CODZIENNE REFLEKSJE
OFIARA = JEDNOŚĆ = PRZETRWANIE
Jedność, efektywność, a nawet przetrwanie AA będzie zawsze zależeć od nieustannej gotowości do poświęcania naszych osobistych ambicji i pragnień na rzecz wspólnego dobra i bezpieczeństwa. Tak jak dla pojedynczego alkoholika poświęcenie oznacza zachowanie życia, tak też oznacza ono jedność i przetrwanie każdej grupy AA i całej Wspólnoty.
Jak to widzi Bill, str. 220
Przekonałem się, że muszę złożyć w ofierze niektóre cechy mojej osobowości dla dobra całego AA; w efekcie, zostałem nagrodzony wieloma darami. Prestiż może nadymać fałszywą dumę, jednak stosując w życiu Tradycję Szóstą, zamiast tego otrzymuję dar pokory. Współpraca nie oznaczająca wiązania się i zobowiązań często potrafi być zwodnicza. Ale jeśli pozostanę bezstronny wobec interesów spoza Wspólnoty, to zachowam wolność utrzymywania jej w niezależności. A to pozwoli jej przetrwać w dobrym stanie i być źródłem siły dla przyszłych pokoleń.
„JAK TO WIDZI BILL– s 180
Zadanie dla społeczności
Rozwiązanie problemu alkoholizmu wydaje się tkwić w edukacji – edukacji prowadzonej w klasach szkolnych, na uczelniach medycznych, pośród duchownych i pracodawców, w rodzinach, i w ogóle na arenie publicznej. Od kołyski aż po grób, osobę już lub potencjalnie uzależnioną od alkoholu musi otaczać prawdziwe i głębokie zrozumienie dobrze poinformowanych ludzi, którzy wiedzą, jak z nią postępować.
Oznacza to konieczność opracowania rzeczowego i klarownego programu edukacyjnego. Do tej pory atakowano raczej wiążący się z nadmiernym piciem upadek moralny – toteż czas już ujrzeć w alkoholizmie dającą się zatrzymać chorobę.
Kto więc ma zająć się prowadzeniem tego typu edukacji? Oczywiście jest to zadanie zarówno dla całej społeczności, jak i dla wybranych specjalistów. My, członkowie AA, możemy pomagać w tym indywidualnie, ale wspólnota jako całość nie może ani nie powinna angażować się w takie działania. Dlatego też musimy polegać na innych ośrodkach i inicjatywach, na naszych przyjaciołach i sprzymierzeńcach spoza AA – wierząc, że wesprą oni tę ideę swoimi pieniędzmi i swoim wysiłkiem.
Grapevine, marzec 1958
DZIEŃ PO DNIU
Trzeźwość jako stan umysłu.
Bycie trzeźwym oznacza znacznie więcej niż tylko bycie abstynentem; to stan umysłu. Samo trzymanie się z dala od pierwszego narkotyku, pigułki czy drinka nie jest jedynym celem. Jeśli jesteśmy tylko abstynentami i nie pracujemy aktywnie nad naszym powrotem do zdrowia, nadal będziemy pragnąć alkoholu lub innych narkotyków.
Bycie w trakcie zdrowienia oznacza nie tylko abstynencję, ale sposób na życie. W trakcie zdrowienia staramy się stać lepszymi ludźmi, a w trakcie tego procesu odkrywamy, że nie potrzebujemy już narkotyku, pigułki czy drinka. Na tym polega różnica między abstynencją a zdrowieniem.
Czy aktywnie pracuję nad swoim powrotem do zdrowia?
Siło Wyższa, jestem wdzięczny za moją abstynencję i modlę się o Twoją pomoc w zrobieniu tego, co muszę zrobić, aby wyzdrowieć.
Będę dziś pracować nad moim powrotem do zdrowia poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Czyniąc wszystkie rzeczy nowymi. Uwalnianie przeszłości.
Jak często mówią nasi przyjaciele, program 12 Kroków powinien dać nam nowy styl życia. Powinniśmy mieć nowe nastawienie, nowe doświadczenia, nowe możliwości.
Jeśli mamy zrozumieć ten nowy sposób życia, musimy porzucić stare nawyki z przeszłości. Żaden alkoholik nie może wyzdrowieć, na przykład, decydując się na pozostanie w starym środowisku alkoholowym. Musimy również „wyzdrowieć” z innych relacji i wzorców, które były destrukcyjne lub oddalały nas od naszego najwyższego dobra.
„Oto czynię wszystko nowe” to starożytna obietnica. Gdy nasze myśli i przekonania ulegają zmianie, stare wzorce odchodzą, a nowe życie odsłania się przed nami.
