Refleksje na dzień 5 czerwca

CODZIENNE REFLEKSJE

CAŁKOWICIE GOTOWI

“To właściwie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci…” różnica między dzieckiem a dojrzałym człowiekiem to różnica między dążeniem do wyznaczonego przez siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości… Z chwilą, gdy mówimy: “Nie, nigdy!”, zamykamy Bożej łasce dostęp do naszych umysłów… Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 64, 69, 70

Czy jestem całkowicie gotowy, aby Bóg uwolnił mnie od wad charakteru? Czy wreszcie wiem, że sam nie potrafię siebie uratować? Uwierzyłem, że tego nie potrafię. Skoro jestem do tego niezdolny, skoro nawet moje najlepsze intencje ulegają wypaczeniu, skoro w moich pragnieniach kieruję się egoizmem, skoro zarówno moja wiedza, jak i wola są tak ograniczone – to jestem gotowy na to, by w moim życiu wypełniała się wola Boga.


JAK TO WIDZI BILL– s 156

Odczucie pokory

Udoskonalone odczucie pokory powoduje jeszcze jedną radykalną zmianę naszych poglądów. Zaczynają się nam otwierać oczy na ogromne wartości, które wynikają bezpośrednio z detronizacji własnego JA. Nasze dotychczasowe życie było nieustanną ucieczką od bólu i problemów. Naszym rozwiązaniem była zawsze ucieczka w butelkę.

Potem już w AA, zaczęliśmy patrzeć i słuchać. Wszędzie wokół nas widzieliśmy nieszczęścia i upadki, które pokora przeobrażała w bezcenne wartości.

Dla tych, którzy zrobili pewien postęp w AA, pokora oznacza wyraźne rozeznanie, kim i jacy naprawdę jesteśmy, a następnie szczery zamiar stania się takimi jakimi możemy być.

Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 75 i str. 59


DZIEŃ PO DNIU

Zrobienie czwartego kroku
Mówiąc ogólnie, bardzo łatwo jest wymazać naszą przeszłość i powiedzieć, że chcemy przebaczenia i zrozumienia naszych błędów. Nie należy tego jednak mylić z robieniem Czwartego Kroku. Tam nie uogólniamy ani nie upraszczamy istoty naszych błędów; mówimy o ich dokładnej naturze. Jeśli przeniesiemy to na poziom osobisty, zaczniemy dostrzegać, jak trudne są Kroki Inwentury.
Często musimy modlić się o gotowość do ich kontynuowania. Gotowość do bycia konkretnym może być najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek musieliśmy zrobić. Ale widok żywych cudów wokół nas świadczy o tym, że nagrody są wspaniałe. Jeśli jesteśmy chętni, nasza Siła Wyższa zapewnia możliwości pracy nad Krokami.

Czy przestałem zbyt ogólnie mówić o swoich wadach?

