Refleksje na dzień 28 maja

Codzienne Refleksje

..RÓWNE PRAWA

Co pewien czas sporo grup AA próbuje zaostrzać kryteria przynależności czy normy funkcjonowania… Po jakimś czasie lęk i nietolerancja ustępują. Uświadamiamy sobie,że nikomu nie chcemy odmawiać szansy zdrowienia z alkoholizmu. Pragniemy być jak najbardziej otwarci i nikogo nie wyrzucać poza nawias Wspólnoty.
Jak Rozwijała Się Tradycja AA, str.10,11,12

We Wspólnocie AA ofiarowano mi całkowitą wolność i przyjęto mnie do niej bezwarunkowo – dla mnie samego. Moje członkostwo nie zależało od mojego posłuszeństwa, statusu majątkowego ani wykształcenia; i jestem za to niezmiernie wdzięczny. Często zastanawiam się, czy w podobnie otwarty i bezstronny sposób sam odnoszę się do innych – czy też może odmawiam im wolności bycia odmiennymi ode mnie. Dziś staram się zastąpić swój lęk i nietolerancję wiarą, cierpliwością, miłością i akceptacją. Wartości te mogę wnieść do swojej grupy AA, swojego domu i miejsca pracy. Nie szczędzę trudu, żeby swoje nastawienie pozytywne krzewić wszędzie, gdzie się znajdę.

Osądzanie innych nie jest moim prawem ani zadaniem. W zależności od postawy, jaką przyjmę, nowicjuszy, członków rodziny i przyjaciół mogę postrzegać jako źródło zagrożenia albo jako źródło nauki. Gdy myślę o swojej dawnej skłonności do osądzania, to rozumiem, że moje zadufanie w sobie mnie samemu wyrządzało krzywdę duchową.


JAK TO WIDZI BILL– s 148

Więcej niż pociecha

Kiedy czuję się przygnębiony, powtarzam sobie takie oto zdania: „Ból jest probierzem rozwoju”; „Nie lękaj się zła”; „Jak wszystko, i to przeminie”; „Z tego doświadczenia może wyniknąć jakiś pożytek”.

Słowa takiej modlitwy przynoszą znacznie więcej niż zwykłą pociechę. Pozwalają mi one utrzymać się na drodze właściwie pojętej akceptacji; odrywają mnie od obsesyjnej winy, depresji, buntu i pychy; niekiedy tchną we mnie odwagę potrzebną do zmienienia tego, co mogę zmienić, i mądrość potrzebną do odróżnienia tego od wszystkiego, czego zmienić nie mogę.

Grapevine, marzec 1962


DZIEŃ PO DNIU

Szczerość
Po pewnym czasie uczestnictwa w programie możemy nie być już tak szczerzy wobec siebie, jak na początku. Nie jest łatwo zachować czujność, dokonywać inwentury i szukać wad, które mogły się pojawić.
Pomocne jest poproszenie naszej Siły Wyższej o wgląd, byśmy mogli dostrzec wszystkie nasze wady. Potrzebujemy szczerości, by pozostać czystymi i trzeźwymi.

Czy jestem ze sobą szczery?

