CODZIENNE REFLEKSJE
NA SKRZYDLE MODLITWY
…przechodzimy do wykonania Szóstego Kroku Naszej Drogi… Podkreślamy już, że niezbędna jest nasza gotowość do zmiany.
Anonimowi Alkoholicy, str. 65
Kroki Czwarty i Piaty były trudne, ale warto je było “przerobić”. Przy Kroku Szóstym natomiast utknąłem w miejscu – toteż sięgnąłem po Wielką Księgę i przeczytałem w niej powyższy fragment. Siedziałem na dworze, modląc się o gotowość, gdy wtem podniosłem wzrok i wysoko na niebie ujrzałem ogromnego ptaka. Patrzyłem, jak nagle poddał się on potężnemu górskiemu prądowi powietrza. Niesiony przezeń, to wznosząc się, to pikując, ptak dokonywał akrobacji, jakich śmiertelne ptaki z pozoru dokonywać nie są w stanie. Był to dla mnie inspirujący przykład istoty, która” puściła” własną niemożność i oddała się w ręce siły większej niż ona sama. Uświadomiłem sobie ,że gdyby ptak “odzyskał swoją własną wolę” i nie okazując tak wielkiego zaufania, próbował sam kontrolować swój lot, to byłby się tylko pozbawił najwyraźniej bezmiernej wolności i rozmachu. Obserwacja ta obudziła we mnie gotowość do odmawiania Modlitwy do Kroku Siódmego.
Nie łatwo jest poznać wolę Boga w każdych warunkach i okolicznościach. Muszę jej poszukiwać i być gotów poddać się jej prądowi – i w tym właśnie pomaga mi modlitwa i medytacja! Jako że ja, sam w sobie, jestem niczym, proszę Boga, aby pozwolił mi poznać Jego wolę i użyczył mi siły i odwagi potrzebnej do wypełnienia jej – dzisiaj.
JAK TO WIDZI BILL– s 154
Wpływ zapić na grupę
Pierwsza wielka obawa dotyczyła „wpadek”. Na początku każdy alkoholik, z którym nawiązywaliśmy kontakt, zaczynał od powtarzających się „wpadek”, o ile w ogóle udawało mu się przez jakiś czas nie pić. Pojawili się też tacy, którzy pozostawali w abstynencji pół roku, może rok, po czym znów następowała „wpadka”. Zawsze odbieraliśmy to jak prawdziwą katastrofę. Patrzyliśmy po sobie mówiąc: „Kto następny?”
Dzisiaj „wpadki” stanowią wciąż bardzo poważną trudność, ale jako grupa możemy sobie z nią łatwo poradzić. Lęk z nas wyparował. Alkohol wciąż jest wielkim zagrożeniem pojedynczego człowieka, lecz wiemy, że nie może on unicestwić wspólnego dobra.
Nie opłaca się chyba dyskutować z „wpadkowiczami” o właściwym sposobie trzeźwienia. Ostatecznie, czemu ludzie, którzy piją, mieliby pouczać ludzi, którzy nie piją?
Po prostu pożartujcie sobie z chłopakami – spytajcie ich, czy dobrze się bawią. Jeśli zachowują się zbyt hałaśliwie albo sprawiają kłopoty, przyjaźnie schodźcie im z drogi.
1.Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość, str. 125
2.List, 1942
DZIEŃ PO DNIU
Akceptacja siebie
Wielu z nas zwykło myśleć, że nasza Siła Wyższa nienawidzi tego lub tamtego w nas lub w innych, ale nasza Siła Wyższa wcale nie nienawidzi. Nasza Siła Wyższa akceptuje nas i kocha bez względu na to, jak żyliśmy. Rozumie, że jesteśmy w stanie się zmienić.
Jest to jedyny sposób, w jaki poznajemy naszą Siłę Wyższą, nawet gdy zaczynamy akceptować siebie i innych. Zdolność do coraz większej akceptacji siebie jest darem. Pojawia się, gdy opieramy się na silnych, wartościowych cechach nas samych.
Czy uczę się akceptować siebie?
Siło Wyższa, pomóż mi uwierzyć w Twoją akceptację, przebaczenie i szczodrość; pomóż mi być gotowym zobaczyć siebie w nowy sposób.
Dzisiaj będę pracować nad samoakceptacją poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Samopomoc czy wzajemna pomoc? Pomaganie innym.
