Refleksje na dzień 22 kwietnia

CODZIENNE REFLEKSJE

NOWA GLEBA – NOWE KORZENIE

Chwile postrzegania mogą złożyć się na całe pasmo życia przesyconego pogodą ducha – już ja sam coś o tym wiem. Solidne „Korzenie” rzeczywistości – zajmujące miejsce słabiutkich, znerwicowanych „zarośli” – utrzymują nas w równowadze mimo zewnętrznych sił, które próbują nas zniszczyć niczym huragan, lub też mimo sił, które sami w sobie uruchamiamy dla samounicestwienia. Jak to widzi Bill, str. 173

Przyszedłem do AA zieloniutki – roztrzęsiona sadzoneczka z korzonkami na wierzchu. Dzięki temu, że przyszedłem, przeżyłem; ale to był zaledwie początek. Wyprostowałem się i rozwijałem, i choć czasem plątały mi się pędy, to dzięki pomocy innych mój duch wreszcie wystrzelił w górę. Uwolniłem się. Działałem, więdłem, chowałem się do wewnątrz, modliłem się, znów działałem, zyskiwałem nowe zrozumienie – aż w pewnej chwili doznałem olśnienia. Wyrastając z korzeni, ramiona ducha rozrosły się w silne, zielone gałęzie: sprężyście kroczące ku niebu sługi. Tu, na ziemi, Bóg bezwarunkowo kontynuuje dziedzictwo miłości wyższej. Życie we Wspólnocie dało mi, „bezpieczny punkt oparcia… zapuściłem korzenie w nowej glebie” (Anonimowi Alkoholicy, str.9)


JAK TO WIDZI BILL– str. 112

Całkowite bezpieczeństwo

Po przystąpieniu do AA, gdy dostrzegliśmy lata marnotrawstwa wpadliśmy w panikę. Nie zależało nam już na popisywaniu się zamożnością, a jedynie na zdobyciu zabezpieczenia materialnego.

Nawet po odzyskaniu dobrej pozycji zawodowej nadal prześladowały nas okropne lęki. Staliśmy się na powrót skąpcami i dusigroszami. Albo będziemy mieć zapewnione bezpieczeństwo materialne, albo…

Zapominaliśmy, że zdolności zarobkowe większości alkoholików w AA są znacznie wyższe od przeciętnej. Zapominaliśmy o niespotykanej życzliwości przyjaciół z AA, gotowych w każdej chwili dopomóc nam w znalezieniu lepszej pracy, jeśli tylko na nią zasłużymy. Zapominaliśmy, że rzeczywista lub potencjalna niepewność materialna jest losem niemal wszystkich ludzi na świecie. A przede wszystkim zapominaliśmy o Bogu. W sprawach pieniężnych wierzyliśmy tylko w siebie, a i to nie za bardzo.

Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 120-121


DZIEŃ PO DNIU

Naprawianie szkód
Tak naprawdę nie ma znaczenia, ile używaliśmy lub piliśmy. Ważne jest to, co nam to zrobiło, jak wpłynęło na nasze życie. Największą wymówką osób uzależnionych zawsze było: „Nie piję tak dużo jak inni, więc chyba nie jestem uzależniony”.
Nie potrafiliśmy przyznać się do tego, co uzależnienie robiło z naszym życiem, naszymi rodzinami i przyjaciółmi. Prawie nas zniszczyło, ale teraz mamy szansę naprawić szkody. Jeśli jesteśmy gotowi zaakceptować siebie i oddać naszą wolę i nasze życie naszej Sile Wyższej, możemy odbudować nasze życie.

Czy wyraźnie widzę zniszczenia, które spowodowało moje uzależnienie?

Siło Wyższa, pomóż mi dziś zaakceptować moje uzależnienie i przestać używać wymówek, aby uniknąć zadania powrotu do zdrowia.
Jedną rzeczą, którą zrobię dzisiaj, aby rozpocząć naprawę szkód spowodowanych przez moje używanie, jest ….


