Refleksje na dzień 4 czerwca

CODZIENNE REFLEKSJE

WYZBYCIE SIĘ STAREGO JA

Czytamy z uwagą pierwsze Pięć Kroków – zaleceń i pytamy samych siebie, czy czegoś nie opuściliśmy. Budujemy przecież łuk triumfalny, pod którym przejdziemy jako wolni ludzie… Czy jesteśmy teraz gotowi, aby Bóg usunął z nas te cechy, które uznaliśmy za budzące zastrzeżenia?
Anonimowi Alkoholicy, str. 65

Krok Szósty jest ostatnim Krokiem “przygotowawczym”. Choć intensywnie i obficie korzystałem już z modlitwy, w pierwszych Sześciu Krokach nigdy formalnie nie prosiłem o nic mojej Siły Wyższej. Rozpoznawałem problem, wierzyłem, że istnieje jakieś rozwiązanie, postanowiłem je znaleźć i w końcu – “oczyszczałem swoje podwórko” . Teraz jednak stawiam sobie pytanie: Czy naprawdę gotów jestem żyć w trzeźwości, pozwolić na przemianę, uwolnić się od dawnego siebie? Muszę zdecydować, czy rzeczywiście gotów jestem się zmienić. Robię przegląd tego, nad czym już pracowałem i staję się gotowy, aby Bóg uwolnił mnie od wszystkich wad charakteru; albowiem w następnym Kroku oznajmię swojemu Stwórcy, że jestem gotowy, i poproszę Go o pomoc. Jeśli uprzednio przygotowałem sobie solidną podstawę i jeśli czuję w sobie gotowość do zmiany, to mogę przystąpić do następnego Kroku. (“Jeśli dalej hołubimy którąś z naszych słabości, błagajmy Boga, aby pomógł ją nam usunąć”).


JAK TO WIDZI BILL– s 155

Wzniesiona przez Jedynego i przez wielu

Dziękujemy Bogu, który przez tylu przyjaciół, tyloma środkami i sposobami pozwolił nam zbudować ten cudowny gmach Ducha, w którym teraz mieszkamy – katedrę, której fundamenty sięgają już krańców świata.

W nawie głównej zapisaliśmy nasze Dwanaście Kroków Zdrowienia. Mury tej katedry rosły i kolejno wstawiono filary Tradycji AA, by utrzymywały naszą jedność tak długo, jak Bóg zechce. Chętne serca i ręce umieściły iglicę naszej katedry na należnym miejscu. Ta iglica ma na imię Służba. Niech zawsze pozostanie skierowana wprost do Boga.

Istotnego rozwoju naszej jedności i zdolności do niesienia wszędzie posłania AA nie zawdzięczamy jedynie paru wybranym osobom. Jest on dziełem wielu ludzi; prawdę mówiąc, te najwyższe dobrodziejstwa to owoc pracy nas wszystkich.

1.Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość, str. 304
2.Prelekcja, 1959


DZIEŃ PO DNIU

Opowiadanie bajek
Mamy wielkie ego. Nawet gdy mówimy o naszej trudnej przeszłości, często brzmi to tak, jakbyśmy się przechwalali. Wydaje się, że jesteśmy dumni z tego, jak używaliśmy narkotyków, jak dużo i jak często ich używaliśmy. Rozbudowujemy nasze historie i często staramy się przebić narkotykowe historie innych. Wydaje się, że mówimy: „Zobacz, jaki jestem dobry! Nie robię już takich rzeczy”.
Ale teraz, gdy jesteśmy w trakcie zdrowienia, teraz, gdy mamy wybór w naszym zachowaniu, próba zaimponowania innym naszą przeszłością nie pokazuje pogodnych, uduchowionych ludzi – pokazuje niepewnych siebie, egocentrycznych przechwalaczy.

Czy jestem gawędziarzem?

