Refleksje na dzień 28 czerwca

CODZIENNE REFLEKSJE

DETERMINACJA WSPÓŁZAŁOŻYCIELI WSPÓLNOTY

Po półtorarocznej pracy tym trzem ludziom udało się pozyskać do współpracy kolejnych siedmiu alkoholików.
Anonimowi Alkoholicy, str. 139

Gdyby nie zaciekła determinacja naszych współzałożycieli, AA byłoby spełzło na niczym – jak wiele innych tzw. szlachetnych inicjatyw. Patrząc na wykaz stu mityngów tygodniowo, które odbywają się w moim mieście, wiem, że AA jest dostępne przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdybym żył w czasach, w których musiałbym się trzymać jedynie nadziei i pragnienia zaprzestania picia, na każdym kroku doświadczając odrzucenia – to zacząłbym szukać łatwiejszej drogi i szybko wrócił do dawnego sposobu życia.


„JAK TO WIDZI BILL– s 178

Osadzeni w rzeczywistości

Wielu z nas spędziło sporo czasu w sztucznym świecie pseudoduchowego życia. W końcu sami dostrzegliśmy, że to dziecinada. Świat marzeń i miraży zastąpiliśmy wielkim poczuciem celu oraz towarzyszącą mu świadomością roli Boga w naszym życiu.

Doszliśmy do przekonania, że według Boskiego życzenia będąc myślami razem z Nim, jednocześnie musimy mocno stąpać po ziemi. Po niej bowiem odbywają swą doczesną wędrówkę nasi bliźni. Tutaj też winniśmy wykonywać swoją pracę. Taka jest rzeczywistość, która nas otacza. Nasze doświadczenie mówi, że głębokie i duchowe życie może być równocześnie pożyteczne i szczęśliwe.

Anonimowi Alkoholicy, str. 114 -115


DZIEŃ PO DNIU

Praktyka.
Aby wyzdrowieć, musimy się zmienić; to nie dzieje się samo. Zmiana wymaga praktyki. Jeśli rozleniwimy się w naszym zdrowieniu, jeśli staniemy się zadowoleni z siebie, możemy przestać ćwiczyć. W takim przypadku możemy stracić to, co zyskaliśmy, zaryzykować poślizgnięcie się, a nawet nawrót.
W zdrowieniu praktyka jest bardzo ważna. Zachowanie czystości i trzeźwości wymaga praktyki. Na początek musimy ćwiczyć przekazywanie wiadomości innym, którzy wciąż cierpią.
Siło wyższa, pomóż mi ćwiczyć program, abym mógł się rozwijać i zdrowieć.
Dzisiaj będę pracował nad….


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Dlaczego to działa. Pewność siebie.
Mitingi Dwunastu Kroków często rozpoczynają się od przeczytania słynnego fragmentu Piątego Rozdziału „Jak to działa”. Wiemy, że program działa, ale dlaczego? Czy jest w tym jakiś sekret lub magia?
Prawdziwym powodem, dla którego program działa, nie jest ani tajemnica, ani magia. Program opiera się na odwiecznych zasadach, które zawsze zadziwiają ludzi, gdy są stosowane: Pomóż innym, a pomożesz sobie. Posprzątaj swój własny dom. Zaufaj Bogu, a nie słabym istotom ludzkim czy chwiejnym instytucjom. Usuń fałszywych bogów, takich jak alkohol i inne używki.
Mogą istnieć dodatkowe powody sukcesu programu, ale te są wystarczające na początek. Program Dwunastu Kroków naprawdę działa.
Dziś pocieszam się świadomością, że kroczę drogą, która została przetestowana i sprawdzona. Program działa, jeśli mu na to pozwolę.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Najbliżej doskonałości człowiek jest wtedy, gdy wypełnia formularz podania o pracę. – Stanley J. Randall
Próba bycia doskonałym wpędza nas w kłopoty. Próba bycia doskonałym oznacza, że staramy się kontrolować wydarzenia.
Być może próbujemy coś ukryć. Może nie stawiamy czoła naszemu bólowi. Może zraniliśmy kogoś i musimy to naprawić.
Musimy ćwiczyć bycie człowiekiem. Ludzie nie są doskonali. W Krokach Szóstym i Siódmym stawiamy czoła naszym ludzkim ograniczeniom i niedociągnięciom. Następnie rozpoczynamy trwającą całe życie pracę pozwalania im odejść. Akceptacja naszych ludzkich ograniczeń prowadzi nas do naszej Siły Wyższej. Widzimy, jak bardzo potrzebujemy przewodnika w życiu. Nasza Siła Wyższa jest doskonałym przewodnikiem.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi zaakceptować fakt, że nie jestem doskonały. Pomóż mi być dobrym człowiekiem.
Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię swoje wady. Porozmawiam o nich z przyjacielem. Poproszę przyjaciela, aby powiedział mi, jakie są moje dobre cechy.


