Refleksje na dzień 6 lipca

CODZIENNE REFLEKSJE

ROZPOZNAWANIE LĘKU

Głównym motorem naszych wad był samolubny lęk…
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 76

Gdy odczuwam dyskomfort, irytację albo przygnębienie, szukam w sobie lęku. Albowiem powyższe stany mają swe źródło w tym właśnie “szkodliwym i zżerającym duszę cierniu”: w lęku przed porażką, przed opinią innych ludzi, przed zranieniem itd. Udało mi się znaleźć Siłę Wyższą, która nie chce, abym żył w lęku – i dlatego doświadczenie AA wnosi do mojego życia wolność i radość. Nie chcę już żyć z mnóstwem wad, które charakteryzowały moje życie w okresie picia. I Krok Siódmy uwalnia mnie od nich.
Modlę się o pomoc w rozpoznaniu lęku kryjącego się pod daną wadą, a następnie proszę Boga, aby mnie od niego uwolnił. W moim przypadku, metoda ta działa niezawodnie i jest jednym z największych cudów mojego życia w AA.


„Jak to widzi Bill” – s 186

„Jedynym warunkiem przynależności… ”

W Tradycji Trzeciej AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne jak nisko upadłeś; nieważne jak bardzo pogmatwane jest twoje życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo nie chcemy zakazywać ci wstępu. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy”.

Nikomu nie chcemy odbierać szansy na zdrowienie z alkoholizmu. Pragniemy włączyć do wspólnoty jak największą liczbę uczestników, nikogo nie wykluczając.

1.Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 139
2.Grapevine, sierpień 1946


DZIEŃ PO DNIU

Pierwsze rzeczy na początek
Nie ma substytutu dla programu Dwunastu Kroków, ale nie wyklucza to innych form wzajemnej lub profesjonalnej pomocy. Jednak niektórzy z nas mogą potrzebować solidnych podstaw w programie, zanim będzie można dodać inne działania i terapie bez powodowania zamieszania.
Jeśli jesteśmy uzależnieni, musimy pracować z innymi uzależnionymi, aby zdrowieć. Jeśli łączymy inne rodzaje pomocy, by zaspokoić nasze potrzeby, zaniedbujemy pracę nad Dwunastoma Krokami, ryzykując nawrót.

Czy stawiam pierwsze rzeczy na pierwszym miejscu?

Siło Wyższa, pomóż mi uświadomić sobie, co mój program robi dla mnie i utrzymać go w mocy.
Podejmę dziś zobowiązanie mojego programu poprzez …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Czy powinniśmy interweniować? Powrót do zdrowia.
Metoda przeprowadzania interwencji jest uważana za skuteczny sposób konfrontacji z alkoholikami i narkomanami. Interwencje są przeprowadzane z nadzieją, że ta konfrontacja „podniesie dno”, a uzależniony stawi czoła uzależnieniu, zanim dojdzie do dalszych cierpień.
Jakkolwiek skuteczne mogą być interwencje, nie są one częścią programu 12 Kroków. Nasza praca opiera się na przyciąganiu, a nie na przymusie, który jest częścią interwencji.
Jeśli bierzemy udział w interwencjach, ten podział powinien być jasno zrozumiany. Osoba, która nadal cierpi, powinna wiedzieć, że program 12 Kroków opiera się na przyciąganiu, a nie na innych metodach, które mogą być dostępne.
Ważne jest, aby wyjaśnić tę kwestię, ponieważ interwencja może się nie powieść. Niezależnie od tego, czy tak się stanie, czy nie, osoba nie może pozostać w przekonaniu, że interwencja jest działaniem w ramach 12 Kroków. Na każdym etapie wspólnota jest zawsze dla niej dostępna.
Prawdopodobnie zobaczę dziś wiele osób, które potrzebują pomocy w stawieniu czoła swojemu uzależnieniu. Będę wiedział, że ich wyzdrowienie przyjdzie w odpowiednim Bożym czasie.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Kiedy los wręcza nam cytrynę, spróbujmy zrobić lemoniadę. – Dale Carnegie
Nasza choroba to jedna wielka cytryna, ale nasz powrót do zdrowia to lemoniada. Nikt z nas nie chciał być pijakiem czy narkomanem, ale wszyscy chcieliśmy wyzdrowieć. Wtedy zaczęło się szczęście. Tak, będzie ból, ale radość znacznie go przewyższy. Słodka radość z powrotu do zdrowia staje się naszym napojem – naszą lemoniadą. A my pijemy!
Mamy nowych przyjaciół. Kochamy siebie, naszą Siłę Wyższą, naszą rodzinę i wiele więcej. Jesteśmy kreatywni, gdy dajemy radość, miłość i pomoc innym i sobie. Jeśli lemoniada nie jest wystarczająco słodka, dodaj więcej swojego programu.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, łatwo jest zapomnieć, jak wiele mi dałaś. Dziękuję Ci za całą radość i miłość, którą mnie obdarzasz.