Ruch Dwunastu Kroków jest czasami nazywany programem samopomocy. Nie opisuje to jednak tego, czym naprawdę jest. Wzajemna pomoc może być lepszym określeniem.
Samopomoc zakłada, że dana osoba pomoże sobie sama. Wzajemna pomoc to coś zupełnie innego. Dzięki wzajemnej pomocy pomagamy sobie, ale odkryliśmy, że najlepszym sposobem na to jest pomaganie sobie nawzajem. Samopomoc mówi: „Mogę to zrobić”, podczas gdy wzajemna pomoc mówi… „MY możemy to zrobić”.
Nie powinniśmy odrzucać idei samopomocy lub robienia wszystkiego, co w naszej mocy, aby pracować nad rozwojem osobistym. Musimy jednak wiedzieć, że potrzebujemy pomocy, kochającej pomocy innych dla naszego najwyższego rozwoju. Są chwile, kiedy czujemy się bezradni i samotni. To właśnie wtedy wzajemna pomoc może nam pomóc, a być może nawet uratować nam życie.
Uświadomię sobie dzisiaj, że mam więź z innymi i że mogę osiągnąć swoje najwyższe dobro tylko we wzajemnej służbie z nimi.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Kiedy słuchałem swoich błędów, rozwijałem się. – Hugh Prather
Każdy popełnia błędy. Wszyscy o tym wiemy. Dlaczego więc tak trudno jest przyznać się do własnych? Wydaje nam się, że musimy być perfekcyjni. Ciężko nam patrzeć na nasze błędy. Ale nasze błędy mogą być bardzo dobrymi nauczycielami. Nasz program Dwunastu Kroków pomaga nam uczyć się i wzrastać na naszych błędach. W Kroku Czwartym połowa naszej pracy polega na myśleniu o naszych błędach. W Kroku Piątym przyznajemy się do naszych błędów przed Bogiem, samym sobą i inną osobą. Uczymy się, wzrastamy i stajemy się kompletni. Wszystko przez poznanie naszych błędów Darem zdrowienia nie jest uwolnienie się od błędów. Zamiast tego robimy Kroki, aby przyznać się do naszych błędów i rozmawiać o nich. Odnajdujemy dar zdrowienia, gdy uczymy się na własnych błędach.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi postrzegać moje błędy jako zmiany, które pozwolą mi lepiej poznać siebie.
Działanie na dziś: Dzisiaj porozmawiam z przyjacielem o tym, czego nauczyły mnie moje błędy. Dzisiaj nie będę odczuwać wstydu.
JĘZYK WYZWOLENIA
Ofiarność
Potrzebne są nam zdrowe granice dotyczące przyjmowania i ofiarowywania pieniędzy.
Niektórzy z nas ofiarowują pieniądze z niewłaściwych pobudek.
Być może wstydzimy się faktu posiadania pieniędzy i wierzymy, że na nie nie zasługujemy. Być może należymy do organizacji, która używa wstydu, jako formy kontroli w celu wyłudzenia od nas pieniędzy.
Możliwe jest uzależnienie się od dawania pieniędzy dzieciom, członkom rodziny lub przyjaciołom z powodu poczucia winy, nieistotne – zasłużonej czy nie.
Czasami pozwalamy tym, których kochamy, na finansowy szantaż. Nie są to pieniądze dawane dobrowolnie lub w oparciu o zdrowe zasady. Niektórzy z nas dają pieniądze z potrzeby roztaczania nad kimś opieki. Być może mamy nadmiernie rozwinięte poczucie odpowiedzialności za innych, łącznie z odpowiedzialnością finansową. Być może dajemy, ponieważ nie umiemy docenić własnej siły i powiedzieć „nie”, gdy mamy ochotę powiedzieć „nie”.
Niektórzy z nas dają, ponieważ żywią nadzieję lub przekonanie, że jeżeli zatroszczą się o kogoś od strony finansowej, ten ktoś będzie ich kochał.
Dawanie pieniędzy nie jest naszym obowiązkiem. Dzielenie się pieniędzmi jest naszym wyborem. Nie musimy pozwalać, aby ktoś nas wykorzystywał, manipulował nami albo wymuszał od nas pieniądze. Jesteśmy finansowo odpowiedzialni za siebie. Bycie zdrowym oznacza pozwolenie ludziom z naszego otoczenia być za siebie odpowiedzialnymi finansowo.
