Refleksje na dzień 2 maja

CODZIENNE REFLEKSJE

ROZŚWIETLIĆ CIEMNĄ PRZESZŁOŚĆ

W rękach Boga ciemna przeszłość jest największą wartością jaką posiadasz. Ona jest kluczem do życia szczęśliwego innych. Korzystając z jej doświadczeń, możesz odwrócić od innych widmo śmierci i nieszczęścia.
Anonimowie Alkoholicy str. 109

Moja przeszłość nie jest autobiografią, jest podręcznikiem, który należy wziąć z półki, otworzyć i podzielić się jego treścią.
Gdy zgłaszam się dziś na posterunek, urzeczywistnia się najcudowniejsza wizja.
Bo choć ten dzień może być pochmurny, a niektóre muszą takie być, to później gwiazdy zaświecą jeszcze mocniej. Moje świadectwo, mówiące o tym, że one naprawdę świecą, będzie potrzebne już bardzo niedługo. Tego dnia cała moja przeszłość będzie częścią mnie – gdyż jest ona kluczem, a nie zamkiem.


JAK TO WIDZI BILL– str. 122

Dobre chęci są kluczem

Bez względu na to, jak bardzo tego pragnie, nowicjusz nie potrafi sobie wyobrazić, w jaki sposób może powierzyć swoją wolę i życie opiece jakiegokolwiek Boga, którego istnienie przyjmuje do wiadomości.

Potrzebny do tego jest tylko początek, nawet najmniejszy początek. Z chwilą, kiedy włożyliśmy klucz dobrych chęci do zamka i uchyliliśmy trochę drzwi, przekonaliśmy się, że zawsze można je otworzyć jeszcze szerzej.

I choć często się zdarza, że nasza samowola znów je zatrzaskuje zawsze otwierają się one z powrotem, gdy tylko bierzemy do ręki klucz dobrych chęci.

Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 37


DZIEŃ PO DNIU

Pomaganie innym
Otrzymaliśmy tak wiele pomocy w naszym uzależnieniu dzięki niezliczonym innym osobom, które szukały rozwiązania. Gdyby inni nie szukali i nie znaleźli, kto mógłby zaoferować nam pomocną dłoń? Ci, którzy przyjdą po nas, mogą pomóc nam najlepiej, pozwalając nam pomóc im.
Nowi są dla nas stałym przypomnieniem i źródłem radości. Jesteśmy na tej ścieżce razem i nigdy nie powinniśmy zapominać o wdzięczności za naszych towarzyszy.

Czy pomagam innym?

Siło Wyższa, pomóż mi zawsze być wdzięcznym tym, którzy mi pomogli i pomóż mi podać rękę innym.
Dzisiaj pomogę moim uzależnionym współbraciom poprzez… .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Zwracaj uwagę na próby zdobycia władzy
Zrozumienie ukrytych motywów
Często możemy wykorzystywać wzniosłe powody, by ukryć ukryte motywy naszych działań. Możemy na przykład dążyć do władzy nad życiem ludzi, twierdząc, że „chcemy im tylko pomóc”. Możemy opowiadać się za jakimś punktem widzenia tylko po to, by zdobyć władzę. Takie dążenie do władzy jest destrukcyjne, a inni zazwyczaj widzą, czym ono naprawdę jest.
Jeśli naprawdę zaakceptowaliśmy zasady Dwunastu Kroków, nie mamy potrzeby uciekania się do władzy. Logika Kroku Jedenastego, na przykład, jest taka, że zawsze będziemy mieć siłę potrzebną do realizacji tego, co jest zgodne z Bożą wolą dla nas. Nie musimy przepychać się i manipulować innymi, by ustanowić naszą pozycję lub autorytet.
Kiedy naprawdę pogodzimy się z naszymi własnymi skłonnościami do uciekania się do władzy, będziemy również w stanie radzić sobie z innymi, którzy mają silne skłonności do uciekania się do władzy. Wkrótce dostrzeżemy, że takie zagrożenia zwykle zanikają, gdy odmawiamy stawiania im oporu lub denerwowania się nimi.
Bez wątpienia spotkam dziś ludzi, którzy w różnych sytuacjach dążą do władzy. Nie będę ich ani krytykować, ani się im sprzeciwiać. Moim zadaniem jest dziś unikanie wszelkich moich własnych tendencji do podejmowania takich prób władzy.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Szczęście nie jest celem, jest produktem ubocznym. – Eleanor Roosevelt
Większość z nas chce być szczęśliwa. Po prostu nie wiemy jak. Nie jesteśmy pewni, czym jest szczęście. Nauczyliśmy się na własnej skórze, że niektóre rzeczy, których pragnęliśmy, nie uczyniły nas szczęśliwymi. Uczymy się, że szczęście przychodzi, gdy żyjemy tak, jak chce tego nasza Siła Wyższa. Wtedy, gdy jesteśmy uczciwi. Kiedy wykonujemy naszą najlepszą pracę. Kiedy jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Tworzymy szczęście; nie znajdujemy go. Czasami nawet nie wiemy, że jesteśmy szczęśliwi. Jesteśmy zbyt zajęci pracą, programem zdrowienia, przyjaciółmi i rodziną. Musimy zwolnić i wiedzieć, że kiedy robimy to, co musimy, szczęście przychodzi.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi zrozumieć, że jestem najbardziej szczęśliwy, gdy słucham Ciebie i wypełniam Twoją wolę. Ty wiesz lepiej ode mnie, co czyni mnie szczęśliwym.

