Refleksje na dzień 17 maja

CODZIENNE REFLEKSJE

..…I PRZEBACZAMY

Poddawany nader ciężkim próbom, wciąż musiałem uczyć się przebaczać – innym i sobie samemu.

JAK TO WIDZI BILL, STR. 268

Przebaczenie sobie i przebaczenie innym to dwa nurty tej samej rzeki; bieg ich obu opóźnia – albo całkiem zatrzymuje – tama urazy. Ale jeśli się ją podniesie, rzeka swobodnie popłynie dalej. Kroki pozwalają mi zobaczyć, jak gromadziła się we mnie uraza, blokując przepływ przebaczenia w moim życiu. Proponują mi też sposób na podniesie tamy – z którego mogę skorzystać z pomocą Boga, jakkolwiek Go pojmuję. W rezultacie tego rozwiązania znajduję w sobie łaskę konieczną do tego, by przebaczyć sobie i innym.


JAK TO WIDZI BILL– s 137

Przekroczyć postawę agnostyczną

Z chwilą, gdy udało się nam niedowiarkom odrzucić nasze uprzedzenia i wykazać samą chęć uwierzenia w Silę Większą od nas samych zaczęliśmy otrzymywać pozytywne rezultaty. Stało się tak chociaż żaden z nas nie potrafi! precyzyjnie określić ani pojąć tej siły, która jest Bogiem.

Wiele osób trzeźwo zapewnia mnie, że człowiek ma we wszechświecie miejsce nie lepsze niż to, które zajmują inne rywalizujące ze sobą organizmy, i że podobnie jak one walczy on w życiu o swój byt i istnienie – po to tylko, by w końcu bez śladu zniknąć z powierzchni ziemi. Słuchając tego, dochodzę do wniosku, że osobiście nadal wolę trzymać się tzw. iluzji religii, która w mym własnym doświadczeniu, przekonywająco objawiła mi coś zupełnie innego.

1.Anonimowi Alkoholicy, str. 39
2.List, 1946


DZIEŃ PO DNIU

Przesadna reakcja
Ci z nas, którzy są uzależnieni, często pokazują, jak szkodliwe może być nadmierne odczuwanie głodu, złości, samotności lub zmęczenia. Jak na ironię, to, czym zwykle się denerwujemy, nie jest najważniejsze.
Być może możemy nauczyć się nie panikować z powodu zwykłego nieszczęścia, nieuzasadnionych obaw i emocjonalnego zamieszania. Jeśli otworzymy się na Siłę Wyższą i praktykę duchową, będziemy mogli się uspokoić. Poczujemy się o wiele lepiej ze sobą i ze światem.

Czy przestałem przesadnie reagować?

Siło Wyższa, pomóż mi zachować perspektywę i spokój.
Dzisiaj będę konstruktywnie radzić sobie z negatywnymi emocjami poprzez …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Próby wyników – spokój
Wyobraźnia jest niezaprzeczalną ludzką cechą, która przyczynia się do znacznego postępu. Osoby kompulsywne mogą jednak wykorzystywać wyobraźnię w bardzo destrukcyjny sposób.
Jedną z destrukcyjnych praktyk jest ćwiczenie w naszych umysłach wyniku jakiejś sytuacji lub problemu, zwykle spodziewając się najgorszego. Chociaż nie powinniśmy unikać stawiania czoła prawdziwym problemom, błędem jest zakładanie, że najgorsze zawsze się wydarzy. Ta tendencja do przewidywania najgorszego możliwego wyniku może w rzeczywistości przynieść ten sam wynik, którego chcielibyśmy uniknąć, czyniąc z niego samospełniającą się przepowiednię.
Możemy poradzić sobie z takim pesymistycznym myśleniem, przypominając sobie, że Bóg jest odpowiedzialny i przyniesie nasze dobro we właściwy sposób. Jeśli mamy coś przećwiczyć, niech będzie to wynik, który będzie najlepszy dla wszystkich, w tym dla nas samych.
Oczekuję dziś tego, co najlepsze, wiedząc, że wszystkie wyniki i rezultaty są w rękach Boga.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Każdy dzień ma swoje własne dary. – Ruth P. Freedman

Rozwój duchowy jest największym darem, jaki możemy otrzymać. Zdobywamy go poprzez podejmowanie ryzyka. Praca nad Krokami wiąże się z dużym ryzykiem: Ryzyko przyznania, że wymknęliśmy się spod kontroli. Ryzyko oddania naszej woli i życia Sile większej od nas samych. Ryzyko porzucenia wad charakteru. Ryzyko zadośćuczynienia ludziom, których skrzywdziliśmy. Ryzyko przyznania się do krzywd. Ryzyko opowiedzenia naszych historii, gdy niesiemy przesłanie nadziei. Aby wzrastać duchowo, potrzebujemy tych przygód. Tych wyzwań. Tego ryzyka.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi podejmować ryzyko, którego potrzebuję, aby wzrastać.

Działanie na dziś: Spojrzę na dzisiejszy dzień jak na przygodę z moją Siłą Wyższą. Wymienię obawy, które będę musiał porzucić.