Dziś porzucę negatywne lub przestarzałe relikty z przeszłości i będę dążyć do znalezienia rzeczy, które są dla mojego największego dobra.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Jeśli nie wiesz, dokąd zmierzasz, prawdopodobnie skończysz gdziekolwiek. – Lawrence J. Peter
Dwanaście Kroków to nasz plan życia. Musimy mieć plan. Bez niego marnujemy naszą energię.
Reagujemy zamiast myśleć. To właśnie robiliśmy jako uzależnieni. Żyliśmy jak ludzie pozbawieni kontroli. Spowodowało to wiele bólu dla nas i osób wokół nas.
Zdrowienie przynosi nam Dwanaście Kroków, a każdy Krok daje nam kierunek i mądrość. Każdy Krok opiera się na postępach, jakie poczyniliśmy w Kroku poprzedzającym. Czasami postępujemy zgodnie z planem. Czasami wydaje nam się, że sami poradzimy sobie lepiej. Czy wierzę, że Dwanaście Kroków to dobry plan na życie?
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, Ty pokazałaś mi nowy sposób na życie, plan na życie. Dziękuję, że doprowadziłaś mnie do Dwunastu Kroków. Pomóż mi nimi podążać.
Działanie na dziś: Dzisiaj poświęcę czas na przeczytanie Dwunastu Kroków. Następnie wymienię trzy powody, dla których Kroki są dobrym planem na życie.
JĘZYK WYZWOLENIA
Akceptacja zmian
Któregoś dnia pracowałem z matką w ogrodzie. Po raz trzeci przesadzałyśmy pewne rośliny. Hodowane z nasion w małym pojemniku były następnie przeniesione do większego pojemnika, a potem do ogrodu. Teraz z powodu przeprowadzki przesadzałyśmy je po raz kolejny.
Jako niedoświadczony ogrodnik zwróciłem się do matki, której kciuk zabarwił się na zielono. „Czy to im nie zaszkodzi?” – spytałem, kiedy wykopałyśmy je i otrząsałyśmy ziemię z korzeni – „Wyrywane z korzeniami i przesadzane tyle razy?”.
„Ależ skąd”, odpowiedziała moja matka. „Przesadzanie im nie zaszkodzi. Jest w gruncie rzeczy dobre dla tych, które przetrwają. W ten sposób wzmacniają się. Wyrosną im dłuższe korzenie i będą silniejsze”.
Często czułem się, jak te młode roślinki – wykorzeniony i wywrócony do góry nogami. Czasami znosiłem zmiany chętnie, czasami z oporem, ale zazwyczaj moje reakcje były mieszane.
„Czy nie będzie to dla mnie za trudne?” – pytałem. Czy nie byłoby lepiej, gdyby wszystko zostało po staremu? Wtedy przypominałem sobie słowa mojej matki: dzięki temu korzenie będą dłuższe i silniejsze.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi pamiętać, że podczas zmian moja wiara i cała moja istota ulegają wzmocnieniu.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w Trzeźwości
Bądźmy dobrzy dla siebie
Gdy ktoś nam drogi albo nasz bliski przyjaciel wraca do zdrowia po ciężkiej chorobie, staramy się zawsze otaczać go jak najtroskliwszą opieką. Rozpieszczamy chore dziecko, dostarczając mu przysmaków do jedzenia i rozrywek, żeby przyspieszyć wyzdrowienie.
Rekonwalescencja w chorobie alkoholowej trwa pewien czas, a każdy, kto przez nią przechodzi! też powinien być otoczony czułą opieką.
W dawnych czasach wierzono, że ludzie zdrowiejący po pewnych chorobach zasługują na cierpienie, gdyż uważano, że to oni sami, świadomie i samolubnie, wpędzili się w tę chorobę.
Ze względu na to, że ludzie nie znający natury choroby alkoholowej łączą ją z winą i piętnują chorych (sami tak robiliśmy zanim dowiedzieliśmy się więcej o tej chorobie), wielu z nas niezbyt dobrze obchodziło się ze sobą wówczas, gdy bywaliśmy „w kleszczach kaca”. Po prostu cierpieliśmy uważając, że jest to słuszne – kara za nasze złe czyny.
Teraz, gdy wiemy już, że alkoholizm nie jest przejawem niemoralnego postępowania, uważamy za konieczną zmianę naszego stosunku do tej choroby. Zauważyliśmy, że jedną z wielu osób najmniej skłonnych do traktowania alkoholika jako chorego jest, ku naszemu zaskoczeniu, sam alkoholik. Raz jeszcze zbieramy owoce naszych dawnych nawyków umysłowych.