Działanie na dziś: Z jakich części mojego programu jestem najbardziej zadowolony? Dzisiaj pomyślę o nich i będę się nimi cieszyć.


JĘZYK WYZWOLENIA

Nasza Siła Wyższa
Modlę się, abym w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin…
Podczas zdrowienia staramy się brać życie dzień po dniu. Wymaga to olbrzymiej dozy wiary. Odmawiamy oglądania się za siebie – chyba że uzdrowienie przeszłości jest częścią naszej obecnej pracy. Patrzymy w przyszłość tylko po to, by robić plany. Skupiamy się na czynnościach danego dnia, przeżywając go najlepiej, jak potrafimy. Jeżeli będziemy robić to wystarczająco długo, zgromadzimy tyle powiązanych ze sobą dni życia w zdrowiu, by stało się ono wartościowe.
…poznał Twoją wolę wobec mojej osoby…
Poddajemy się woli Bożej. Zaprzestajemy prób kontroli i zadowalamy się życiem, z którym można sobie poradzić. Z ufnością oddajemy się woli naszej Siły Wyższej, wierząc w Jej dobroć, szczodrość i zdolność nadania kierunku naszemu życiu.
Metodą prób i błędów uczymy się oddzielać naszą wolę od woli Bożej. Zaczynamy rozumieć, że wola Boża nie jest skierowana przeciwko nam. Uświadamiamy sobie, że czasami istnieje różnica między tym, czego chcą od nas inni, a czego chce Bóg. Zdajemy sobie również sprawę z tego, że Bóg nie wyznaczył nas do roli męczenników, ludzi uzależnionych, kontrolujących i nadopiekuńczych. Uczymy się ufać samym sobie.
…i znalazł silę, by ją wypełnić.
Jedną z przesłanek zdrowienia jest zaakceptowanie swojej bezsilności.
Jednakże musi to iść w parze z uaktywnieniem siły wewnętrznej, aby móc się o siebie zatroszczyć.
Czasami musimy robić rzeczy, które są przerażające lub bolesne. Czasami musimy stanąć z boku, cofnąć się o krok lub zrobić krok do przodu. Lecz zawsze możemy zwrócić się do Siły Większej niż my sami, aby nam w tym pomogła.
Nigdy nie zostaniemy wezwani do wykonania zadania, które przerasta nasze możliwości.
Dzisiaj poproszę o pomoc życiodajne Źródło Mocy. Tą Mocą jest Bóg. Poproszę Go o to, czego potrzebuję.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Piąty

„Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów”
KAŻDY z Dwunastu Kroków zaleca przeciwstawienie się władzy naturalnych popędów, każdy ściąga nasze wybujałe JA bliżej ziemi. Dla broniącej się przed ukróceniem miłości własnej Piąty Krok jest jednym z najtrudniej szych. Ale najprawdopodobniej żaden inny Krok nie jest równie ważny dla utrzymania długofalowej trzeźwości i spokoju umysłu.

