CODZIENNE REFLEKSJE
WYSTARCZY SPRÓBOWAĆ
Czy jesteśmy teraz gotowi, aby Bóg usunął z nas te cechy, które uznaliśmy za budzące zastrzeżenia?
Anonimowi Alkoholicy, str. 65
W pracy nad Krokiem Szóstym bardzo pomogła mi świadomość, że nie mam być doskonały, tylko dążyć do “rozwoju duchowego”. Z niektórymi swoimi wadami pewnie umrę, ale większość z nich straciła na intensywności albo została usunięta. W Kroku Szóstym wymaga się ode mnie jedynie tego, abym stał się gotowy do wymienienia swoich wad i uznania ich za własne oraz tego, bym pozbył się tych z nich, których umiem się pozbyć – choćby tylko dzisiaj. Im dłużej wzrastam i dojrzewam “na Programie” tym więcej moich wad budzi we mnie coraz to nowe zastrzeżenia – dlatego też wciąż ponawiam Krok Szósty, aby być zadowolony z siebie i zachować pogodę ducha.
JAK TO WIDZI BILL– s 157
Wyobraźnia może być konstruktywna
Możemy sobie przypomnieć z pewnym żalem ileż to wyobrażeń zużyliśmy na puste marzenia, kiedy patrzyliśmy na rzeczywistość przez szkło butelki. Czyż nie lubowaliśmy się w bujaniu w obłokach? A teraz, już trzeźwi, czyż nie robimy tego samego?
Może więc naszym problemem nie była wyobraźnia, lecz niemal kompletna niezdolność do skierowania wyobraźni ku właściwym celom. Nie ma przecież nic złego w konstruktywnej wyobraźni, na niej opierają się wszystkie prawdziwe osiągnięcia. Nikt nie może zbudować domu, jeśli uprzednio go sobie nie wyobrazi.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 100
DZIEŃ PO DNIU
Unikanie użalania się nad sobą
Nasze trudne życie i pomieszane emocje mogą łatwo wzbudzić litość u tych, którzy chcieliby nam pomóc. Czasami nawet wyolbrzymiamy naszą historię lub obecną sytuację, aby uzyskać więcej litości. W programie dzielimy się naszymi uczuciami, aby uniknąć użalania się nad sobą, ponieważ wiemy, jak destrukcyjne to może być.
Kiedy na przykład mówimy: „To też przeminie”, nie dajemy naszym bliźnim szansy. Mówimy raczej: „Nie użalaj się nad sobą; to zabójcze. Wszyscy doświadczyliśmy podobnych sytuacji. Twoja Siła Wyższa cię kocha i to minie!”.
Czy przestałem użalać się nad sobą?
Siło Wyższa, pomóż mi pamiętać, że użalanie się nad sobą prowadzi tylko do użalania się nad sobą i że chcę zmienić ten wzorzec.
Dzisiaj będę pracować nad unikaniem użalania się nad sobą poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Możliwość zmiany – rozwój osobisty.
Często słyszy się, jak osoba powracająca do zdrowia wyraża obawy przed zbliżającą się zmianą. Obawy te wynikają jedynie ze strachu, że zmiana będzie oznaczać stratę.
Nigdy nie może być mowy o żadnej trwałej stracie, jeśli tylko jesteśmy solidnie zakotwiczeni w naszym programie duchowym. Nasza Siła Wyższa jest siłą przewodnią we wszystkich zmianach i sprawi, że wszystko będzie dobrze, gdy wydarzenia będą się rozwijać.
Powinniśmy również pamiętać, że zmiana doprowadziła nas do obecnej sytuacji. Wszelkie dobro, którym teraz się cieszymy, przyszło do nas w wyniku pewnego procesu. Nawet bolesne doświadczenia były cennymi lekcjami.
Nie ma sposobu by uniknąć zmian, są one nieodłącznym elementem życia. Możemy zaakceptować je z wdzięcznością, jeśli postrzegamy je jako Boży sposób na przyniesienie nam nowych możliwości.
