Refleksje na dzień 1 maja

CODZIENNE REFLEKSJE

ULECZENIE SERCA I UMYSŁU

Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 56

Ponieważ prawdą jest, że Bóg przemawia do mnie poprzez ludzi, rozumiem, że trzymając ludzi na dystans, trzymam się też z dala od Boga. Bóg jest bliżej mnie niż przypuszczam i mogę Go doświadczyć, kochając innych i pozwalając, by oni kochali mnie. Jeśli jednak na przeszkodzie temu staną moje tajemnice, nie będę mógł ani kochać, ani być kochanym.
Rządzi mną ta strona mojego ja, od której odwracam wzrok. Muszę być gotowy ujrzeć swoją ciemną stronę, ażeby uleczyć mój umysł i serce – przez nie bowiem wiedzie droga do wolności. Muszę wkroczyć w ciemność, aby znaleźć światło, i w lęk – aby znaleźć spokój.
Wyjawiając swoje tajemnice – a tym samym uwalniając się od poczucia winy – mogę naprawdę zmienić swoje myślenie; a jeśli zmienię swoje myślenie, to będę tez mógł zmienić siebie. Moje myśli stwarzają moją przyszłość. To, kim będę jutro, zależy od tego, co dzisiaj myślę.


JAK TO WIDZI BILL– str. 121

Przestańmy walczyć

Przestańmy walczyć z kimkolwiek i czymkolwiek, nawet z alkoholem jako, że odzyskaliśmy rozsądek i poczucie umiaru. Reagujemy nań rozsądnie i normalnie. Stwierdzamy, że dzieje się to wręcz automatycznie. Przekonujemy się, że mamy nowy stosunek do alkoholu, który jest prawdziwym darem od Boga.

I jest to właśnie cud! Już nie musimy walczyć z piciem ani też bronić się przed pokusami. Nawet nie ślubowaliśmy wstrzemięźliwości a nasz problem został rozwiązany. Nie jesteśmy z tego powodu zarozumiali ani też nie czujemy się zastraszeni.

To jest właśnie przeżywane przez nas doświadczenie duchowe. Będziemy je przeżywać tak długo, dopóki zachowamy odpowiedni stan ducha.

Anonimowi Alkoholicy, str. 73


DZIEŃ PO DNIU

Kochać siebie
Nasza wspólnota mówi nam, abyśmy przede wszystkim dbali o siebie. Mówi nam, że życie i nasz program Dwunastu Kroków są ważniejsze niż ktokolwiek lub cokolwiek innego. Ale co, jeśli zbytnio skupimy się na sobie? Dbanie o siebie nie oznacza bycia samolubnym lub złośliwego krzywdzenia innych w celu zaspokojenia własnych potrzeb. Oznacza to, że uczymy się kochać i pielęgnować samych siebie, ponieważ jesteśmy ważni. Jesteśmy sobie najbliżsi. Jeśli sami siebie nie pokochamy, to kto to zrobi?
Słynny psycholog Erich Fromm powiedział, że jeśli ludzie potrafią kochać produktywnie, to potrafią też kochać samych siebie; jeśli potrafią kochać tylko innych, to nie potrafią kochać w ogóle. Oznacza to, że aby móc kochać innych, potrzebujemy zdolności do kochania i dbania o siebie.

Czy uczę się kochać siebie?