JĘZYK WYZWOLENIA

Granice
Czasami zdaje się, że życie i ludzie napierają na nas i napierają. Ponieważ tak bardzo przyzwyczailiśmy się do bólu, być może wmawiamy sobie, że to nie boli. Ponieważ przyzwyczailiśmy się do ludzi, którzy nas kontrolują i manipulują nami, możliwe że wmawiamy sobie, że coś jest z nami nie tak.
Wszystko jest tak, jak powinno być. Życie napiera i boli, ponieważ domaga się naszej uwagi. Czasami ból i napór próbują nas czegoś nauczyć. Ta lekcja może oznaczać, że staliśmy się zbyt kontrolujący. Być może jesteśmy naprowadzani, aby odzyskać silę potrzebną, aby zadbać o siebie. Być może cho- dzi o granice naszej wytrzymałości.
Jeżeli coś lub ktoś popycha nas do granic wytrzymałości, być może o to właśnie chodzi – o popchnięcie nas do granic wytrzymałości.
Możemy być wdzięczni za lekcję, która ma nam pomóc zgłębić i wyznaczyć własne granice.
Dzisiaj dam sobie prawo do wyznaczenie granic, które chcę i muszę ustanowić.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Piąta
„Każda grupa ma jeden główny cel: nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze
cierpi”.


„JEŚLIŚ Szewcem został, wytrwaj w szewstwie”. Lepiej robić jedną rzecz znakomicie, niż wiele rzeczy kiepsko. Oto istota Piątej Tradycji. Na niej opiera się jedność naszej wspólnoty. Samo istnienie wspólnoty zależy od przestrzegania tej zasady.
Anonimowych Alkoholików można porównać do zespołu naukowców pracujących nad lekarstwem na raka. Od ich zgodnej współpracy zależy los cierpiących na tę chorobę. To prawda, że każdy lekarz w takiej grupie ma swoje własne ambicje i zainteresowania naukowe. Każdy z nich nie kiedy chciałby się poświęcić swojej wybranej dziedzinie zamiast pracować tylko dla zespołu. Gdyby jednak wpadli na trop prowadzący do lekarstwa i gdyby stało się dla nich oczywiste, że tylko dzięki wspólnym wysiłkom mogą je wynaleźć wówczas każdy z nich czułby się zobowiązany poświęcić się całkowicie walce z rakiem. Wobec perspektywy tak wspaniałego odkrycia każdy uczony odsunąłby na bok inne ambicje i to bez względu na ogrom osobistych wyrzeczeń.
Dokładnie takie samo zobowiązanie mają członkowie AA, którzy przecież dowiedli, że potrafią pomóc ludziom nadmiernie pijącym skuteczniej niż ktokolwiek inny. Wyjątkowa umiejętność identyfikowania się z nowicjuszem oraz pomaganie mu w zdrowieniu w żadnej mierze nie zależy od wykształcenia Anonimowego Alkoholika, jego elokwencji czy też innych specjalnych uzdolnień.

Liczy się jedynie to, że jest on alkoholikiem, który znalazł klucz do trzeźwości. Alkoholicy z łatwością przekazują sobie wzajemnie doświadczenia związane z chorobą i zdrowieniem. Jest to dar Boży dla nas, a przekazywanie go innym, nam podobnym, jest tym właśnie celem, który ożywia Anonimowych Alkoholików na całym świecie.
Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego AA ma tylko jeden cel. Wspaniały paradoks AA polega na tym, iż zdaje my sobie sprawę, że nie zdołamy utrzymać na dłużej cennego daru trzeźwości, jeżeli nie będziemy przekazywać go dalej. Gdyby zespół lekarzy wpadł na trop leku antyrakowego, ale w rezultacie indywidualizmu i egoizmu zaprzepaściłby tę szansę, każdy z członków zespołu mógłby mieć wyrzuty sumienia. Lecz niepowodzenie to nie zagrażałoby życiu i zdrowiu każdego z nich. Nam zaś, jeśli tylko zaniedbamy ludzi, którzy wciąż jeszcze cierpią, grozi nieustające niebezpieczeństwo utraty życia oraz zdrowia fizycznego i psychicznego. Tak więc wobec przymusu ocalenia samych siebie, poczucia obowiązku i miłości nasza wspólnota doszła do wniosku, że ma tylko jedno i wyłącznie jedno szczytne zadanie: nieść posłanie AA tym wszystkim, którzy nie wiedzą, że mają wyjście.
Słuszność ograniczenia się przez AA do jednego tylko celu dobrze ilustruje opowieść jednego z członków wspólnoty:
„Pewnego dnia, czując jakiś nieokreślony niepokój, po myślałem, że dobrze byłoby zrobić coś w ramach Dwunastego Kroku. Może powinienem jakoś się zabezpieczyć przed pijacką wpadką. Najpierw trzeba było znaleźć jakiegoś pijaka, z którym mógłbym popracować.
Pojechałem więc metrem do szpitala miejskiego, gdzie spytałem doktora Silkwortha, czy ma kogoś odpowiednie go. «W zasadzie nie ma nic obiecującego – odpowiedział doktor – jest tylko jeden facet na trzecim piętrze, z którym