Doświadczenie AA nauczyło nas, że nie możemy żyć samotnie z gnębiącymi nas problemami i skazami charakteru, które powodują lub zaostrzają te problemy. Kiedy dzięki Czwartemu Krokowi udaje się nam rzucić światło na całą naszą przeszłość i wszystkie jej zakamarki, dostrzegając z ulgą sprawy, o których chcieliśmy zapomnieć, kiedy już uświadomiliśmy sobie, w jaki sposób chore myślenie i złe uczynki wyrządzały krzywdę nam samym i innym ludziom odczuwamy tym większą potrzebę, by zerwać z życiem w izolacji, z dręczącymi nas samotnie zmorami przeszłości. O nich właśnie musimy z kimś porozmawiać.

Jednakże lęk i opór przed zrobieniem tego wyznania są tak intensywne, że wielu członków AA zrazu próbuje ominąć Piąty Krok. Szukamy łatwiejszej drogi, ograniczając się zazwyczaj do ogólnikowego i względnie bezbolesnego przyznania, że w pijackich okresach byliśmy na ogół kiepskimi aktorami. Żeby nie być gołosłowni, dodajemy kilka dramatycznych opowieści o tych wyczynach z pijackiej przeszłości, które nasi słuchacze i tak prawdopodobnie dobrze znają.

Nie wspominamy natomiast w ogóle o tych sprawach, które naprawdę nas gnębią i nurtują. Mówimy sobie, że nie należy wynosić własnych brudów, że najbardziej bolesne i upokarzające przeżycia powinny pozostać naszą tajemnicą. Niech nikt się o niech nie dowie. Niech pójdą z nami do grobu.

I tu także doświadczenie AA uczy nas, że tego rodzaju skrytość jest nie tylko nierozsądna, ale także bardzo niebezpieczna. Cena, jaką płacimy za ominięcie Piątego Kroku bywa znacznie wyższa niż koszty naszych innych pokręconych poglądów i postaw. Bez Piątego Kroku niektórzy w ogóle nie potrafią utrzymać trzeźwości; inni ulegają co jakiś czas nawrotom nałogu, dopóki nie uwolnią sumienia od wszystkich ciężarów. Zdarza się, że nawet weterani AA, po wielu latach trzeźwości drogo płacą za zlekceważenie Piątego Kroku. Później opowiadają, jak usiłowali samotnie dźwigać ciężar przeszłości, ile to ich kosztowało niepokoju, rozdrażnienia, wyrzutów sumienia i depresji. Jak nieraz, podświadomie szukając ulgi, zarzucali najbliższym przyjaciołom te właśnie wady, które sami próbowali ukryć. I jak w końcu dokonali odkrycia, że spowiedź z cudzych grzechów nigdy nie przynosi ulgi. Każdy musi wyspowiadać się ze swoich własnych.

Praktyka wyznawania drugiemu człowiekowi własnych wad jest oczywiście znana od wieków. Jej znaczenie znajdowało potwierdzenie w każdej epoce; zawsze była ona szczególnie ważnym składnikiem życia ludzi religijnych, dla których istotne są wartości duchowe. Dziś jednak nie tylko religia zaleca stosowanie tej zbawczej praktyki. Współcześni psychiatrzy i psychologowie wskazują na istnienie w każdym człowieku głębokiej potrzeby rozpoznania wad własnej osobowości, a także potrzeby podzielenia się tymi obserwacjami w rozmowie z kimś godnym zaufania i wyrozumiałym. Jeśli chodzi o alkoholików, AA idzie jeszcze dalej niż psychologia i psychiatria. Większość z nas uważa, że bez nieulękłego wyznania swoich wad drugiemu człowiekowi, nie będziemy zdolni utrzymać się w trzeźwości. Wydaje się nam oczywiste, że łaska Boża nie pomoże nam w uwolnieniu się od zgubnych obsesji, dopóki sami nie okażemy gotowości, by się od nich uwolnić.