Siło Wyższa, pomóż mi być konkretnym co do dokładnej natury moich błędów.
Dzisiaj będę konkretny co do moich wad, włączając w to …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Patrząc długoterminowo. Życie dniem dzisiejszym.
Chociaż jesteśmy zachęcani do życia z dnia na dzień, musimy być również świadomi przyszłości. Nie powinniśmy świadomie robić dziś niczego, co stwarza niepotrzebne ryzyko i konsekwencje na przyszłość.
Nie powinniśmy, na przykład, zaciągać nieuzasadnionych długów tylko po to, by dobrze żyć dzisiaj. Nie powinniśmy odkładać na później spraw, które z czasem ulegną pogorszeniu. Nie powinniśmy unikać nieprzyjemnych decyzji, które prędzej czy później będą musiały zostać podjęte.
Życie z dnia na dzień oznacza tak naprawdę planowanie, by każdego dnia dawać z siebie wszystko. Chociaż nie możemy przewidzieć ani kontrolować przyszłości, mamy obowiązek działać tak, aby nasze jutro było również dobrym dniem do życia.
Stawię czoła dzisiejszemu dniu z przekonaniem, że wszystkie moje działania będą dobre zarówno w dłuższej perspektywie, jak i dzisiaj.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Życie to tylko to miejsce, ten czas i ci ludzie tu i teraz. – Vincent Collins
Pozostawanie w teraźniejszości może być trudne. Ten zabiegany świat odciąga naszą uwagę od teraźniejszości. Często zastanawiamy się, czy przyszłość przyniesie dobre czy złe czasy.
Życie jest tuż przed naszymi oczami. Rozejrzyj się. Życie dzieje się – teraz! Im bardziej żyjemy chwilą obecną, tym lepiej się czujemy. Dlaczego? Ponieważ możemy coś zrobić z teraźniejszością. Nie możemy nic zrobić z przyszłością. Mamy wybór w teraźniejszości i możemy zrobić coś z naszym życiem. Wcześniej uzależnienie kierowało naszym życiem. Teraz, z pomocą innych ludzi i naszej Siły Wyższej, znów kierujemy naszym życiem. To daje nam spokój umysłu.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, dziękuję za zwrócenie mi życia. Naucz mnie, jak kierować moim życiem. Spraw, bym szukał pomocy u innych, gdy jej potrzebuję. Nie ma nic złego w proszeniu o nią.
Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię pięć rzeczy, które robię dobrze. Następnie wymienię trzy rzeczy, których nie robię dobrze. Pomyślę o ludziach, którzy mogą mi pomóc i zadzwonię do nich.


JĘZYK WYZWOLENIA

Przełamywanie wstydu
Wstyd może nas blokować, ograniczać i zmuszać do wbijania wzroku w ziemię. Uważajcie na wstyd. – Ponad współuzależnienieniem
Wiele systemów i ludzi jest przepełnionych wstydem. Wstyd jest motorem ich działania i mogą próbować wciągnąć nas w swoją grę, mając nadzieję, że połkniemy haczyk i damy się kontrolować poprzez wstyd.
Nie musimy wpadać w pułapkę wstydu. Postawmy raczej na pozytywne uczucia – na akceptację własnej osoby, miłość i dbałość o siebie. Zachowania kompulsywne, uzależnienie od seksu, narkotyków, jedzenia, hazardu są zachowaniami, których podłożem jest wstyd. Uczucie wstydu będzie nam towarzyszyło, jeżeli się w nie zaangażujemy. Jest to nieuniknione. Musimy uważać na kompulsywne zachowania, ponieważ pogrążą nas one we wstydzie.
Nasza przeszłość i być może pranie mózgu, jakie wtedy przeszliśmy i jakie mogło wdrukować „pierwotne poczucie wstydu” w naszą matrycę psychiczną, jest teraz w stanie wyzwolić to poczucie wstydu. Poczucie wstydu może się pojawić, kiedy będziemy sami, kiedy będziemy przechadzali się po sklepie spożywczym lub spokojnie próbowali żyć swoim życiem.
„Nie myśl… Nie czuj… Nie zmieniaj się i nie rozwijaj… Nie żyj pełnią… Nie żyj swoim życiem… Wstydź się!”.
Skończ ze wstydem. Daj mu odpór. Wypowiedz mu wojnę. Naucz się go rozpoznawać i omijaj jak zarazę.
Dzisiaj świadomie nie dam się wciągnąć w pułapkę wstydu, jaki krąży po świecie. Jeżeli nie mogę mu się oprzeć – odczuję go, zaakceptuję, a potem pozbędę się go tak szybko, jak to tylko możliwe. Boże, pomóż mi uświadomić sobie, że w porządku jest kochać siebie i nie poddawać się uczuciu wstydu. Jeżeli zboczę z kursu, pomóż mi zamienić wstyd w poczucie winy, skorygować swoje zachowanie i żyć dalej swoim życiem, darząc siebie miłością.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Szósty
„Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”

