący, czy też nie. Przestaliśmy odnosić się do Siły Wyższej jak do pogotowia ratunkowe go, w myśl formuły „jak trwoga to do Boga”. Coraz bardziej słabło w nas przekonanie, że możemy żyć jak nam się żywnie podoba, korzystając tylko od czasu do czasu z Bożej pomocy. Wielu z nas, którzy uważali się za religijnych, zdało sobie sprawę jak ograniczona była ta wiara. Nie zawsze stawiając Boga na pierwszym miejscu, sami pozbawialiśmy się jego pomocy. Dopiero teraz słowa „Sam z siebie jestem niczym – Pan czyni dzieła”, zaczynały budzić nadzieję i nabierać sensu.
Przekonaliśmy się także, że droga do pokory nie zawsze musi prowadzić przez pręgierz zawodów i klęsk. Można ją uzyskać nie tylko w wyniku długotrwałych cierpień, ale także w rezultacie wolnego wyboru. Wielki zwrot w naszym życiu nastąpił wtedy, kiedy zapragnęliśmy pokory z własnej, nieprzymuszonej woli. Właśnie wtedy mogliśmy zdać sobie sprawę z najgłębszych znaczeń Siódmego Kroku: „Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”.
A teraz przystępując już do praktycznego podjęcia Siódmego Kroku, dobrze będzie raz jeszcze zastanowić się nad tym, jakie są nasze najgłębsze cele życiowe. Każdy z nas chciałby żyć w zgodzie z sobą i z innymi. Chcielibyśmy mieć pewność, że łaska Boża może uczynić dla nas to, czego sami nie potrafimy dla siebie zrobić. Wiemy już, że wady charakteru wynikające z krótkowzrocznych i płaskich popędów blokują nam drogę do tych celów. Jasno teraz widzimy, że stawialiśmy niemożliwe do spełnienia żądania sobie, innym alkoholikom i Bogu.
Głównym motorem naszych wad był samolubny lęk, że możemy utracić coś co już posiadamy, albo że nie uda nam się zdobyć czegoś, czego pragniemy. Żyjąc pod presją wiecznie nie zaspokojonych wymagań, pozostawaliśmy w stanie chronicznego rozdrażnienia i rozczarowań. Nie mogliśmy więc zaznać spokoju, dopóki nie udało się nam ukrócić tych wymagań. A różnica między wymaganiem a zwykłą prośbą jest oczywista dla każdego.
Właśnie podczas Siódmego Kroku następuje zmiana naszych postaw, która umożliwia, by kierując się pokorą wyjść poza siebie – ku innym ludziom i ku Bogu. Cały sens Siódmego Kroku ogniskuje się w pokorze. Zawarte w nim posłanie sprowadza się do tego, że powinniśmy teraz spróbować pokory, jako środka do usunięcia pozostałych wad charakteru, tak samo jak już to zrobiliśmy, kiedy przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, i kiedy uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie. Jeśli mieliśmy dość pokory, aby dostąpić łaski, która uwolniła nas od śmiertelnej obsesji, możemy z nadzieją oczekiwać takiego samego rezultatu w przypadku każdego nękającego nas problemu.