Siło Wyższa, pomóż mi kochać siebie, abym mógł lepiej kochać Ciebie i innych.
Dzisiaj popracuję nad tym, co czuję do siebie przez . . .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Akceptacja równego traktowania – rozwój duchowy
Jeden z naszych przyjaciół z AA był sędzią okręgowym w społeczności w północnej części USA. W drodze na nasze spotkanie otrzymał od policjanta mandat za przekroczenie prędkości.
„Nie powiedziałeś mu, że jesteś sędzią?” zapytaliśmy. Uśmiechając się promiennie, i potrząsnął głową. Przyszło nam wtedy do głowy, że przyjęcie mandatu za przekroczenie prędkości bez argumentów było dla niego również ćwiczeniem z zasad. Po pierwsze, akceptował te same prawa, które stosował wobec innych. Ponadto przyjęcie mandatu było działaniem zgodnie z Dziesiątym Krokiem – „… a kiedy się myliliśmy, natychmiast to przyznawaliśmy”. Wreszcie zdał sobie sprawę, że mandat mógł być ukrytym błogosławieństwem, które pomogło mu skorygować tendencję do przekraczania prędkości.
Jako zdrowiejący alkoholicy zawsze funkcjonujemy lepiej, gdy akceptujemy takie zasady w naszym własnym życiu. Każda osoba jest wyjątkowa, ale jako część społeczeństwa musimy zaakceptować takie samo traktowanie, jak inni. Możemy wzrastać duchowo, gdy akceptujemy taką równość bez urazy lub żądania specjalnego traktowania.
Jako istota ludzka wiem, że dziś podlegam wszystkim sytuacjom, które mogą przydarzyć się istotom ludzkim. Nie będę żądać ani oczekiwać przywilejów, które nie są dostępne na równych zasadach dla innych.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Przyznanie się przed Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem do dokładnej istoty naszych błędów – Krok Piąty.
Krok Piąty może być przerażający. Mamy wziąć krzywdy, które wymieniliśmy w naszym Czwartym Kroku i podzielić się nimi z Bogiem, sobą i inną osobą. Możemy szukać łatwiejszego, łagodniejszego sposobu. Ale Krok Piąty powinien nas przed tym powstrzymać.
Mamy podzielić się dokładną naturą naszego zła. Dlaczego? Abyśmy mogli zdjąć z siebie ciężar. Abyśmy nie używali go ponownie. Całkowicie dzieląc się naszymi przeszłymi krzywdami, możemy raz jeszcze do nich zajrzeć. Możemy się uleczyć. Zaczynamy sobie wybaczać. Stajemy się bardziej pokorni. Kiedy dzielisz się swoim Piątym Krokiem, niczego nie zatajasz. Zasługujesz na ukojenie, które przyniesie ci ten Krok.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, daj mi odwagę, by powiedzieć to wszystko. Daj mi odwagę przyznać, jak bardzo się myliłem.

Działanie na dziś: Krok Piąty uczy mnie, że dzielenie się jest ważne. Znajdę przyjaciela i podzielę się z nim moimi błędami. Nie będę niczego ukrywać.


JĘZYK WYZWOLENIA

Modlitwa o uzdrowienie
Niniejsza modlitwa oparta jest na jednym z rozdziałów Wielkiej Księgi Anonimowych Alkoholików:
„Dziękuję Ci za to, że pomogłeś mi wczoraj zachować równowagę psychiczną. Proszę, pomóż mi wytrwać w niej również dzisiaj. Modlę się, abym w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin poznał Twoją wolę wobec mojej osoby i znalazł siłę, by ją wypełnić.
Proszę Cię, abyś uwolnił moje myśli od pychy, egoizmu, nieuczciwości i niewłaściwej motywacji.
Ześlij mi stosowną myśl, słowo, działanie. Pokieruj moim następnym krokiem. Ześlij mi Swoją inspirację i przewodnictwo w chwilach wątpliwości i niezdecydowania.
Proszę Cię, abyś pomógł mi w rozwiązaniu wszystkich moich problemów na cześć i chwałę Twojego imienia”.
Modlitwa ta jest modlitwą o uzdrowienie, zdolną pomóc nam w każdej sytuacji. W ciągu zbliżających się dni zgłębimy zawarte w niej treści. Jeżeli będziemy odmawiali tę modlitwę, możemy być pewni, że zostanie ona wysłuchana.

Dzisiaj uwierzę, że Bóg dokona dla mnie tego, czego nie mogę dokonać sam. Zrobię, co do mnie należy – będę zgłębiał mądrość Dwunastu Kroków i pozwolę, aby Bóg zrobił resztę.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Krok Piąty

„Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów”
KAŻDY z Dwunastu Kroków zaleca przeciwstawienie się władzy naturalnych popędów, każdy ściąga nasze wybujałe JA bliżej ziemi. Dla broniącej się przed ukróceniem miłości własnej Piąty Krok jest jednym z najtrudniej szych. Ale najprawdopodobniej żaden inny Krok nie jest równie ważny dla utrzymania długofalowej trzeźwości i spokoju umysłu.