można by spróbować. Ale to wściekle twardy Irlandczyk. Nigdy nie spotkałem nikogo równie zawziętego. Wykrzykuje, że gdyby wspólnik lepiej go traktował, a żona przestała się go czepiać szybko sam by się uporał z piciem. Właśnie przeszedł ciężkie delirium tremens, jest jeszcze trochę zamroczony i bardzo podejrzliwy wobec każdego. Nie wygląda to najlepiej, prawda? Ale rozmowa z nim może tobie samemu pomóc, więc spróbuj, a zobaczysz co to da».
Wkrótce siedziałem przy łóżku, na którym leżał mocno zbudowany mężczyzna. Zdecydowanie nieprzyjazny wpatrywał się we mnie oczyma przypominającymi ledwie widoczne szczeliny w czerwonej i zapuchniętej twarzy. Doktor miał rację; rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Jednak opowiedziałem mu własną historię. Wyjaśniłem mu, jak wspaniałą mamy wspólnotę i jak dobrze się rozumiemy między sobą. Położyłem szczególny nacisk na beznadziejność pijackiego stanu. Upierałem się przy tym, że tylko nieliczni pijacy mogą wydobrzeć na własną rękę, ale w naszych grupach możemy razem zdziałać znacznie więcej niż ktokolwiek z nas z osobna. Przerwał mi drwiąc z tego i zapewnił, że sam poradzi sobie ze swoją żoną, ze swoim wspólnikiem i ze swoim alkoholizmem. Po czym z sarkazmem w głosie zapytał: Ciekawe ile te twoje machinacje kosztują?
Ucieszyłem się, że mogłem odpowiedzieć: »Nic, wszystko jest darmo.«
Wtedy zapytał: »A co ty z tego masz?«
Oczywiście moja odpowiedź brzmiała: »Własną trzeźwość i bardzo szczęśliwe życie.«
Wciąż wątpiąc zapytał: »Czy naprawdę chcesz powiedzieć, że jesteś tu tylko i wyłącznie po to, by spróbować pomóc mnie pomagając równocześnie samemu sobie?«
»Tak – odpowiedziałem. – Jest dokładnie tak. Nic się za tym nie kryje.«

Następnie z pewnym wahaniem, zacząłem mówić o duchowej stronie naszego programu. Jakże zmroził mnie ten pijus! Gdy tylko wymieniłem słowo »duchowy«, natychmiast na mnie skoczył: »No tak! Teraz rozumiem. Nawracasz na wiarę jakiejś przeklętej sekty. Wyszło szydło z worka. A mówiłeś, że nic się za tym nie kryje. Należę do wielkiego Kościoła, który znaczy dla mnie wszystko. A ty masz czelność przychodzić tu i mówić mi o religii.«
Dzięki Bogu, przyszła mi do głowy odpowiedź, która przemówiła do niego. Opierała się ona całkowicie na zasadzie jedynego celu AA. »Jesteś wierzący – powiedziałem. – Być może twoja wiara jest dużo głębsza niż moja. Na pewno jesteś bardziej ode mnie kompetentny w sprawach religijnych. Dlatego też na temat religii nic nie mogę ci powiedzieć. Nie chcę nawet próbować. Założę się również, że potrafiłbyś przytoczyć mi doskonałą definicję pokory. Jednakże na podstawie tego, co sam powiedziałeś mi o sobie, o swoich problemach, oraz o tym, jak je zamierzasz rozwiązać – widzę, jak sądzę, w czym rzecz.«
»W porządku – odpowiedział. – Wal prosto z mostu.«
»Otóż jak mi się wydaje – rzekłem – jesteś zarozumiałym Irlandczykiem, który sądzi, że może wszystkim i wszystkimi dyrygować.«
To nim naprawdę wstrząsnęło. Gdy się nieco uspokoił, zaczął słuchać moich wyjaśnień o tym, że pokora jest najważniejszym kluczem do trzeźwości. W końcu zrozumiał, że nie próbuję zmienić jego przekonań religijnych, a raczej pomóc mu znaleźć w jego własnej religii łaskę potrzebną do wyzdrowienia. Odtąd zapanowało między nami zrozumienie.
A teraz – konkluduje opowiadający tę historię – wyobraźcie sobie, że musiałbym prowadzić tę rozmowę na gruncie jakiegoś konkretnego wyznania. Albo musiałbym powiedzieć, że AA potrzebuje dużo pieniędzy. Albo że jesteśmy zaangażowani w działalność szkoleniową, leczniczą i rehabilitacyjną. Przypuśćmy, że obiecałbym mu pomóc w sprawach rodzinnych i zawodowych. Czym by się to skończyło? Oczywiście niczym”.
Po latach ten twardy Irlandczyk lubił mawiać: „Mój sponsor sprzedał mi tylko jeden pomysł: był to pomysł na trzeźwość. W owym czasie nie kupiłbym nic innego”.