Czego możemy oczekiwać po realizacji Piątego Kroku? Po pierwsze, pozbycia się tego straszliwego poczucia izolacji, które nas nigdy nie odstępowało. Alkoholicy, niemal bez wyjątku, znają aż nadto dobrze udrękę osamotnienia. Jeszcze zanim zaczęliśmy się upijać i narażać ludziom, niemal każdego z nas męczyło uczucie, że tak naprawdę z nikim nic nas nie łączy. Albo byliśmy nieśmiali i nie mieliśmy odwagi zbliżyć się do innych, albo też graliśmy hałaśliwie rolę równych kumpli, żeby zwrócić na siebie uwagę i pozyskać towarzystwo, co jednak nigdy nam się nie udawało, a w każdym razie nie tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Zawsze dzieliła nas od innych tajemnicza bariera, której nie mogliśmy ani przeskoczyć, ani zrozumieć. Czuliśmy się jak aktorzy, którzy po wyjściu na scenę nagle uświadamiają sobie, że nie znają ani jednej linijki swojej roli. Była to jedna z przyczyn, dla której aż za bardzo pokochaliśmy alkohol – po wódce potrafiliśmy bez trudu improwizować. Ale nawet Bachus uderzył w nas rykoszetem, ostatecznie zwalając nas z nóg i pozostawiając w przeraźliwej samotności.

Kiedy trafiliśmy do AA i po raz pierwszy w życiu znaleźliśmy się wśród ludzi, którzy zdawali się nas rozumieć, ogarnęło nas nadzwyczaj ekscytujące poczucie przynależności. Sądziliśmy, że problem samotności został rozwiązany. Wkrótce jednak zorientowaliśmy się, że choć przestaliśmy być osamotnieni w sensie towarzyskim, nadal dotkliwie odczuwaliśmy dawny stan niepełnej przynależności, stania z boku. Dopóki nie zdobyliśmy się na wypowiedzenie, z pełną szczerością, nurtujących nas konfliktów i dopóki nie wysłuchaliśmy podobnego wyznania kogoś innego wciąż nie mieliśmy poczucia przynależności. Dopiero Piąty Krok położył temu kres. Stał się początkiem prawdziwej wspólnoty i z ludźmi i z Bogiem.

Ten zasadniczy Krok pomógł nam także uzyskać wiarę, że będą nam wybaczone wszystkie, nawet najgorsze myśli i uczynki. Bardzo często właśnie w trakcie realizacji tego Kroku z naszym sponsorem lub z innym powiernikiem duchowym, po raz pierwszy w życiu czuliśmy się zdolni wybaczyć innym, bez względu na to, jak bardzo byliśmy przeświadczeni, że wyrządzili nam krzywdę. Już poprzednio, w rezultacie obrachunku moralnego, zdaliśmy sobie sprawę z potrzeby wzajemnych wybaczeń, ale dopiero po śmiałej przeprawie przez

Piąty Krok uzyskaliśmy wewnętrzną pewność, że jesteśmy gotowi przyjąć przebaczenie i przebaczyć innym.
Jeszcze jedną cenną nagrodą za odwagę w wyznaniu naszych błędów drugiemu człowiekowi jest pokora – słowo bardzo często opacznie pojmowane. Dla tych, którzy zrobili pewien postęp w AA, oznacza ono wyraźne rozeznanie, kim i jacy naprawdę jesteśmy, a następnie szczery zamiar stania się takimi, jakimi możemy być. Toteż rozpoznanie własnych niedociągnięć jest pierwszym praktycznym posunięciem w kierunku uzyskania pokory. Aby naprawić błąd, trzeba dostrzec, na czym on polega. My jednak nie możemy na tym poprzestać. Osiągnięty w Czwartym Kroku obiektywny obraz samego siebie jest przecież tylko obrazem. Wszyscy dostrzegliśmy na przykład, że brak nam było tolerancji i szczerości, że ulegaliśmy przypływom litości nad sobą lub manii wielkości. Ale nawet jeśli uświadomienie sobie tego było upokarzającym przeżyciem, nie oznaczało to wcale, że automatycznie wstępowała w nas łaska pokory. Chociaż teraz nasze wady były już rozpoznane, nadal przecież istniały. Po diagnozie trzeba było coś z nimi zrobić. Wkrótce przekonaliśmy się jednak, że sami ani nie mogliśmy, ani nie bardzo chcieliśmy je usunąć.