Siło Wyższa, pomóż mi uniknąć gloryfikowania mojej historii, by zaimponować sobie i innym.
Aby moja historia była prostą, dzisiaj będę ….


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Potrzeba otrzymania uznania – Pokora
„Czy to źle, że chcę uznania za dobre rzeczy, które robię?” – zapytała pewna osoba na spotkaniu 12 Kroków.
„Dlaczego ludzie mówią, że moje ego pokazuje się tylko dlatego, że czuję, że powinienem otrzymać odpowiednie uznanie?”.
Rzeczywiście, powinniśmy otrzymywać odpowiednią ilość pochwał i uznania za dobre rzeczy, które robimy. Musimy jednak pamiętać, że staramy się to uzyskać od ludzi… z których wielu jest słabo poinformowanych lub obojętnych. Na to, jakie uznanie otrzymamy, będzie miało wpływ postrzeganie nas przez innych. Czasami będziemy chwaleni zbyt hojnie, innym razem niewystarczająco.
Ale prawdziwym pytaniem nie jest to, czy inni dają nam odpowiednią ilość pochwał lub uznania. Pytanie, które powinniśmy sobie zadać, to dlaczego potrzebujemy takiego uznania. Jeśli robimy coś dobrego lub robimy postępy, to czy nie jest to wystarczająca nagroda? Co może dać nam uznanie, którego jeszcze nie mamy?
Przyjmę dziś za przewodnika przekonanie, że właściwe działanie jest samo w sobie nagrodą. Nie potrzebuję uznania od innych, choć docenię je, jeśli się pojawi.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Nie możemy rozwiązać życiowych problemów inaczej, niż rozwiązując je. – Scott Peck
Przed przystąpieniem do programu uciekaliśmy od problemów za wszelką cenę. Z czasem mieliśmy coraz więcej problemów. W miarę jak nasze problemy narastały, zaczęliśmy bać się życia.
Program Dwunastu Kroków uczy nas, jak stawiać czoła problemom i je rozwiązywać. Przestajemy uciekać i stawiamy czoła problemom. W ten sposób problemy życiowe z czasem coraz mniej nas przerażają.
W rzeczywistości problemy życiowe pomagają nam lepiej poznać naszą Siłę Wyższą i nas samych. Teraz wiemy, że nasza Siła Wyższa jest z nami na każdym kroku.

Modlitwa na dziś: Modlę się o odwagę, by stawić czoła życiowym problemom. Modlę się o mądrość, by prosić moją Siłę Wyższą o pomoc.

Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię wszystkie problemy, które mam. Porozmawiam o nich z przyjaciółmi i moją Siłą Wyższą. Opracuję plany ich rozwiązania (czasami rozwiązanie problemów oznacza ich zaakceptowanie).


