Refleksje na dzień 7 czerwca

CODZIENNE REFLEKSJE

DŁUGOFALOWA NADZIEJA

Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo kiedy świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu, na Ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru lub, jeśli kto woli, grzechów.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 66

Oto słowa przynoszące długofalową nadzieję i pozwalające mi ujrzeć w perspektywie zarówno istotę mojej choroby, jak i drogę zdrowienia z niej. Piękno programu AA polega na tym, że wiem, iż z pomocą Boga moje życie się polepszy. Podróż, którą odbywam dzięki AA, obfituje w coraz bogatsze przygody; zrozumienie staje się prawdą; obietnice i marzenia urzeczywistniają się – a “dziś” przemienia się “na zawsze”. Gdy wkraczam w krąg światła rzucanego przez AA, moje serce wypełnia się Obecnością Boga.


JAK TO WIDZI BILL– s 158

Praktykowanie tolerancji

Przekonaliśmy się, że należy podkreślać konieczność stosowania w praktyce zasad tolerancji i miłości. Nikomu nie wolno nam mówić wprost – ani nawet insynuować – że musi zgodzić się na nasz „kanon”, bo inaczej zostanie „wyklęty”. Ateista będący w AA może zaprzeczać istnieniu Boga, a zarazem szczerze opowiadać o tym, jak bardzo zmieniły się jego poglądy i postawa wobec życia. Z naszego doświadczenia wynika, że z czasem stanie się on zapewne osobą wierzącą, nikt jednak nie ma prawa mu tego nakazać.

Aby maksymalnie zadośćuczynić zasadzie tolerancji i uprzystępnić wspólnotę jak największej liczbie cierpiących alkoholików, wobec żadnego z uczestników nie stawiamy żadnych wymogów religijnych. Wszyscy, którzy mają problem z alkoholem i którzy chcą zaprzestać picia, by zmienić na lepsze swoje życie, mogą swobodnie się do nas przyłączyć. Potrzebna jest jedynie szczerość. Ale nawet i tego nie żądamy.

W takiej atmosferze osoby wierzące, poszukujące i niewierzące zgodnie i szczęśliwie ze sobą współistnieją. Wszyscy zatem mają taką samą szansę wzrostu i rozwoju duchowego.

List, 1940


DZIEŃ PO DNIU

Przebudzenie duchowe
Wielu z nas miało duchowe doświadczenia i duchowe przebudzenia w wyniku tego programu. Niektórzy mieli je przed przystąpieniem do programu, inni po jego rozpoczęciu, a jeszcze inni wiele lat później. Ale zanim zdamy sobie sprawę z siły większej niż my sami lub nasze uzależnienie, nie musimy słyszeć głosów ani widzieć wizji.
Duchowym doświadczeniem większości z nas jest ciche uświadomienie sobie, że żyjemy tutaj, na Ziemi. O jakie większe doświadczenie możemy prosić?

Czy doznałem duchowego przebudzenia?

Siło Wyższa, pomóż mi pozostać wdzięcznym za dar mojego życia.
Będę dziś praktykować moją duchową świadomość poprzez …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Podejmowanie decyzji – wskazówki.
Bez względu na to, jak ograniczone mogą być nasze możliwości, zawsze musimy dokonywać wyborów i podejmować decyzje. W przypadku każdego wyboru lub decyzji, rozsądnie jest podjąć tę, która wydaje się mieć najlepszy wynik.
Jeśli jednak podążamy za naszym programem, nie powinniśmy być przerażeni, gdy wyniki okazują się niekorzystne lub przybierają obrót, który nas rozczarowuje. Możemy tylko słabo widzieć przyszłość i nie mamy sposobu, aby dowiedzieć się, co ostatecznie stanie się w wyniku naszych wyborów.
Wiemy, że spotkanie dwóch pierwszych członków AA było wynikiem rozczarowania w biznesie. Możemy znaleźć wiele innych przykładów rozczarowujących wyników, które z czasem okazały się być początkiem sukcesu.
Nie jest to próba racjonalizacji złych sytuacji, ale jeśli Bóg kieruje naszym życiem, nie musimy obawiać się, jaki będzie wynik końcowy każdego działania.
Chociaż będę wybierać i decydować tak rozsądnie, jak to tylko możliwe, nie będę nadmiernie przejmować się wynikami. Moje długoterminowe dobro jest zapewnione, gdy podążam za Bożym planem w moim życiu. „Dla tych, którzy kochają Boga, wszystko współdziała ku ich dobru”.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Przebaczenie jest drogą do prawdziwego zdrowia i szczęścia – Gerald Jampolsky
Nie możemy pozwolić sobie na chowanie urazy. Wszyscy czasami czujemy się zranieni przez innych. Ale kiedy pozostajemy źli na inną osobę, szkodzi to nam samym. Nasze rany pozostają otwarte. Odbiera nam to energię do zdrowienia.
Teraz możemy wybaczyć. Wiemy, że życie zgodnie z naszym programem uczciwości i miłości czyni nas bezpiecznymi. Nie musimy się bać. Nie musimy być źli. Nie musimy pozwalać, by stare rany stały nam na drodze. Pozwalamy im odejść. Opróżniamy serca z gniewu, aby oczyścić miejsce dla miłości.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi wybaczyć ludziom, na których wciąż jestem zły. Pomóż mi dostrzec, że każda z tych osób nauczyła mnie czegoś o mnie samym.
Działanie na dziś: Czy trzymam w sobie gniew i urazę? Jeśli tak, to zrobię dziś listę i porozmawiam z moim sponsorem o sposobach na pozbycie się ich.


