Refleksje na dzień 6 maja

CODZIENNE REFLEKSJE

NICZEGO NIE TAIĆ

Najważniejszym kryterium wyboru powinna być twoja własna chęć zwierzania się i pełne zaufanie do człowieka, z którym zamierzasz podzielić swój pierwszy obrachunek. Jeśli tylko niczego nie będziesz taić, twoje uczucie ulgi będzie rosło z minuty na minutę. Tamowane przez wiele lat emocje wyrwą się z ciemnych zakamarków i raz ujawnione znikną, jak pod działaniem cudownego zaklęcia. Miejsce ustępującego bólu zajmie kojący spokój.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 62-63

Maleńkie ziarenko piasku zablokowanych uczuć zaczęło się rozrastać i pękać, kiedy trafiłem na mitingi AA – i wówczas zadaniem stało się dla mnie zdobycie samowiedzy. To nowe zrozumienie siebie wywołało zmianę w moich redakcjach na różne sytuacje życiowe. Uświadomiłem sobie, że mam prawo dokonywać wyborów w życiu, dzięki czemu z wolna przestałem ulegać wewnętrznemu dyktatowi starych nawyków. Wierzę, że szukając Boga, mogę znaleźć lepszy sposób życia – toteż co dzień proszę Go, aby pomógł mi żyć w trzeźwości.


JAK TO WIDZI BILL– str. 126

„ Wyznaliśmy Bogu… ”

Jeśli tylko niczego nie będziesz taić w Piątym Kroku twoje uczucie ulgi będzie rosło z minuty na minutę. Tamowane przez wiele lat emocje wyrwą się z ciemnych zakamarków i raz ujawnione znikną jak pod działaniem cudownego zaklęcia. Miejsce ustępującego bólu zajmie kojący spokój. A jednocześnie połączenie pokory z pogodą ducha często prowadzi do jeszcze innego doświadczenia o niezwykłej wartości i wadze.

Wielu uczestników AA, którzy uważali się za agnostyków i ateistów, wspomina, że to właśnie pod koniec Piątego Kroku po raz pierwszy w życiu poczuli realną obecność Boga. Także ludzie wierzący, podczas tego Kroku, często doznawali uczucia większej niż kiedykolwiek bliskości Boga.

Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 63


DZIEŃ PO DNIU

Być pokornym
Zawsze jesteśmy po prostu służącymi naszych grup, a nie przewodniczącymi czy autorytetami. Wszyscy na zmianę wykonujemy pracę wspólnoty. Jeśli weźmiemy na siebie więcej, niż jesteśmy w stanie udźwignąć, istnieje prawdopodobieństwo, że poczujemy się męczennikami lub po prostu zrezygnujemy. Ale nie jest to powszechne, gdy dzielimy się sobą w prawdziwym duchu służby.
Jeśli działamy w prawdziwym duchu pokory, sprzątanie lub odkładanie krzeseł nigdy nie będzie dla nas zbyt niskim zadaniem, a pełnienie służby mandatowej nigdy nie będzie zbyt wzniosłe.

Czy rozwijam w sobie pokorę?

