CODZIENNE REFLEKSJE
PRZYRODZONA WIARA
…w głębi każdego człowieka – mężczyzny, kobiety lub dziecka – tkwi fundamentalne pojęcie Boga. Może ono zostać przyćmione przez tragedię, pychę lub gloryfikowanie spraw materialnych, ale w takiej czy innej formie jest ono w nas. Wiara w Siłę Wyższą niż my sami i przejawy tej wiary w ludzkim istnieniu to fakty istniejące tak dawno, jak dawno istnieje człowiek.
Anonimowi Alkoholicy, str. 46
W salach mityngowych AA w całym kraju ujrzałem, jak działa niewidzialny Bóg. Wszędzie można zobaczyć na własne oczy dowody cudu uzdrowienia. Teraz wierzę, że Bóg mieszka i w tych salach i w moim sercu. Dla mnie, niegdysiejszego agnostyka, wiara jest dziś czymś tak naturalnym jak oddychanie, jedzenie i spanie. Wszystkie Dwanaście Kroków pomogło mi zmienić moje życie pod wieloma względami, ale najskuteczniejszy jest ten, który pomaga nawiązać kontakt z Siłą Wyższą.
„Jak to widzi Bill” – s 184
W obliczu przykrości
Nasze duchowe i emocjonalne dojrzewanie w AA bardziej niż na sukcesach opiera się na porażkach i przeszkodach. Jeśli będziesz miał to na uwadze, twoje zapicie, zamiast ściągać cię w dół, może wywindować cię w górę.
Dla nas nie ma lepszej nauczycielki niż nasza stara przyjaciółka Niepomyślność – z wyjątkiem przypadków, gdy niczego nie chcemy się od niej nauczyć.
Od czasu do czasu wszyscy spotykamy się z poważną krytyką. Pod wpływem złości i zranienia trudno jest powstrzymać się od odpłacenia tą samą monetą. A przecież możemy powściągnąć nasze emocje i chłodno się sobie przyjrzeć, sprawdzając, czy nasi krytycy mają rację. Jeśli tak, najlepiej przyznać się do naszych niedostatków. To zwykle oczyszcza atmosferę i stwarza przestrzeń dla wzajemnego zrozumienia.
Przypuśćmy jednak, że krytyka jest niesprawiedliwa. Wówczas możemy spróbować perswazji. Jeśli krytycy nadal ostro perorują, możemy postarać się w głębi serca im wybaczyć. Możemy też wybrnąć z sytuacji, uciekając się do poczucia humoru, co obu stronom daje szansę, żeby przebaczyć i zapomnieć.
1.List, 1958
2.List, 1966
DZIEŃ PO DNIU
Czystość i trzeźwość podczas urlopu
Wakacje to czas, kiedy sięganie po używki było najłatwiejsze do usprawiedliwienia. Albo przyłączaliśmy się do świętowania, albo używaliśmy naszego smutku, niepokoju lub złości jako wymówki. Teraz, gdy jesteśmy trzeźwi, zdajemy sobie sprawę, że w wakacje nie musimy już uciekać. Mamy wybór.
Budzimy się rano, doceniamy trzeźwość i po prostu przeżywamy dzień najlepiej jak potrafimy. Nie boimy się już imprez, wolnego czasu czy presji; nie boimy się już naszego smutku, niepokoju czy złości.
Czy udało mi się przezwyciężyć potrzebę ucieczki?
Dziękuję Ci, Siło Wyższa, za ten dzień (jak i za wszystkie inne); niech wykorzystam go jak najlepiej.
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Nasza wspólna wiedza. Postęp
Jednym z wiodących czynników w grupach 12 Kroków jest dzielenie się doświadczeniem i wiedzą. Fakt, że kilka osób wydaje się szczególnie utalentowanych jako mówcy i pracownicy, nie zwalnia nas z potrzeby uczestnictwa każdej osoby.
Takie grupowe wysiłki są ważne dla całego ludzkiego postępu. Na każdą wybitną osobę przypadają setki osób, które przyczyniają się do sukcesu każdego przedsięwzięcia.
To, co wnosimy do grupy, to nasze doświadczenie, a także silne zaangażowanie w cel grupy. Dzięki temu nasze spotkania są ciepłe, interesujące i pomocne. Grupa zawsze może być takim centrum, jeśli jej członkowie naprawdę są jej częścią.