JĘZYK WYZWOLENIA

Na orbicie
Jest bez znaczenia, czy wyrządzają sobie krzywdę. Jest bez znaczenia, czy moglibyśmy im pomóc, gdyby nas słuchali i współpracowali z nami. TO NIE MA ZNACZENIA! – „Koniec współuzależnienia”
„Sądzę, że mogę go zmienić… Nikt przedtem naprawdę go nie kochał i nie doceniał. Będę tą, która to uczyni, a wtedy on na pewno się zmieni… Ona nigdy przedtem nie była z nikim godnym zaufania. Dowiodę, jak bardzo jestem jej godny, a wtedy ona otworzy się na miłość… Nikt tak naprawdę nie dał mu szansy…”.
To są znaki ostrzegawcze. Czerwone światło. Czarna flaga. Tak naprawdę, jeżeli takie myśli pojawiają się, powinny być one znakami stopu.
Jeżeli wmówiliśmy sobie, że jesteśmy tym, kto odmieni czyjeś życie; jeżeli staramy się dowieść, jacy dobrzy potrafimy dla tego kogoś być – to znaczy, że mamy problem.
To mistyfikacja. Oszustwo, które się nie powiedzie. Sprawi, że będziemy bliscy obłędu. Mamy to zagwarantowane, ponieważ w momencie podejmowania takiej decyzji nie jesteśmy w stanie jasno myśleć. Coś w nas jest nie w porządku. Ta gra obróci się przeciwko nam.
Może okazać się, że ofiarą wymagającą pomocy staliśmy się my sami.
Taki schemat myślowy trąci współuzależnieniem, brakiem odpowiedzialności za siebie i wcielaniem się w rolę ofiary. Każdy musi robić to, co do niego należy.
„Nikt przedtem naprawdę go nie rozumiał…”. „Nikt nie widzi w niej tego, co ja w niej widzę…”. Takie myślenie to pułapka. Tak nas ustawia, abyśmy nie zwracali uwagi na siebie samych, przy jednoczesnym nadmiernym skupianiu się na drugiej osobie. Odciąga nas od własnej ścieżki i wciela w satelitę, krążącego po cudzej orbicie.
„Nikt wystarczająco go nie doceniał…”. Nikt nie był dla niej dobry ani nie zrobił dla niej tego, co ja mogę zrobić…”. To wybawianie. To ruch w grze, w którą nie musimy grać. Nie musimy udowadniać, że jesteśmy tą jedyną czy tym jedynym. Jeżeli staramy się udowodnić, że jesteśmy kimś najlepszym, kogo mógł spotkać, być może nadszedł czas, aby przekonać się, czy jest odwrotnie.
Nikt nie wyznaczył nam roli anioła stróża, matki chrzestnej, ojca chrzestnego czy tego, który „zawsze może”.
Pomoc, wsparcie i zachęta, które rzeczywiście korzystnie oddziałują na ludzi, muszą wypłynąć w sposób naturalny. Pozwól, by tak się stało.
Boże, pomóż mi uwolnić się od potrzeby wyszukiwania dysfunkcyjnych wyzwań w moich związkach.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Szósty
„Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”