Każda zmiana, którą dziś odczuwam, jest tylko sygnałem nadejścia nowych możliwości. Nawet jeśli zmiany wydają się niekomfortowe, przyjmę je z radością.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Szczęśliwi są ludzie, których korzenie są głębokie – Agnes Meyer
Korzenie drzewa poszukują wody i minerałów. Choć korzenie nie są widoczne, to jednak tam są.
Od nich zależy życie drzewa. Im silniejsze są korzenie drzewa, tym wyżej może ono urosnąć.
Musimy zapuścić głębokie korzenie w glebie zdrowienia. Gleba zdrowienia składa się z Dwunastu Kroków, wspólnoty i służby dla innych. W naszym powrocie do zdrowia będziemy musieli przejść przez burze i silne wiatry. W ten sposób staniemy się piękni, silni i uduchowieni. Będziemy w stanie żyć zarówno z łagodną bryzą, jak i silnym wiatrem życia.
Modlitwa na dziś: Siło wyższa, pomóż mi wierzyć w to, czego nie widzę. Tak jak wierzę, że korzenie drzewa istnieją, ponieważ widzę liście. Wierzę w Siłę Wyższą, ponieważ widzę rezultaty.
Działanie na dziś: Zadam sobie pytanie: „Nad którym Krokiem muszę teraz najbardziej popracować?”. Zgłoszę się na ochotnika do poprowadzenia mitingu na temat tego Kroku.
JĘZYK WYZWOLENIA
Dar gotowości
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru. – Krok Szósty AA
Doszliśmy do Kroku Szóstego dzięki sumiennej pracy, jaką włożyliśmy nad pierwszymi pięcioma Krokami. Praca ta przygotowała nas na przemianę, jaka w nas się dokonuje; na otwarcie się na Siłę większą niż my sami – na Boga, aby nas przemienił.
Droga do tej otwartości jest długa i wyboista. Czasami musimy włożyć wiele wysiłku, aby uporać się z zachowaniami i uczuciami, zanim dojrzejemy do tego, aby się od nich uwol- nić. Musimy wielokrotnie przypominać sobie, że narzędzie, które pozwalało nam kiedyś przetrwać, przestało nam służyć.
Wady charakteru, wspomniane w Kroku Szóstym, to stare mechanizmy przetrwania, które kiedyś pomagały nam radzić sobie z ludźmi, z życiem, z samym soba. Lecz teraz stoją nam na drodze i nadszedł czas, aby się ich pozbyć.
Zaufaj chwili obecnej. Uwierz, że dojrzewasz, aby uwolnić się od tego, co ci dłużej nie służy. Uwierz, że szykuje się grunt pod przemianę w twoim sercu.
Boże, pomóż mi dojrzeć do tego, abym uwolnił się od wad mojego charakteru. Pomóż mi poczuć sercem i umysłem, że jestem gotów uwolnić się od samoniszczących zachowań, przeszkód i ograniczeń, jakie istnieją w moim życiu.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Krok Szósty
„Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”
„ TO właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci”. Tak oświadczył pewien szanowany duchowny, gorąco oddany sprawie AA. Wyjaśniał on dalej, że każdy kto potrafi zdobyć się na tyle dobrej woli i uczciwości, aby zawsze wobec wszystkich swoich wad i bez żadnych zastrzeżeń stosować Szósty Krok przeszedł już tak poważną drogę duchową, że zasługuje na miano człowieka dojrzałego. Czyli człowieka, który szczerze stara się rozwijać na obraz i podobieństwo Stwórcy.