Siło Wyższa, pomóż mi zobaczyć, jak mogę dziś służyć mojej grupie w jakimkolwiek charakterze.
Dzisiaj będę praktykować pokorę w służbie moim braciom i siostrom poprzez …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Radzenie sobie ze strachem – wyzwania
Niektórzy z nas cierpią z powodu swobodnie unoszącego się lęku, który jest jak ogólny strach, podczas gdy inni mają konkretne obawy, które powodują niepokój. Czasami łatwiej jest stawić czoła konkretnym lękom, ponieważ można je przynajmniej zidentyfikować. Większość z nas boi się tego drugiego rodzaju – pewnego rodzaju ogólnego niepokoju, że sprawy nie mają się dobrze lub że wydarzy się coś bardzo złego.
Rozsądne jest odczuwanie strachu w obliczu kłopotów lub ryzyka. Nierozsądnym natomiast jest pozwalanie, by strach powstrzymywał nas przed działaniem w naszym najlepszym interesie. Przegląd przeszłości może pokazać, że wielu z nas robiło to podczas picia – i sprowadziło na siebie jeszcze więcej nieszczęść.
Niezależnie od tego, czego się obawiamy, odpowiedź jest zawsze taka sama. Musimy zastosować nasze zasady do problemu, podjąć rozsądne działania, a następnie powierzyć wynik w ręce Boga. Nikt nie może zrobić więcej niż to.
Nie przyniesie to trwałego zwycięstwa nad strachem. Da nam jednak zaufanie do programu jako narzędzia do radzenia sobie z lękami, które pojawią się w przyszłości.
Być może będę musiał poradzić sobie ze strachem dzisiaj, ale zaakceptuję go jako część ludzkiej natury. Wiem, że mam do dyspozycji duchowe zasoby, by poradzić sobie z każdym lękiem, który może się pojawić, a to daje mi pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Każdy, kto podąża środkową drogą, nazywany jest mędrcem. – Maimonides
Duża część mądrości naszego programu dotyczy tego, jak żyć pośrodku. Uczymy się zatrzymywać i myśleć, zanim zaczniemy działać. Pytamy: „Jaki jest najlepszy sposób, by sobie z tym poradzić?”. Szukamy łagodnej strony drogi. Nasze działania mówią nam, kim jesteśmy. Słuchamy naszych działań i myślimy o nich. To słuchanie i myślenie wymaga czasu. To nas spowalnia, ale jest to dla nas dobre. Daje nam czas na rozmowę z naszą Siłą Wyższą. W końcu chcemy, aby nasze działania wynikały z nowych wartości, które dała nam nasza Siła Wyższa. W ten sposób z czasem działamy i czujemy się mądrzejsi. Mądrość programu staje się częścią tego, kim jesteśmy.

Modlitwa na dziś: Modlę się, abym nie dał się porwać pędowi dnia. Siło Wyższa, naucz mnie zatrzymywać się i myśleć, szukać Twojej mądrości.

Działanie na dziś: Dziś poświęcę czas na myślenie, medytację i bycie samemu. Wsłucham się w to, co jest we mnie.


JĘZYK WYZWOLENIA

Dobre samopoczucie
Zrób coś, aby poczuć się dobrze.
Twoim obowiązkiem jest najpierw doprowadzić do tego, żeby poczuć się lepiej, by potem móc poczuć się dobrze. Powracanie do zdrowia nie polega wyłącznie na pozbyciu się bolesnych doznań; oznacza również stworzenie dla siebie właściwego życia.
Nie musimy odmawiać sobie rzeczy, dzięki którym czujemy się dobrze. Chodzenie na mityngi, wystawianie twarzy do słońca, gimnastyka, chodzenie na spacer czy spędzenie czasu z przyjaciółmi to przyjemności, które mogą nam pomóc poprawić samopoczucie. Każdy z nas ma własną listę. Jeżeli jej nie masz, teraz możesz poeksperymentować i stworzyć taką listę.
Jeśli natrafisz na zachowanie lub czynność, która wywołuje dobre samopoczucie, wciągnij je na listę. A potem często powtarzaj.
Przestań odmawiać sobie dobrych doznań i zacznij robić rzeczy, które poprawiają twoje samopoczucie.

Dzisiaj pozwolę sobie na jedną sprawdzoną czynność lub zachowanie, które zapewni mi dobre samopoczucie. Jeżeli nie jestem pewien tego, co lubię, poeksperymentuję dzisiaj z jednym wybranym zachowaniem.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Piąty

„Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów”
KAŻDY z Dwunastu Kroków zaleca przeciwstawienie się władzy naturalnych popędów, każdy ściąga nasze wybujałe JA bliżej ziemi. Dla broniącej się przed ukróceniem miłości własnej Piąty Krok jest jednym z najtrudniej szych. Ale najprawdopodobniej żaden inny Krok nie jest równie ważny dla utrzymania długofalowej trzeźwości i spokoju umysłu.

