CODZIENNE REFLEKSJE
W PEŁNI UCZCIWI
Jeśli chcemy żyć długo i szczęśliwie, musimy być w pełni uczciwi przynajmniej wobec jednej osoby.
Anonimowi Alkoholicy, str. 63
Uczciwością – jak wszystkimi cnotami – trzeba się dzielić. Zaczęło się to w chwili, gdy „podzieliłem się z kimś historią całego mojego życia”, po to by znaleźć swoje miejsce we Wspólnocie. Później, w tym samym celu, dzieliłem się swoim życiem z nowicjuszami. Pomaga mi to uczyć się uczciwości we wszystkich sprawach i kontaktach, dzięki temu wiem też, że obmyślony dla mnie przez Boga plan urzeczywistnia się w wykazywanej przeze mnie szczerej otwartości i gotowości.
JAK TO WIDZI BILL– str. 124
Wolność wyboru
Patrząc wstecz, widzimy, że nasza wolność dokonywania złych wyborów nie była, w gruncie rzeczy, prawdziwą wolnością.
Również wybory, których dokonaliśmy niejako „z musu”, nie były w istocie wolne. Jednak dzięki nim ruszyliśmy we właściwym kierunku.
Sprawy zaczęły się mieć lepiej, gdy jęliśmy dokonywać wyborów „z powinności”. Działając w zgodzie z tym, co czuliśmy, że powinniśmy zrobić, uzyskaliśmy pewną dozę wolności, gotowiąc się zarazem na wolność jeszcze większą.
Jednak dopiero, gdy od czasu do czasu udało nam się dokonać słusznych wyborów bez wahania, bez buntu, bez tarć – wówczas dopiero dany nam został przedsmak tego, czym jest prawdziwa, doskonała wolność, która płynie z wypełniania woli Boga.
Grapevine, maj 1960
DZIEŃ PO DNIU
Wyrażanie miłości
Teraz, gdy osiągnęliśmy dno i zaczynamy od nowa, możemy wreszcie zobaczyć, że bez Siły Wyższej, bez miłości, jesteśmy bezsilni. To jest to, czego szukaliśmy od wieków – i to było tutaj przez cały czas; po prostu nie mogliśmy tego zobaczyć. Potrzebujemy Siły Wyższej. Potrzebujemy miłości.
Jest ona odpowiedzią na nasze problemy; może zmienić wszystko. (Ale mamy z tym tyle kłopotów!) Boimy się miłości i nie potrafimy dawać miłości, którą powinniśmy dawać. A przecież każdy wyraz miłości jest święty, pielęgnujący.
Czy wyrażam swoją miłość?
Siło Wyższa, pomóż mi dostrzec moje najlepsze ja, wyrazić je i dostrzec to, co najlepsze w innych.
Wyrażę dziś miłość, która jest we mnie, poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Sekrety nowego szczęścia – sukces w życiu.
Większość z nas wie, czy inni ludzie są naprawdę szczęśliwi. Dziwne jest jednak to, że często nie staramy się praktykować rzeczy, które przynoszą szczęście innym. Często szczęście, do którego dążymy, jest tak naprawdę formą ekscytacji, próbą ciągłej stymulacji, aby nie być znudzonym lub przygnębionym.
Ekscytacja nie tworzy szczęścia. Prawdziwe szczęście odnajdujemy, gdy uczymy się służyć innym we właściwy sposób, to znaczy bez domagania się ich wdzięczności lub innego uznania. Prawdziwe szczęście odnajdujemy również w samoakceptacji, będąc ogólnie zadowolonym z naszego losu w życiu i wdzięcznym za samodoskonalenie, które udało nam się osiągnąć. Szczęście odnajdujemy również w wykonywaniu pożytecznych czynności, które wymagają od nas energii i zdolności.
Nie ma czegoś takiego jak szczęśliwy alkoholik, który nadal pije. Istnieją również osoby powracające do zdrowia, które jeszcze nie odnalazły szczęścia. Ale program odblokowuje szczęście i mamy członków, których szczęście jest przykładem dla innych.