JĘZYK WYZWOLENIA

Pokładanie ufności w Bogu
Małżeństwo moich przyjaciół zdecydowało się na wprowadzenie pewnych zmian w swoim życiu. Zawsze mieszkali w mieście i nagle zdecydowali się zamieszkać na wsi.
Znaleźli mały domek nad jeziorem. Nie był to dom ich marzeń, lecz gdyby sprzedali dom w mieście, mieliby pieniądze na remont domku nad jeziorem. Mieli trochę oszczędności, więc wprowadzili się tam przed sprzedażą miejskiej rezydencji.
Minął rok, a na dom w mieście nie było kupca. Moim przyjaciołom różnie się w tym czasie układało. Czasami stać ich było na cierpliwość; czasami ją tracili. Jednego dnia pokładali ufność w Bogu, drugiego nie mogli zrozumieć, dlaczego Bóg każe im tak długo czekać; dlaczego nie pozwala na realizację planów. Tak jak gdyby drzwi dzielące ich od spełnienia marzeń nie chciały otworzyć się do końca. Pewnego dnia do moich przyjaciół przyszedł w odwiedziny sąsiad znad jeziora. Jego dom był dokładnie taki, jakiego zawsze pragnęli, a nawet jeszcze lepszy. Kiedy moi przyjaciele zobaczyli ten dom po raz pierwszy – oniemieli. Był to dom ich marzeń. Potem zapomnieli o nim, ponieważ nie wierzyli, aby to marzenie mogłoby się kiedykolwiek ziścić.
Okazało się, że sąsiad złożył im wizytę, ponieważ wraz z żoną zdecydował się na sprzedaż domu. Zaproponował moim przyjaciołom prawo pierwokupu.
Przyjęli ofertę i podpisali umowę sprzedaży. W ciągu dwóch miesięcy sprzedali dom w mieście i drugi mały, ale całkiem niezły domek nad jeziorem. W niedługim czasie wprowadzili się do domu swoich marzeń.
Czasami przechodzimy okresy frustracji w życiu. Wydaje się nam, że jesteśmy na właściwej ścieżce, staramy się ufać Bogu i sobie, a tymczasem nic nie wychodzi. Zdarzają się nam falstarty i przerwy. Drzwi nie chcą się otworzyć na całą szerokość.
Może nam się zdawać, że Bóg nas opuścił albo że wszystko mu jedno. Być może nie mamy pojęcia, w jakim kierunku zmierzamy.
Aż nagle któregoś dnia przeglądamy na oczy: nie dostali- śmy tego, czego chcieliśmy, ponieważ Bóg miał dla nas w zanadrzu coś znacznie lepszego.
Dzisiaj będę ćwiczył cierpliwość. Poproszę i zaufam swojej Sile Wyższej, aby przysłała mi to, co najlepsze.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Szósty
„Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”