Nie musimy wstydzić się z powodu posiadania pieniędzy, na które zapracowaliśmy. Zasługujemy na pieniądze, które dostaliśmy – nieważne, jaka to kwota – bez obowiązku dzielenia się nimi czy poczucia winy, bo inni, którzy ich nie mają, też chcieliby je mieć.
Ofiarność jest błogosławieństwem. Dzielenie się tym, co mamy, jest częścią zdrowego życia. Możemy nauczyć się wyznaczać zdrowe granice wokół aktu dawania.
Dzisiaj będę dążył do zbudowania zdrowych granic dotyczących dawania pieniędzy. Zrozumiem, że dawanie jest moim wyborem.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Krok Szósty
„Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”
„ TO właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci”. Tak oświadczył pewien szanowany duchowny, gorąco oddany sprawie AA. Wyjaśniał on dalej, że każdy kto potrafi zdobyć się na tyle dobrej woli i uczciwości, aby zawsze wobec wszystkich swoich wad i bez żadnych zastrzeżeń stosować Szósty Krok przeszedł już tak poważną drogę duchową, że zasługuje na miano człowieka dojrzałego. Czyli człowieka, który szczerze stara się rozwijać na obraz i podobieństwo Stwórcy.
Niemal każdy członek AA natychmiast odpowie twierdząco na często zadawane pytanie, czy Bóg może i czy zechce pod pewnymi warunkami – usunąć wady naszego charakteru. I nie będzie to bynajmniej opinia teoretyczna, ale stwierdzenie faktu. Być może najbardziej doniosłego faktu w naszym życiu. I zazwyczaj przytoczy on lub ona następujący dowód na potwierdzenie swych słów: „Nie da się ukryć, że zostałem powalony, poniosłem całkowitą klęskę. Moja siła woli była zbyt bezwładna wobec alkoholu. Próby zmiany otoczenia, wszelkie wysiłki rodziny, przyjaciół i duchownych – nic nie pomagało. Ja sam nie mogłem przestać pić, a nikt inny nie mógł tego zrobić za mnie. Gdy jednak zdobyłem się na gotowość dokładnego oczyszczenia własnego podwórka, a następnie zwróciłem się do Siły Wyższej czyli Boga, jakkolwiek Go pojmuję, by mnie uwolnił – obsesja picia zniknęła, jakby odjęta czyjąś ręką”.
Podobne wypowiedzi są na porządku dziennym na spotkaniach AA na całym świecie. Jest przecież oczywiste, że każdy trzeźwiejący członek AA uzyskał dar wyzwolenia od swej uporczywej i potencjalnie śmiertelnej obsesji. A zatem, w jak najbardziej dosłownym sensie, wszyscy trzeźwiejący AA „stali się gotowi”, aby Bóg usunął z ich życia obsesyjny pociąg do alkoholu. I Bóg właśnie tego dokonał.
Skoro zostaliśmy więc obdarzeni tak skutecznym darem wyzwolenia od przymusu picia, dlaczegóż nie mielibyśmy doświadczyć w ten sam sposób również cudownego wyzwolenia od innych trudności i wad charakteru? Zapewne jest to jedna z tych zagadek naszego istnienia, które tylko Bóg mógłby w pełni rozwiązać. Ale przynajmniej częściowe rozwiązanie i dla nas jest oczywiste.
Rujnowanie własnego organizmu alkoholem jest bez wątpienia aktem przeciwnym naturze. Ludzie nadmiernie pijący, gwałcąc instynkt samozachowawczy, wydają się być skazani na stopniową zagładę. Działają wbrew swoim najgłębszym instynktom. Ale gdy ciosy, jakich nie szczędzi im nałóg, rzucą ich na kolana, może w nich wstąpić łaska Boża i uwolnić ich od obsesji. Teraz przemożny instynkt życia może współdziałać z pragnieniem Stwórcy, by obdarzyć ich nowym życiem. Bo przecież natura i Bóg w równym stopniu brzydzą się samobójstwem.
Nie wszystkie jednak nasze trudności są sprawą życia i śmierci. Każdy normalny człowiek chce jeść, kochać i być kochany, cieszyć się poważaniem w swoim środowisku. Pragnie również pewnego poczucia bezpieczeństwa w dążeniu do tych celów. W istocie, takim właśnie został stworzony przez Boga, który przecież nie planował, by człowiek wyniszczał się alkoholem. Bóg wyposażył ludzi w instynkty, by mogli przetrwać a nie ginąć.