Przypomnę sobie dzisiaj, że mogę czerpać siłę z grupy, a także wzmacniać ją poprzez moje uczestnictwo.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Mam marzenie – Martin Luther King Jr.
Podczas naszego uzależnienia czasami marzyliśmy o radości i śmiechu z naszą rodziną – tylko po to, by znaleźć łzy i złość. Może marzyliśmy o szacunku w pracy – tylko po to, by zostać zwolnionym. Nasze marzenia zaczęły wydawać się ciężarem. Straciliśmy nadzieję.
Wraz ze zdrowieniem nadzieja zaczyna powracać. Zaczynamy ponownie ufać sobie. Zaczynamy ponownie ufać innym. Zaczynamy ufać naszej Sile Wyższej. Z czasem ośmielamy się nawet znów marzyć. W naszych snach jesteśmy kochającymi ludźmi. Mamy coś do zaoferowania innym. Nie boimy się. To znak, że powraca nadzieja. Zakochujemy się na nowo w świecie, w naszej Sile Wyższej i w sobie samych.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, dziękuję Ci za zwrócenie mi mojej przyszłości. Dziękuję, że przywróciłaś mi moje marzenia.
Działanie na dziś: Dziś opowiem o swoich marzeniach przyjacielowi. Czy moje przyszłe marzenia obejmują doskonalenie siebie poprzez program?
JĘZYK WYZWOLENIA
Świętowanie
Znajdź czas, żeby świętować.
Świętuj sukces, rozwój, dokonania. Uczcij to, kim jesteś. Zbyt długo byłeś surowy wobec samego siebie. Inni przekazywali ci swoją negatywną energię, swoje nastawienie, przekonania, swój ból. Nie ma to nic wspólnego z tobą! Przez cały czas jesteś darem dla siebie i dla wszechświata.
Jesteś dzieckiem Bożym. Pięknym, zachwycającym, Jesteś samą radością.
Nie musisz bardziej się starać, być lepszym, doskonalszym czy być kimkolwiek, kim nie jesteś. Twoje piękno jest w tobie przez cały czas.
Świętuj to.
Kiedy odnosisz sukces, coś ci się udaje – uczcij to. Zatrzymaj się, daj sobie czas na refleksję i pozwól sobie na radość. Zbyt długo słuchałeś krytyki, która rzekomo miała uchronić cię przed wkroczeniem na ścieżkę arogancji, żebyś teraz umiał cieszyć się tym, czego dokonałeś.
Świętowanie jest formą uznania i wdzięczności do Stwórcy za piękno Jego stworzenia. Jeżeli będziesz celebrował to, co dobre, nie znaczy, że zostanie ci ono odebrane. Celebracja świadczy o docenieniu daru; jest wyrazem wdzięczności.
Uczcij swoje związki. Uczcij lekcje z przeszłości oraz miłość i ciepło, jakie masz dzisiaj. Uczcij piękno innych ludzi i więzi łączące ich z tobą.
Uczcij wszystko, co jest do uczczenia w życiu. Uczcij wszystko, co dobre. Uczcij siebie!
Dzisiaj pozwolę sobie na radość świętowania.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Krok Siódmy
„Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”
KROK ten kładzie szczególny nacisk na pokorę, warto więc zastanowić się, czym jest pokora i w jaki sposób możemy stosować ją w życiu.
Rozwijanie pokory niewątpliwie leży u podstaw każdego z Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Bez pokory żaden alkoholik nie utrzyma się w trzeźwości. Jednakże to minimum pokory, które jest potrzebne do utrzymania trzeźwości, nie wystarcza, zdaniem wielu uczestników AA, do osiągnięcia prawdziwego zadowolenia z życia. Trzeba jej znacznie więcej zarówno po to, by żyć pożytecznie, jak i po to, by w sytuacjach krytycznych móc znaleźć oparcie w dostatecznie silnej wierze.
Pokora, jako pojęcie i jako ideał postępowania, nie znajduje uznania w naszych czasach. Nie dość, że idea pokory jest niewłaściwie rozumiana, ale nawet samo słowo często budzi gwałtowną niechęć. Wielu ludzi nigdy nawet nie słyszało o pokorze jako o sposobie życia. Nad większością codziennych rozmów i lektur unosi się duma człowieka z jego własnych osiągnięć.