Działanie na dziś: Dzisiaj zapiszę, jaka część zdrowienia sprawia mi prawdziwą przyjemność. Następnie podzielę się tą listą z moją grupą lub przyjacielem.


JĘZYK WYZWOLENIA

Krok Siódmy
Z pokorą zwróciliśmy się do Boga, aby usunął nasze braki. – Krok Siódmy AA
W Szóstym i Siódmym Kroku programu staliśmy się gotowi, aby pozbyć się własnych braków – problemów, zachowań, starych emocji, niezabliźnionego bólu i przekonań, które blokują nam dostęp do radości. Następnie powierzyliśmy je Bogu.
Czyż nie jest to proste? Nie musimy stawać na głowie, żeby się zmienić. Nie musimy wymuszać zmiany. Tym razem nie musimy robić tego w pojedynkę. Wszystko, co jest od nas oczekiwane, to dobra wola i pokora. Wszystko, co musimy zrobić, to poprosić Boga o zaspokojenie naszych pragnień i potrzeb, a potem zaufać Mu, że zrobi dla nas to, czego nie możemy i nie musimy robić dla siebie sami.
Nie musimy patrzeć z zapartym tchem, jak i kiedy się zmienimy. To nie jest program typu „zrób-to-sam”. W tym niewiarygodnie skutecznym programie, który przyniósł uzdrowienie milionom ludzi, zmieniamy się poprzez pracę nad Krokami.

Dzisiaj, Boże, pomóż mi poddać się procesowi zdrowienia, dzięki któremu ulegam przemianie. Pomóż mi skupić się na Kroku, który jest mi właśnie potrzebny. Pomóż mi wypełnić moją część, rozluźnić się i pozwolić, by sprawy przyjęły właściwy obrót.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Siódmy

„Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”