Mogę być szczęśliwy każdego dnia. Dokonam wyboru, by być szczęśliwym dzisiaj i pozwolić, by jutro nadeszło w swoim czasie. Nic nie może zakłócić dzisiejszego szczęścia.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Jestem najlepszy. – Muhammad Ali
Musimy wierzyć w siebie. Jesteśmy trzeźwi. Jesteśmy uczciwi. Jesteśmy godni zaufania. Nie stwarzamy już tylu problemów innym ludziom. Robimy swoje. Czasami nawet pomagamy innym.
Cieszymy się, że inni pomagają nam. Każdego dnia dziękujemy naszej Sile Wyższej. Ale dajemy sobie również kredyt zaufania. Pracujemy nad naszym programem. Radzimy sobie z życiem najlepiej jak potrafimy. I tak długo, jak prosimy naszą Siłę Wyższą, by działała przez nas, jesteśmy najlepsi.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi być dumnym ze zmian w moim życiu.
Działanie na dziś: Dzisiaj porozmawiam z moim sponsorem o dumie. Czym jest dobra duma? Na co powinienem uważać?
JĘZYK WYZWOLENIA
Uwolnienie się od kompulsywnych zaburzeń
Dziękuję Ci za to, że pomogłeś mi wczoraj zachować równowagę psychiczną. Proszę Cię, pomóż mi wytrwać w niej również dzisiaj.
cytat z Wielkiej Księgi Anonimowych Alkoholików
Kiedy zaczynałam zdrowieć ze współuzależnienia, byłam wściekła, że musiałam zaliczyć jeszcze jedną terapię. Siedem lat wcześniej poddałam się terapii uzależnienia farmakologicznego. Wydawało mi się niesprawiedliwe, żeby na barkach jednego człowiek spoczywały dwie wielkie kwestie, z którymi musi uporać się w ciągu jednego życia.
Złość już mi przeszła. Zrozumiałam, że moje terapie nie były od siebie oderwane. Wielu z tych, którzy leczą się ze współuzależnienia i problemów dorosłych dzieci alkoholików, również leczy się z innych zaburzeń: alkoholizmu, narkomanii, uzależnienia od hazardu, obżarstwa, pracoholizmu lub uzależnienia od seksu. Niektórzy z nas starają się uwolnić od innych kompulsywnych zaburzeń – począwszy od nadopiekuńczości, po obsesyjne uczucie przygnębienia, poczucie winy i wstydu.
Ważną częścią zdrowienia ze współuzależnienia jest uwolnienie się od kompulsywnych i uzależniających zachowań.
Terapia jest jak jeden wielki pokój, do którego weszliśmy, nazywany zdrowym życiem.
Możemy machać białą flagą na znak poddania się naszym uzależnieniom. Możemy bezpiecznie zwrócić się do Siły Większej niż my sami, aby uwolniła nas od kompulsywnych zachowań. Teraz to wiemy. Kiedy zaczniemy aktywnie angażować się w proces zdrowienia, Bóg uwolni nas od uzależnień. Codziennie prośmy Boga, aby oddalił od nas uzależnienia i zachowania kompulsywne. Dziękujmy Bogu za pomoc okazaną dnia poprzedniego.
Dzisiaj pomóż mi, Boże, skierować moją uwagę na zagadnienia związane ze zdrowieniem. Pomóż mi uzmysłowić sobie, że zanim zajmę się bardziej złożonymi aspektami zdrowienia, takimi jak związki, muszę najpierw uwolnić się od nałogowych zachowań.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Krok Piąty
„Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów”
KAŻDY z Dwunastu Kroków zaleca przeciwstawienie się władzy naturalnych popędów, każdy ściąga nasze wybujałe JA bliżej ziemi. Dla broniącej się przed ukróceniem miłości własnej Piąty Krok jest jednym z najtrudniej szych. Ale najprawdopodobniej żaden inny Krok nie jest równie ważny dla utrzymania długofalowej trzeźwości i spokoju umysłu.