Doświadczenie AA nauczyło nas, że nie możemy żyć samotnie z gnębiącymi nas problemami i skazami charakteru, które powodują lub zaostrzają te problemy. Kiedy dzięki Czwartemu Krokowi udaje się nam rzucić światło na całą naszą przeszłość i wszystkie jej zakamarki, dostrzegając z ulgą sprawy, o których chcieliśmy zapomnieć, kiedy już uświadomiliśmy sobie, w jaki sposób chore myślenie i złe uczynki wyrządzały krzywdę nam samym i innym ludziom odczuwamy tym większą potrzebę, by zerwać z życiem w izolacji, z dręczącymi nas samotnie zmorami przeszłości. O nich właśnie musimy z kimś porozmawiać.

Jednakże lęk i opór przed zrobieniem tego wyznania są tak intensywne, że wielu członków AA zrazu próbuje ominąć Piąty Krok. Szukamy łatwiejszej drogi, ograniczając się zazwyczaj do ogólnikowego i względnie bezbolesnego przyznania, że w pijackich okresach byliśmy na ogół kiepskimi aktorami. Żeby nie być gołosłowni, dodajemy kilka dramatycznych opowieści o tych wyczynach z pijackiej przeszłości, które nasi słuchacze i tak prawdopodobnie dobrze znają.

Nie wspominamy natomiast w ogóle o tych sprawach, które naprawdę nas gnębią i nurtują. Mówimy sobie, że nie należy wynosić własnych brudów, że najbardziej bolesne i upokarzające przeżycia powinny pozostać naszą tajemnicą. Niech nikt się o niech nie dowie. Niech pójdą z nami do grobu.

I tu także doświadczenie AA uczy nas, że tego rodzaju skrytość jest nie tylko nierozsądna, ale także bardzo niebezpieczna. Cena, jaką płacimy za ominięcie Piątego Kroku bywa znacznie wyższa niż koszty naszych innych pokręconych poglądów i postaw. Bez Piątego Kroku niektórzy w ogóle nie potrafią utrzymać trzeźwości; inni ulegają co jakiś czas nawrotom nałogu, dopóki nie uwolnią sumienia od wszystkich ciężarów. Zdarza się, że nawet weterani AA, po wielu latach trzeźwości drogo płacą za zlekceważenie Piątego Kroku. Później opowiadają, jak usiłowali samotnie dźwigać ciężar przeszłości, ile to ich kosztowało niepokoju, rozdrażnienia, wyrzutów sumienia i depresji. Jak nieraz, podświadomie szukając ulgi, zarzucali najbliższym przyjaciołom te właśnie wady, które sami próbowali ukryć. I jak w końcu dokonali odkrycia, że spowiedź z cudzych grzechów nigdy nie przynosi ulgi. Każdy musi wyspowiadać się ze swoich własnych.

Praktyka wyznawania drugiemu człowiekowi własnych wad jest oczywiście znana od wieków. Jej znaczenie znajdowało potwierdzenie w każdej epoce; zawsze była ona szczególnie ważnym składnikiem życia ludzi religijnych, dla których istotne są wartości duchowe. Dziś jednak nie tylko religia zaleca stosowanie tej zbawczej praktyki. Współcześni psychiatrzy i psychologowie wskazują na istnienie w każdym człowieku głębokiej potrzeby rozpoznania wad własnej osobowości, a także potrzeby podzielenia się tymi obserwacjami w rozmowie z kimś godnym zaufania i wyrozumiałym. Jeśli chodzi o alkoholików, AA idzie jeszcze dalej niż psychologia i psychiatria. Większość z nas uważa, że bez nieulękłego wyznania swoich wad drugiemu człowiekowi, nie będziemy zdolni utrzymać się w trzeźwości. Wydaje się nam oczywiste, że łaska Boża nie pomoże nam w uwolnieniu się od zgubnych obsesji, dopóki sami nie okażemy gotowości, by się od nich uwolnić.