Doświadczenie AA nauczyło nas, że nie możemy żyć samotnie z gnębiącymi nas problemami i skazami charakteru, które powodują lub zaostrzają te problemy. Kiedy dzięki Czwartemu Krokowi udaje się nam rzucić światło na całą naszą przeszłość i wszystkie jej zakamarki, dostrzegając z ulgą sprawy, o których chcieliśmy zapomnieć, kiedy już uświadomiliśmy sobie, w jaki sposób chore myślenie i złe uczynki wyrządzały krzywdę nam samym i innym ludziom odczuwamy tym większą potrzebę, by zerwać z życiem w izolacji, z dręczącymi nas samotnie zmorami przeszłości. O nich właśnie musimy z kimś porozmawiać.

Jednakże lęk i opór przed zrobieniem tego wyznania są tak intensywne, że wielu członków AA zrazu próbuje ominąć Piąty Krok. Szukamy łatwiejszej drogi, ograniczając się zazwyczaj do ogólnikowego i względnie bezbolesnego przyznania, że w pijackich okresach byliśmy na ogół kiepskimi aktorami. Żeby nie być gołosłowni, dodajemy kilka dramatycznych opowieści o tych wyczynach z pijackiej przeszłości, które nasi słuchacze i tak prawdopodobnie dobrze znają.

Nie wspominamy natomiast w ogóle o tych sprawach, które naprawdę nas gnębią i nurtują. Mówimy sobie, że nie należy wynosić własnych brudów, że najbardziej bolesne i upokarzające przeżycia powinny pozostać naszą tajemnicą. Niech nikt się o niech nie dowie. Niech pójdą z nami do grobu.

I tu także doświadczenie AA uczy nas, że tego rodzaju skrytość jest nie tylko nierozsądna, ale także bardzo niebezpieczna. Cena, jaką płacimy za ominięcie Piątego Kroku bywa znacznie wyższa niż koszty naszych innych pokręconych poglądów i postaw. Bez Piątego Kroku niektórzy w ogóle nie potrafią utrzymać trzeźwości; inni ulegają co jakiś czas nawrotom nałogu, dopóki nie uwolnią sumienia od wszystkich ciężarów. Zdarza się, że nawet weterani AA, po wielu latach trzeźwości drogo płacą za zlekceważenie Piątego Kroku. Później opowiadają, jak usiłowali samotnie dźwigać ciężar przeszłości, ile to ich kosztowało niepokoju, rozdrażnienia, wyrzutów sumienia i depresji. Jak nieraz, podświadomie szukając ulgi, zarzucali najbliższym przyjaciołom te właśnie wady, które sami próbowali ukryć. I jak w końcu dokonali odkrycia, że spowiedź z cudzych grzechów nigdy nie przynosi ulgi. Każdy musi wyspowiadać się ze swoich własnych.

Praktyka wyznawania drugiemu człowiekowi własnych wad jest oczywiście znana od wieków. Jej znaczenie znajdowało potwierdzenie w każdej epoce; zawsze była ona szczególnie ważnym składnikiem życia ludzi religijnych, dla których istotne są wartości duchowe. Dziś jednak nie tylko religia zaleca stosowanie tej zbawczej praktyki. Współcześni psychiatrzy i psychologowie wskazują na istnienie w każdym człowieku głębokiej potrzeby rozpoznania wad własnej osobowości, a także potrzeby podzielenia się tymi obserwacjami w rozmowie z kimś godnym zaufania i wyrozumiałym. Jeśli chodzi o alkoholików, AA idzie jeszcze dalej niż psychologia i psychiatria. Większość z nas uważa, że bez nieulękłego wyznania swoich wad drugiemu człowiekowi, nie będziemy zdolni utrzymać się w trzeźwości. Wydaje się nam oczywiste, że łaska Boża nie pomoże nam w uwolnieniu się od zgubnych obsesji, dopóki sami nie okażemy gotowości, by się od nich uwolnić.