Siło Wyższa, pomóż mi mniej bać się moich wad; pomóż mi być ze sobą szczerym.
Będę dziś pracować nad byciem uczciwym wobec siebie poprzez …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Codzienne ryzyko…. Odwaga
Musimy podejmować pewne ryzyko, jeśli mamy nadzieję cokolwiek osiągnąć. Ubieganie się o pracę wiąże się z ryzykiem odrzucenia. Oszczędzanie pieniędzy wiąże się z ryzykiem ich utraty. Zakochanie się może skutkować złamanym sercem.
Musimy podejmować takie ryzyko, ponieważ życie jest uporządkowane właśnie w taki sposób. Słyszymy, że mamy się uczyć, a nauka obejmuje również wchodzenie w nieznane sytuacje, w których możemy ponieść porażkę.
Bóg mógł stworzyć nas w taki sposób, byśmy albo unikali ryzyka, albo nie przejmowali się nim nadmiernie. Na przykład zwierzęta żyją z ryzykiem, ale nie wydają się nim przejmować.
Musimy zaakceptować ryzyko jako część Bożego planu dla nas. Otrzymaliśmy również narzędzia do pracy z niepewnością – mamy wrodzoną inteligencję i zdolność do rozważnego, przemyślanego działania. Mamy przyjaciół, którzy nam pomogą. A przede wszystkim mamy naszą Siłę Wyższą, która prowadzi nas przez wszelkiego rodzaju ryzykowne wyzwania.
Nie mogę stawić czoła życiu bez zmierzenia się z niepewnością. Dziś zaakceptuję ryzyko jako część zwykłego życia.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Kto nie odważy się na nic, nie musi mieć na nic nadziei —Johann Fredrich von Schiller
W miarę zdrowienia będziemy musieli zmieniać nasze zachowania, wartości i przekonania, aby zachować zdrowy rozsądek. To wymaga odwagi. Odwaga to robienie tego, co konieczne pomimo strachu.
Odwaga oznacza stawienie czoła temu, czego nie możemy zmienić. Nie możemy zmienić faktu, że skrzywdziliśmy ludzi. Nie możemy zmienić faktu, że jesteśmy chorzy. Nie możemy też zmienić faktu, że potrzebujemy pomocy od innych.
Odwaga oznacza również stawienie czoła tym rzeczom i sprawom, które możemy zmienić. Potrzebujemy odwagi, by być szczerymi, mieć wiarę i być pokornymi. Potrzebujemy też odwagi, by uświadamiać innym, jak bardzo są ważni.

Modlitwa na dziś: Odwaga to coś więcej niż bycie twardym. Odwaga oznacza bycie człowiekiem. Siło Wyższa, daj mi odwagę, bym pozostał trzeźwy i prowadził życie duchowe.

Działanie na dziś: Dzisiaj będę miał postawę odwagi. Będę wypowiadać się na moim mitingu. Zaoferuję pomoc tam, gdzie jest ona potrzebna. Będę miał odwagę powiedzieć „nie”, gdy zajdzie taka potrzeba.


JĘZYK WYZWOLENIA

Uwolnienie się od zwątpienia
Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie kobieta, która niedawno zaczęła brać udział w zebraniach Al-Anonu. Była mężatką, pracowała na część etatu jako pielęgniarka, sama zajmowała się wychowaniem trójki dzieci i wykonywała wszystkie prace domowe, łącznie z drobnymi naprawami. Wszystko, razem z finansami, było na jej głowie. – Chcę przeprowadzić separację z mężem – powiedziała, szlochając. – Nie mogę już dłużej znieść tej poniewierki. Ale proszę, niech mi pani powie, czy dam sobie radę? – Koniec współuzależnienia (tłum. Andrzej Jankowski)

Nie tylko dobrze jest troszczyć się o siebie; dobrze jest również otoczyć siebie czulą opieką.
Wielu z nas, tak pewnych swej zdolności opiekowania się innymi, poddaje w wątpliwość swoją wewnętrzną siłę, swoją zdolność zatroszczenia się o siebie. Być może nasze przeszłe lub obecne doświadczenie zrodziło w nas przekonanie, że musimy troszczyć się o innych ludzi, a ich z kolei potrzebujemy po to, aby oni troszczyli się o nas. Takie myślenie jest kwintesencją wszystkich współuzależnieniowych przekonań.
Bez względu na to, gdzie zrodził się ten destruktywny sposób myślenia, możemy uwolnić się od niego i zastąpić je lepszym, zdrowszym i bardziej zgodnym z rzeczywistością.
Możemy zadbać o siebie – obojętnie, czy jesteśmy aktualnie w związku, czy nie. Wszystko, czego potrzebujemy, będzie nam dane. Do pomocy będziemy mieli najbliższych, przyjaciół i Siłę Wyższą.
Uświadomienie sobie, że możemy zatroszczyć się o siebie nie oznacza, że nie będą nam czasami towarzyszyły uczucia strachu, dyskomfortu, zwątpienia, złości czy słabości. O odwadze w okazywaniu słabości pisze Colette Dowling w książce The Cinderella Complex (Kompleks Kopciuszka). Być może poczujemy się przerażeni, ale nie cofajmy się przed tym wyzwaniem.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi zrozumieć, jak mogę zatroszczyć się o siebie.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio

