CODZIENNE REFLEKSJE
IDEA BOGA
…obserwując, jak inni rozwiązują swoje problemy przez przemiany duchowe, w oparciu o Siłę Wyższą, byliśmy zmuszeni porzucić wszystkie wątpliwości co do potęgi Boga. Nasze dotychczasowe idee były bezużyteczne. Ale idea Boga przynosiła praktyczne rezultaty.
Anonimowi Alkoholicy, str. 44
Niczym ślepiec, który stopniowo odzyskuje wzrok, z wolna dążyłem po omacku ku Krokowi Trzeciemu. Uświadomiwszy sobie, że jedynie Siła Większa niż ja sam może wyratować mnie z otchłani, w którą wpadłem, wiedziałem, że muszę zbliżyć się do tej Siły i mocno jej się uchwycić, a wówczas będzie ona dla mnie kotwicą na nieprzyjaznym oceanie. Choć w owym momencie była we mnie zaledwie odrobina wiary, wystarczała ona, bym zrozumiał, że już czas, abym przestał polegać na swoim pysznym ja i zastąpił je trwałą, stabilną mocą, która może pochodzić jedynie od Siły Większej niż ja sam.
JAK TO WIDZI BILL – str. 74
Szczelina w murze
Ludzie pełni pychy są nieświadomi i ślepi na własne wady. Nie jest więc im bynajmniej potrzebne podnoszenie na duchu. Trzeba im natomiast pomóc w znalezieniu jakiejś szczeliny we wzniesionym przez miłość własną murze, przez którą to szczelinę mógłby przebić się promień rozsądku.
Rozwijanie pokory niewątpliwie leży u podstaw każdego z Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Bez pokory żaden alkoholik nie utrzyma się w trzeźwości.
Jednakże to minimum pokory, które jest potrzebne do utrzymania trzeźwości, nie wystarcza, zdaniem wielu uczestników AA, do osiągnięcia prawdziwego zadowolenia z życia. Trzeba jej znacznie więcej zarówno po to, by żyć pożytecznie, jak i po to, by w sytuacjach krytycznych móc znaleźć oparcie w dostatecznie silnej wierze.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 47 i 71
DZIEŃ PO DNIU
Żyć uczciwie
Możemy stać się nowymi ludźmi, postępując uczciwie w każdej sytuacji, jedna po drugiej. Każdy dzień, przeżyty uczciwie i zgodnie z naszymi możliwościami, owocuje nowymi doświadczeniami, bogatszymi i pełniejszymi niż dzień wcześniej.
Jeśli nie będziemy żyć uczciwie, naszym przeznaczeniem będzie pozostanie w starych koleinach. Bycie uczciwym wobec siebie i innych stwarza nam wiele nowych możliwości.
Czy praktykuję uczciwość we wszystkich moich sprawach?
Siło Wyższa, obdarz mnie pokorą, abym był dziś uczciwy wobec innych i światłem, abym był uczciwy wobec siebie.
Będę dziś praktykować uczciwość wobec samego siebie poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Sekret odrywania się – radzenie sobie z innymi.
„Odłączanie się z miłością” jest tym, co robią bliscy alkoholików, gdy zdają sobie sprawę, że nie mogą ich zmienić. Ta sama zasada powinna mieć zastosowanie w każdej niepokojącej sytuacji, ale jak to działa? Jak mogę oderwać się od ludzi, którzy naprawdę mi przeszkadzają – zwłaszcza od współpracowników, szefa lub klienta?
Tajemnica dystansowania się jest wyrażona w biblijnym nakazie: „Nie stawiaj oporu złu”. Nie walczymy ani nie opieramy się drugiej osobie, ani nawet nie próbujemy zmienić jej zachowania. Przestajemy wierzyć, że zachowanie drugiej osoby może naprawdę kontrolować nas w przyszłości. Stajemy się bezosobowi w stosunku do czegoś, co kiedyś było bardzo naładowane urazą i goryczą. Jednak w żadnym momencie nie mówimy, że złe zachowanie drugiej osoby jest w porządku, ani nie okłamujemy samych siebie na temat tego, co robi druga osoba.
Oderwanie się nie oznacza, że rezultatem będzie wyzdrowienie lub zmiana dla drugiej osoby. Czasami tak się dzieje i jesteśmy wdzięczni, gdy tak się dzieje. Jeśli odłączymy się we właściwy sposób, wynik zawsze będzie lepszy niż cokolwiek, co moglibyśmy osiągnąć walcząc z sytuacją. Musimy liczyć na korzystny wynik, jeśli pozostaniemy trzeźwi i pod kontrolą w środku szalonej sytuacji.
Oderwę się od konfliktów z innymi, jeśli się dziś pojawią. Nie zamierzam walczyć z niczym ani z nikim i wiem, że przybliży mnie to do ideału życia w pokoju ze wszystkimi.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Nigdy nie kochałam innej osoby tak, jak kochałam siebie. – Mae West
To podsumowuje sposób, w jaki żyliśmy. Byliśmy zakochani w sobie. Musieliśmy być w centrum uwagi.
Nasza własna wola szalała. Powrót do zdrowia wyciąga nas z tego, uczymy się skupiać na innych. Uczymy się docierać do nich z miłością. To najlepszy sposób, by pokochać siebie. Nie oznacza to, że żyjemy naszym życiem poprzez innych. Oznacza to, że zapraszamy innych do naszego życia. Oznacza to również, że prosimy o zaproszenie do ich życia. Powrót do zdrowia przełamuje naszą samowolę. Robi miejsce dla innych w naszym życiu.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, oddaję Ci moją samowolę. Wiem, że poradzisz sobie z nią lepiej niż ja.
Działanie na dziś: Wymienię trzy sposoby, w jakie moja samowola zepsuła moje życie. Jak radzę sobie z oddawaniem tych rzeczy mojej Sile Wyższej?
JĘZYK WYZWOLENIA
Nie jesteś ofiarą
„Czy inni nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo cierpię?”. „Nie obchodzi ich to, że potrzebuję pomocy?”. „Nie zależy im na mnie?”.
Nieważne, czy inni zdają sobie sprawę i czy im na nas zależy. Ważne, żebyśmy my zdawali sobie sprawę i żeby nam na sobie zależało. Często, gdy wyciągamy rękę w czyjąś stronę, oczekując współczucia, dajemy tym do zrozumienia, że nie w pełni zaakceptowaliśmy własny ból. Nie zdobyliśmy jeszcze umiejętności troszczenia się o siebie. Oczekujemy od innych takiej świadomości, na jaką nas samych jeszcze nie stać.
Naszym zadaniem jest znaleźć dla siebie współczucie. Współczucie jest pierwszym krokiem w kierunku zaprzestania bycia ofiarą. Jesteśmy na drodze do odpowiedzialności, zadbania o siebie i przemiany.
Dzisiaj nie będę oglądał się na innych, aż mnie zauważą i zatroszczą się o mnie. Wezmę odpowiedzialność za uzmysłowienie sobie swojego bólu i problemów, jak również potrzeby zadbania o siebie.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”
TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”
Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”
Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.
Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..
Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.
Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?
Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:
Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???
Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?
Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.
W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”
Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”
Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.
Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.