Nie mamy żadnych dowodów, przynajmniej na tym świecie, że Stwórca oczekuje od nas całkowitego wyrzeczenia się naszych naturalnych popędów. Nigdzie też, o ile nam wiadomo, nie odnotowano przypadku, aby sam Bóg kogoś całkowicie uwolnił od wszystkich przyrodzonych instynktów.
Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru, lub jeśli kto woli, grzechów.
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą. Bóg oczekuje od nas tego, abyśmy na miarę swoich możliwości robili postępy w budowaniu charakteru.
Tak więc Szósty Krok: „Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru” – jest uznanym w AA określeniem postawy, najlepszej jaką możemy przyjąć, by zapoczątkować pracę na całe życie. Nie oznacza to, że oczekujemy cudownego odjęcia wszystkich wad charakteru, tak jak została odjęta pokusa picia. Być może niektóre znikną zupełnie, ale co do większości będziemy musieli cierpliwie zadowalać się stopniową poprawą. Najważniejsze słowa: „staliśmy się gotowi”, podkreślają, iż pragniemy dążyć do tego, o czym już wiemy albo możemy w przyszłości się dowiedzieć, że jest dla nas najlepsze.
Ilu z nas posiada taki stopień gotowości? Nie ma wśród nas ideałów. Jeśli z całą szczerością, na jaką nas stać, będziemy starali się obudzić w sobie taką gotowość staniemy na wysokości zadania. Ale nawet najbardziej gorliwi spośród nas natrafiają na jakiś sęk i z konsternacją załamują ręce: „Nie, tego się jeszcze nie mogę wyrzec”. Często popadamy w jeszcze większe niebezpieczeństwo, kiedy wyrywa się nam z ust okrzyk: „Tego nigdy się nie wyrzeknę!” Taka jest potęga instynktów, dążących do przekroczenia swoich granic. Niezależnie od tego, jak daleko zaszliśmy w pracy nad sobą, zawsze znajdą się jakieś popędy przeciwstawiające się łasce Bożej.
Ci, którzy uważają, że dobrze sobie radzą, mogą się z tym nie zgodzić, spróbujmy więc przemyśleć tę sprawę nieco dokładniej. W zasadzie każdy pragnie pozbyć się najbardziej jaskrawych i destrukcyjnych wad. Nikt nie chce być na tyle dumny, żeby narażać się na miano pyszałka, ani na tyle chciwy, żeby zarzucano mu złodziejstwo. Nikt nie chce ulegać takim atakom furii, by mordować, czy też atakom pożądania szukającego ujścia w gwałcie. Nikt nie chce być chorobliwie żarłoczny, gnuśnieć w lenistwie, szaleć z zazdrości. Oczywiście, u większości ludzi wady te nie występują w aż tak alarmującej postaci.
My, którzy uniknęliśmy tego rodzaju ekscesów, chętnie sami sobie składamy gratulacje. Ale czy powinniśmy? Czy nie powstrzymywała nas zwyczajnie i po prostu, troska o własny interes? Powstrzymywanie się od drastycznych wykroczeń ze strachu przed nieuniknioną karą nie wymaga wielkiego wysiłku duchowego. A do jakich wniosków dojdziemy, gdy starannie przyjrzymy się mniej gwałtownym czynom, których sprężyną były te same wady? Czy różnią się one aż tak bardzo od skandalicznych wybryków?
Musimy bowiem przyznać, że niektóre z naszych wad sprawiają nam przyjemność. Jesteśmy w nich wręcz zakochani. Któż na przykład nie lubi czuć się nieco lepszy od sąsiada albo nawet dużo lepszy od niego? Czyż nie jest prawdą, że zwykłą chciwość przedstawiamy sobie jako godną pochwały ambicję? Trudno sobie wyobrazić, by ktoś lubił lubieżność. A jednak sporo ludzi ma na ustach miłosne słówka i nawet wierzy w to, co mówi, by tylko ukryć lubieżność w ciemnych zakamarkach umysłu. A wielu spośród tych, którzy tylko myślą o wyskoku seksualnym, musiałoby przyznać, że ubierają te wyobrażone wyskoki w romansowe szaty.
Pozornie usprawiedliwiony gniew także może nam sprawiać przyjemność. Możemy czerpać przewrotną satysfakcję z faktu, że ludzie nas irytują, ponieważ daje nam to miłe poczucie własnej wyższości. Złośliwe plotki, będące bez krwawym odpowiednikiem zadawania ciosu nożem w plecy, także sprawiają nam swego rodzaju satysfakcję. Plotkując nie chcemy przecież pomóc tym, których krytykujemy, a jedynie popisać się własną cnotą.