„ TO właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci”. Tak oświadczył pewien szanowany duchowny, gorąco oddany sprawie AA. Wyjaśniał on dalej, że każdy kto potrafi zdobyć się na tyle dobrej woli i uczciwości, aby zawsze wobec wszystkich swoich wad i bez żadnych zastrzeżeń stosować Szósty Krok przeszedł już tak poważną drogę duchową, że zasługuje na miano człowieka dojrzałego. Czyli człowieka, który szczerze stara się rozwijać na obraz i podobieństwo Stwórcy.
Niemal każdy członek AA natychmiast odpowie twierdząco na często zadawane pytanie, czy Bóg może i czy zechce pod pewnymi warunkami – usunąć wady naszego charakteru. I nie będzie to bynajmniej opinia teoretyczna, ale stwierdzenie faktu. Być może najbardziej doniosłego faktu w naszym życiu. I zazwyczaj przytoczy on lub ona następujący dowód na potwierdzenie swych słów: „Nie da się ukryć, że zostałem powalony, poniosłem całkowitą klęskę. Moja siła woli była zbyt bezwładna wobec alkoholu. Próby zmiany otoczenia, wszelkie wysiłki rodziny, przyjaciół i duchownych – nic nie pomagało. Ja sam nie mogłem przestać pić, a nikt inny nie mógł tego zrobić za mnie. Gdy jednak zdobyłem się na gotowość dokładnego oczyszczenia własnego podwórka, a następnie zwróciłem się do Siły Wyższej czyli Boga, jakkolwiek Go pojmuję, by mnie uwolnił – obsesja picia zniknęła, jakby odjęta czyjąś ręką”.
Podobne wypowiedzi są na porządku dziennym na spotkaniach AA na całym świecie. Jest przecież oczywiste, że każdy trzeźwiejący członek AA uzyskał dar wyzwolenia od swej uporczywej i potencjalnie śmiertelnej obsesji. A zatem, w jak najbardziej dosłownym sensie, wszyscy trzeźwiejący AA „stali się gotowi”, aby Bóg usunął z ich życia obsesyjny pociąg do alkoholu. I Bóg właśnie tego dokonał.
Skoro zostaliśmy więc obdarzeni tak skutecznym darem wyzwolenia od przymusu picia, dlaczegóż nie mielibyśmy doświadczyć w ten sam sposób również cudownego wyzwolenia od innych trudności i wad charakteru? Zapewne jest to jedna z tych zagadek naszego istnienia, które tylko Bóg mógłby w pełni rozwiązać. Ale przynajmniej częściowe rozwiązanie i dla nas jest oczywiste.
Rujnowanie własnego organizmu alkoholem jest bez wątpienia aktem przeciwnym naturze. Ludzie nadmiernie pijący, gwałcąc instynkt samozachowawczy, wydają się być skazani na stopniową zagładę. Działają wbrew swoim najgłębszym instynktom. Ale gdy ciosy, jakich nie szczędzi im nałóg, rzucą ich na kolana, może w nich wstąpić łaska Boża i uwolnić ich od obsesji. Teraz przemożny instynkt życia może współdziałać z pragnieniem Stwórcy, by obdarzyć ich nowym życiem. Bo przecież natura i Bóg w równym stopniu brzydzą się samobójstwem.
Nie wszystkie jednak nasze trudności są sprawą życia i śmierci. Każdy normalny człowiek chce jeść, kochać i być kochany, cieszyć się poważaniem w swoim środowisku. Pragnie również pewnego poczucia bezpieczeństwa w dążeniu do tych celów. W istocie, takim właśnie został stworzony przez Boga, który przecież nie planował, by człowiek wyniszczał się alkoholem. Bóg wyposażył ludzi w instynkty, by mogli przetrwać a nie ginąć.
Nie mamy żadnych dowodów, przynajmniej na tym świecie, że Stwórca oczekuje od nas całkowitego wyrzeczenia się naszych naturalnych popędów. Nigdzie też, o ile nam wiadomo, nie odnotowano przypadku, aby sam Bóg kogoś całkowicie uwolnił od wszystkich przyrodzonych instynktów.
Skoro przychodzimy na świat tak sowicie wyposażeni w naturalne popędy, to trudno się dziwić, że często pozwalamy im wykraczać poza wyznaczone dla nich granice. Kiedy zaczynają nami ślepo kierować albo świadomie żądamy od nich więcej przyjemności i wygód niż nam się należy, wówczas zaczynamy oddalać się od tego, co Bóg zaplanował dla nas tu na ziemi. To właśnie jest miarą naszych wad charakteru, lub jeśli kto woli, grzechów.