Doświadczenie AA nauczyło nas, że nie możemy żyć samotnie z gnębiącymi nas problemami i skazami charakteru, które powodują lub zaostrzają te problemy. Kiedy dzięki Czwartemu Krokowi udaje się nam rzucić światło na całą naszą przeszłość i wszystkie jej zakamarki, dostrzegając z ulgą sprawy, o których chcieliśmy zapomnieć, kiedy już uświadomiliśmy sobie, w jaki sposób chore myślenie i złe uczynki wyrządzały krzywdę nam samym i innym ludziom odczuwamy tym większą potrzebę, by zerwać z życiem w izolacji, z dręczącymi nas samotnie zmorami przeszłości. O nich właśnie musimy z kimś porozmawiać.
Jednakże lęk i opór przed zrobieniem tego wyznania są tak intensywne, że wielu członków AA zrazu próbuje ominąć Piąty Krok. Szukamy łatwiejszej drogi, ograniczając się zazwyczaj do ogólnikowego i względnie bezbolesnego przyznania, że w pijackich okresach byliśmy na ogół kiepskimi aktorami. Żeby nie być gołosłowni, dodajemy kilka dramatycznych opowieści o tych wyczynach z pijackiej przeszłości, które nasi słuchacze i tak prawdopodobnie dobrze znają.
Nie wspominamy natomiast w ogóle o tych sprawach, które naprawdę nas gnębią i nurtują. Mówimy sobie, że nie należy wynosić własnych brudów, że najbardziej bolesne i upokarzające przeżycia powinny pozostać naszą tajemnicą. Niech nikt się o niech nie dowie. Niech pójdą z nami do grobu.
I tu także doświadczenie AA uczy nas, że tego rodzaju skrytość jest nie tylko nierozsądna, ale także bardzo niebezpieczna. Cena, jaką płacimy za ominięcie Piątego Kroku bywa znacznie wyższa niż koszty naszych innych pokręconych poglądów i postaw. Bez Piątego Kroku niektórzy w ogóle nie potrafią utrzymać trzeźwości; inni ulegają co jakiś czas nawrotom nałogu, dopóki nie uwolnią sumienia od wszystkich ciężarów. Zdarza się, że nawet weterani AA, po wielu latach trzeźwości drogo płacą za zlekceważenie Piątego Kroku. Później opowiadają, jak usiłowali samotnie dźwigać ciężar przeszłości, ile to ich kosztowało niepokoju, rozdrażnienia, wyrzutów sumienia i depresji. Jak nieraz, podświadomie szukając ulgi, zarzucali najbliższym przyjaciołom te właśnie wady, które sami próbowali ukryć. I jak w końcu dokonali odkrycia, że spowiedź z cudzych grzechów nigdy nie przynosi ulgi. Każdy musi wyspowiadać się ze swoich własnych.
Praktyka wyznawania drugiemu człowiekowi własnych wad jest oczywiście znana od wieków. Jej znaczenie znajdowało potwierdzenie w każdej epoce; zawsze była ona szczególnie ważnym składnikiem życia ludzi religijnych, dla których istotne są wartości duchowe. Dziś jednak nie tylko religia zaleca stosowanie tej zbawczej praktyki. Współcześni psychiatrzy i psychologowie wskazują na istnienie w każdym człowieku głębokiej potrzeby rozpoznania wad własnej osobowości, a także potrzeby podzielenia się tymi obserwacjami w rozmowie z kimś godnym zaufania i wyrozumiałym. Jeśli chodzi o alkoholików, AA idzie jeszcze dalej niż psychologia i psychiatria. Większość z nas uważa, że bez nieulękłego wyznania swoich wad drugiemu człowiekowi, nie będziemy zdolni utrzymać się w trzeźwości. Wydaje się nam oczywiste, że łaska Boża nie pomoże nam w uwolnieniu się od zgubnych obsesji, dopóki sami nie okażemy gotowości, by się od nich uwolnić.