Pod wpływem Piątego Kroku zyskujemy bardziej reali styczny, a zatem bardziej uczciwy stosunek do siebie. Już podczas obrachunku moralnego zaczęliśmy przekonywać się jak wiele kłopotów przysparzało nam samooszukiwanie się. Wywołało to niepokojącą refleksję. Jeśli bowiem w mniejszym lub większym stopniu oszukiwaliśmy się przez całe życie, jaką teraz możemy mieć pewność, że nadal nie tkwimy w samoułudzie? Czy możemy mieć pewność, że sporządziliśmy prawdziwy katalog wad i błędów, że przyznaliśmy się do wszystkiego, nie ukrywając niczego przed sobą? Jest wielce prawdopodobne, że w ogóle nie mogliśmy bezstronnie ocenić samych siebie, bo przecież nadal tkwiły w nas lęk, litość nad sobą i zranione uczucia. Zbyt wielkie poczucie winy i wyrzuty sumienia mogły przyczynić się do wyolbrzymienia naszych wad. Gniew natomiast i urażona ambicja mogły być zasłoną dymną, za którą ukrywaliśmy własne błędy, obciążając winą za nie innych ludzi. Bardzo też możliwe, że niektórych, zarówno drobnych, jak i większych wad po prostu nie byliśmy jeszcze zdolni dostrzec.

Było więc oczywiste, że dokonana samotnie ocena samego siebie i własnych wad nie wystarcza. Po to, by poznać i przyjąć całą prawdę o sobie, potrzebna była pomoc z zewnątrz – pomoc od Boga i drugiego człowieka. Jedynie przez odważną rozmowę o sobie, bez niedomówień i z gotowością przyjęcia wskazówek oraz rad, mogliśmy wejść na drogę prostolinijnego myślenia, trwałej uczciwości i prawdziwej pokory.
Mimo to wielu z nas wciąż się ociągało. Mówiliśmy: „Dlaczego Bóg, taki, jakim Go pojmujemy, nie może nam sam powiedzieć, na czym polegały nasze błędy? Jest naszym Stwórcą, musi więc dokładnie wiedzieć, co złego zrobiliśmy, czemu więc nie możemy wyznać Jemu bezpośrednio naszych błędów? Czy musimy wciągać w to kogokolwiek innego?

Na tym etapie istnieją przynajmniej dwa powody, dla których próby bezpośredniego porozumiewania się z Bogiem są niebezpieczne. Choć zrazu możemy być oszołomieni świadomością, że Bóg wie o nas wszystko, bardzo szybko oswajamy się z tą myślą. Sam na sam z Bogiem wydaje się w jakiś sposób mniej krępujące niż obnażanie swego wnętrza przed drugim człowiekiem. Dopóki więc nie usiądziemy do rozmowy i nie usłyszymy własnego głosu mówiącego głośno i wyraźnie o sprawach długo ukrywanych, nasza gotowość do oczyszczenia własnego podwórka pozostanie teorią. Dopiero szczerość wobec drugiego człowieka jest dowodem szczerości wobec siebie i wobec Boga.

Drugi powód, to niebezpieczeństwo, że w samotnych rozmyślaniach możemy ulec tendencji do samousprawiedliwień i pobożnych życzeń. Rozmowa z drugim człowiekiem ma tę zaletę, że możemy usłyszeć bezpośrednio od niego uwagi na temat naszej sytuacji i rady, co powinniśmy zrobić, nie mając żadnych wątpliwości co do treści tych rad. Samotne natomiast działanie w sprawach duchowych bywa niebezpieczne. Ileż to razy słyszeliśmy ludzi powołujących się w dobrej wierze na przewodnictwo Boże, podczas gdy w rzeczywistości było oczywiste, że są oni w błędzie. Lekceważąc fakty i pokorę ducha, uporczywie trzymali się złudzeń i usprawiedliwiali największe nonsensy rzekomym głosem usłyszanym z niebios. Warto podkreślić, że ludzie o wysokim stopniu rozwoju duchowego zawsze szukają potwierdzenia swoich intuicji i tego, co wydaje im się głosem Boga, u przyjaciół lub duchowych powierników. Tym bardziej więc, nowicjusz nie powinien się narażać na tego rodzaju nierozsądny, a czasem nawet tragiczny w skutkach, błąd w tej dziedzinie. Choć opinie i rady innych ludzi mogą nie zawsze być w stu procentach słuszne, zazwyczaj będą bardziej konkretne niż nasza własna interpretacja głosu Siły Wyższej, w początkowym okresie dość jeszcze nieporadnych prób nawiązania z Nią kontaktu.