Niemal każdy członek AA natychmiast odpowie twierdząco na często zadawane pytanie, czy Bóg może i czy zechce pod pewnymi warunkami – usunąć wady naszego charakteru. I nie będzie to bynajmniej opinia teoretyczna, ale stwierdzenie faktu. Być może najbardziej doniosłego faktu w naszym życiu. I zazwyczaj przytoczy on lub ona następujący dowód na potwierdzenie swych słów: „Nie da się ukryć, że zostałem powalony, poniosłem całkowitą klęskę. Moja siła woli była zbyt bezwładna wobec alkoholu. Próby zmiany otoczenia, wszelkie wysiłki rodziny, przyjaciół i duchownych – nic nie pomagało. Ja sam nie mogłem przestać pić, a nikt inny nie mógł tego zrobić za mnie. Gdy jednak zdobyłem się na gotowość dokładnego oczyszczenia własnego podwórka, a następnie zwróciłem się do Siły Wyższej czyli Boga, jakkolwiek Go pojmuję, by mnie uwolnił – obsesja picia zniknęła, jakby odjęta czyjąś ręką”.
Podobne wypowiedzi są na porządku dziennym na spotkaniach AA na całym świecie. Jest przecież oczywiste, że każdy trzeźwiejący członek AA uzyskał dar wyzwolenia od swej uporczywej i potencjalnie śmiertelnej obsesji. A zatem, w jak najbardziej dosłownym sensie, wszyscy trzeźwiejący AA „stali się gotowi”, aby Bóg usunął z ich życia obsesyjny pociąg do alkoholu. I Bóg właśnie tego dokonał.
Skoro zostaliśmy więc obdarzeni tak skutecznym darem wyzwolenia od przymusu picia, dlaczegóż nie mielibyśmy doświadczyć w ten sam sposób również cudownego wyzwolenia od innych trudności i wad charakteru? Zapewne jest to jedna z tych zagadek naszego istnienia, które tylko Bóg mógłby w pełni rozwiązać. Ale przynajmniej częściowe rozwiązanie i dla nas jest oczywiste.
Rujnowanie własnego organizmu alkoholem jest bez wątpienia aktem przeciwnym naturze. Ludzie nadmiernie pijący, gwałcąc instynkt samozachowawczy, wydają się być skazani na stopniową zagładę. Działają wbrew swoim najgłębszym instynktom. Ale gdy ciosy, jakich nie szczędzi im nałóg, rzucą ich na kolana, może w nich wstąpić łaska Boża i uwolnić ich od obsesji. Teraz przemożny instynkt życia może współdziałać z pragnieniem Stwórcy, by obdarzyć ich nowym życiem. Bo przecież natura i Bóg w równym stopniu brzydzą się samobójstwem.
Nie wszystkie jednak nasze trudności są sprawą życia i śmierci. Każdy normalny człowiek chce jeść, kochać i być kochany, cieszyć się poważaniem w swoim środowisku. Pragnie również pewnego poczucia bezpieczeństwa w dążeniu do tych celów. W istocie, takim właśnie został stworzony przez Boga, który przecież nie planował, by człowiek wyniszczał się alkoholem. Bóg wyposażył ludzi w instynkty, by mogli przetrwać a nie ginąć.
Nie mamy żadnych dowodów, przynajmniej na tym świecie, że Stwórca oczekuje od nas całkowitego wyrzeczenia się naszych naturalnych popędów. Nigdzie też, o ile nam wiadomo, nie odnotowano przypadku, aby sam Bóg kogoś całkowicie uwolnił od wszystkich przyrodzonych instynktów.
Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru, lub jeśli kto woli, grzechów.
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą. Bóg oczekuje od nas tego, abyśmy na miarę swoich możliwości robili postępy w budowaniu charakteru.
Tak więc Szósty Krok: „Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru” – jest uznanym w AA określeniem postawy, najlepszej jaką możemy przyjąć, by zapoczątkować pracę na całe życie. Nie oznacza to, że oczekujemy cudownego odjęcia wszystkich wad charakteru, tak jak została odjęta pokusa picia. Być może niektóre znikną zupełnie, ale co do większości będziemy musieli cierpliwie zadowalać się stopniową poprawą. Najważniejsze słowa: „staliśmy się gotowi”, podkreślają, iż pragniemy dążyć do tego, o czym już wiemy albo możemy w przyszłości się dowiedzieć, że jest dla nas najlepsze.