„ TO właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci”. Tak oświadczył pewien szanowany duchowny, gorąco oddany sprawie AA. Wyjaśniał on dalej, że każdy kto potrafi zdobyć się na tyle dobrej woli i uczciwości, aby zawsze wobec wszystkich swoich wad i bez żadnych zastrzeżeń stosować Szósty Krok przeszedł już tak poważną drogę duchową, że zasługuje na miano człowieka dojrzałego. Czyli człowieka, który szczerze stara się rozwijać na obraz i podobieństwo Stwórcy.
Niemal każdy członek AA natychmiast odpowie twierdząco na często zadawane pytanie, czy Bóg może i czy zechce pod pewnymi warunkami – usunąć wady naszego charakteru. I nie będzie to bynajmniej opinia teoretyczna, ale stwierdzenie faktu. Być może najbardziej doniosłego faktu w naszym życiu. I zazwyczaj przytoczy on lub ona następujący dowód na potwierdzenie swych słów: „Nie da się ukryć, że zostałem powalony, poniosłem całkowitą klęskę. Moja siła woli była zbyt bezwładna wobec alkoholu. Próby zmiany otoczenia, wszelkie wysiłki rodziny, przyjaciół i duchownych – nic nie pomagało. Ja sam nie mogłem przestać pić, a nikt inny nie mógł tego zrobić za mnie. Gdy jednak zdobyłem się na gotowość dokładnego oczyszczenia własnego podwórka, a następnie zwróciłem się do Siły Wyższej czyli Boga, jakkolwiek Go pojmuję, by mnie uwolnił – obsesja picia zniknęła, jakby odjęta czyjąś ręką”.
Podobne wypowiedzi są na porządku dziennym na spotkaniach AA na całym świecie. Jest przecież oczywiste, że każdy trzeźwiejący członek AA uzyskał dar wyzwolenia od swej uporczywej i potencjalnie śmiertelnej obsesji. A zatem, w jak najbardziej dosłownym sensie, wszyscy trzeźwiejący AA „stali się gotowi”, aby Bóg usunął z ich życia obsesyjny pociąg do alkoholu. I Bóg właśnie tego dokonał.
Skoro zostaliśmy więc obdarzeni tak skutecznym darem wyzwolenia od przymusu picia, dlaczegóż nie mielibyśmy doświadczyć w ten sam sposób również cudownego wyzwolenia od innych trudności i wad charakteru? Zapewne jest to jedna z tych zagadek naszego istnienia, które tylko Bóg mógłby w pełni rozwiązać. Ale przynajmniej częściowe rozwiązanie i dla nas jest oczywiste.
Rujnowanie własnego organizmu alkoholem jest bez wątpienia aktem przeciwnym naturze. Ludzie nadmiernie pijący, gwałcąc instynkt samozachowawczy, wydają się być skazani na stopniową zagładę. Działają wbrew swoim najgłębszym instynktom. Ale gdy ciosy, jakich nie szczędzi im nałóg, rzucą ich na kolana, może w nich wstąpić łaska Boża i uwolnić ich od obsesji. Teraz przemożny instynkt życia może współdziałać z pragnieniem Stwórcy, by obdarzyć ich nowym życiem. Bo przecież natura i Bóg w równym stopniu brzydzą się samobójstwem.
Nie wszystkie jednak nasze trudności są sprawą życia i śmierci. Każdy normalny człowiek chce jeść, kochać i być kochany, cieszyć się poważaniem w swoim środowisku. Pragnie również pewnego poczucia bezpieczeństwa w dążeniu do tych celów. W istocie, takim właśnie został stworzony przez Boga, który przecież nie planował, by człowiek wyniszczał się alkoholem. Bóg wyposażył ludzi w instynkty, by mogli przetrwać a nie ginąć.
Nie mamy żadnych dowodów, przynajmniej na tym świecie, że Stwórca oczekuje od nas całkowitego wyrzeczenia się naszych naturalnych popędów. Nigdzie też, o ile nam wiadomo, nie odnotowano przypadku, aby sam Bóg kogoś całkowicie uwolnił od wszystkich przyrodzonych instynktów.
Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru, lub jeśli kto woli, grzechów.
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą. Bóg oczekuje od nas tego, abyśmy na miarę swoich możliwości robili postępy w budowaniu charakteru.