Czego możemy oczekiwać po realizacji Piątego Kroku? Po pierwsze, pozbycia się tego straszliwego poczucia izolacji, które nas nigdy nie odstępowało. Alkoholicy, niemal bez wyjątku, znają aż nadto dobrze udrękę osamotnienia. Jeszcze zanim zaczęliśmy się upijać i narażać ludziom, niemal każdego z nas męczyło uczucie, że tak naprawdę z nikim nic nas nie łączy. Albo byliśmy nieśmiali i nie mieliśmy odwagi zbliżyć się do innych, albo też graliśmy hałaśliwie rolę równych kumpli, żeby zwrócić na siebie uwagę i pozyskać towarzystwo, co jednak nigdy nam się nie udawało, a w każdym razie nie tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Zawsze dzieliła nas od innych tajemnicza bariera, której nie mogliśmy ani przeskoczyć, ani zrozumieć. Czuliśmy się jak aktorzy, którzy po wyjściu na scenę nagle uświadamiają sobie, że nie znają ani jednej linijki swojej roli. Była to jedna z przyczyn, dla której aż za bardzo pokochaliśmy alkohol – po wódce potrafiliśmy bez trudu improwizować. Ale nawet Bachus uderzył w nas rykoszetem, ostatecznie zwalając nas z nóg i pozostawiając w przeraźliwej samotności.

Kiedy trafiliśmy do AA i po raz pierwszy w życiu znaleźliśmy się wśród ludzi, którzy zdawali się nas rozumieć, ogarnęło nas nadzwyczaj ekscytujące poczucie przynależności. Sądziliśmy, że problem samotności został rozwiązany. Wkrótce jednak zorientowaliśmy się, że choć przestaliśmy być osamotnieni w sensie towarzyskim, nadal dotkliwie odczuwaliśmy dawny stan niepełnej przynależności, stania z boku. Dopóki nie zdobyliśmy się na wypowiedzenie, z pełną szczerością, nurtujących nas konfliktów i dopóki nie wysłuchaliśmy podobnego wyznania kogoś innego wciąż nie mieliśmy poczucia przynależności. Dopiero Piąty Krok położył temu kres. Stał się początkiem prawdziwej wspólnoty i z ludźmi i z Bogiem.

Ten zasadniczy Krok pomógł nam także uzyskać wiarę, że będą nam wybaczone wszystkie, nawet najgorsze myśli i uczynki. Bardzo często właśnie w trakcie realizacji tego Kroku z naszym sponsorem lub z innym powiernikiem duchowym, po raz pierwszy w życiu czuliśmy się zdolni wybaczyć innym, bez względu na to, jak bardzo byliśmy przeświadczeni, że wyrządzili nam krzywdę. Już poprzednio, w rezultacie obrachunku moralnego, zdaliśmy sobie sprawę z potrzeby wzajemnych wybaczeń, ale dopiero po śmiałej przeprawie przez

Piąty Krok uzyskaliśmy wewnętrzną pewność, że jesteśmy gotowi przyjąć przebaczenie i przebaczyć innym.
Jeszcze jedną cenną nagrodą za odwagę w wyznaniu naszych błędów drugiemu człowiekowi jest pokora – słowo bardzo często opacznie pojmowane. Dla tych, którzy zrobili pewien postęp w AA, oznacza ono wyraźne rozeznanie, kim i jacy naprawdę jesteśmy, a następnie szczery zamiar stania się takimi, jakimi możemy być. Toteż rozpoznanie własnych niedociągnięć jest pierwszym praktycznym posunięciem w kierunku uzyskania pokory. Aby naprawić błąd, trzeba dostrzec, na czym on polega. My jednak nie możemy na tym poprzestać. Osiągnięty w Czwartym Kroku obiektywny obraz samego siebie jest przecież tylko obrazem. Wszyscy dostrzegliśmy na przykład, że brak nam było tolerancji i szczerości, że ulegaliśmy przypływom litości nad sobą lub manii wielkości. Ale nawet jeśli uświadomienie sobie tego było upokarzającym przeżyciem, nie oznaczało to wcale, że automatycznie wstępowała w nas łaska pokory. Chociaż teraz nasze wady były już rozpoznane, nadal przecież istniały. Po diagnozie trzeba było coś z nimi zrobić. Wkrótce przekonaliśmy się jednak, że sami ani nie mogliśmy, ani nie bardzo chcieliśmy je usunąć.