Czego możemy oczekiwać po realizacji Piątego Kroku? Po pierwsze, pozbycia się tego straszliwego poczucia izolacji, które nas nigdy nie odstępowało. Alkoholicy, niemal bez wyjątku, znają aż nadto dobrze udrękę osamotnienia. Jeszcze zanim zaczęliśmy się upijać i narażać ludziom, niemal każdego z nas męczyło uczucie, że tak naprawdę z nikim nic nas nie łączy. Albo byliśmy nieśmiali i nie mieliśmy odwagi zbliżyć się do innych, albo też graliśmy hałaśliwie rolę równych kumpli, żeby zwrócić na siebie uwagę i pozyskać towarzystwo, co jednak nigdy nam się nie udawało, a w każdym razie nie tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Zawsze dzieliła nas od innych tajemnicza bariera, której nie mogliśmy ani przeskoczyć, ani zrozumieć. Czuliśmy się jak aktorzy, którzy po wyjściu na scenę nagle uświadamiają sobie, że nie znają ani jednej linijki swojej roli. Była to jedna z przyczyn, dla której aż za bardzo pokochaliśmy alkohol – po wódce potrafiliśmy bez trudu improwizować. Ale nawet Bachus uderzył w nas rykoszetem, ostatecznie zwalając nas z nóg i pozostawiając w przeraźliwej samotności.

Kiedy trafiliśmy do AA i po raz pierwszy w życiu znaleźliśmy się wśród ludzi, którzy zdawali się nas rozumieć, ogarnęło nas nadzwyczaj ekscytujące poczucie przynależności. Sądziliśmy, że problem samotności został rozwiązany. Wkrótce jednak zorientowaliśmy się, że choć przestaliśmy być osamotnieni w sensie towarzyskim, nadal dotkliwie odczuwaliśmy dawny stan niepełnej przynależności, stania z boku. Dopóki nie zdobyliśmy się na wypowiedzenie, z pełną szczerością, nurtujących nas konfliktów i dopóki nie wysłuchaliśmy podobnego wyznania kogoś innego wciąż nie mieliśmy poczucia przynależności. Dopiero Piąty Krok położył temu kres. Stał się początkiem prawdziwej wspólnoty i z ludźmi i z Bogiem.

Ten zasadniczy Krok pomógł nam także uzyskać wiarę, że będą nam wybaczone wszystkie, nawet najgorsze myśli i uczynki. Bardzo często właśnie w trakcie realizacji tego Kroku z naszym sponsorem lub z innym powiernikiem duchowym, po raz pierwszy w życiu czuliśmy się zdolni wybaczyć innym, bez względu na to, jak bardzo byliśmy przeświadczeni, że wyrządzili nam krzywdę. Już poprzednio, w rezultacie obrachunku moralnego, zdaliśmy sobie sprawę z potrzeby wzajemnych wybaczeń, ale dopiero po śmiałej przeprawie przez

Piąty Krok uzyskaliśmy wewnętrzną pewność, że jesteśmy gotowi przyjąć przebaczenie i przebaczyć innym.
Jeszcze jedną cenną nagrodą za odwagę w wyznaniu naszych błędów drugiemu człowiekowi jest pokora – słowo bardzo często opacznie pojmowane. Dla tych, którzy zrobili pewien postęp w AA, oznacza ono wyraźne rozeznanie, kim i jacy naprawdę jesteśmy, a następnie szczery zamiar stania się takimi, jakimi możemy być. Toteż rozpoznanie własnych niedociągnięć jest pierwszym praktycznym posunięciem w kierunku uzyskania pokory. Aby naprawić błąd, trzeba dostrzec, na czym on polega. My jednak nie możemy na tym poprzestać. Osiągnięty w Czwartym Kroku obiektywny obraz samego siebie jest przecież tylko obrazem. Wszyscy dostrzegliśmy na przykład, że brak nam było tolerancji i szczerości, że ulegaliśmy przypływom litości nad sobą lub manii wielkości. Ale nawet jeśli uświadomienie sobie tego było upokarzającym przeżyciem, nie oznaczało to wcale, że automatycznie wstępowała w nas łaska pokory. Chociaż teraz nasze wady były już rozpoznane, nadal przecież istniały. Po diagnozie trzeba było coś z nimi zrobić. Wkrótce przekonaliśmy się jednak, że sami ani nie mogliśmy, ani nie bardzo chcieliśmy je usunąć.