Ilu z nas posiada taki stopień gotowości? Nie ma wśród nas ideałów. Jeśli z całą szczerością, na jaką nas stać, będziemy starali się obudzić w sobie taką gotowość staniemy na wysokości zadania. Ale nawet najbardziej gorliwi spośród nas natrafiają na jakiś sęk i z konsternacją załamują ręce: „Nie, tego się jeszcze nie mogę wyrzec”. Często popadamy w jeszcze większe niebezpieczeństwo, kiedy wyrywa się nam z ust okrzyk: „Tego nigdy się nie wyrzeknę!” Taka jest potęga instynktów, dążących do przekroczenia swoich granic. Niezależnie od tego, jak daleko zaszliśmy w pracy nad sobą, zawsze znajdą się jakieś popędy przeciwstawiające się łasce Bożej.
Ci, którzy uważają, że dobrze sobie radzą, mogą się z tym nie zgodzić, spróbujmy więc przemyśleć tę sprawę nieco dokładniej. W zasadzie każdy pragnie pozbyć się najbardziej jaskrawych i destrukcyjnych wad. Nikt nie chce być na tyle dumny, żeby narażać się na miano pyszałka, ani na tyle chciwy, żeby zarzucano mu złodziejstwo. Nikt nie chce ulegać takim atakom furii, by mordować, czy też atakom pożądania szukającego ujścia w gwałcie. Nikt nie chce być chorobliwie żarłoczny, gnuśnieć w lenistwie, szaleć z zazdrości. Oczywiście, u większości ludzi wady te nie występują w aż tak alarmującej postaci.
My, którzy uniknęliśmy tego rodzaju ekscesów, chętnie sami sobie składamy gratulacje. Ale czy powinniśmy? Czy nie powstrzymywała nas zwyczajnie i po prostu, troska o własny interes? Powstrzymywanie się od drastycznych wykroczeń ze strachu przed nieuniknioną karą nie wymaga wielkiego wysiłku duchowego. A do jakich wniosków dojdziemy, gdy starannie przyjrzymy się mniej gwałtownym czynom, których sprężyną były te same wady? Czy różnią się one aż tak bardzo od skandalicznych wybryków?
Musimy bowiem przyznać, że niektóre z naszych wad sprawiają nam przyjemność. Jesteśmy w nich wręcz zakochani. Któż na przykład nie lubi czuć się nieco lepszy od sąsiada albo nawet dużo lepszy od niego? Czyż nie jest prawdą, że zwykłą chciwość przedstawiamy sobie jako godną pochwały ambicję? Trudno sobie wyobrazić, by ktoś lubił lubieżność. A jednak sporo ludzi ma na ustach miłosne słówka i nawet wierzy w to, co mówi, by tylko ukryć lubieżność w ciemnych zakamarkach umysłu. A wielu spośród tych, którzy tylko myślą o wyskoku seksualnym, musiałoby przyznać, że ubierają te wyobrażone wyskoki w romansowe szaty.
Pozornie usprawiedliwiony gniew także może nam sprawiać przyjemność. Możemy czerpać przewrotną satysfakcję z faktu, że ludzie nas irytują, ponieważ daje nam to miłe poczucie własnej wyższości. Złośliwe plotki, będące bez krwawym odpowiednikiem zadawania ciosu nożem w plecy, także sprawiają nam swego rodzaju satysfakcję. Plotkując nie chcemy przecież pomóc tym, których krytykujemy, a jedynie popisać się własną cnotą.