Życie w Trzeźwości

Zaczynajmy od spraw najważniejszych


„Najpierw sprawy najważniejsze” – to stare powiedzenie ma dla nas szczególne znaczenie. Niezależnie od wszystkiego musimy pamiętać, że najważniejsze dla nas to, by nie pić.
Niepicie to dla nas kwestia życia i śmierci. Wiemy już, że alkoholizm to choroba, która zabija, doprowadzając człowieka do śmierci przeróżnymi drogami. Nie ryzykujmy nasilenia choroby przez picie.
W naszym stanie, jak stwierdza Amerykańskie Towarzystwo Lekarskie, leczenie to „przede wszystkim niepicie”. Nasze doświadczenie mówi nam to samo.
W praktyce życia codziennego oznacza to, że musimy robić wszystko co możliwe, niezależnie od kłopotów z tym związanych, żeby nie pić.
Niektórzy pytają: „Czy to oznacza, że stawiacie trzeźwość przed rodziną, pracą i opinią przyjaciół?”

Gdy patrzymy na alkoholizm jako kwestię życia lub śmierci – bo tak przecież jest – odpowiedź jest prosta. Jeśli nie uratujemy zdrowia i życia to oczywiście nie będziemy mieli ani rodziny, ani pracy, ani przyjaciół. Musimy najpierw zachować zdrowie i życie, żeby móc się tym wszystkim cieszyć. „Najpierw sprawy najważniejsze” – to powiedzenie ma także wiele innych znaczeń, które mogą być ważne w utrzymaniu naszej trzeźwości. Na przykład wielu z nas stwierdziło, że zaraz po zaprzestaniu picia podejmowanie decyzji trwało dłużej niż byśmy chcieli. Decyzje przychodziły nam z trudem, odkładaliśmy je na później i jeszcze później. Ta trudność w podejmowaniu decyzji nie ogranicza się tylko do kręgu porzucających picie alkoholików, chociaż – jak się wydaje – my właśnie martwimy się tym bardziej niż inni.

Pani domu, która właśnie zerwała z piciem, nie wie od czego zacząć porządki domowe. Urzędnik nie może się zdecydować, czy najpierw odpowiedzieć na telefony czy raczej załatwić korespondencję. Często chcielibyśmy załatwić od razu wszystko, co w każdej dziedzinie życia zaniedbaliśmy, ale rzecz jasna, nie jest to możliwe. Z pomocą znów przychodzi maksyma: „Najpierw sprawy najważniejsze”. Jeśli mamy wybierać: pić czy nie pić? to decyzja w tej sprawie będzie najważniejsza. Jeśli nie będziemy trwać w trzeźwości to nie zrobimy żadnych porządków, nie załatwimy telefonów ani nie odpiszemy na listy.

Następnie wykorzystując tę maksymę wprowadziliśmy pewien ład do naszego życia w trzeźwości. Staraliśmy się zaplanować codzienne czynności, ułożyć zadania w porządku ich ważności i unikać zbyt dokładnego planowania wielu rzeczy naraz. Cały czas mieliśmy w pamięci inną najważniejszą sprawę, czyli nasze zdrowie w ogóle, bo wiedzieliśmy, że przepracowanie i nieregularne odżywianie się może być dla nas niebezpieczne.

W okresie aktywnego alkoholizmu życie wielu z nas było kompletnie zdezorganizowane, a to z kolei często sprawiało, że byliśmy zdenerwowani i źli. Odzwyczajanie się od picia jest – jakstwierdziliśmy – łatwiejsze, jeśli wprowadzimy jakiś ład w naszym codziennym życiu – z tym. że ład ten trzeba planować realistycznie i elastycznie. Narzucony sobie ład życia uspokaja nas, a maksyma, według której należy ten ład organizować to właśnie: „Najpierw sprawy najważniejsze”.

Jak bronić się przed samotnością

O alkoholizmie mówi się, że to „choroba samotności” i niemal wszyscy niepijący alkoholicy też tak twierdzą. Tysiące alkoholików, którzy wrócili do trzeźwości stosując program AA (ocenia się, że w 1999 roku na całym świecie było około dwóch milionów członków AA), wracając myślami do ostatnich lat czy miesięcy picia, przypomina sobie jak wyizolowani czuli się nawet wśród grupy rozradowanych, świętujących jakąś uroczystość ludzi. Nawet wówczas, gdy na pozór zachowywaliśmy się w towarzystwie wesoło i swobodnie, często miewaliśmy uczucie obcości, braku przynależności do grupy, w której byliśmy.