JĘZYK WYZWOLENIA

Kiedy nic nie wychodzi
Często, kiedy pojawia się problem, próbujemy rozwiązać go w określony sposób. A kiedy ten sposób okazuje się zawodny, mimo wszystko próbujemy tego samego rozwiązania.
Możliwe, że odczujemy frustrację i będziemy dalej próbować, sfrustrujemy się jeszcze bardziej i dołożymy wszelkich starań, żeby zastosować kolejny raz rozwiązanie, które nie sprawdziło się wcześniej.
Takie podejście sprawia, że odchodzimy od zdrowych zmysłów. Takie podejście zazwyczaj blokuje nasze dalsze wysiłki i sprawia, że czujemy się jak w potrzasku. Z takiej materii utkana jest bezsilność i niemożność zapanowania nad sytuacją.
Może okazać się, że wpędzamy się w ten sam trudny schemat zachowań w związkach, w pracy, czy w jakimkolwiek innym obszarze życia. Rozpoczynamy coś, co nie wychodzi, nie posuwa się do przodu; czujemy się z tego powodu fatalnie, a następnie próbujemy tego samego rozwiązania tylko z większym zaangażowaniem, chociaż nie zdaje ono egzaminu. Czasami nie należy się poddawać; należy próbować dalej. Kiedy indziej lepiej jest odpuścić sobie, uwolnić się od sytuacji i przestać forsować coś za wszelką cenę.
Jeżeli coś nie wychodzi, idzie jak po grudzie – być może znaczy to, że życie próbuje nam coś zasygnalizować. Życie jest łagodnym nauczycielem. Nie zawsze wysyła w naszą stronę świetlny drogowskaz. Czasami znaki te są bardziej subtelne. To, że coś nam nie wychodzi, może być takim znakiem!
Wyluzujmy się. Jeżeli jesteśmy sfrustrowani podejmowanymi wysiłkami, które nie dają oczekiwanych rezultatów, być może zmuszamy się do kroczenia po niewłaściwej ścieżce. Niekiedy sytuacja wymaga innego podejścia. Niekiedy otwiera się przed nami inna opcja. Często rozwiązanie pojawia się z większą przejrzystością w stanie wyciszenia i dystansu niż w sytuacjach stresujących i naglących do większego wysiłku.
Naucz się rozpoznawać momenty, gdy coś nie wychodzi albo idzie jak po grudzie. Zrób krok do tylu i czekaj na jasne wskazówki.
Dzisiaj przestanę doprowadzać siebie do szaleństwa, powtarzając raz po raz rozwiązania, które się nie sprawdziły. Jeżeli coś nie wychodzi, zrobię krok do tyłu i poczekam na dalsze wskazówki.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Życie w Trzeźwości

Bądźmy dobrzy dla siebie

Gdy ktoś nam drogi albo nasz bliski przyjaciel wraca do zdrowia po ciężkiej chorobie, staramy się zawsze otaczać go jak najtroskliwszą opieką. Rozpieszczamy chore dziecko, dostarczając mu przysmaków do jedzenia i rozrywek, żeby przyspieszyć wyzdrowienie.

Rekonwalescencja w chorobie alkoholowej trwa pewien czas, a każdy, kto przez nią przechodzi! też powinien być otoczony czułą opieką.

W dawnych czasach wierzono, że ludzie zdrowiejący po pewnych chorobach zasługują na cierpienie, gdyż uważano, że to oni sami, świadomie i samolubnie, wpędzili się w tę chorobę.

Ze względu na to, że ludzie nie znający natury choroby alkoholowej łączą ją z winą i piętnują chorych (sami tak robiliśmy zanim dowiedzieliśmy się więcej o tej chorobie), wielu z nas niezbyt dobrze obchodziło się ze sobą wówczas, gdy bywaliśmy „w kleszczach kaca”. Po prostu cierpieliśmy uważając, że jest to słuszne – kara za nasze złe czyny.

Teraz, gdy wiemy już, że alkoholizm nie jest przejawem niemoralnego postępowania, uważamy za konieczną zmianę naszego stosunku do tej choroby. Zauważyliśmy, że jedną z wielu osób najmniej skłonnych do traktowania alkoholika jako chorego jest, ku naszemu zaskoczeniu, sam alkoholik. Raz jeszcze zbieramy owoce naszych dawnych nawyków umysłowych.