KROK ten kładzie szczególny nacisk na pokorę, warto więc zastanowić się, czym jest pokora i w jaki sposób możemy stosować ją w życiu.
Rozwijanie pokory niewątpliwie leży u podstaw każdego z Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Bez pokory żaden alkoholik nie utrzyma się w trzeźwości. Jednakże to minimum pokory, które jest potrzebne do utrzymania trzeźwości, nie wystarcza, zdaniem wielu uczestników AA, do osiągnięcia prawdziwego zadowolenia z życia. Trzeba jej znacznie więcej zarówno po to, by żyć pożytecznie, jak i po to, by w sytuacjach krytycznych móc znaleźć oparcie w dostatecznie silnej wierze.
Pokora, jako pojęcie i jako ideał postępowania, nie znajduje uznania w naszych czasach. Nie dość, że idea pokory jest niewłaściwie rozumiana, ale nawet samo słowo często budzi gwałtowną niechęć. Wielu ludzi nigdy nawet nie słyszało o pokorze jako o sposobie życia. Nad większością codziennych rozmów i lektur unosi się duma człowieka z jego własnych osiągnięć.
Ludzie nauki z ogromną inteligencją wykradają naturze jej sekrety. Wykorzystywane dziś olbrzymie zasoby zapowiadają taką obfitość dobrodziejstw materialnych, że wielu ludzi uwierzyło w bliskie nadejście raju stworzonego ludzką ręką. W zanik ubóstwa i taki dobrobyt, który zagwarantuje każdemu tyle poczucia bezpieczeństwa i zadowolenia życiowego, ile dusza zapragnie. U podstaw tej wizji zdaje się tkwić przekonanie, że po zaspokojeniu podstawowych instynktów każdego człowieka, nie bardzo będzie o co się kłócić. A wtedy ludzie staną się wreszcie szczęśliwi i będą mogli zająć się bez reszty rozwijaniem kultury i charakterów. Wyłącznie dzięki inteligencji i pracy staną się kowala mi własnego losu.
Na pewno żaden alkoholik, a w szczególności członek AA, nie zechce potępiać osiągnięć materialnych. Nie mamy także zamiaru polemizować z resztą ludzi, którzy nadal zapalczywie utrzymują, że głównym celem życia jest zaspokajanie zasadniczych popędów naturalnych. Wiemy natomiast aż zbyt dobrze, że nikt nie prześcignie alkoholików w sztuce stosowania tej zasady w sposób prowadzący do nieuchronnej katastrofy życiowej. Przez dziesiątki lat domagaliśmy się więcej bezpieczeństwa, prestiżu i miłości, niż nam się należało. Kiedy wydawało nam się, że osiągamy sukces piliśmy, by snuć jeszcze wspanialsze marzenia. Kiedy coś nam się nie udawało, choćby tylko trochę, piliśmy szukając zapomnienia. I zawsze było czegoś nam brak.
We wszystkich tych stanach, wielu z nas przyświecały najlepsze zamiary, jednak paraliżującą przeszkodą był brak pokory. Byliśmy zbyt krótkowzroczni, aby zdać sobie sprawę z tego, że praca nad charakterem i wartości duchowe muszą stać na pierwszym miejscu, a dobra materialne wcale nie są celem życia. Z typową dla nas krańcowością braliśmy środki za cele. Zamiast uznać zaspokojenie potrzeb materialnych za środek pozwalający nam żyć i działać po ludzku, uznaliśmy zaspokojenie tych potrzeb za ostateczny cel życia.
Wprawdzie większość z nas doceniała wartość dobrego charakteru, ale tylko na tyle, na ile dobry charakter jest potrzebny do osiągnięcia tego wszystkiego, co miało dawać zadowolenie z siebie. Umiejętność robienia wrażenia ludzi porządnych i moralnie bez zarzutu ułatwiała nam zdobycie tego, na czym naprawdę nam zależało. Ale ilekroć musieliśmy wybierać miedzy charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru ginęła w pogoni za urojonym szczęściem. Rzadko traktowaliśmy kształtowanie charakteru jako cel sam w sobie, wartość o którą warto było zabiegać bez względu na jej przydatność w zaspokajaniu naturalnych popędów. Nigdy nie dążyliśmy do tego, aby podstawą codziennego życia uczynić uczciwość, tolerancję oraz bez interesowną miłość do ludzi i Boga.