Ludzie nauki z ogromną inteligencją wykradają naturze jej sekrety. Wykorzystywane dziś olbrzymie zasoby zapowiadają taką obfitość dobrodziejstw materialnych, że wielu ludzi uwierzyło w bliskie nadejście raju stworzonego ludzką ręką. W zanik ubóstwa i taki dobrobyt, który zagwarantuje każdemu tyle poczucia bezpieczeństwa i zadowolenia życiowego, ile dusza zapragnie. U podstaw tej wizji zdaje się tkwić przekonanie, że po zaspokojeniu podstawowych instynktów każdego człowieka, nie bardzo będzie o co się kłócić. A wtedy ludzie staną się wreszcie szczęśliwi i będą mogli zająć się bez reszty rozwijaniem kultury i charakterów. Wyłącznie dzięki inteligencji i pracy staną się kowala mi własnego losu.
Na pewno żaden alkoholik, a w szczególności członek AA, nie zechce potępiać osiągnięć materialnych. Nie mamy także zamiaru polemizować z resztą ludzi, którzy nadal zapalczywie utrzymują, że głównym celem życia jest zaspokajanie zasadniczych popędów naturalnych. Wiemy natomiast aż zbyt dobrze, że nikt nie prześcignie alkoholików w sztuce stosowania tej zasady w sposób prowadzący do nieuchronnej katastrofy życiowej. Przez dziesiątki lat domagaliśmy się więcej bezpieczeństwa, prestiżu i miłości, niż nam się należało. Kiedy wydawało nam się, że osiągamy sukces piliśmy, by snuć jeszcze wspanialsze marzenia. Kiedy coś nam się nie udawało, choćby tylko trochę, piliśmy szukając zapomnienia. I zawsze było czegoś nam brak.
We wszystkich tych stanach, wielu z nas przyświecały najlepsze zamiary, jednak paraliżującą przeszkodą był brak pokory. Byliśmy zbyt krótkowzroczni, aby zdać sobie sprawę z tego, że praca nad charakterem i wartości duchowe muszą stać na pierwszym miejscu, a dobra materialne wcale nie są celem życia. Z typową dla nas krańcowością braliśmy środki za cele. Zamiast uznać zaspokojenie potrzeb materialnych za środek pozwalający nam żyć i działać po ludzku, uznaliśmy zaspokojenie tych potrzeb za ostateczny cel życia.
Wprawdzie większość z nas doceniała wartość dobrego charakteru, ale tylko na tyle, na ile dobry charakter jest potrzebny do osiągnięcia tego wszystkiego, co miało dawać zadowolenie z siebie. Umiejętność robienia wrażenia ludzi porządnych i moralnie bez zarzutu ułatwiała nam zdobycie tego, na czym naprawdę nam zależało. Ale ilekroć musieliśmy wybierać miedzy charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru ginęła w pogoni za urojonym szczęściem. Rzadko traktowaliśmy kształtowanie charakteru jako cel sam w sobie, wartość o którą warto było zabiegać bez względu na jej przydatność w zaspokajaniu naturalnych popędów. Nigdy nie dążyliśmy do tego, aby podstawą codziennego życia uczynić uczciwość, tolerancję oraz bez interesowną miłość do ludzi i Boga.
Ten brak solidnego oparcia o jakiekolwiek trwałe wartości, ta nieumiejętność dostrzeżenia prawdziwego celu życia stała się przyczyną jeszcze jednego zła. Dopóki bowiem trwaliśmy w przeświadczeniu, że własna siła i inteligencja zupełnie nam w życiu wystarczą, dopóty niedostępna była dla nas aktywna wiara w Siłę Wyższą. Į to także wtedy, gdy wierzyliśmy w Boga. Nawet jeśli mieliśmy szczere przekonania religijne, pozostawały one jałowe, ponieważ nadal graliśmy wobec siebie rolę Pana Boga. Polegając przede wszystkim na sobie, nie mogliśmy znaleźć prawdziwego oparcia w Sile Wyższej. Brakowało nam tego, co jest podstawowym składnikiem wszelkiej pokory, a mianowicie pragnienia poznania i czynienia woli Bożej.