Często się mówi, że nałogowo pijący to zwykle perfekcjoniści, których niecierpliwią wszelkie niedoskonałości, szczególnie ich własne. Stawiając sobie nierealistyczne cele, walczymy mimo to wściekle o ich – faktycznie niemożliwą – realizację.
Co więcej, skoro żadna istota ludzka nie jest w stanie utrzymywać się na niezwykle wysokim poziomie, a taki cel często sobie stawiamy – okazuje się, że nie dajemy rady, co jest normalne wówczas, gdy ludzie stawiają przed sobą nierealistyczne cele. W rezultacie ogarnia nas zniechęcenie i depresja. Gniewnie karzemy siebie za to. że nie jesteśmy superdoskonali.
Właśnie wtedy możemy zacząć być dobrzy – a przynajmniej rozsądni – w stosunku do siebie samych.
Od chorego dziecka czy osoby kalekiej nie żądalibyśmy więcej, niż nakazuje rozsądek. Wydaje się. że podobnie nie możemy traktować siebie samych, alkoholików, którzy weszli na drogę zdrowienia.
Zniecierpliwieni, by całkowicie wyzdrowieć do wtorku -w środę stwierdzamy, że czujemy się nadal chorzy i zaczynamy mieć do siebie pretensje. Właśnie wówczas dobrze jest spojrzeć na siebie, jakby z pewnej perspektywy, w możliwie bezstronny, obiektywny sposób. Co zrobilibyśmy, gdyby ktoś kogo kochamy, albo nasz drogi przyjaciel, zniechęcony powolnym cofaniem się choroby, zaczął odmawiać przyjmowania leków?
Sprawę ułatwia przypomnienie sobie, że alkoholizm bardzo niszczy organizm doprowadzając do stanu, na którego przezwyciężenie potrzeba miesięcy, a nawet lat. Nikt (a przynajmniej prawie nikt) nie staje się alkoholikiem w ciągu kilku tygodni. Nie możemy więc oczekiwać wyleczenia się z tej choroby w magicznie krótkim czasie.
Gdy nadchodzi moment zwątpienia, powinniśmy sami dodać sobie otuchy. Wielu z nas stwierdziło, że dobrze robi nam wtedy „poklepanie się po plecach” – pochwała za już osiągnięty postęp, oczywiście bez wpadania w samozachwyt czy niebezpiecznie egoistyczny stosunek do własnych osiągnięć.
Zróbmy remanent. Czy nie sięgnęliśmy po kieliszek przez ostatnie 24 godziny? Nie sięgnęliśmy, a to już zasługuje na naszą pochwałę. Czy zjedliśmy dziś porządny posiłek? Czy próbowaliśmy wypełnić nasze dzisiejsze obowiązki? Czy krótko mówiąc, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i w możliwie najlepszy sposób?
Jeżeli tak, to nic więcej nie powinniśmy żądać od siebie. Być może nie na wszystkie te pytania możemy odpowiedzieć twierdząco. Może w jakiejś sprawie nie stanęliśmy na wysokości zadania, coś zrobiliśmy czy pomyśleliśmy nie tak, jak powinniśmy byli, chociaż wiedzieliśmy jak należało postąpić. No to co? Nie jesteśmy istotami doskonałymi. Powinniśmy nastawić się raczej na powolny postęp, niż na opłakiwanie braku doskonałości.
Co możemy zrobić w tej chwili, żeby podnieść się na duchu? Cokolwiek, z wyjątkiem wypicia kieliszka. W każdym rozdziale naszej książki znajdują się porady na ten temat.
Ale może jest jeszcze coś więcej. Czy ostatnio cieszyłeś się życiem? Czy też może byłeś tak zaabsorbowany leczeniem się, tak bardzo trudziłeś się, żeby stać się lepszy, że nie miałeś czasu cieszyć się zachodem słońca? Wschodem księżyca? Dobrym posiłkiem? Koniecznym odpoczynkiem od „pilnowania siebie”? Dobrym dowcipem? Jakimś objawem uczucia?
Twój organizm sam chce już wrócić do normy, toteż może zasługiwać na potrzebny mu odpoczynek. Nie żałuj sobie leniwych drzemek czy długich nocy spokojnego snu. A może masz nadmiar energii, który możesz przeznaczyć na rozrywkę i zabawę? Podobnie jak inne aspekty życia, rozrywka i zabawa wydają się niezbędne dla zrealizowania naszych wszystkich zamierzeń.
A właśnie teraz jest na to czas, jedyny czas. Jeśli nie będziemy już teraz dobrzy dla siebie, to nie będziemy mieli prawa oczekiwać względów od innych.