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Nie ma upokorzenia w pokorze – zrozumienie samego siebie.
Poza nielicznymi wyjątkami, każdego alkoholika w końcu spotyka upokorzenie i porażka. Jest to szczególnie bolesne w świecie, w którym dużą wagę przywiązuje się do wygrywania, aprobaty i podziwu innych. Czujemy się pomniejszeni przez te porażki. Nikt nie lubi być poniżany, nie lubi być postrzegany jako gorszy od innych.
Jednak te upokorzenia służą konstruktywnemu celowi, jeśli prowadzą nas do poszukiwania pokory. Prawdziwie pokorni ludzie nie mogą być naprawdę upokorzeni, ponieważ nie polegają już na fałszywym wsparciu światowych pochwał i aprobaty. Rozwijamy pokorę, gdy wycofujemy się z polegania na własnej sile i osobowości i zdajemy sobie sprawę, że sami nic nie możemy zrobić; to nasza Siła Wyższa wykonuje pracę.
W pokorze tkwi jednak pewien paradoks. Osoba, która przyznaje, że nie może nic zrobić, w trakcie tego procesu wykorzysta siły, które nigdy nie były dostępne w poprzednim stanie umysłu. Tak naprawdę pokora nigdy nie jest upokorzeniem czy słabością, choć mogą one do niej prowadzić. Pokora jest tak naprawdę drogą do siły, którą tylko Bóg może nam dać.
Będę dziś uważać na siebie, by nie robić szalonych rzeczy, które narażają mnie na upokorzenie. Nie będę dziś próbował zaimponować innym ani zdobyć ich podziwu.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Często chodź do domu przyjaciela, bo chwasty szybko zagłuszają nieużywaną ścieżkę. – przysłowie skandynawskie.
Nasz program składa się z dwóch części: Kroków i wspólnoty. Obie utrzymują nas w trzeźwości. Nie możemy pozostać trzeźwi, jeśli robimy to sami. Musimy pracować według Kroków. Potrzebujemy także ludzi – codziennej pomocy naszych przyjaciół
W zdrowieniu chodzi o relacje. Zdobywamy nowych przyjaciół. Angażujemy się. Dajemy. Otrzymujemy. W potrzebie możemy nie chcieć prosić naszych nowych przyjaciół o pomoc. Może nie chcemy ich „obciążać”.
„Może boimy się prosić o pomoc”. Cóż, śmiało. Wykonaj ten telefon. Poproś nowego przyjaciela, aby spędził z tobą czas. Zasługujesz na to i potrzebujesz tego. On też na to zasługuje i tego potrzebuje.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi uzyskać pomoc od moich przyjaciół tak, jakby od tego zależało moje życie.
Działanie na dziś: Dzisiaj zobaczę lub zadzwonię do dwóch przyjaciół z programu i dam im znać, jak sobie radzę.


JĘZYK WYZWOLENIA

Radzenie sobie ze stresem
Nieuchronnie w naszym życiu pojawią się chwile stresu bez względu na to, jak długi staż mamy w zdrowieniu.
Niekiedy źródło stresu jest poza nami, na zewnątrz. Utrzymujemy równowagę wewnętrzną, lecz okoliczności zewnętrzne są stresujące. Niekiedy stres pochodzi z wewnątrz; czujemy się wtedy wytrąceni z równowagi.
Kiedy stres zewnętrzny nakłada się na stres wewnętrzny, doświadczamy go najciężej.
W chwilach stresu możemy bardziej zdać się na nasze systemy wsparcia. Nasi przyjaciele pomogą nam utrzymać równowagę i spokój pomimo stresujących okoliczności.
Pomocnym może okazać się przypomnienie sobie, że wydarzenia mające miejsce są przykre tylko chwilowo, a na dłuższą metę stanowią część dobrego, solidnego planu. Możemy upewnić siebie samych, że damy sobie radę. Nic nam się nie stanie. Nie rozsypiemy się na kawałki; nie zapadniemy się pod ziemię.
Dobrze jest przypomnieć sobie o sprawach najważniejszych – skupić się na złapaniu zdrowego dystansu, zająć się własnymi uczuciami i doświadczać życie dzień po dniu.
Najważniejszą sprawą, na której powinniśmy się skupić podczas stresujących sytuacji jest zadbanie o siebie. Będziemy lepiej wyposażeni w umiejętność radzenia sobie z najgorszym stresem, będziemy bardziej w stanie pomóc innym, jeżeli zadbamy o siebie. Możemy regularnie zadawać sobie pytanie: co możemy zrobić, aby zatroszczyć się o siebie? Co pomoże nam poczuć się lepiej lub bardziej swobodnie?
Dbanie o siebie z pewnością nie będzie łatwe w sytuacjach stresu. Zaniedbanie siebie może wydawać się bardziej wygodną postawą. Jednak dbanie o siebie zawsze zdaje egzamin.

Dzisiaj będę pamiętał, że nie ma sytuacji, która nie przyniesie korzyści, jeżeli będę dbał o siebie.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Czwarta

„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.

AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?

Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.

Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.

Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.

W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.

Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.

Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.

Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.