Porzucenie tych przekonań i przyjęcie nowych poglądów było dla nas niezmiernie bolesnym procesem. Musieliśmy przejść przez setki upokorzeń, aby nauczyć się czegoś o pokorze, dopiero na końcu długiej drogi, znaczonej wieloma klęskami i poniżeniami, a wreszcie ostatecznym załamaniem zadufania w sobie, zaczęliśmy dostrzegać w pokorze coś więcej niż stan żałosnego zawodzenia. Każdy nowo przybyły do AA słyszy, a wkrótce sam się o tym przekonuje, że pokorne przyznanie się do bezsilności wobec alkoholu jest pierwszym krokiem ku wyzwoleniu spod jego paraliżującej władzy.
A więc najpierw uznajemy pokorę za konieczność. Ale to dopiero początek. Aby w pełni przezwyciężyć odrazę na samą myśl o sobie, jako pokornym słudze, aby posiąść wizję pokory, jako szerokiej drogi wiodącej do prawdziwej wolności duchowej, aby zdobyć się na gotowość do kształtowania w sobie pokory, jako celu samego w sobie większość z nas potrzebuje długiego czasu. Pielęgnowany przez całe życie egocentryzm nie znika z dnia na dzień. Pierwsze kroki stawiamy wbrew sobie.
Kiedy w końcu przyznaliśmy bez zastrzeżeń, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, wielu z nas odetchnęło z ulgą: „Dzięki Bogu mam to już za sobą. Nigdy już nie będę musiał przechodzić przez ten koszmar!” Wkrótce jednak dowiaduje my się, najczęściej z przerażeniem, że jest to dopiero pierwszy kamień milowy na nowej drodze, Powodowani koniecznością, wciąż jeszcze niezbyt chętnie, zaczynamy walczyć z najpoważniejszymi wadami charakteru, które doprowadziły nas do nałogu i z którymi musimy się uporać pod groźbą nawrotu choroby alkoholowej. Wielu z tych wad chcemy się pozbyć, ale niekiedy wydaje się nam to niemożliwe, a wtedy cofamy się przed stawianiem im czoła. Kurczowo trzymamy się innych przywar, równie groźnych dla naszej równowagi, bo te z kolei sprawiają nam przyjemność. Jakże więc możemy zmobilizować siłę i rozwagę potrzebną do pozbycia się tych przemożnych pokus i pragnień?
I tu znów dochodzimy do nieodpartego wniosku wyprowadzonego z doświadczeń AA, że musimy po prostu mieć wolę, by stale próbować bo inaczej wypadniemy z toru. W tym stadium rozwoju znajdujemy się pod silnym naciskiem, wręcz przymusem, aby postępować właściwie. Nie możemy uniknąć wyboru pomiędzy bolesnymi próbami a nieuniknioną karą za niepodjęcie tych prób. Te pierwsze kroki stawiamy niechętnie, ale przecież posuwamy się do przodu. Pokora może nadal nie być naszą upragnioną cechą charakteru, ale już zdajemy sobie sprawę, że jest dla nas jednym z niezbędnych narzędzi ratunku.
Kiedy jednak przyjrzeliśmy się już dokładnie naszym wadom, kiedy omówiliśmy je z kimś innym i kiedy staliśmy się gotowi je usunąć, nasze wyobrażenie o pokorze zaczęło nabierać głębszych treści. Zapewne zdołaliśmy już, przynajmniej w pewnej mierze, uwolnić się od najbardziej dotkliwych ułomności charakteru. Nie jest już nam zupełnie obcy stan rzeczywistego spokoju umysłu. Dla tych z nas, którzy dotychczas znali jedynie nastroje podniecenia, depresji i lęków – a więc dla nas wszystkich – ten nowo odkryty spokój jest bezcennym darem. Coś naprawdę zupełnie nowego wzbogaciło nasze życie. Jeśli dotychczas pokora była dla nas czymś w rodzaju wodnistej papki szpitalnej, to obecnie odczuwamy ją jak życiodajną mannę, po której spożyciu możemy uzyskać pogodę ducha.