Czego możemy oczekiwać po realizacji Piątego Kroku? Po pierwsze, pozbycia się tego straszliwego poczucia izolacji, które nas nigdy nie odstępowało. Alkoholicy, niemal bez wyjątku, znają aż nadto dobrze udrękę osamotnienia. Jeszcze zanim zaczęliśmy się upijać i narażać ludziom, niemal każdego z nas męczyło uczucie, że tak naprawdę z nikim nic nas nie łączy. Albo byliśmy nieśmiali i nie mieliśmy odwagi zbliżyć się do innych, albo też graliśmy hałaśliwie rolę równych kumpli, żeby zwrócić na siebie uwagę i pozyskać towarzystwo, co jednak nigdy nam się nie udawało, a w każdym razie nie tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Zawsze dzieliła nas od innych tajemnicza bariera, której nie mogliśmy ani przeskoczyć, ani zrozumieć. Czuliśmy się jak aktorzy, którzy po wyjściu na scenę nagle uświadamiają sobie, że nie znają ani jednej linijki swojej roli. Była to jedna z przyczyn, dla której aż za bardzo pokochaliśmy alkohol – po wódce potrafiliśmy bez trudu improwizować. Ale nawet Bachus uderzył w nas rykoszetem, ostatecznie zwalając nas z nóg i pozostawiając w przeraźliwej samotności.
Kiedy trafiliśmy do AA i po raz pierwszy w życiu znaleźliśmy się wśród ludzi, którzy zdawali się nas rozumieć, ogarnęło nas nadzwyczaj ekscytujące poczucie przynależności. Sądziliśmy, że problem samotności został rozwiązany. Wkrótce jednak zorientowaliśmy się, że choć przestaliśmy być osamotnieni w sensie towarzyskim, nadal dotkliwie odczuwaliśmy dawny stan niepełnej przynależności, stania z boku. Dopóki nie zdobyliśmy się na wypowiedzenie, z pełną szczerością, nurtujących nas konfliktów i dopóki nie wysłuchaliśmy podobnego wyznania kogoś innego wciąż nie mieliśmy poczucia przynależności. Dopiero Piąty Krok położył temu kres. Stał się początkiem prawdziwej wspólnoty i z ludźmi i z Bogiem.
Ten zasadniczy Krok pomógł nam także uzyskać wiarę, że będą nam wybaczone wszystkie, nawet najgorsze myśli i uczynki. Bardzo często właśnie w trakcie realizacji tego Kroku z naszym sponsorem lub z innym powiernikiem duchowym, po raz pierwszy w życiu czuliśmy się zdolni wybaczyć innym, bez względu na to, jak bardzo byliśmy przeświadczeni, że wyrządzili nam krzywdę. Już poprzednio, w rezultacie obrachunku moralnego, zdaliśmy sobie sprawę z potrzeby wzajemnych wybaczeń, ale dopiero po śmiałej przeprawie przez
Piąty Krok uzyskaliśmy wewnętrzną pewność, że jesteśmy gotowi przyjąć przebaczenie i przebaczyć innym.
Jeszcze jedną cenną nagrodą za odwagę w wyznaniu naszych błędów drugiemu człowiekowi jest pokora – słowo bardzo często opacznie pojmowane. Dla tych, którzy zrobili pewien postęp w AA, oznacza ono wyraźne rozeznanie, kim i jacy naprawdę jesteśmy, a następnie szczery zamiar stania się takimi, jakimi możemy być. Toteż rozpoznanie własnych niedociągnięć jest pierwszym praktycznym posunięciem w kierunku uzyskania pokory. Aby naprawić błąd, trzeba dostrzec, na czym on polega. My jednak nie możemy na tym poprzestać. Osiągnięty w Czwartym Kroku obiektywny obraz samego siebie jest przecież tylko obrazem. Wszyscy dostrzegliśmy na przykład, że brak nam było tolerancji i szczerości, że ulegaliśmy przypływom litości nad sobą lub manii wielkości. Ale nawet jeśli uświadomienie sobie tego było upokarzającym przeżyciem, nie oznaczało to wcale, że automatycznie wstępowała w nas łaska pokory. Chociaż teraz nasze wady były już rozpoznane, nadal przecież istniały. Po diagnozie trzeba było coś z nimi zrobić. Wkrótce przekonaliśmy się jednak, że sami ani nie mogliśmy, ani nie bardzo chcieliśmy je usunąć.