Gdy obżarstwo nie jest nazbyt widoczne, wówczas i na nie mamy łagodniejszą nazwę, mówimy o „dogadzaniu sobie”. Żyjemy w świecie pełnym zawiści. Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, są nią zarażeni. Musi więc i ona sprawiać jakąś szczególną, pokrętną przyjemność skoro wolimy poświęcać czas na marzenia o tym, czego nie posiadamy, zamiast na to zapracować; albo staramy się zawzięcie wybić w dziedzinach, do których nie mamy zdolności, zamiast pogodzić się z ich brakiem. Jakże często pracujemy bez opamiętania, tylko po to, żeby zarobić sobie na okres nieróbstwa, który nazywamy „zasłużonym odpoczynkiem”. Albo też odkładamy na później wykonanie nużących obowiązków, co też jest oczywistą formą lenistwa. Niemal każdy z nas mógłby sporządzić pokaźną listę podobnych wad, ale bardzo niewielu poważnie pomyślałoby o tym, by się ich pozbyć. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wpędzą nas w zbyt wielkie kłopoty.
Niektórzy z nas mogą dojść do wniosku, że naprawdę posiadają gotowość pozbycia się wszystkich takich wad. Ale nawet i oni, po uwzględnieniu jeszcze mniej rażących
słabości przyznają, że niektóre z nich woleliby zachować. Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że mało kto może szybko i łatwo uzyskać gotowość do przyjęcia wzoru duchowej i moralnej doskonałości. Zazwyczaj pragniemy jej tylko tyle, ile potrzeba, by jakoś iść przez życie, stosownie do naszych własnych, naturalnie bardzo rozmaitych wyobrażeń. Tak więc różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem” to różnica między dążeniem do wyznaczone go przez samego siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości, pochodzącego od Boga.
Wielu natychmiast zapyta: „Jakże więc możemy przyjąć w pełni zalecenia Szóstego Kroku? Przecież to jest doskonałość!” Brzmi to jak poważne zastrzeżenie, ale praktycznie rzecz biorąc wcale nim nie jest. Tylko Pierwszy Krok, w którym uznaliśmy w stu procentach naszą bezsilność wobec alkoholu, może być stosowany z całkowitą perfekcją. Pozostałe Jedenaście Kroków stawia przed nami jedynie wzory doskonałości. Każdy z nich określa cel, do które go zmierzamy i jest zarazem miarą naszego postępu. Tak rozumiany Szósty Krok nie staje się przez to mniej trudny, nie jest jednak niewykonalny. Wymaga od nas jedynie zrobienia początku, a następnie wytrwałości.
Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku. Nasze potknięcia na tej drodze nie będą miały wielkiego znaczenia. Ważne jest tylko jedno pytanie: Czy jesteśmy gotowi?
Przyglądając się ponownie tym wadom, z których nadal nie mamy siły zrezygnować, powinniśmy złagodzić naszą kategoryczną postawę. Jeśli w niektórych przypadkach szczerość skłania nas do stwierdzenia: „Trudno, z tego nie mogę jeszcze zrezygnować”, niech to nie znaczy: „Nigdy z tego nie zrezygnuję”.
Powinniśmy zerwać z ryzykowną praktyką pozostawiania za sobą otwartych furtek. Gdy sugeruje się nam, że powinniśmy stać się całkowicie gotowi, by dążyć do doskonałości, chwytamy się myśli, że pewna zwłoka może jednak być usprawiedliwiona. A w przywykłym do wybiegów umyśle alkoholika „pewna zwłoka” może stać się pojęciem bardzo rozciągliwym. Niejeden powie: „Przecież to łatwa sprawa! Będę zmierzał ku doskonałości, ale nie muszę się spieszyć, mam na to dużo czasu. Może uda mi się odkładać niektóre sprawy w nieskończoność”. Nie da to oczywiście żadnego rezultatu. Takie oszukiwanie samego siebie musi spotkać ten sam los, co wiele innych wykrętów i racjonalizacji. A przynajmniej musimy uprzytomnić sobie najgorsze wady charakteru i jak najszybciej przystąpić do ich usuwania.
Z chwilą, kiedy mówimy: „Nie, nigdy!”, zamykamy Bożej łasce dostęp do naszych umysłów. Zwłoka jest nie bezpieczna, a bunt może okazać się tragiczny w skutkach. Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.