Często się mówi, że nałogowo pijący to zwykle perfekcjoniści, których niecierpliwią wszelkie niedoskonałości, szczególnie ich własne. Stawiając sobie nierealistyczne cele, walczymy mimo to wściekle o ich – faktycznie niemożliwą – realizację.

Co więcej, skoro żadna istota ludzka nie jest w stanie utrzymywać się na niezwykle wysokim poziomie, a taki cel często sobie stawiamy – okazuje się, że nie dajemy rady, co jest normalne wówczas, gdy ludzie stawiają przed sobą nierealistyczne cele. W rezultacie ogarnia nas zniechęcenie i depresja. Gniewnie karzemy siebie za to. że nie jesteśmy superdoskonali.

Właśnie wtedy możemy zacząć być dobrzy – a przynajmniej rozsądni – w stosunku do siebie samych.

Od chorego dziecka czy osoby kalekiej nie żądalibyśmy więcej, niż nakazuje rozsądek. Wydaje się. że podobnie nie możemy traktować siebie samych, alkoholików, którzy weszli na drogę zdrowienia.

Zniecierpliwieni, by całkowicie wyzdrowieć do wtorku -w środę stwierdzamy, że czujemy się nadal chorzy i zaczynamy mieć do siebie pretensje. Właśnie wówczas dobrze jest spojrzeć na siebie, jakby z pewnej perspektywy, w możliwie bezstronny, obiektywny sposób. Co zrobilibyśmy, gdyby ktoś kogo kochamy, albo nasz drogi przyjaciel, zniechęcony powolnym cofaniem się choroby, zaczął odmawiać przyjmowania leków?

Sprawę ułatwia przypomnienie sobie, że alkoholizm bardzo niszczy organizm doprowadzając do stanu, na którego przezwyciężenie potrzeba miesięcy, a nawet lat. Nikt (a przynajmniej prawie nikt) nie staje się alkoholikiem w ciągu kilku tygodni. Nie możemy więc oczekiwać wyleczenia się z tej choroby w magicznie krótkim czasie.

Gdy nadchodzi moment zwątpienia, powinniśmy sami dodać sobie otuchy. Wielu z nas stwierdziło, że dobrze robi nam wtedy „poklepanie się po plecach” – pochwała za już osiągnięty postęp, oczywiście bez wpadania w samozachwyt czy niebezpiecznie egoistyczny stosunek do własnych osiągnięć.

Zróbmy remanent. Czy nie sięgnęliśmy po kieliszek przez ostatnie 24 godziny? Nie sięgnęliśmy, a to już zasługuje na naszą pochwałę. Czy zjedliśmy dziś porządny posiłek? Czy próbowaliśmy wypełnić nasze dzisiejsze obowiązki? Czy krótko mówiąc, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i w możliwie najlepszy sposób?

Jeżeli tak, to nic więcej nie powinniśmy żądać od siebie. Być może nie na wszystkie te pytania możemy odpowiedzieć twierdząco. Może w jakiejś sprawie nie stanęliśmy na wysokości zadania, coś zrobiliśmy czy pomyśleliśmy nie tak, jak powinniśmy byli, chociaż wiedzieliśmy jak należało postąpić. No to co? Nie jesteśmy istotami doskonałymi. Powinniśmy nastawić się raczej na powolny postęp, niż na opłakiwanie braku doskonałości.

Co możemy zrobić w tej chwili, żeby podnieść się na duchu? Cokolwiek, z wyjątkiem wypicia kieliszka. W każdym rozdziale naszej książki znajdują się porady na ten temat.

Ale może jest jeszcze coś więcej. Czy ostatnio cieszyłeś się życiem? Czy też może byłeś tak zaabsorbowany leczeniem się, tak bardzo trudziłeś się, żeby stać się lepszy, że nie miałeś czasu cieszyć się zachodem słońca? Wschodem księżyca? Dobrym posiłkiem? Koniecznym odpoczynkiem od „pilnowania siebie”? Dobrym dowcipem? Jakimś objawem uczucia?

Twój organizm sam chce już wrócić do normy, toteż może zasługiwać na potrzebny mu odpoczynek. Nie żałuj sobie leniwych drzemek czy długich nocy spokojnego snu. A może masz nadmiar energii, który możesz przeznaczyć na rozrywkę i zabawę? Podobnie jak inne aspekty życia, rozrywka i zabawa wydają się niezbędne dla zrealizowania naszych wszystkich zamierzeń.

A właśnie teraz jest na to czas, jedyny czas. Jeśli nie będziemy już teraz dobrzy dla siebie, to nie będziemy mieli prawa oczekiwać względów od innych.