Wielu z nas utrzymuje, że zaczęliśmy pić po to, by „należeć do jakiejś grupy”. Sądziliśmy, że musimy pić żeby stać się „swoim” i poczuć, że pasujemy do reszty rodzaju ludzkiego. Oczywiście, łatwo zauważyć, że piliśmy alkohol przede wszystkim z własnego powodu – przecież wlewaliśmy go do naszych własnych żołądków, aby uzyskać określoną reakcję własnego organizmu. Niekiedy chwilowo ułatwiało to nam przebywanie w towarzystwie lub łagodziło uczucie samotności.
Gdy jednak działanie alkoholu ustawało, zostawaliśmy z poczuciem jeszcze większego odtrącenia, oddzielenia od innych, z głębszym uczuciem „inności” i smutku.

Poczucie winy z powodu pijaństwa czy naszego zachowania się w trakcie picia pogłębiało nasze przekonanie, że jesteśmy wyrzutkami społeczeństwa. Czasem zaczynaliśmy się nawet po cichu bać czy naprawdę wierzyć, że zasługujemy na ostracyzm z powodu naszego postępowania. „Może myślało wielu z nas – naprawdę jestem poza społeczeństwem”. (Być może przypominacie sobie to uczucie z czasów ostatniego ciężkiego „kaca” czy wielkiego pijaństwa).
Samotna droga przed nami wydawała się posępna, ciemna i nie mająca końca; zbyt bolesna, by o niej mówić, toteż wkrótce znowu zaczynaliśmy pić po to, by o niej nie myśleć.

Chociaż niektórzy z nas zwykle pili w samotności nie można powiedzieć, że w okresie naszego czynnego alkoholizmu brakowało nam zupełnie towarzystwa. Wokół nas byli ludzie, widzieliśmy ich, słyszeliśmy i dotykaliśmy. Lecz naprawdę ważne rozmowy toczyliśmy przeważnie w duchu, z samym sobą. Sądziliśmy bowiem, że nikt nie potrafi nas zrozumieć. Poza tym, biorąc pod uwagę naszą opinię o sobie, wcale nie byliśmy pewni, czy chcemy, by ktokolwiek nas zrozumiał.

Nic więc dziwnego, że jesteśmy tak zaskoczeni, gdy po raz pierwszy słyszymy, jak szczerze i swobodnie mówią o sobie niepijący alkoholu w AA. Ich opowieści o pijackich eskapadach, o tajonych obawach i samotności wstrząsają nami jak grom z jasnego nieba.
Zrazu, nie wierząc własnym uszom, dochodzimy do wniosku. że nie jesteśmy sami. Że w końcu nie jesteśmy tak całkiem odmienni od wszystkich innych ludzi.
Krucha skorupa ochronnego i lękliwego egocentryzmu, w której przebywaliśmy pęka pod wpływem szczerości innych niepijących alkoholików. Jeszcze nie potrafimy tego wyrazić słowami, ale już czujemy poczucie przynależności i samotność zaczyna się szybko rozpraszać.
Ulga to zbyt słabe słowo na określenie tego pierwszego uczucia zmieszanego ze zdumieniem, a nawet z przerażeniem. Czy to możliwe? Czy tak będzie? Ci z nas, którzy trwają w trzeźwości w AA już od kilku lat mogą zapewnić każdego „nowego”, obecnego na spotkaniu AA, że to możliwe, że tak jest rzeczywiście. I że to będzie trwało. Nie jest to jeszcze jeden z wielu błędnych startów, jakie zdarzały się nam aż nazbyt często. Nie jest to jeszcze jeden wybuch radości, po którym przychodzi bolesne rozczarowanie.
W rzeczywistości, w miarę przybywania co roku ludzi, którzy wrócili do trzeźwości dzięki AA, mamy coraz bardziej przekonujący, naoczny dowód, że można naprawdę na trwale wyrwać się z samotności alkoholizmu.
Niemniej przezwyciężenie długoletniej, mocno w nas tkwiącej podejrzliwości i innych mechanizmów obronnych nie może być kwestią jednego dnia. Za bardzo jesteśmy przyzwyczajeni czuć się i postępować tak, jakbyśmy byli nierozumiani i niekochani – chociaż naprawdę wcale tak nie musiało być. Przecież przywykliśmy zachowywać się tak jak samotnicy. Toteż gdy po raz pierwszy przestajemy pić, niektórzy z nas potrzebują trochę czasu i praktyki, aby przełamać samotność, która stała się naszą drugą naturą. Chociaż zaczynamy wierzyć, że już nie jesteśmy sami, czasem czujemy się i postępujemy jak dawniej.