Ten brak solidnego oparcia o jakiekolwiek trwałe wartości, ta nieumiejętność dostrzeżenia prawdziwego celu życia stała się przyczyną jeszcze jednego zła. Dopóki bowiem trwaliśmy w przeświadczeniu, że własna siła i inteligencja zupełnie nam w życiu wystarczą, dopóty niedostępna była dla nas aktywna wiara w Siłę Wyższą. Į to także wtedy, gdy wierzyliśmy w Boga. Nawet jeśli mieliśmy szczere przekonania religijne, pozostawały one jałowe, ponieważ nadal graliśmy wobec siebie rolę Pana Boga. Polegając przede wszystkim na sobie, nie mogliśmy znaleźć prawdziwego oparcia w Sile Wyższej. Brakowało nam tego, co jest podstawowym składnikiem wszelkiej pokory, a mianowicie pragnienia poznania i czynienia woli Bożej.
Porzucenie tych przekonań i przyjęcie nowych poglądów było dla nas niezmiernie bolesnym procesem. Musieliśmy przejść przez setki upokorzeń, aby nauczyć się czegoś o pokorze, dopiero na końcu długiej drogi, znaczonej wieloma klęskami i poniżeniami, a wreszcie ostatecznym załamaniem zadufania w sobie, zaczęliśmy dostrzegać w pokorze coś więcej niż stan żałosnego zawodzenia. Każdy nowo przybyły do AA słyszy, a wkrótce sam się o tym przekonuje, że pokorne przyznanie się do bezsilności wobec alkoholu jest pierwszym krokiem ku wyzwoleniu spod jego paraliżującej władzy.
A więc najpierw uznajemy pokorę za konieczność. Ale to dopiero początek. Aby w pełni przezwyciężyć odrazę na samą myśl o sobie, jako pokornym słudze, aby posiąść wizję pokory, jako szerokiej drogi wiodącej do prawdziwej wolności duchowej, aby zdobyć się na gotowość do kształtowania w sobie pokory, jako celu samego w sobie większość z nas potrzebuje długiego czasu. Pielęgnowany przez całe życie egocentryzm nie znika z dnia na dzień. Pierwsze kroki stawiamy wbrew sobie.
Kiedy w końcu przyznaliśmy bez zastrzeżeń, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, wielu z nas odetchnęło z ulgą: „Dzięki Bogu mam to już za sobą. Nigdy już nie będę musiał przechodzić przez ten koszmar!” Wkrótce jednak dowiaduje my się, najczęściej z przerażeniem, że jest to dopiero pierwszy kamień milowy na nowej drodze, Powodowani koniecznością, wciąż jeszcze niezbyt chętnie, zaczynamy walczyć z najpoważniejszymi wadami charakteru, które doprowadziły nas do nałogu i z którymi musimy się uporać pod groźbą nawrotu choroby alkoholowej. Wielu z tych wad chcemy się pozbyć, ale niekiedy wydaje się nam to niemożliwe, a wtedy cofamy się przed stawianiem im czoła. Kurczowo trzymamy się innych przywar, równie groźnych dla naszej równowagi, bo te z kolei sprawiają nam przyjemność. Jakże więc możemy zmobilizować siłę i rozwagę potrzebną do pozbycia się tych przemożnych pokus i pragnień?
I tu znów dochodzimy do nieodpartego wniosku wyprowadzonego z doświadczeń AA, że musimy po prostu mieć wolę, by stale próbować bo inaczej wypadniemy z toru. W tym stadium rozwoju znajdujemy się pod silnym naciskiem, wręcz przymusem, aby postępować właściwie. Nie możemy uniknąć wyboru pomiędzy bolesnymi próbami a nieuniknioną karą za niepodjęcie tych prób. Te pierwsze kroki stawiamy niechętnie, ale przecież posuwamy się do przodu. Pokora może nadal nie być naszą upragnioną cechą charakteru, ale już zdajemy sobie sprawę, że jest dla nas jednym z niezbędnych narzędzi ratunku.
Kiedy jednak przyjrzeliśmy się już dokładnie naszym wadom, kiedy omówiliśmy je z kimś innym i kiedy staliśmy się gotowi je usunąć, nasze wyobrażenie o pokorze zaczęło nabierać głębszych treści. Zapewne zdołaliśmy już, przynajmniej w pewnej mierze, uwolnić się od najbardziej dotkliwych ułomności charakteru. Nie jest już nam zupełnie obcy stan rzeczywistego spokoju umysłu. Dla tych z nas, którzy dotychczas znali jedynie nastroje podniecenia, depresji i lęków – a więc dla nas wszystkich – ten nowo odkryty spokój jest bezcennym darem. Coś naprawdę zupełnie nowego wzbogaciło nasze życie. Jeśli dotychczas pokora była dla nas czymś w rodzaju wodnistej papki szpitalnej, to obecnie odczuwamy ją jak życiodajną mannę, po której spożyciu możemy uzyskać pogodę ducha.