„ TO właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci”. Tak oświadczył pewien szanowany duchowny, gorąco oddany sprawie AA. Wyjaśniał on dalej, że każdy kto potrafi zdobyć się na tyle dobrej woli i uczciwości, aby zawsze wobec wszystkich swoich wad i bez żadnych zastrzeżeń stosować Szósty Krok przeszedł już tak poważną drogę duchową, że zasługuje na miano człowieka dojrzałego. Czyli człowieka, który szczerze stara się rozwijać na obraz i podobieństwo Stwórcy.
Niemal każdy członek AA natychmiast odpowie twierdząco na często zadawane pytanie, czy Bóg może i czy zechce pod pewnymi warunkami – usunąć wady naszego charakteru. I nie będzie to bynajmniej opinia teoretyczna, ale stwierdzenie faktu. Być może najbardziej doniosłego faktu w naszym życiu. I zazwyczaj przytoczy on lub ona następujący dowód na potwierdzenie swych słów: „Nie da się ukryć, że zostałem powalony, poniosłem całkowitą klęskę. Moja siła woli była zbyt bezwładna wobec alkoholu. Próby zmiany otoczenia, wszelkie wysiłki rodziny, przyjaciół i duchownych – nic nie pomagało. Ja sam nie mogłem przestać pić, a nikt inny nie mógł tego zrobić za mnie. Gdy jednak zdobyłem się na gotowość dokładnego oczyszczenia własnego podwórka, a następnie zwróciłem się do Siły Wyższej czyli Boga, jakkolwiek Go pojmuję, by mnie uwolnił – obsesja picia zniknęła, jakby odjęta czyjąś ręką”.
Podobne wypowiedzi są na porządku dziennym na spotkaniach AA na całym świecie. Jest przecież oczywiste, że każdy trzeźwiejący członek AA uzyskał dar wyzwolenia od swej uporczywej i potencjalnie śmiertelnej obsesji. A zatem, w jak najbardziej dosłownym sensie, wszyscy trzeźwiejący AA „stali się gotowi”, aby Bóg usunął z ich życia obsesyjny pociąg do alkoholu. I Bóg właśnie tego dokonał.
Skoro zostaliśmy więc obdarzeni tak skutecznym darem wyzwolenia od przymusu picia, dlaczegóż nie mielibyśmy doświadczyć w ten sam sposób również cudownego wyzwolenia od innych trudności i wad charakteru? Zapewne jest to jedna z tych zagadek naszego istnienia, które tylko Bóg mógłby w pełni rozwiązać. Ale przynajmniej częściowe rozwiązanie i dla nas jest oczywiste.
Rujnowanie własnego organizmu alkoholem jest bez wątpienia aktem przeciwnym naturze. Ludzie nadmiernie pijący, gwałcąc instynkt samozachowawczy, wydają się być skazani na stopniową zagładę. Działają wbrew swoim najgłębszym instynktom. Ale gdy ciosy, jakich nie szczędzi im nałóg, rzucą ich na kolana, może w nich wstąpić łaska Boża i uwolnić ich od obsesji. Teraz przemożny instynkt życia może współdziałać z pragnieniem Stwórcy, by obdarzyć ich nowym życiem. Bo przecież natura i Bóg w równym stopniu brzydzą się samobójstwem.
Nie wszystkie jednak nasze trudności są sprawą życia i śmierci. Każdy normalny człowiek chce jeść, kochać i być kochany, cieszyć się poważaniem w swoim środowisku. Pragnie również pewnego poczucia bezpieczeństwa w dążeniu do tych celów. W istocie, takim właśnie został stworzony przez Boga, który przecież nie planował, by człowiek wyniszczał się alkoholem. Bóg wyposażył ludzi w instynkty, by mogli przetrwać a nie ginąć.
Nie mamy żadnych dowodów, przynajmniej na tym świecie, że Stwórca oczekuje od nas całkowitego wyrzeczenia się naszych naturalnych popędów. Nigdzie też, o ile nam wiadomo, nie odnotowano przypadku, aby sam Bóg kogoś całkowicie uwolnił od wszystkich przyrodzonych instynktów.
Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru, lub jeśli kto woli, grzechów.
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą. Bóg oczekuje od nas tego, abyśmy na miarę swoich możliwości robili postępy w budowaniu charakteru.