Tak więc Szósty Krok: „Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru” – jest uznanym w AA określeniem postawy, najlepszej jaką możemy przyjąć, by zapoczątkować pracę na całe życie. Nie oznacza to, że oczekujemy cudownego odjęcia wszystkich wad charakteru, tak jak została odjęta pokusa picia. Być może niektóre znikną zupełnie, ale co do większości będziemy musieli cierpliwie zadowalać się stopniową poprawą. Najważniejsze słowa: „staliśmy się gotowi”, podkreślają, iż pragniemy dążyć do tego, o czym już wiemy albo możemy w przyszłości się dowiedzieć, że jest dla nas najlepsze.
Ilu z nas posiada taki stopień gotowości? Nie ma wśród nas ideałów. Jeśli z całą szczerością, na jaką nas stać, będziemy starali się obudzić w sobie taką gotowość staniemy na wysokości zadania. Ale nawet najbardziej gorliwi spośród nas natrafiają na jakiś sęk i z konsternacją załamują ręce: „Nie, tego się jeszcze nie mogę wyrzec”. Często popadamy w jeszcze większe niebezpieczeństwo, kiedy wyrywa się nam z ust okrzyk: „Tego nigdy się nie wyrzeknę!” Taka jest potęga instynktów, dążących do przekroczenia swoich granic. Niezależnie od tego, jak daleko zaszliśmy w pracy nad sobą, zawsze znajdą się jakieś popędy przeciwstawiające się łasce Bożej.
Ci, którzy uważają, że dobrze sobie radzą, mogą się z tym nie zgodzić, spróbujmy więc przemyśleć tę sprawę nieco dokładniej. W zasadzie każdy pragnie pozbyć się najbardziej jaskrawych i destrukcyjnych wad. Nikt nie chce być na tyle dumny, żeby narażać się na miano pyszałka, ani na tyle chciwy, żeby zarzucano mu złodziejstwo. Nikt nie chce ulegać takim atakom furii, by mordować, czy też atakom pożądania szukającego ujścia w gwałcie. Nikt nie chce być chorobliwie żarłoczny, gnuśnieć w lenistwie, szaleć z zazdrości. Oczywiście, u większości ludzi wady te nie występują w aż tak alarmującej postaci.
My, którzy uniknęliśmy tego rodzaju ekscesów, chętnie sami sobie składamy gratulacje. Ale czy powinniśmy? Czy nie powstrzymywała nas zwyczajnie i po prostu, troska o własny interes? Powstrzymywanie się od drastycznych wykroczeń ze strachu przed nieuniknioną karą nie wymaga wielkiego wysiłku duchowego. A do jakich wniosków dojdziemy, gdy starannie przyjrzymy się mniej gwałtownym czynom, których sprężyną były te same wady? Czy różnią się one aż tak bardzo od skandalicznych wybryków?
Musimy bowiem przyznać, że niektóre z naszych wad sprawiają nam przyjemność. Jesteśmy w nich wręcz zakochani. Któż na przykład nie lubi czuć się nieco lepszy od sąsiada albo nawet dużo lepszy od niego? Czyż nie jest prawdą, że zwykłą chciwość przedstawiamy sobie jako godną pochwały ambicję? Trudno sobie wyobrazić, by ktoś lubił lubieżność. A jednak sporo ludzi ma na ustach miłosne słówka i nawet wierzy w to, co mówi, by tylko ukryć lubieżność w ciemnych zakamarkach umysłu. A wielu spośród tych, którzy tylko myślą o wyskoku seksualnym, musiałoby przyznać, że ubierają te wyobrażone wyskoki w romansowe szaty.
Pozornie usprawiedliwiony gniew także może nam sprawiać przyjemność. Możemy czerpać przewrotną satysfakcję z faktu, że ludzie nas irytują, ponieważ daje nam to miłe poczucie własnej wyższości. Złośliwe plotki, będące bez krwawym odpowiednikiem zadawania ciosu nożem w plecy, także sprawiają nam swego rodzaju satysfakcję. Plotkując nie chcemy przecież pomóc tym, których krytykujemy, a jedynie popisać się własną cnotą.