Kolejnym problemem jest znalezienie osoby, której mamy się zwierzyć. Powinniśmy to zrobić bardzo rozważnie, pamiętając, że ostrożność jest wspaniałą cnotą. Być może będziemy się musieli podzielić z tą osobą takimi faktami z naszej przeszłości, o których nikt inny nie powinien się dowiedzieć. Będziemy chcieli porozmawiać z kimś doświadczonym, kto nie tylko nie pije, ale także ma za sobą wiele własnych przezwyciężonych trudności. Trudności, być może, podobnych do naszych. Osobą tą może – ale nie musi – okazać się nasz sponsor w AA. Taki wybór będzie trafny, jeśli obok pełnego zaufania mamy także podobne usposobienie i przeżycia. To, że sponsor i tak wie już o nas niemało, jest dodatkowym pożytkiem.
Być może z jakichś względów jesteśmy gotowi odsłonić przed sponsorem tylko część naszego życia. Jeśli tak, to trzeba to koniecznie zrobić nie zwlekając, bo warto jak najszybciej mieć za sobą dobry początek. Może okazać się jednak, że wybierzemy kogoś innego, komu będziemy mogli powierzyć swoje najgłębsze i najbardziej drażliwe tajemnice. Może to być ktoś zupełnie spoza AA, na przykład lekarz lub duchowny. Dla niektórych z nas najlepszym powiernikiem może być ktoś zupełnie obcy.

Najważniejszym kryterium wyboru powinna być twoja własna chęć zwierzenia się i pełne zaufanie do człowieka, z którym zamierzasz podzielić swój pierwszy obrachunek. Nawet po znalezieniu odpowiedniego powiernika, zwrócenie się do niego lub do niej z prośbą, by nas wysłuchali wymaga wielkiej odwagi. Jeśli ktokolwiek sądzi, że w programie AA nie ma miejsca na silną wolę, to tu właśnie stajemy wobec jednej z sytuacji, które wymagają tak silnej woli, na jaką tylko nas stać. Na szczęście czeka nas przyjemna niespodzianka. Gdy tylko dokładnie wyjaśnisz swój cel, a osoba obdarzona twoim zaufaniem zorientuje się, jak bardzo może ci pomóc, rozmowa potoczy się bez trudu i bardzo szybko nabierze impetu. Po chwili twój słuchacz także zapewne wtrąci jakiś przykład z własnego życia, co jeszcze bardziej pomoże ci się rozluźnić. Jeśli tylko niczego nie będziesz taić, twoje uczucie ulgi będzie rosło z minuty na minutę. Tamowane przez wiele lat emocje wyrwą się z ciemnych zakamarków i raz ujawnione znikną, jak pod działaniem cudownego zaklęcia. Miejsce ustępującego bólu zajmie kojący spokój. A jednocześnie połączenie pokory z pogodą ducha często prowadzi do jeszcze innego doświadczenia o niezwykłej wartości i wadze. Wielu członków AA, byłych agnostyków lub ateistów, wspomina, że to właśnie pod koniec Piątego Kroku po raz pierwszy w życiu poczuli realną obecność Boga. Także ludzie wierzący pod czas tego Kroku często doznawali uczucia większej niż kiedykolwiek bliskości Boga.

To uczucie jedności z Bogiem i z człowiekiem, wyjście z izolacji dzięki otwartemu i uczciwemu ujawnieniu dręczącego nas brzemienia winy, prowadzi nas w spokojne miejsce, w którym możemy przygotować się do kolejnych Kroków, zmierzających w kierunku pełnej i wartościowej trzeźwości.