Pod wpływem Piątego Kroku zyskujemy bardziej reali styczny, a zatem bardziej uczciwy stosunek do siebie. Już podczas obrachunku moralnego zaczęliśmy przekonywać się jak wiele kłopotów przysparzało nam samooszukiwanie się. Wywołało to niepokojącą refleksję. Jeśli bowiem w mniejszym lub większym stopniu oszukiwaliśmy się przez całe życie, jaką teraz możemy mieć pewność, że nadal nie tkwimy w samoułudzie? Czy możemy mieć pewność, że sporządziliśmy prawdziwy katalog wad i błędów, że przyznaliśmy się do wszystkiego, nie ukrywając niczego przed sobą? Jest wielce prawdopodobne, że w ogóle nie mogliśmy bezstronnie ocenić samych siebie, bo przecież nadal tkwiły w nas lęk, litość nad sobą i zranione uczucia. Zbyt wielkie poczucie winy i wyrzuty sumienia mogły przyczynić się do wyolbrzymienia naszych wad. Gniew natomiast i urażona ambicja mogły być zasłoną dymną, za którą ukrywaliśmy własne błędy, obciążając winą za nie innych ludzi. Bardzo też możliwe, że niektórych, zarówno drobnych, jak i większych wad po prostu nie byliśmy jeszcze zdolni dostrzec.
Było więc oczywiste, że dokonana samotnie ocena samego siebie i własnych wad nie wystarcza. Po to, by poznać i przyjąć całą prawdę o sobie, potrzebna była pomoc z zewnątrz – pomoc od Boga i drugiego człowieka. Jedynie przez odważną rozmowę o sobie, bez niedomówień i z gotowością przyjęcia wskazówek oraz rad, mogliśmy wejść na drogę prostolinijnego myślenia, trwałej uczciwości i prawdziwej pokory.
Mimo to wielu z nas wciąż się ociągało. Mówiliśmy: „Dlaczego Bóg, taki, jakim Go pojmujemy, nie może nam sam powiedzieć, na czym polegały nasze błędy? Jest naszym Stwórcą, musi więc dokładnie wiedzieć, co złego zrobiliśmy, czemu więc nie możemy wyznać Jemu bezpośrednio naszych błędów? Czy musimy wciągać w to kogokolwiek innego?
Na tym etapie istnieją przynajmniej dwa powody, dla których próby bezpośredniego porozumiewania się z Bogiem są niebezpieczne. Choć zrazu możemy być oszołomieni świadomością, że Bóg wie o nas wszystko, bardzo szybko oswajamy się z tą myślą. Sam na sam z Bogiem wydaje się w jakiś sposób mniej krępujące niż obnażanie swego wnętrza przed drugim człowiekiem. Dopóki więc nie usiądziemy do rozmowy i nie usłyszymy własnego głosu mówiącego głośno i wyraźnie o sprawach długo ukrywanych, nasza gotowość do oczyszczenia własnego podwórka pozostanie teorią. Dopiero szczerość wobec drugiego człowieka jest dowodem szczerości wobec siebie i wobec Boga.
Drugi powód, to niebezpieczeństwo, że w samotnych rozmyślaniach możemy ulec tendencji do samousprawiedliwień i pobożnych życzeń. Rozmowa z drugim człowiekiem ma tę zaletę, że możemy usłyszeć bezpośrednio od niego uwagi na temat naszej sytuacji i rady, co powinniśmy zrobić, nie mając żadnych wątpliwości co do treści tych rad. Samotne natomiast działanie w sprawach duchowych bywa niebezpieczne. Ileż to razy słyszeliśmy ludzi powołujących się w dobrej wierze na przewodnictwo Boże, podczas gdy w rzeczywistości było oczywiste, że są oni w błędzie. Lekceważąc fakty i pokorę ducha, uporczywie trzymali się złudzeń i usprawiedliwiali największe nonsensy rzekomym głosem usłyszanym z niebios. Warto podkreślić, że ludzie o wysokim stopniu rozwoju duchowego zawsze szukają potwierdzenia swoich intuicji i tego, co wydaje im się głosem Boga, u przyjaciół lub duchowych powierników. Tym bardziej więc, nowicjusz nie powinien się narażać na tego rodzaju nierozsądny, a czasem nawet tragiczny w skutkach, błąd w tej dziedzinie. Choć opinie i rady innych ludzi mogą nie zawsze być w stu procentach słuszne, zazwyczaj będą bardziej konkretne niż nasza własna interpretacja głosu Siły Wyższej, w początkowym okresie dość jeszcze nieporadnych prób nawiązania z Nią kontaktu.