To udoskonalone odczucie pokory powoduje jeszcze jedną radykalną zmianę naszych poglądów. Zaczynają się nam otwierać oczy na ogromne wartości, które wynikają bezpośrednio z detronizacji własnego JA. Nasze dotychczasowe życie było nieustanną ucieczką od bólu i problemów. Uciekaliśmy przed nimi w panicznym strachu. Nigdy nie chcieliśmy zmierzyć się z cierpieniem. Naszym rozwiązaniem była zawsze ucieczka w butelką. Budowanie charakteru przez cierpienie mogło być dobre dla świętych, ale nas nie pociągało ani trochę.
Potem, już w AA, zaczęliśmy patrzeć i słuchać. Wszędzie wokół nas widzieliśmy nieszczęścia i upadki, które pokora przeobrażała w bezcenne wartości. Usłyszeliśmy wiele opowieści o tym, jak pokora przekuwała słabość w siłę. W każdym przypadku ból był ceną wstępu do nowego życia. Ale nagroda za tę cenę przerastała najśmielsze oczekiwania. Była nią pewna doza pokory, która wkrótce okazała się najlepszym lekarstwem na ból. Zaczynaliśmy coraz mniej bać się bólu i coraz bardziej pragnąć pokory.
Najgłębszym rezultatem tej lekcji pokory była zmiana naszego stosunku do Boga i to niezależnie od tego, czy byliśmy poprzednio wierzący, czy też nie. Przestaliśmy odnosić się do Siły Wyższej jak do pogotowia ratunkowe go, w myśl formuły „jak trwoga to do Boga”. Coraz bardziej słabło w nas przekonanie, że możemy żyć jak nam się żywnie podoba, korzystając tylko od czasu do czasu z Bożej pomocy. Wielu z nas, którzy uważali się za religijnych, zdało sobie sprawę jak ograniczona była ta wiara. Nie zawsze stawiając Boga na pierwszym miejscu, sami pozbawialiśmy się jego pomocy. Dopiero teraz słowa „Sam z siebie jestem niczym – Pan czyni dzieła”, zaczynały budzić nadzieję i nabierać sensu.
Przekonaliśmy się także, że droga do pokory nie zawsze musi prowadzić przez pręgierz zawodów i klęsk. Można ją uzyskać nie tylko w wyniku długotrwałych cierpień, ale także w rezultacie wolnego wyboru. Wielki zwrot w naszym życiu nastąpił wtedy, kiedy zapragnęliśmy pokory z własnej, nieprzymuszonej woli. Właśnie wtedy mogliśmy zdać sobie sprawę z najgłębszych znaczeń Siódmego Kroku: „Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”.
A teraz przystępując już do praktycznego podjęcia Siódmego Kroku, dobrze będzie raz jeszcze zastanowić się nad tym, jakie są nasze najgłębsze cele życiowe. Każdy z nas chciałby żyć w zgodzie z sobą i z innymi. Chcielibyśmy mieć pewność, że łaska Boża może uczynić dla nas to, czego sami nie potrafimy dla siebie zrobić. Wiemy już, że wady charakteru wynikające z krótkowzrocznych i płaskich popędów blokują nam drogę do tych celów. Jasno teraz widzimy, że stawialiśmy niemożliwe do spełnienia żądania sobie, innym alkoholikom i Bogu.
Głównym motorem naszych wad był samolubny lęk, że możemy utracić coś co już posiadamy, albo że nie uda nam się zdobyć czegoś, czego pragniemy. Żyjąc pod presją wiecznie nie zaspokojonych wymagań, pozostawaliśmy w stanie chronicznego rozdrażnienia i rozczarowań. Nie mogliśmy więc zaznać spokoju, dopóki nie udało się nam ukrócić tych wymagań. A różnica między wymaganiem a zwykłą prośbą jest oczywista dla każdego.
Właśnie podczas Siódmego Kroku następuje zmiana naszych postaw, która umożliwia, by kierując się pokorą wyjść poza siebie – ku innym ludziom i ku Bogu. Cały sens Siódmego Kroku ogniskuje się w pokorze. Zawarte w nim posłanie sprowadza się do tego, że powinniśmy teraz spróbować pokory, jako środka do usunięcia pozostałych wad charakteru, tak samo jak już to zrobiliśmy, kiedy przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, i kiedy uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie. Jeśli mieliśmy dość pokory, aby dostąpić łaski, która uwolniła nas od śmiertelnej obsesji, możemy z nadzieją oczekiwać takiego samego rezultatu w przypadku każdego nękającego nas problemu.