Pod wpływem Piątego Kroku zyskujemy bardziej reali styczny, a zatem bardziej uczciwy stosunek do siebie. Już podczas obrachunku moralnego zaczęliśmy przekonywać się jak wiele kłopotów przysparzało nam samooszukiwanie się. Wywołało to niepokojącą refleksję. Jeśli bowiem w mniejszym lub większym stopniu oszukiwaliśmy się przez całe życie, jaką teraz możemy mieć pewność, że nadal nie tkwimy w samoułudzie? Czy możemy mieć pewność, że sporządziliśmy prawdziwy katalog wad i błędów, że przyznaliśmy się do wszystkiego, nie ukrywając niczego przed sobą? Jest wielce prawdopodobne, że w ogóle nie mogliśmy bezstronnie ocenić samych siebie, bo przecież nadal tkwiły w nas lęk, litość nad sobą i zranione uczucia. Zbyt wielkie poczucie winy i wyrzuty sumienia mogły przyczynić się do wyolbrzymienia naszych wad. Gniew natomiast i urażona ambicja mogły być zasłoną dymną, za którą ukrywaliśmy własne błędy, obciążając winą za nie innych ludzi. Bardzo też możliwe, że niektórych, zarówno drobnych, jak i większych wad po prostu nie byliśmy jeszcze zdolni dostrzec.

Było więc oczywiste, że dokonana samotnie ocena samego siebie i własnych wad nie wystarcza. Po to, by poznać i przyjąć całą prawdę o sobie, potrzebna była pomoc z zewnątrz – pomoc od Boga i drugiego człowieka. Jedynie przez odważną rozmowę o sobie, bez niedomówień i z gotowością przyjęcia wskazówek oraz rad, mogliśmy wejść na drogę prostolinijnego myślenia, trwałej uczciwości i prawdziwej pokory.
Mimo to wielu z nas wciąż się ociągało. Mówiliśmy: „Dlaczego Bóg, taki, jakim Go pojmujemy, nie może nam sam powiedzieć, na czym polegały nasze błędy? Jest naszym Stwórcą, musi więc dokładnie wiedzieć, co złego zrobiliśmy, czemu więc nie możemy wyznać Jemu bezpośrednio naszych błędów? Czy musimy wciągać w to kogokolwiek innego?

Na tym etapie istnieją przynajmniej dwa powody, dla których próby bezpośredniego porozumiewania się z Bogiem są niebezpieczne. Choć zrazu możemy być oszołomieni świadomością, że Bóg wie o nas wszystko, bardzo szybko oswajamy się z tą myślą. Sam na sam z Bogiem wydaje się w jakiś sposób mniej krępujące niż obnażanie swego wnętrza przed drugim człowiekiem. Dopóki więc nie usiądziemy do rozmowy i nie usłyszymy własnego głosu mówiącego głośno i wyraźnie o sprawach długo ukrywanych, nasza gotowość do oczyszczenia własnego podwórka pozostanie teorią. Dopiero szczerość wobec drugiego człowieka jest dowodem szczerości wobec siebie i wobec Boga.

Drugi powód, to niebezpieczeństwo, że w samotnych rozmyślaniach możemy ulec tendencji do samousprawiedliwień i pobożnych życzeń. Rozmowa z drugim człowiekiem ma tę zaletę, że możemy usłyszeć bezpośrednio od niego uwagi na temat naszej sytuacji i rady, co powinniśmy zrobić, nie mając żadnych wątpliwości co do treści tych rad. Samotne natomiast działanie w sprawach duchowych bywa niebezpieczne. Ileż to razy słyszeliśmy ludzi powołujących się w dobrej wierze na przewodnictwo Boże, podczas gdy w rzeczywistości było oczywiste, że są oni w błędzie. Lekceważąc fakty i pokorę ducha, uporczywie trzymali się złudzeń i usprawiedliwiali największe nonsensy rzekomym głosem usłyszanym z niebios. Warto podkreślić, że ludzie o wysokim stopniu rozwoju duchowego zawsze szukają potwierdzenia swoich intuicji i tego, co wydaje im się głosem Boga, u przyjaciół lub duchowych powierników. Tym bardziej więc, nowicjusz nie powinien się narażać na tego rodzaju nierozsądny, a czasem nawet tragiczny w skutkach, błąd w tej dziedzinie. Choć opinie i rady innych ludzi mogą nie zawsze być w stu procentach słuszne, zazwyczaj będą bardziej konkretne niż nasza własna interpretacja głosu Siły Wyższej, w początkowym okresie dość jeszcze nieporadnych prób nawiązania z Nią kontaktu.