Nie wiemy, jak sięgać po przyjaźń, a także jak ją przyjmować, gdy jest nam ofiarowana. Nie jesteśmy pewni, jak się to robi i czy nam się to uda. W dodatku wciąż może wlec się za nami zgromadzony, przytłaczający ciężar lat pełnych obaw. Toteż, gdy zaczynamy się czuć samotni – a do tego nie musimy być samotni w dosłownym, fizycznym tego słowa znaczeniu — łatwo możemy ulec starym nawykom i mirażowi ukojenia w kieliszku.
Czasami, niektórzy z nas odczuwają pokusę, żeby się poddać i wrócić do dawnego trybu życia, do dawnej niedoli. Tamto życie i tamtą niedolę przynajmniej znamy i nie musielibyśmy zbytnio się trudzić, by wrócić do doświadczeń z czasów, kiedy piliśmy.
Ktoś komuś opowiedział w grupie AA, że od wieku nastolatka do czterdziestki picie wypełniało mu cały czas, toteż nie miał okazji nauczyć się rzeczy,jakich zazwyczaj uczy się mężczyzna dorastając.

Teraz ma czterdzieści lat i przestał pić. O ile jednak doskonale potrafił pić i „rozrabiać”, to nigdy nie nauczył się żadnego zawodu i nie miał pojęcia o wielu sprawach z życia towarzyskiego. „To okropne – mówił – ale nie wiedziałem, jak poprosić dziewczynę o spotkanie, czy jak się zachować na randce! Stwierdziłem też, że nie ma żadnych kursów na temat: «Co się robi na randce» dla czterdziestoletnich kawalerów, którzy wcześniej się tego nie nauczyli”.
Tego wieczoru spotkanie AA rozbrzmiewało wyjątkowo serdecznym śmiechem – wielu z obecnych potrafiło wczuć się w jego sytuację, bo sami doświadczyli przeżyć tego rodzaju. Gdy w wieku lat czterdziestu (a dziś nawet dwudziestu) odczuwamy takie niestosowne skrępowanie, moglibyśmy pomyśleć, że jesteśmy patetyczni a nawet groteskowi -gdyby nie te pokoje spotkań AA wypełnione członkami bractwa pełnymi zrozumienia dla nas. Bo przecież sami odczuwali takie obawy, a teraz mogą nawet pomóc nam spojrzeć na sprawę z poczuciem humoru. Możemy więc uśmiechnąć się i znowu próbować, aż nam się uda. Nie musimy już rezygnować, ukrywając wstyd przed innymi ani wracać do dawnych, beznadziejnych prób szukania pewności siebie w towarzystwie pijąc, co w rezultacie przynosiło nam samotność. Podaliśmy tu krańcowy przykład tego uczucia, kiedy nie wiemy jak się zachować, gdy weźmiemy kurs na trzeźwość. Przykład ten pokazuje jak niebezpiecznie zagubieni moglibyśmy się czuć, gdybyśmy płynęli sami – mielibyśmy jedną szansę na milion, że podróż zakończy się pomyślnie.