Kolejnym problemem jest znalezienie osoby, której mamy się zwierzyć. Powinniśmy to zrobić bardzo rozważnie, pamiętając, że ostrożność jest wspaniałą cnotą. Być może będziemy się musieli podzielić z tą osobą takimi faktami z naszej przeszłości, o których nikt inny nie powinien się dowiedzieć. Będziemy chcieli porozmawiać z kimś doświadczonym, kto nie tylko nie pije, ale także ma za sobą wiele własnych przezwyciężonych trudności. Trudności, być może, podobnych do naszych. Osobą tą może – ale nie musi – okazać się nasz sponsor w AA. Taki wybór będzie trafny, jeśli obok pełnego zaufania mamy także podobne usposobienie i przeżycia. To, że sponsor i tak wie już o nas niemało, jest dodatkowym pożytkiem.
Być może z jakichś względów jesteśmy gotowi odsłonić przed sponsorem tylko część naszego życia. Jeśli tak, to trzeba to koniecznie zrobić nie zwlekając, bo warto jak najszybciej mieć za sobą dobry początek. Może okazać się jednak, że wybierzemy kogoś innego, komu będziemy mogli powierzyć swoje najgłębsze i najbardziej drażliwe tajemnice. Może to być ktoś zupełnie spoza AA, na przykład lekarz lub duchowny. Dla niektórych z nas najlepszym powiernikiem może być ktoś zupełnie obcy.
Najważniejszym kryterium wyboru powinna być twoja własna chęć zwierzenia się i pełne zaufanie do człowieka, z którym zamierzasz podzielić swój pierwszy obrachunek. Nawet po znalezieniu odpowiedniego powiernika, zwrócenie się do niego lub do niej z prośbą, by nas wysłuchali wymaga wielkiej odwagi. Jeśli ktokolwiek sądzi, że w programie AA nie ma miejsca na silną wolę, to tu właśnie stajemy wobec jednej z sytuacji, które wymagają tak silnej woli, na jaką tylko nas stać. Na szczęście czeka nas przyjemna niespodzianka. Gdy tylko dokładnie wyjaśnisz swój cel, a osoba obdarzona twoim zaufaniem zorientuje się, jak bardzo może ci pomóc, rozmowa potoczy się bez trudu i bardzo szybko nabierze impetu. Po chwili twój słuchacz także zapewne wtrąci jakiś przykład z własnego życia, co jeszcze bardziej pomoże ci się rozluźnić. Jeśli tylko niczego nie będziesz taić, twoje uczucie ulgi będzie rosło z minuty na minutę. Tamowane przez wiele lat emocje wyrwą się z ciemnych zakamarków i raz ujawnione znikną, jak pod działaniem cudownego zaklęcia. Miejsce ustępującego bólu zajmie kojący spokój. A jednocześnie połączenie pokory z pogodą ducha często prowadzi do jeszcze innego doświadczenia o niezwykłej wartości i wadze. Wielu członków AA, byłych agnostyków lub ateistów, wspomina, że to właśnie pod koniec Piątego Kroku po raz pierwszy w życiu poczuli realną obecność Boga. Także ludzie wierzący pod czas tego Kroku często doznawali uczucia większej niż kiedykolwiek bliskości Boga.
To uczucie jedności z Bogiem i z człowiekiem, wyjście z izolacji dzięki otwartemu i uczciwemu ujawnieniu dręczącego nas brzemienia winy, prowadzi nas w spokojne miejsce, w którym możemy przygotować się do kolejnych Kroków, zmierzających w kierunku pełnej i wartościowej trzeźwości.