CODZIENNE REFLEKSJE
BADANIE SIEBIE
…prośmy Boga, aby pokierował naszym myśleniem.
Szczególnie zaś, aby uwolnił nas od rozczulania się nad sobą, nieuczciwości i egoizmu.
Anonimowi Alkoholicy, str. 74
Gdy modlitwę tę odmawiam szczerze, uczy mnie ona prawdziwej bezinteresowności i pokory – albowiem nawet w czynieniu dobra zwykłem kiedyś poszukiwać dla siebie poklasku i chwały. Badając wszystkie kierujące mną motywy, mogę służyć sobą Bogu i innym – pomagać im zrobić to, co chcą zrobić. Gdy swoje myślenie poddaję przewodnictwu Boga, eliminuję wiele niepotrzebnych zmartwień – a wierzę, że prowadź mnie on przez calusieńki dzień. Wykluczając użalanie się nad sobą, nieuczciwość i egocentryzm – gdy tylko pojawiają się one w moim umyśle – znajduję spokój z Bogiem, bliźnimi i sobą.
JAK TO WIDZI BILL– str. 110
Kłopoty – siła twórcza czy niszczycielska?
Kiedyś ignorowaliśmy kłopoty, mając nadzieję, że znikną. Albo też, zalęknieni i przygnębieni, bezskutecznie próbowaliśmy przed nimi uciec. Nierzadko, pełni goryczy i winy, niemądrze zwalczaliśmy je siłą i odpłacaliśmy pięknym za nadobne. Wszystkie te niewłaściwe postawy, wzmocnione jeszcze przez alkohol, niechybnie doprowadziłyby nas do zguby, gdyby nie uległy zmianie.
Potem trafiliśmy do AA. Tutaj dowiedzieliśmy się, że kłopoty zdarzają się wszystkim i że są one normalną częścią życia – czymś, co trzeba zrozumieć i z czym należy sobie radzić. Ze zdziwieniem odkryliśmy, że dzięki łasce Boga nasze kłopoty mogą przeobrazić się w błogosławione dobrodziejstwo.
Na tym właśnie polega istota samego AA: na zaakceptowaniu kłopotów, uczciwym zmierzeniu się z nimi ze spokojem i odwagą oraz okiełznaniu ich – a nierzadko i przezwyciężeniu. Tak właśnie przebiegała historia AA, zaś my sami staliśmy się jej częścią. I każdemu następnemu cierpiącemu jęliśmy oferować świadectwo własnego przykładu.
List, 1966
DZIEŃ PO DNIU
Bycie chętnym
Ludzie często pytają: „Jak działa ten program?”. Sposób działania tego programu to uczciwość, otwartość i gotowość. Często musimy modlić się o gotowość; czasami nawet musimy modlić się o gotowość do bycia gotowym!
Mamy bardzo upartą wolę. Jeśli jednak codziennie się poddajemy, możemy osiągnąć wiele dobrego dla siebie i innych. Z pewnością ci, którzy mówią: „Będę, będę” i tego nie robią, są dalej od swojej Siły Wyższej niż ci, którzy mówią: „Nie będę”, ale to robią!
Czy naprawdę chcę?
Siło Wyższa, pomóż mi uświadomić sobie, że aby spełnić dziś Twoją wolę, w jakikolwiek najmniejszy sposób, muszę porzucić własną wolę.
Będę dziś praktykował gotowość poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Unikanie emocjonalnych wirów – spokój.
Gdybyśmy płynęli w dół wzburzonej rzeki, staralibyśmy się unikać wirów i kamienistych progów. Przeżywanie każdego dnia wymaga takiej samej czujności.
Prosimy się o kłopoty, jeśli wdajemy się w złośliwe dyskusje na temat innych ludzi… nawet tych, którzy wydają się na to zasługiwać. Wpadamy również w skaliste nurty, jeśli wdajemy się w naładowane energią kłótnie na tematy polityczne i religijne.
Jak uniknąć drażliwych sytuacji, które mogą prowadzić do gwałtownych kłótni lub strasznych załamań w relacjach osobistych? Możemy zacząć od uznania, że nie jesteśmy na tej ziemi po to, by osądzać, manipulować lub kontrolować innych ludzi. Dziś dobrze zrobimy, jeśli będziemy utrzymywać nasze własne wyniki na dobrym poziomie.