Jeśli poprosimy Go o to, Bóg na pewno wybaczy nam nasze wady. Ale w żadnym razie nie wybieli nas jak śnieg i nie utrzyma tej bieli bez naszego współdziałania. To przedsięwzięcie wymaga gotowości do pracy nad sobą. Bóg oczekuje od nas tego, abyśmy na miarę swoich możliwości robili postępy w budowaniu charakteru.
Tak więc Szósty Krok: „Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru” – jest uznanym w AA określeniem postawy, najlepszej jaką możemy przyjąć, by zapoczątkować pracę na całe życie. Nie oznacza to, że oczekujemy cudownego odjęcia wszystkich wad charakteru, tak jak została odjęta pokusa picia. Być może niektóre znikną zupełnie, ale co do większości będziemy musieli cierpliwie zadowalać się stopniową poprawą. Najważniejsze słowa: „staliśmy się gotowi”, podkreślają, iż pragniemy dążyć do tego, o czym już wiemy albo możemy w przyszłości się dowiedzieć, że jest dla nas najlepsze.
Ilu z nas posiada taki stopień gotowości? Nie ma wśród nas ideałów. Jeśli z całą szczerością, na jaką nas stać, będziemy starali się obudzić w sobie taką gotowość staniemy na wysokości zadania. Ale nawet najbardziej gorliwi spośród nas natrafiają na jakiś sęk i z konsternacją załamują ręce: „Nie, tego się jeszcze nie mogę wyrzec”. Często popadamy w jeszcze większe niebezpieczeństwo, kiedy wyrywa się nam z ust okrzyk: „Tego nigdy się nie wyrzeknę!” Taka jest potęga instynktów, dążących do przekroczenia swoich granic. Niezależnie od tego, jak daleko zaszliśmy w pracy nad sobą, zawsze znajdą się jakieś popędy przeciwstawiające się łasce Bożej.
Ci, którzy uważają, że dobrze sobie radzą, mogą się z tym nie zgodzić, spróbujmy więc przemyśleć tę sprawę nieco dokładniej. W zasadzie każdy pragnie pozbyć się najbardziej jaskrawych i destrukcyjnych wad. Nikt nie chce być na tyle dumny, żeby narażać się na miano pyszałka, ani na tyle chciwy, żeby zarzucano mu złodziejstwo. Nikt nie chce ulegać takim atakom furii, by mordować, czy też atakom pożądania szukającego ujścia w gwałcie. Nikt nie chce być chorobliwie żarłoczny, gnuśnieć w lenistwie, szaleć z zazdrości. Oczywiście, u większości ludzi wady te nie występują w aż tak alarmującej postaci.
My, którzy uniknęliśmy tego rodzaju ekscesów, chętnie sami sobie składamy gratulacje. Ale czy powinniśmy? Czy nie powstrzymywała nas zwyczajnie i po prostu, troska o własny interes? Powstrzymywanie się od drastycznych wykroczeń ze strachu przed nieuniknioną karą nie wymaga wielkiego wysiłku duchowego. A do jakich wniosków dojdziemy, gdy starannie przyjrzymy się mniej gwałtownym czynom, których sprężyną były te same wady? Czy różnią się one aż tak bardzo od skandalicznych wybryków?
Musimy bowiem przyznać, że niektóre z naszych wad sprawiają nam przyjemność. Jesteśmy w nich wręcz zakochani. Któż na przykład nie lubi czuć się nieco lepszy od sąsiada albo nawet dużo lepszy od niego? Czyż nie jest prawdą, że zwykłą chciwość przedstawiamy sobie jako godną pochwały ambicję? Trudno sobie wyobrazić, by ktoś lubił lubieżność. A jednak sporo ludzi ma na ustach miłosne słówka i nawet wierzy w to, co mówi, by tylko ukryć lubieżność w ciemnych zakamarkach umysłu. A wielu spośród tych, którzy tylko myślą o wyskoku seksualnym, musiałoby przyznać, że ubierają te wyobrażone wyskoki w romansowe szaty.
Pozornie usprawiedliwiony gniew także może nam sprawiać przyjemność. Możemy czerpać przewrotną satysfakcję z faktu, że ludzie nas irytują, ponieważ daje nam to miłe poczucie własnej wyższości. Złośliwe plotki, będące bez krwawym odpowiednikiem zadawania ciosu nożem w plecy, także sprawiają nam swego rodzaju satysfakcję. Plotkując nie chcemy przecież pomóc tym, których krytykujemy, a jedynie popisać się własną cnotą.
