CODZIENNE REFLEKSJE
ZNIEWOLENIE URAZĄ
…zachowywanie uraz i złości jest, jak stwierdziliśmy wiele razy, zgubne. Kiedy nosimy w sobie te uczucia, zamykamy się przed światłością ducha.
Jak to widzi Bill, str. 5
Często powiada się: „Złość jest luksusem, na który nie mogę sobie pozwolić”. Czy z tego wynika, że mam całkiem ignorować istnienie tej jakże ludzkiej emocji?
Myślę, że nie. Zanim zetknąłem się z Programem AA, byłem niewolnikiem schematów zachowania typowych dla choroby alkoholowej. Byłem przykuty do nastawienia negatywnego, bez nadziei na odcięcie się od niego.
Kroki ofiarowały mi inną możliwość. Krok Czwarty stał się początkiem końca mojego zniewolenia. Proces „puszczania i oddawania Bogu” rozpoczął się z chwilą sporządzania inwentury. Nie musiałem się niczego obawiać, ponieważ dzięki poprzednim Krokom miałem pewność, że nie jestem sam. Moja Siła Wyższa podprowadziła mnie pod drzwi i zesłała mi dar wyboru. Dziś mogę wybrać otworzone drzwi do wolności i radować się światłem z płynącym z Kroków, które oczyszczają moją duszę.
JAK TO WIDZI BILL– str. 105
Kroczek naprzód
Poświęcanie zbyt wiele czasu na jeden oporny przypadek oznacza pozbawianie innego alkoholika szansy na życie i szczęście. Jeden z uczestników naszej wspólnoty poniósł całkowitą porażkę pomagając swoim podopiecznym. Często wspomina on, że gdyby kontynuował pracę z nimi pozbawiłby tym samym szansy wielu innych, którzy dzięki jego pomocy zdrowieli.
Nasze główne zadanie wobec nowicjusza polega na umiejętnym zapoznaniu go z Programem. Jeśli nowicjusz pozostaje bezczynny albo spiera się z nami, ograniczamy się wyłącznie do zachowania własnej trzeźwości. Jeśli natomiast nowicjusz wyzbywa się uprzedzeń i robi choćby maleńki kroczek naprzód – wówczas stajemy na głowie, aby dopomóc mu najlepiej jak potrafimy.
1.Anonimowi Alkoholicy, str. 83
2.List, 1942
DZIEŃ PO DNIU
Poleganie na wierze
Po powrocie do zdrowia możemy z ufnością stawiać czoła nowym sytuacjom. Nasza pewność siebie musi być jednak poparta wiarą.
Kiedy pojawiają się chwile próby, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy bezsilni, a nasza pewność siebie może się załamać. Tylko wiara może nas uratować. Pewność siebie jest mentalna i emocjonalna; wiara jest duchowa. Przyjrzyjmy się sobie i sprawdźmy, czy polegamy na pewności siebie, czy na wierze.
Czy moja wiara jest wystarczająco silna?
Siło Wyższa, zwiększ moją wiarę i odwagę, abym mógł stawić czoła życiowym próbom.
Postaram się dziś pogłębić moją wiarę poprzez …..
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Kiedy rzeczy nie są po ludzku możliwe. Stawianie czoła trudnościom
Wciąż na nowo przypominamy sobie, że „żadna ludzka siła nie mogła uwolnić nas od alkoholizmu”. Cokolwiek utrzymuje nas w trzeźwości, musi pochodzić od Siły Wyższej… Boga, tak jak Go rozumiemy.
Ten fakt dotyczący naszego alkoholizmu ma również szersze zastosowanie do ogólnych warunków życia. Istnieje niemal nieskończona lista warunków, których zmiana nie jest możliwa z ludzkiego punktu widzenia. Niektóre z tych warunków dotyczą tylko nas; inne, takie jak wojna i choroby, okrutnie dotykają całą ludzkość. Patrząc na ten smutny obraz, wielu z nas chciałoby mieć moc zastosowania zasad Dwunastu Kroków do wszystkich ludzkich problemów.