Możemy również właściwie reagować na ludzi, którzy wydają się być w beznadziejnym błędzie. Zapożyczając z programu Dwunastu Kroków, możemy odłączyć się od takich osób z miłością, nawet jeśli okoliczności wymagają dalszego kontaktu z nimi. Za wszelką cenę musimy unikać w życiu emocjonalnych wirów i skalistych bystrzy.
Patrząc w przyszłość na rzeczy, które mogą się dzisiaj wydarzyć. Dostosuję swoje myślenie do sytuacji, które mogą być kłopotliwe lub destrukcyjne. Szczególnie mocno postaram się unikać kłopotów z moimi współpracownikami.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Wielką przeszkodą na drodze do szczęścia jest oczekiwanie zbyt dużego szczęścia. – Fontenelle
Nasza choroba jest czasami nazywana chorobą „ciągłego pragnienia więcej”.
Naciskamy na siebie, aby uzyskać jak najwięcej przyjemności. Jeśli jedna była dobra, dwie będą lepsze.
Nie dostrzegaliśmy, że tym, czego nam brakowało, była wiara.
Czasami podczas zdrowienia wciąż pragniemy „więcej”.
Musimy zwracać uwagę na te pragnienia. Kiedy odczuwamy pragnienie, być może jesteśmy przestraszeni, a nasza Siła Wyższa próbuje nam powiedzieć, że jeśli będziemy mieć wiarę, będziemy pod opieką. Być może nasza Siła Wyższa ma dla nas przesłanie miłości. Wszystko, co musimy zrobić, to słuchać. Być może to jest właśnie to „więcej”, którego naprawdę potrzebujemy.
Modlitwa na dziś: Modlę się, by dostrzec moje duchowe potrzeby. Modlę się, by zwrócić się do mojej Siły Wyższej zamiast do alkoholu lub innych narkotyków.
Działanie na dziś: Dzisiaj pomyślę o tym, jak wiele dało mi zdrowienie. Podzielę się tym z przyjacielem i moją Siłą Wyższą.
JĘZYK WYZWOLENIA
Terminy
Nie jestem pewien, czy chcę pozostać w tym związku, czy z niego wyjść. Męczę się od miesięcy. Nie mogę przedłużać tego w nieskończoność. Dam sobie dwa miesiące, by podjąć ostateczną decyzję. – Anonim
Czasami dobrze jest ustalić jakiś termin.
Może okazać się to skuteczne, kiedy mamy nierozwiązany problem, trudną decyzję do podjęcia, kiedy utknęliśmy przed poważną przeszkodą, czy kiedy od jakiegoś czasu nękają nas wątpliwości.
Nie znaczy to, że termin ten jest wykuty w kamieniu.
Znaczy to, że wyznaczyliśmy sobie ramy czasowe, aby móc skupić się na znalezieniu rozwiązania, zamiast czuć się bezradnym. Wyznaczanie terminów pozwala nam odłożyć problem lub sprawę na później, znaleźć do niej dystans, by wspólnie ze wszechświatem i naszą Silą Wyższą ruszyć w stronę rozwiązania.
Nie zawsze musimy mówić innym ludziom, że wyznaczyli- śmy jakiś termin. Czasami lepiej to przemilczeć, aby uniknąć posądzenia, że usiłujemy kontrolować otoczenie, które może być tym terminom przeciwne. Czasami podzielenie się na- szymi terminami z innymi ludźmi jest właściwe. Terminy są przede wszystkim narzędziem, które ma nam pomóc. Powinny być rozsądne i dopasowane do konkretnej sytuacji. Użyte właściwie mogą skutecznie pomóc przebrnąć przez problemy i trudne sytuacje, uwalniając nas od poczucia beznadziejności i bezradności. Dzięki nim zamiast zamartwiać się i poddawać obsesyjnemu myśleniu, możemy skierować naszą energię w bardziej konstruktywnym kierunku. Wyznaczenie terminu pomoże nam wyjść z niewygodnej pozycji ofiary nękanej przez osobę lub problem, którego nie możemy rozwiązać. Terminy pozwalają nam na złapanie dystansu i posunięcie się do przodu.
Dzisiaj zastanowię się, czy wyznaczenie terminu może dopomóc mi w jakiejś sferze mojego życia. Mam prawo skorzystać z Boskiej Mądrości i Przewodnictwa w wyznaczeniu rozsądnych terminów na rozwiązanie moich problemów czy spraw dotyczących relacji, z których rozwiązaniem do tej pory zwlekałem.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Czwarta
„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.
AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?
Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.
Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.
Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.
W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.
Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.
Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.
Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.