Ale teraz wiemy, że nie musimy płynąć samotnie. Rozsądniej, bezpieczniej i pewniej jest odbyć tę podróż w towarzystwie całej radosnej floty zmierzającej w tym samym kierunku. Nie ma się czego wstydzić, że korzystamy z pomocy, bo wszyscy pomagamy sobie wzajemnie.
Nie jest tchórzostwem korzystać z pomocy przy wydobywaniu się z alkoholizmu, tak samo, jak nie jest tchórzostwem posługiwanie się kulą, gdy ma się złamaną nogę. Dla ludzi, którzy jej potrzebują i widzą jej przydatność, kula jest wspaniałym wynalazkiem.
Czy rzeczywiście można się doszukać heroizmu w ślepcu, który potyka się i szuka drogi wyciągniętymi rękami – tylko dlatego, że odmawia on pomocy, którą mógłby łatwo otrzymać?
Niemądre ryzykanctwo – nawet wtedy, gdy jest zupełnie niepotrzebne – niekiedy zyskuje niezasłużony poklask. Chwalić i podziwiać należy raczej wzajemną pomoc ponieważ zawsze daje ona lepsze rezultaty.
Nasze własne doświadczenie w zachowaniu trzeźwości w przemożny sposób potwierdza mądrość wykorzystywania wszelkiej pomocy w wychodzeniu z nałogu picia. Mimo silnego pragnienia i potrzeby nikomu z nas nie udało się tego dokonać na własną rękę. Rzecz jasna, że gdyby to było możliwe nie mielibyśmy potrzeby zwracania się o pomoc do AA, psychiatry czy gdzie indziej. Ponieważ nikt nie może być absolutnie sam, ponieważ wszyscy w większym lub mniejszym stopniu przynajmniej w zakresie pewnych dóbr i usług – jesteśmy zależni od innych stwierdziliśmy, iż rzeczą rozsądną będzie przyjąć istniejący stan rzeczy i działać w jego ramach zdążając do realizacji tak ważnego przedsięwzięcia, jakim jest przezwyciężenie własnego czynnego alkoholizmu.

Jak się wydaje, myśli o alkoholu łatwiej i bardziej podstępnie wpełzają nam do mózgu, gdy jesteśmy sami. Gdy w samotności poczujemy ochotę wypicia czegoś, pragnienie to jest bardzo silne i pojawia się bardzo szybko.
Tego rodzaju myśli i pragnienia występują znacznie rzadziej, gdy jesteśmy w towarzystwie innych ludzi, zwłaszcza niepijących. A jeśli już występują, to w znacznie słabszym stopniu, pozwalającym je łatwiej odsunąć od siebie, gdy znajdujemy się pośród innych członków AA.
Nie zapominamy, że niemal każdy potrzebuje od czasu do czasu trochę samotności,czasu dla siebie,żeby zebrać myśli, uporządkować sprawy, coś zrobić, rozwiązać swe prywatne problemy, czy też wytchnąć od napięć dnia. Stwierdziliśmy jednak, jak niebezpiecznie jest zbytnio ulegać chęci pozostawania w samotności.
Rzecz jasna, że chęć wypicia kieliszka może przyjść nawet na spotkaniu AA, tak jak można poczuć się samotnym w tłumie. Lecz znacznie łatwiej będzie nam odeprzeć to pragnienie, gdy jesteśmy w towarzystwie innych członków AA, niż gdy siedzimy sami w pokoju czy ustronnym kącie spokojnego, pustego baru.
Gdy za towarzysza rozmowy mamy tylko siebie, wówczas zaczynamy mówić jakby w kółko to samo. Nie ma nikogo, kto wniósłby do rozmowy element rozsądku. Usiłowanie odwiedzenia siebie od chęci wypicia kieliszka przypomina próbę autohipnozy. Często jest równie bezskuteczne jak próba wyperswadowania klaczy, żeby nie urodziła źrebięcia, gdy nadejdzie czas porodu.
Dlatego też, radząc unikać uczucia zmęczenia i głodu,często przypominamy jeszcze o innym niebezpieczeństwie, łącząc trzy przestrogi: „Nie dopuszczaj do zbytniego zmęczenia, głodu i samotności”.

Sprawdźcie tę radę!

Gdy tylko przyjdzie chętka wypicia, zastanów się przez chwilę. Najprawdopodobniej właśnie stwierdzisz, że jesteś w jednej z trzech wysoce ryzykownych sytuacji: przemęczenia, głodu i samotności.
A wówczas natychmiast odezwij się do kogoś. W ten sposób przestaniesz przynajmniej czuć się samotnie.