Gdy obżarstwo nie jest nazbyt widoczne, wówczas i na nie mamy łagodniejszą nazwę, mówimy o „dogadzaniu sobie”. Żyjemy w świecie pełnym zawiści. Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, są nią zarażeni. Musi więc i ona sprawiać jakąś szczególną, pokrętną przyjemność skoro wolimy poświęcać czas na marzenia o tym, czego nie posiadamy, zamiast na to zapracować; albo staramy się zawzięcie wybić w dziedzinach, do których nie mamy zdolności, zamiast pogodzić się z ich brakiem. Jakże często pracujemy bez opamiętania, tylko po to, żeby zarobić sobie na okres nieróbstwa, który nazywamy „zasłużonym odpoczynkiem”. Albo też odkładamy na później wykonanie nużących obowiązków, co też jest oczywistą formą lenistwa. Niemal każdy z nas mógłby sporządzić pokaźną listę podobnych wad, ale bardzo niewielu poważnie pomyślałoby o tym, by się ich pozbyć. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wpędzą nas w zbyt wielkie kłopoty.
Niektórzy z nas mogą dojść do wniosku, że naprawdę posiadają gotowość pozbycia się wszystkich takich wad. Ale nawet i oni, po uwzględnieniu jeszcze mniej rażących
słabości przyznają, że niektóre z nich woleliby zachować. Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że mało kto może szybko i łatwo uzyskać gotowość do przyjęcia wzoru duchowej i moralnej doskonałości. Zazwyczaj pragniemy jej tylko tyle, ile potrzeba, by jakoś iść przez życie, stosownie do naszych własnych, naturalnie bardzo rozmaitych wyobrażeń. Tak więc różnica między „dzieckiem a dojrzałym człowiekiem” to różnica między dążeniem do wyznaczone go przez samego siebie celu a pragnieniem zbliżenia się do wzoru obiektywnej doskonałości, pochodzącego od Boga.
Wielu natychmiast zapyta: „Jakże więc możemy przyjąć w pełni zalecenia Szóstego Kroku? Przecież to jest doskonałość!” Brzmi to jak poważne zastrzeżenie, ale praktycznie rzecz biorąc wcale nim nie jest. Tylko Pierwszy Krok, w którym uznaliśmy w stu procentach naszą bezsilność wobec alkoholu, może być stosowany z całkowitą perfekcją. Pozostałe Jedenaście Kroków stawia przed nami jedynie wzory doskonałości. Każdy z nich określa cel, do które go zmierzamy i jest zarazem miarą naszego postępu. Tak rozumiany Szósty Krok nie staje się przez to mniej trudny, nie jest jednak niewykonalny. Wymaga od nas jedynie zrobienia początku, a następnie wytrwałości.
Jeśli chcemy naprawdę skorzystać z tego Kroku wobec problemów innych niż alkohol, musimy zdobyć się na zupełnie nowy rodzaj otwartości. Musimy skierować wzrok ku doskonałości i przygotować się do drogi w tym kierunku. Nasze potknięcia na tej drodze nie będą miały wielkiego znaczenia. Ważne jest tylko jedno pytanie: Czy jesteśmy gotowi?
Przyglądając się ponownie tym wadom, z których nadal nie mamy siły zrezygnować, powinniśmy złagodzić naszą kategoryczną postawę. Jeśli w niektórych przypadkach szczerość skłania nas do stwierdzenia: „Trudno, z tego nie mogę jeszcze zrezygnować”, niech to nie znaczy: „Nigdy z tego nie zrezygnuję”.
Powinniśmy zerwać z ryzykowną praktyką pozostawiania za sobą otwartych furtek. Gdy sugeruje się nam, że powinniśmy stać się całkowicie gotowi, by dążyć do doskonałości, chwytamy się myśli, że pewna zwłoka może jednak być usprawiedliwiona. A w przywykłym do wybiegów umyśle alkoholika „pewna zwłoka” może stać się pojęciem bardzo rozciągliwym. Niejeden powie: „Przecież to łatwa sprawa! Będę zmierzał ku doskonałości, ale nie muszę się spieszyć, mam na to dużo czasu. Może uda mi się odkładać niektóre sprawy w nieskończoność”. Nie da to oczywiście żadnego rezultatu. Takie oszukiwanie samego siebie musi spotkać ten sam los, co wiele innych wykrętów i racjonalizacji. A przynajmniej musimy uprzytomnić sobie najgorsze wady charakteru i jak najszybciej przystąpić do ich usuwania.
Z chwilą, kiedy mówimy: „Nie, nigdy!”, zamykamy Bożej łasce dostęp do naszych umysłów. Zwłoka jest nie bezpieczna, a bunt może okazać się tragiczny w skutkach. Doszliśmy bowiem dokładnie do tego punktu, w którym rezygnujemy z naszych ograniczonych celów i zwracamy się ku temu, co zamyślił dla nas Bóg.