Tak więc Szósty Krok: „Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru” – jest uznanym w AA określeniem postawy, najlepszej jaką możemy przyjąć, by zapoczątkować pracę na całe życie. Nie oznacza to, że oczekujemy cudownego odjęcia wszystkich wad charakteru, tak jak została odjęta pokusa picia. Być może niektóre znikną zupełnie, ale co do większości będziemy musieli cierpliwie zadowalać się stopniową poprawą. Najważniejsze słowa: „staliśmy się gotowi”, podkreślają, iż pragniemy dążyć do tego, o czym już wiemy albo możemy w przyszłości się dowiedzieć, że jest dla nas najlepsze.
Ilu z nas posiada taki stopień gotowości? Nie ma wśród nas ideałów. Jeśli z całą szczerością, na jaką nas stać, będziemy starali się obudzić w sobie taką gotowość staniemy na wysokości zadania. Ale nawet najbardziej gorliwi spośród nas natrafiają na jakiś sęk i z konsternacją załamują ręce: „Nie, tego się jeszcze nie mogę wyrzec”. Często popadamy w jeszcze większe niebezpieczeństwo, kiedy wyrywa się nam z ust okrzyk: „Tego nigdy się nie wyrzeknę!” Taka jest potęga instynktów, dążących do przekroczenia swoich granic. Niezależnie od tego, jak daleko zaszliśmy w pracy nad sobą, zawsze znajdą się jakieś popędy przeciwstawiające się łasce Bożej.
Ci, którzy uważają, że dobrze sobie radzą, mogą się z tym nie zgodzić, spróbujmy więc przemyśleć tę sprawę nieco dokładniej. W zasadzie każdy pragnie pozbyć się najbardziej jaskrawych i destrukcyjnych wad. Nikt nie chce być na tyle dumny, żeby narażać się na miano pyszałka, ani na tyle chciwy, żeby zarzucano mu złodziejstwo. Nikt nie chce ulegać takim atakom furii, by mordować, czy też atakom pożądania szukającego ujścia w gwałcie. Nikt nie chce być chorobliwie żarłoczny, gnuśnieć w lenistwie, szaleć z zazdrości. Oczywiście, u większości ludzi wady te nie występują w aż tak alarmującej postaci.
My, którzy uniknęliśmy tego rodzaju ekscesów, chętnie sami sobie składamy gratulacje. Ale czy powinniśmy? Czy nie powstrzymywała nas zwyczajnie i po prostu, troska o własny interes? Powstrzymywanie się od drastycznych wykroczeń ze strachu przed nieuniknioną karą nie wymaga wielkiego wysiłku duchowego. A do jakich wniosków dojdziemy, gdy starannie przyjrzymy się mniej gwałtownym czynom, których sprężyną były te same wady? Czy różnią się one aż tak bardzo od skandalicznych wybryków?
Musimy bowiem przyznać, że niektóre z naszych wad sprawiają nam przyjemność. Jesteśmy w nich wręcz zakochani. Któż na przykład nie lubi czuć się nieco lepszy od sąsiada albo nawet dużo lepszy od niego? Czyż nie jest prawdą, że zwykłą chciwość przedstawiamy sobie jako godną pochwały ambicję? Trudno sobie wyobrazić, by ktoś lubił lubieżność. A jednak sporo ludzi ma na ustach miłosne słówka i nawet wierzy w to, co mówi, by tylko ukryć lubieżność w ciemnych zakamarkach umysłu. A wielu spośród tych, którzy tylko myślą o wyskoku seksualnym, musiałoby przyznać, że ubierają te wyobrażone wyskoki w romansowe szaty.
Pozornie usprawiedliwiony gniew także może nam sprawiać przyjemność. Możemy czerpać przewrotną satysfakcję z faktu, że ludzie nas irytują, ponieważ daje nam to miłe poczucie własnej wyższości. Złośliwe plotki, będące bez krwawym odpowiednikiem zadawania ciosu nożem w plecy, także sprawiają nam swego rodzaju satysfakcję. Plotkując nie chcemy przecież pomóc tym, których krytykujemy, a jedynie popisać się własną cnotą.