Okazuje się, że żyjąc w trzeźwości możemy nie tylko cieszyć się tym wszystkim, czym cieszyliśmy się pijąc, ale także mnóstwem innych rzeczy. Potrzeba do tego trochę praktyki, lecz wysiłek opłaci się z nawiązką. Takie postępowanie nie jest samolubne, lecz uzasadnione ochroną siebie. Jeśli nie będziemy się cieszyć swoim powrotem do zdrowia, nie dożyjemy chwili, gdy będziemy mogli żyć życiem ludzi nie samolubnych, etycznych i odpowiedzialnych.

Uważajmy, gdy jesteśmy w świetnym nastroju

Wielu pijących (nie tylko alkoholicy) zmienia swój nastrój z przygnębienia na radosny przez prostą czynność wypicia kieliszka. Tę metodę przechodzenia od cierpienia do radości nazywamy „piciem eskapicznym” – ucieczką w alkohol.

Jednakże większość z nas często sięgała po kieliszek będąc w dobrym nastroju. Faktycznie, gdy spojrzymy wstecz na naszą historię picia stwierdzamy, że często piliśmy, żeby jeszcze bardziej wzmóc swój już i tak radosny nastrój.

Z tych doświadczeń wypływa nasza następna rada: bądź szczególnie ostrożny w momentach radosnych lub gdy po prostu czujesz się wyjątkowo dobrze.

Gdy wszystko idzie idealnie, gdy już się czujesz prawie tak, jakbyś nigdy nie był alkoholikiem uważaj!

W takich chwilach (nawet po kilku latach trzeźwości) myśl o kieliszku może się wydać całkiem naturalna, a pamięć o cierpieniach towarzyszących kiedyś pijaństwu ulatuje na jakiś czas. Jeden, jedyny kieliszek znów przestaje wydawać się niebezpieczny; zaczynamy myśleć, że nic tragicznego się nie stanie, nic nam nie zaszkodzi, jeśli go wypijemy.

Oczywiście, że jeden nie zaszkodzi – ale zwykłemu człowiekowi. Lecz nasze doświadczenie z piciem mówi nam, co taki jeden, pozornie nieszkodliwy, fatalny kieliszek może znaczyć dla nas, ludzi niezwykłych. Prędzej czy później wmówimy sobie, że jeszcze jeden też nam nie zaszkodzi. A może jeszcze kilka?

Szczególną pokusą jest dla nas picie z okazji świątecznych czy okolicznościowych, gdy mamy istotny powód do świętowania i jesteśmy wśród rozradowanych, pijących krewnych i przyjaciół, którzy mogą pić bezpiecznie. Widok tych ludzi wywiera na nas, jak się wydaje, towarzyską presję, aby wypróbować tego samego.

Może dzieje się tak dlatego, że przez tak wiele stuleci wypicie dawki etanolu (alkoholu etylowego) ściśle kojarzyło się w naszej kulturze z zabawą i z wesołym spędzaniem czasu (a także ze smutnymi, żałobnymi zdarzeniami). W naszym umyśle skojarzenia te mogą się utrzymywać nawet długo potem, gdy przekonaliśmy się, że nie musimy pić wcale. Wiemy teraz, że istnieje wiele sposobów odsuwania od siebie tego towarzyskiego nacisku, żeby pić. Krótko mówiąc, zapamiętajmy tylko, że żadna sytuacja nie daje nam „dyspensy” od naszego alkoholizmu – choroby, która odżywa zawsze, gdy wypijemy alkohol, w jakimkolwiek czasie, z jakiegokolwiek powodu czy też całkiem bez powodu.

Dla niektórych z nas jeszcze bardziej zdradziecką rzeczą jest wypicie kieliszka wówczas, gdy czujemy się szczególnie dobrze, a nie mamy specjalnego powodu do świętowania ani nie jesteśmy pod naciskiem towarzystwa, żeby pić. Taka chęć może przyjść na nas w najmniej oczekiwanej chwili, z powodów, których nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć.

Nauczyliśmy się już nie wpadać w panikę, gdy przyjdzie nam do głowy myśl wypicia kieliszka. Ostatecznie w dzisiejszych czasach jest to myśl naturalna dla każdego, zwłaszcza dla ludzi, którzy mieli w tej mierze dużą praktykę.

Lecz myśl o kieliszku to jeszcze nie to samo, co chęć wypicia go i nie musi pogrążyć nas w smutku czy obawie. Jedno i drugie można uznać za dzwonek ostrzegawczy, przypominający nam o niebezpieczeństwach alkoholizmu. Niebezpieczeństwa te istnieją zawsze, nawet gdy czujemy się tak dobrze, że zastanawiamy się czy naprawdę jest w porządku czuć się tak świetnie, jak czujemy się teraz.