Chociaż nie mamy takiej mocy w tej chwili, mamy moc, by spojrzeć duchowo na wszystkie te pozornie beznadziejne sytuacje. Obejmuje to próbę zrobienia wszystkiego, co w naszej mocy, by rozwiązać jakikolwiek problem, przy jednoczesnym uznaniu, że prawdziwe rozwiązanie musi ostatecznie pochodzić od Siły Wyższej. Nigdy nie możemy tracić nadziei, że Bóg będzie współpracował z nami i przez nas, aby stworzyć lepszy świat. W niewielkim stopniu możemy pomóc, dzieląc się tym, co przydarzyło się nam podczas wychodzenia z alkoholizmu. Żadna ludzka siła nie mogła uwolnić nas od alkoholizmu, ale Bóg mógł to zrobić.
Chociaż żyję i pracuję z ludźmi, którzy mogą być przerażeni i cyniczni, będę trzymać się idei, że Siła Wyższa nieustannie pracuje nad poprawą ludzkiej kondycji w ogóle. Nie ma powodu, dla którego cudowna uzdrawiająca moc, która złagodziła mój alkoholizm, nie miałaby mieć zastosowania do innych problemów w moim życiu.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Dzień w którym się nie śmiałeś, jest stracony. – przysłowie francuskie
To zaskakujące, gdy o tym pomyślimy: Nie śmialiśmy się przez tak długi czas… prawie zapomnieliśmy, jak dobrze możemy się czuć. Tak dobrze jest znów być radosnym!
Teraz nasza dusza ożywa każdego dnia. Teraz czujemy to, co alkohol i inne używki upychały głęboko w nas. Pojawia się ból, strach i złość. Ale pojawia się też szczęście i radość, wdzięczność i poczucie humoru. Na wczesnym etapie zdrowienia pracujemy nad trudnymi uczuciami. W miarę jak rozwijamy się w programie, mamy coraz więcej miejsca na szczęście.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, obudź we mnie radość i śmiech, które przewidziałaś dziś dla mnie. Nie pozwól mi tego przegapić!
Działanie na dziś: Dziś będę szerzyć śmiech. Nauczę się dowcipu i opowiem go trzem osobom.
JĘZYK WYZWOLENIA
Komunikacja
Częścią poczucia siły jest umiejętność komunikowania się w sposób jasny, bezpośredni i asertywny. Nie musimy lawirować w rozmowie tylko po to, aby uniknąć niepożądanych reakcji. Komentarze wymierzone na wzbudzenie poczucia winy wywołują poczucie winy. Nie do nas należy naprawianie ludzi poprzez słowa ani ich werbalne niańczenie; nie możemy również oczekiwać, że inni zadbają o nas za pomocą odpowiednich słów. Możemy spodziewać się natomiast, że to, co mamy do powiedzenia, będzie wysłuchane i zaakceptowane. Ze swojej strony, możemy z szacunkiem wysłuchać tego, co inni mają do powiedzenia.
Dawanie „do zrozumienia”, czego potrzebujemy, nie sprawdza się w praktyce. Ludzie nie są w stanie czytać w naszych myślach. Poza tym mogą mieć nam za złe, że nie jesteśmy bezpośredni. Najlepszym sposobem na bycie odpowiedzial- nym za to, czego chcemy, jest poproszenie o to wprost. Z naszej strony możemy nalegać, aby inni byli bez pośredni w stosunku do nas. Jeżeli chcemy odpowiedzieć odmownie na jakąś prośbę, mamy do tego pełne prawo. Jeżeli ktoś próbuje kontrolować nas poprzez rozmowę, możemy odmówić w niej udziału.
Przyznanie się do takich uczuć jak rozczarowanie lub złość jest częścią odpowiedzialnej komunikacji. Nie jest nią nato- miast zmuszanie innych do zgadywania lub wyrażanie tych uczuć w sposób mylący i nieadekwatny. Jeżeli nie wiemy, co chcemy powiedzieć, możemy się równie dobrze do tego przyznać.
Zawsze możemy poprosić o dodatkowe informacje lub użyć odpowiednich słów, aby nawiązać silniejszą więź, ale nie musimy podtrzymywać rozmowy za wszelką cenę. Nie musimy też wysłuchiwać i uczestniczyć w bezsensownych rozmowach. Możemy powiedzieć, co mamy do powiedzenia i na tym poprzestać.
Dzisiaj nawiąże jasną i bezpośrednią komunikację z innymi ludźmi. Postaram się unikać wypowiedzi manipulujących, okrężnych lub nastawionych na wzbudzenie poczucia winy. Będę taktowny i łagodny tam, gdzie to możliwe. Będę również asertywny, jeżeli to konieczne.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Czwarta
„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.
AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?
Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.
Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.
Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.
W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.
Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.
Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.
Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.