Kolejnym problemem jest znalezienie osoby, której mamy się zwierzyć. Powinniśmy to zrobić bardzo rozważnie, pamiętając, że ostrożność jest wspaniałą cnotą. Być może będziemy się musieli podzielić z tą osobą takimi faktami z naszej przeszłości, o których nikt inny nie powinien się dowiedzieć. Będziemy chcieli porozmawiać z kimś doświadczonym, kto nie tylko nie pije, ale także ma za sobą wiele własnych przezwyciężonych trudności. Trudności, być może, podobnych do naszych. Osobą tą może – ale nie musi – okazać się nasz sponsor w AA. Taki wybór będzie trafny, jeśli obok pełnego zaufania mamy także podobne usposobienie i przeżycia. To, że sponsor i tak wie już o nas niemało, jest dodatkowym pożytkiem.
Być może z jakichś względów jesteśmy gotowi odsłonić przed sponsorem tylko część naszego życia. Jeśli tak, to trzeba to koniecznie zrobić nie zwlekając, bo warto jak najszybciej mieć za sobą dobry początek. Może okazać się jednak, że wybierzemy kogoś innego, komu będziemy mogli powierzyć swoje najgłębsze i najbardziej drażliwe tajemnice. Może to być ktoś zupełnie spoza AA, na przykład lekarz lub duchowny. Dla niektórych z nas najlepszym powiernikiem może być ktoś zupełnie obcy.

Najważniejszym kryterium wyboru powinna być twoja własna chęć zwierzenia się i pełne zaufanie do człowieka, z którym zamierzasz podzielić swój pierwszy obrachunek. Nawet po znalezieniu odpowiedniego powiernika, zwrócenie się do niego lub do niej z prośbą, by nas wysłuchali wymaga wielkiej odwagi. Jeśli ktokolwiek sądzi, że w programie AA nie ma miejsca na silną wolę, to tu właśnie stajemy wobec jednej z sytuacji, które wymagają tak silnej woli, na jaką tylko nas stać. Na szczęście czeka nas przyjemna niespodzianka. Gdy tylko dokładnie wyjaśnisz swój cel, a osoba obdarzona twoim zaufaniem zorientuje się, jak bardzo może ci pomóc, rozmowa potoczy się bez trudu i bardzo szybko nabierze impetu. Po chwili twój słuchacz także zapewne wtrąci jakiś przykład z własnego życia, co jeszcze bardziej pomoże ci się rozluźnić. Jeśli tylko niczego nie będziesz taić, twoje uczucie ulgi będzie rosło z minuty na minutę. Tamowane przez wiele lat emocje wyrwą się z ciemnych zakamarków i raz ujawnione znikną, jak pod działaniem cudownego zaklęcia. Miejsce ustępującego bólu zajmie kojący spokój. A jednocześnie połączenie pokory z pogodą ducha często prowadzi do jeszcze innego doświadczenia o niezwykłej wartości i wadze. Wielu członków AA, byłych agnostyków lub ateistów, wspomina, że to właśnie pod koniec Piątego Kroku po raz pierwszy w życiu poczuli realną obecność Boga. Także ludzie wierzący pod czas tego Kroku często doznawali uczucia większej niż kiedykolwiek bliskości Boga.

To uczucie jedności z Bogiem i z człowiekiem, wyjście z izolacji dzięki otwartemu i uczciwemu ujawnieniu dręczącego nas brzemienia winy, prowadzi nas w spokojne miejsce, w którym możemy przygotować się do kolejnych Kroków, zmierzających w kierunku pełnej i wartościowej trzeźwości.