Pod wpływem Piątego Kroku zyskujemy bardziej reali styczny, a zatem bardziej uczciwy stosunek do siebie. Już podczas obrachunku moralnego zaczęliśmy przekonywać się jak wiele kłopotów przysparzało nam samooszukiwanie się. Wywołało to niepokojącą refleksję. Jeśli bowiem w mniejszym lub większym stopniu oszukiwaliśmy się przez całe życie, jaką teraz możemy mieć pewność, że nadal nie tkwimy w samoułudzie? Czy możemy mieć pewność, że sporządziliśmy prawdziwy katalog wad i błędów, że przyznaliśmy się do wszystkiego, nie ukrywając niczego przed sobą? Jest wielce prawdopodobne, że w ogóle nie mogliśmy bezstronnie ocenić samych siebie, bo przecież nadal tkwiły w nas lęk, litość nad sobą i zranione uczucia. Zbyt wielkie poczucie winy i wyrzuty sumienia mogły przyczynić się do wyolbrzymienia naszych wad. Gniew natomiast i urażona ambicja mogły być zasłoną dymną, za którą ukrywaliśmy własne błędy, obciążając winą za nie innych ludzi. Bardzo też możliwe, że niektórych, zarówno drobnych, jak i większych wad po prostu nie byliśmy jeszcze zdolni dostrzec.

Było więc oczywiste, że dokonana samotnie ocena samego siebie i własnych wad nie wystarcza. Po to, by poznać i przyjąć całą prawdę o sobie, potrzebna była pomoc z zewnątrz – pomoc od Boga i drugiego człowieka. Jedynie przez odważną rozmowę o sobie, bez niedomówień i z gotowością przyjęcia wskazówek oraz rad, mogliśmy wejść na drogę prostolinijnego myślenia, trwałej uczciwości i prawdziwej pokory.
Mimo to wielu z nas wciąż się ociągało. Mówiliśmy: „Dlaczego Bóg, taki, jakim Go pojmujemy, nie może nam sam powiedzieć, na czym polegały nasze błędy? Jest naszym Stwórcą, musi więc dokładnie wiedzieć, co złego zrobiliśmy, czemu więc nie możemy wyznać Jemu bezpośrednio naszych błędów? Czy musimy wciągać w to kogokolwiek innego?

Na tym etapie istnieją przynajmniej dwa powody, dla których próby bezpośredniego porozumiewania się z Bogiem są niebezpieczne. Choć zrazu możemy być oszołomieni świadomością, że Bóg wie o nas wszystko, bardzo szybko oswajamy się z tą myślą. Sam na sam z Bogiem wydaje się w jakiś sposób mniej krępujące niż obnażanie swego wnętrza przed drugim człowiekiem. Dopóki więc nie usiądziemy do rozmowy i nie usłyszymy własnego głosu mówiącego głośno i wyraźnie o sprawach długo ukrywanych, nasza gotowość do oczyszczenia własnego podwórka pozostanie teorią. Dopiero szczerość wobec drugiego człowieka jest dowodem szczerości wobec siebie i wobec Boga.

Drugi powód, to niebezpieczeństwo, że w samotnych rozmyślaniach możemy ulec tendencji do samousprawiedliwień i pobożnych życzeń. Rozmowa z drugim człowiekiem ma tę zaletę, że możemy usłyszeć bezpośrednio od niego uwagi na temat naszej sytuacji i rady, co powinniśmy zrobić, nie mając żadnych wątpliwości co do treści tych rad. Samotne natomiast działanie w sprawach duchowych bywa niebezpieczne. Ileż to razy słyszeliśmy ludzi powołujących się w dobrej wierze na przewodnictwo Boże, podczas gdy w rzeczywistości było oczywiste, że są oni w błędzie. Lekceważąc fakty i pokorę ducha, uporczywie trzymali się złudzeń i usprawiedliwiali największe nonsensy rzekomym głosem usłyszanym z niebios. Warto podkreślić, że ludzie o wysokim stopniu rozwoju duchowego zawsze szukają potwierdzenia swoich intuicji i tego, co wydaje im się głosem Boga, u przyjaciół lub duchowych powierników. Tym bardziej więc, nowicjusz nie powinien się narażać na tego rodzaju nierozsądny, a czasem nawet tragiczny w skutkach, błąd w tej dziedzinie. Choć opinie i rady innych ludzi mogą nie zawsze być w stu procentach słuszne, zazwyczaj będą bardziej konkretne niż nasza własna interpretacja głosu Siły Wyższej, w początkowym okresie dość jeszcze nieporadnych prób nawiązania z Nią kontaktu.