Okazuje się, że żyjąc w trzeźwości możemy nie tylko cieszyć się tym wszystkim, czym cieszyliśmy się pijąc, ale także mnóstwem innych rzeczy. Potrzeba do tego trochę praktyki, lecz wysiłek opłaci się z nawiązką. Takie postępowanie nie jest samolubne, lecz uzasadnione ochroną siebie. Jeśli nie będziemy się cieszyć swoim powrotem do zdrowia, nie dożyjemy chwili, gdy będziemy mogli żyć życiem ludzi nie samolubnych, etycznych i odpowiedzialnych.
Uważajmy, gdy jesteśmy w świetnym nastroju
Wielu pijących (nie tylko alkoholicy) zmienia swój nastrój z przygnębienia na radosny przez prostą czynność wypicia kieliszka. Tę metodę przechodzenia od cierpienia do radości nazywamy „piciem eskapicznym” – ucieczką w alkohol.
Jednakże większość z nas często sięgała po kieliszek będąc w dobrym nastroju. Faktycznie, gdy spojrzymy wstecz na naszą historię picia stwierdzamy, że często piliśmy, żeby jeszcze bardziej wzmóc swój już i tak radosny nastrój.
Z tych doświadczeń wypływa nasza następna rada: bądź szczególnie ostrożny w momentach radosnych lub gdy po prostu czujesz się wyjątkowo dobrze.
Gdy wszystko idzie idealnie, gdy już się czujesz prawie tak, jakbyś nigdy nie był alkoholikiem uważaj!
W takich chwilach (nawet po kilku latach trzeźwości) myśl o kieliszku może się wydać całkiem naturalna, a pamięć o cierpieniach towarzyszących kiedyś pijaństwu ulatuje na jakiś czas. Jeden, jedyny kieliszek znów przestaje wydawać się niebezpieczny; zaczynamy myśleć, że nic tragicznego się nie stanie, nic nam nie zaszkodzi, jeśli go wypijemy.
Oczywiście, że jeden nie zaszkodzi – ale zwykłemu człowiekowi. Lecz nasze doświadczenie z piciem mówi nam, co taki jeden, pozornie nieszkodliwy, fatalny kieliszek może znaczyć dla nas, ludzi niezwykłych. Prędzej czy później wmówimy sobie, że jeszcze jeden też nam nie zaszkodzi. A może jeszcze kilka?
Szczególną pokusą jest dla nas picie z okazji świątecznych czy okolicznościowych, gdy mamy istotny powód do świętowania i jesteśmy wśród rozradowanych, pijących krewnych i przyjaciół, którzy mogą pić bezpiecznie. Widok tych ludzi wywiera na nas, jak się wydaje, towarzyską presję, aby wypróbować tego samego.
Może dzieje się tak dlatego, że przez tak wiele stuleci wypicie dawki etanolu (alkoholu etylowego) ściśle kojarzyło się w naszej kulturze z zabawą i z wesołym spędzaniem czasu (a także ze smutnymi, żałobnymi zdarzeniami). W naszym umyśle skojarzenia te mogą się utrzymywać nawet długo potem, gdy przekonaliśmy się, że nie musimy pić wcale. Wiemy teraz, że istnieje wiele sposobów odsuwania od siebie tego towarzyskiego nacisku, żeby pić. Krótko mówiąc, zapamiętajmy tylko, że żadna sytuacja nie daje nam „dyspensy” od naszego alkoholizmu – choroby, która odżywa zawsze, gdy wypijemy alkohol, w jakimkolwiek czasie, z jakiegokolwiek powodu czy też całkiem bez powodu.
Dla niektórych z nas jeszcze bardziej zdradziecką rzeczą jest wypicie kieliszka wówczas, gdy czujemy się szczególnie dobrze, a nie mamy specjalnego powodu do świętowania ani nie jesteśmy pod naciskiem towarzystwa, żeby pić. Taka chęć może przyjść na nas w najmniej oczekiwanej chwili, z powodów, których nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć.
Nauczyliśmy się już nie wpadać w panikę, gdy przyjdzie nam do głowy myśl wypicia kieliszka. Ostatecznie w dzisiejszych czasach jest to myśl naturalna dla każdego, zwłaszcza dla ludzi, którzy mieli w tej mierze dużą praktykę.
Lecz myśl o kieliszku to jeszcze nie to samo, co chęć wypicia go i nie musi pogrążyć nas w smutku czy obawie. Jedno i drugie można uznać za dzwonek ostrzegawczy, przypominający nam o niebezpieczeństwach alkoholizmu. Niebezpieczeństwa te istnieją zawsze, nawet gdy czujemy się tak dobrze, że zastanawiamy się czy naprawdę jest w porządku czuć się tak świetnie, jak czujemy się teraz.