Gdy obżarstwo nie jest nazbyt widoczne, wówczas i na nie mamy łagodniejszą nazwę, mówimy o „dogadzaniu sobie”. Żyjemy w świecie pełnym zawiści. Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, są nią zarażeni. Musi więc i ona sprawiać jakąś szczególną, pokrętną przyjemność skoro wolimy poświęcać czas na marzenia o tym, czego nie posiadamy, zamiast na to zapracować; albo staramy się zawzięcie wybić w dziedzinach, do których nie mamy zdolności, zamiast pogodzić się z ich brakiem. Jakże często pracujemy bez opamiętania, tylko po to, żeby zarobić sobie na okres nieróbstwa, który nazywamy „zasłużonym odpoczynkiem”. Albo też odkładamy na później wykonanie nużących obowiązków, co też jest oczywistą formą lenistwa. Niemal każdy z nas mógłby sporządzić pokaźną listę podobnych wad, ale bardzo niewielu poważnie pomyślałoby o tym, by się ich pozbyć. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wpędzą nas w zbyt wielkie kłopoty.
Niektórzy z nas mogą dojść do wniosku, że naprawdę posiadają gotowość pozbycia się wszystkich takich wad. Ale nawet i oni, po uwzględnieniu jeszcze mniej rażących
słabości przyznają, że niektóre z nich woleliby zachować. Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że mało kto może szybko i łatwo uzyskać gotowość do przyjęcia wzoru duchowej i moralnej doskonałości. Zazwyczaj pragniemy jej tylko tyle, ile potrzeba, by jakoś iść przez życie, stosownie do naszych własnych, naturalnie bardzo rozmaitych wyobrażeń. Tak więc różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem” to różnica między dążeniem do wyznaczone go przez samego siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości, pochodzącego od Boga.
Wielu natychmiast zapyta: „Jakże więc możemy przyjąć w pełni zalecenia Szóstego Kroku? Przecież to jest doskonałość!” Brzmi to jak poważne zastrzeżenie, ale praktycznie rzecz biorąc wcale nim nie jest. Tylko Pierwszy Krok, w którym uznaliśmy w stu procentach naszą bezsilność wobec alkoholu, może być stosowany z całkowitą perfekcją. Pozostałe Jedenaście Kroków stawia przed nami jedynie wzory doskonałości. Każdy z nich określa cel, do które go zmierzamy i jest zarazem miarą naszego postępu. Tak rozumiany Szósty Krok nie staje się przez to mniej trudny, nie jest jednak niewykonalny. Wymaga od nas jedynie zrobienia początku, a następnie wytrwałości.
Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku. Nasze potknięcia na tej drodze nie będą miały wielkiego znaczenia. Ważne jest tylko jedno pytanie: Czy jesteśmy gotowi?
Przyglądając się ponownie tym wadom, z których nadal nie mamy siły zrezygnować, powinniśmy złagodzić naszą kategoryczną postawę. Jeśli w niektórych przypadkach szczerość skłania nas do stwierdzenia: „Trudno, z tego nie mogę jeszcze zrezygnować”, niech to nie znaczy: „Nigdy z tego nie zrezygnuję”.
Powinniśmy zerwać z ryzykowną praktyką pozostawiania za sobą otwartych furtek. Gdy sugeruje się nam, że powinniśmy stać się całkowicie gotowi, by dążyć do doskonałości, chwytamy się myśli, że pewna zwłoka może jednak być usprawiedliwiona. A w przywykłym do wybiegów umyśle alkoholika „pewna zwłoka” może stać się pojęciem bardzo rozciągliwym. Niejeden powie: „Przecież to łatwa sprawa! Będę zmierzał ku doskonałości, ale nie muszę się spieszyć, mam na to dużo czasu. Może uda mi się odkładać niektóre sprawy w nieskończoność”. Nie da to oczywiście żadnego rezultatu. Takie oszukiwanie samego siebie musi spotkać ten sam los, co wiele innych wykrętów i racjonalizacji. A przynajmniej musimy uprzytomnić sobie najgorsze wady charakteru i jak najszybciej przystąpić do ich usuwania.
Z chwilą, kiedy mówimy: „Nie, nigdy!”, zamykamy Bożej łasce dostęp do naszych umysłów. Zwłoka jest nie bezpieczna, a bunt może okazać się tragiczny w skutkach. Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.