Kolejnym problemem jest znalezienie osoby, której mamy się zwierzyć. Powinniśmy to zrobić bardzo rozważnie, pamiętając, że ostrożność jest wspaniałą cnotą. Być może będziemy się musieli podzielić z tą osobą takimi faktami z naszej przeszłości, o których nikt inny nie powinien się dowiedzieć. Będziemy chcieli porozmawiać z kimś doświadczonym, kto nie tylko nie pije, ale także ma za sobą wiele własnych przezwyciężonych trudności. Trudności, być może, podobnych do naszych. Osobą tą może – ale nie musi – okazać się nasz sponsor w AA. Taki wybór będzie trafny, jeśli obok pełnego zaufania mamy także podobne usposobienie i przeżycia. To, że sponsor i tak wie już o nas niemało, jest dodatkowym pożytkiem.
Być może z jakichś względów jesteśmy gotowi odsłonić przed sponsorem tylko część naszego życia. Jeśli tak, to trzeba to koniecznie zrobić nie zwlekając, bo warto jak najszybciej mieć za sobą dobry początek. Może okazać się jednak, że wybierzemy kogoś innego, komu będziemy mogli powierzyć swoje najgłębsze i najbardziej drażliwe tajemnice. Może to być ktoś zupełnie spoza AA, na przykład lekarz lub duchowny. Dla niektórych z nas najlepszym powiernikiem może być ktoś zupełnie obcy.

Najważniejszym kryterium wyboru powinna być twoja własna chęć zwierzenia się i pełne zaufanie do człowieka, z którym zamierzasz podzielić swój pierwszy obrachunek. Nawet po znalezieniu odpowiedniego powiernika, zwrócenie się do niego lub do niej z prośbą, by nas wysłuchali wymaga wielkiej odwagi. Jeśli ktokolwiek sądzi, że w programie AA nie ma miejsca na silną wolę, to tu właśnie stajemy wobec jednej z sytuacji, które wymagają tak silnej woli, na jaką tylko nas stać. Na szczęście czeka nas przyjemna niespodzianka. Gdy tylko dokładnie wyjaśnisz swój cel, a osoba obdarzona twoim zaufaniem zorientuje się, jak bardzo może ci pomóc, rozmowa potoczy się bez trudu i bardzo szybko nabierze impetu. Po chwili twój słuchacz także zapewne wtrąci jakiś przykład z własnego życia, co jeszcze bardziej pomoże ci się rozluźnić. Jeśli tylko niczego nie będziesz taić, twoje uczucie ulgi będzie rosło z minuty na minutę. Tamowane przez wiele lat emocje wyrwą się z ciemnych zakamarków i raz ujawnione znikną, jak pod działaniem cudownego zaklęcia. Miejsce ustępującego bólu zajmie kojący spokój. A jednocześnie połączenie pokory z pogodą ducha często prowadzi do jeszcze innego doświadczenia o niezwykłej wartości i wadze. Wielu członków AA, byłych agnostyków lub ateistów, wspomina, że to właśnie pod koniec Piątego Kroku po raz pierwszy w życiu poczuli realną obecność Boga. Także ludzie wierzący pod czas tego Kroku często doznawali uczucia większej niż kiedykolwiek bliskości Boga.

To uczucie jedności z Bogiem i z człowiekiem, wyjście z izolacji dzięki otwartemu i uczciwemu ujawnieniu dręczącego nas brzemienia winy, prowadzi nas w spokojne miejsce, w którym możemy przygotować się do kolejnych Kroków, zmierzających w kierunku pełnej i wartościowej trzeźwości.