Gdy obżarstwo nie jest nazbyt widoczne, wówczas i na nie mamy łagodniejszą nazwę, mówimy o „dogadzaniu sobie”. Żyjemy w świecie pełnym zawiści. Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, są nią zarażeni. Musi więc i ona sprawiać jakąś szczególną, pokrętną przyjemność skoro wolimy poświęcać czas na marzenia o tym, czego nie posiadamy, zamiast na to zapracować; albo staramy się zawzięcie wybić w dziedzinach, do których nie mamy zdolności, zamiast pogodzić się z ich brakiem. Jakże często pracujemy bez opamiętania, tylko po to, żeby zarobić sobie na okres nieróbstwa, który nazywamy „zasłużonym odpoczynkiem”. Albo też odkładamy na później wykonanie nużących obowiązków, co też jest oczywistą formą lenistwa. Niemal każdy z nas mógłby sporządzić pokaźną listę podobnych wad, ale bardzo niewielu poważnie pomyślałoby o tym, by się ich pozbyć. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wpędzą nas w zbyt wielkie kłopoty.
Niektórzy z nas mogą dojść do wniosku, że naprawdę posiadają gotowość pozbycia się wszystkich takich wad. Ale nawet i oni, po uwzględnieniu jeszcze mniej rażących
słabości przyznają, że niektóre z nich woleliby zachować. Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że mało kto może szybko i łatwo uzyskać gotowość do przyjęcia wzoru duchowej i moralnej doskonałości. Zazwyczaj pragniemy jej tylko tyle, ile potrzeba, by jakoś iść przez życie, stosownie do naszych własnych, naturalnie bardzo rozmaitych wyobrażeń. Tak więc różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem” to różnica między dążeniem do wyznaczone go przez samego siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości, pochodzącego od Boga.
Wielu natychmiast zapyta: „Jakże więc możemy przyjąć w pełni zalecenia Szóstego Kroku? Przecież to jest doskonałość!” Brzmi to jak poważne zastrzeżenie, ale praktycznie rzecz biorąc wcale nim nie jest. Tylko Pierwszy Krok, w którym uznaliśmy w stu procentach naszą bezsilność wobec alkoholu, może być stosowany z całkowitą perfekcją. Pozostałe Jedenaście Kroków stawia przed nami jedynie wzory doskonałości. Każdy z nich określa cel, do które go zmierzamy i jest zarazem miarą naszego postępu. Tak rozumiany Szósty Krok nie staje się przez to mniej trudny, nie jest jednak niewykonalny. Wymaga od nas jedynie zrobienia początku, a następnie wytrwałości.
Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku. Nasze potknięcia na tej drodze nie będą miały wielkiego znaczenia. Ważne jest tylko jedno pytanie: Czy jesteśmy gotowi?
Przyglądając się ponownie tym wadom, z których nadal nie mamy siły zrezygnować, powinniśmy złagodzić naszą kategoryczną postawę. Jeśli w niektórych przypadkach szczerość skłania nas do stwierdzenia: „Trudno, z tego nie mogę jeszcze zrezygnować”, niech to nie znaczy: „Nigdy z tego nie zrezygnuję”.
Powinniśmy zerwać z ryzykowną praktyką pozostawiania za sobą otwartych furtek. Gdy sugeruje się nam, że powinniśmy stać się całkowicie gotowi, by dążyć do doskonałości, chwytamy się myśli, że pewna zwłoka może jednak być usprawiedliwiona. A w przywykłym do wybiegów umyśle alkoholika „pewna zwłoka” może stać się pojęciem bardzo rozciągliwym. Niejeden powie: „Przecież to łatwa sprawa! Będę zmierzał ku doskonałości, ale nie muszę się spieszyć, mam na to dużo czasu. Może uda mi się odkładać niektóre sprawy w nieskończoność”. Nie da to oczywiście żadnego rezultatu. Takie oszukiwanie samego siebie musi spotkać ten sam los, co wiele innych wykrętów i racjonalizacji. A przynajmniej musimy uprzytomnić sobie najgorsze wady charakteru i jak najszybciej przystąpić do ich usuwania.
Z chwilą, kiedy mówimy: „Nie, nigdy!”, zamykamy Bożej łasce dostęp do naszych umysłów. Zwłoka jest nie bezpieczna, a bunt może okazać się tragiczny w skutkach. Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.