To udoskonalone odczucie pokory powoduje jeszcze jedną radykalną zmianę naszych poglądów. Zaczynają się nam otwierać oczy na ogromne wartości, które wynikają bezpośrednio z detronizacji własnego JA. Nasze dotychczasowe życie było nieustanną ucieczką od bólu i problemów. Uciekaliśmy przed nimi w panicznym strachu. Nigdy nie chcieliśmy zmierzyć się z cierpieniem. Naszym rozwiązaniem była zawsze ucieczka w butelką. Budowanie charakteru przez cierpienie mogło być dobre dla świętych, ale nas nie pociągało ani trochę.
Potem, już w AA, zaczęliśmy patrzeć i słuchać. Wszędzie wokół nas widzieliśmy nieszczęścia i upadki, które pokora przeobrażała w bezcenne wartości. Usłyszeliśmy wiele opowieści o tym, jak pokora przekuwała słabość w siłę. W każdym przypadku ból był ceną wstępu do nowego życia. Ale nagroda za tę cenę przerastała najśmielsze oczekiwania. Była nią pewna doza pokory, która wkrótce okazała się najlepszym lekarstwem na ból. Zaczynaliśmy coraz mniej bać się bólu i coraz bardziej pragnąć pokory.
Najgłębszym rezultatem tej lekcji pokory była zmiana naszego stosunku do Boga i to niezależnie od tego, czy byliśmy poprzednio wierzący, czy też nie. Przestaliśmy odnosić się do Siły Wyższej jak do pogotowia ratunkowe go, w myśl formuły „jak trwoga to do Boga”. Coraz bardziej słabło w nas przekonanie, że możemy żyć jak nam się żywnie podoba, korzystając tylko od czasu do czasu z Bożej pomocy. Wielu z nas, którzy uważali się za religijnych, zdało sobie sprawę jak ograniczona była ta wiara. Nie zawsze stawiając Boga na pierwszym miejscu, sami pozbawialiśmy się jego pomocy. Dopiero teraz słowa „Sam z siebie jestem niczym – Pan czyni dzieła”, zaczynały budzić nadzieję i nabierać sensu.
Przekonaliśmy się także, że droga do pokory nie zawsze musi prowadzić przez pręgierz zawodów i klęsk. Można ją uzyskać nie tylko w wyniku długotrwałych cierpień, ale także w rezultacie wolnego wyboru. Wielki zwrot w naszym życiu nastąpił wtedy, kiedy zapragnęliśmy pokory z własnej, nieprzymuszonej woli. Właśnie wtedy mogliśmy zdać sobie sprawę z najgłębszych znaczeń Siódmego Kroku: „Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”.
A teraz przystępując już do praktycznego podjęcia Siódmego Kroku, dobrze będzie raz jeszcze zastanowić się nad tym, jakie są nasze najgłębsze cele życiowe. Każdy z nas chciałby żyć w zgodzie z sobą i z innymi. Chcielibyśmy mieć pewność, że łaska Boża może uczynić dla nas to, czego sami nie potrafimy dla siebie zrobić. Wiemy już, że wady charakteru wynikające z krótkowzrocznych i płaskich popędów blokują nam drogę do tych celów. Jasno teraz widzimy, że stawialiśmy niemożliwe do spełnienia żądania sobie, innym alkoholikom i Bogu.
Głównym motorem naszych wad był samolubny lęk, że możemy utracić coś co już posiadamy, albo że nie uda nam się zdobyć czegoś, czego pragniemy. Żyjąc pod presją wiecznie nie zaspokojonych wymagań, pozostawaliśmy w stanie chronicznego rozdrażnienia i rozczarowań. Nie mogliśmy więc zaznać spokoju, dopóki nie udało się nam ukrócić tych wymagań. A różnica między wymaganiem a zwykłą prośbą jest oczywista dla każdego.
Właśnie podczas Siódmego Kroku następuje zmiana naszych postaw, która umożliwia, by kierując się pokorą wyjść poza siebie – ku innym ludziom i ku Bogu. Cały sens Siódmego Kroku ogniskuje się w pokorze. Zawarte w nim posłanie sprowadza się do tego, że powinniśmy teraz spróbować pokory, jako środka do usunięcia pozostałych wad charakteru, tak samo jak już to zrobiliśmy, kiedy przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, i kiedy uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie. Jeśli mieliśmy dość pokory, aby dostąpić łaski, która uwolniła nas od śmiertelnej obsesji, możemy z nadzieją oczekiwać takiego samego rezultatu w przypadku każdego nękającego nas problemu.