Gdy obżarstwo nie jest nazbyt widoczne, wówczas i na nie mamy łagodniejszą nazwę, mówimy o „dogadzaniu sobie”. Żyjemy w świecie pełnym zawiści. Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, są nią zarażeni. Musi więc i ona sprawiać jakąś szczególną, pokrętną przyjemność skoro wolimy poświęcać czas na marzenia o tym, czego nie posiadamy, zamiast na to zapracować; albo staramy się zawzięcie wybić w dziedzinach, do których nie mamy zdolności, zamiast pogodzić się z ich brakiem. Jakże często pracujemy bez opamiętania, tylko po to, żeby zarobić sobie na okres nieróbstwa, który nazywamy „zasłużonym odpoczynkiem”. Albo też odkładamy na później wykonanie nużących obowiązków, co też jest oczywistą formą lenistwa. Niemal każdy z nas mógłby sporządzić pokaźną listę podobnych wad, ale bardzo niewielu poważnie pomyślałoby o tym, by się ich pozbyć. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wpędzą nas w zbyt wielkie kłopoty.
Niektórzy z nas mogą dojść do wniosku, że naprawdę posiadają gotowość pozbycia się wszystkich takich wad. Ale nawet i oni, po uwzględnieniu jeszcze mniej rażących
słabości przyznają, że niektóre z nich woleliby zachować. Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że mało kto może szybko i łatwo uzyskać gotowość do przyjęcia wzoru duchowej i moralnej doskonałości. Zazwyczaj pragniemy jej tylko tyle, ile potrzeba, by jakoś iść przez życie, stosownie do naszych własnych, naturalnie bardzo rozmaitych wyobrażeń. Tak więc różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem” to różnica między dążeniem do wyznaczone go przez samego siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości, pochodzącego od Boga.
Wielu natychmiast zapyta: „Jakże więc możemy przyjąć w pełni zalecenia Szóstego Kroku? Przecież to jest doskonałość!” Brzmi to jak poważne zastrzeżenie, ale praktycznie rzecz biorąc wcale nim nie jest. Tylko Pierwszy Krok, w którym uznaliśmy w stu procentach naszą bezsilność wobec alkoholu, może być stosowany z całkowitą perfekcją. Pozostałe Jedenaście Kroków stawia przed nami jedynie wzory doskonałości. Każdy z nich określa cel, do które go zmierzamy i jest zarazem miarą naszego postępu. Tak rozumiany Szósty Krok nie staje się przez to mniej trudny, nie jest jednak niewykonalny. Wymaga od nas jedynie zrobienia początku, a następnie wytrwałości.
Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku. Nasze potknięcia na tej drodze nie będą miały wielkiego znaczenia. Ważne jest tylko jedno pytanie: Czy jesteśmy gotowi?
Przyglądając się ponownie tym wadom, z których nadal nie mamy siły zrezygnować, powinniśmy złagodzić naszą kategoryczną postawę. Jeśli w niektórych przypadkach szczerość skłania nas do stwierdzenia: „Trudno, z tego nie mogę jeszcze zrezygnować”, niech to nie znaczy: „Nigdy z tego nie zrezygnuję”.
Powinniśmy zerwać z ryzykowną praktyką pozostawiania za sobą otwartych furtek. Gdy sugeruje się nam, że powinniśmy stać się całkowicie gotowi, by dążyć do doskonałości, chwytamy się myśli, że pewna zwłoka może jednak być usprawiedliwiona. A w przywykłym do wybiegów umyśle alkoholika „pewna zwłoka” może stać się pojęciem bardzo rozciągliwym. Niejeden powie: „Przecież to łatwa sprawa! Będę zmierzał ku doskonałości, ale nie muszę się spieszyć, mam na to dużo czasu. Może uda mi się odkładać niektóre sprawy w nieskończoność”. Nie da to oczywiście żadnego rezultatu. Takie oszukiwanie samego siebie musi spotkać ten sam los, co wiele innych wykrętów i racjonalizacji. A przynajmniej musimy uprzytomnić sobie najgorsze wady charakteru i jak najszybciej przystąpić do ich usuwania.
Z chwilą, kiedy mówimy: „Nie, nigdy!”, zamykamy Bożej łasce dostęp do naszych umysłów. Zwłoka jest nie bezpieczna, a bunt może okazać się tragiczny w skutkach. Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.