Refleksje na dzień 19 kwietnia

CODZIENNE REFLEKSJE

BRATERSTWO NIEDOSKONAŁOŚCI

My, zdrowiejący alkoholicy, jesteśmy nie tyle braćmi w cnotach, ile braćmi w brakach i wadach – tudzież we wspólnym wysiłku przezwyciężania ich.
Jak to widzi Bill, str. 167

Sposób, w jaki jeden alkoholik utożsamia się z drugim, jest tajemnicą o wymiarze duchowym – niemal niepojętą. A jednak zjawisko to jest realne. „Odczuwam” je. Dziś czuję, że mogę pomagać ludziom, a oni mogą pomagać mnie.
Nowym i ekscytującym doznaniem jest dla mnie odczuwaniem troski o kogoś; przejmowanie się tym, co inni czują, na co mają nadzieję, o co się modlą; poznawanie ich smutku, radości, przerażenia, zgryzoty, żalu; pragnienie, by dzielić z nim te uczucia, ponieważ komuś może to przynieść ulgę. Nigdy nie wiedziałem, jak to się robi – nie umiałem nawet spróbować. I prawdę mówiąc, nie chciało mi się próbować. Wspólnota AA i Bóg uczą mnie, jak troszczyć się i dbać o innych.


JAK TO WIDZI BILL– str. 109

Wyzwolenie przez akceptację

Przyznaliśmy, że w pojedynkę, za pomocą własnych skąpych zasobów, nie poradzimy sobie z alkoholem; zaakceptowaliśmy wynikający z tego logicznie fakt, żeby dokonać tego niemożliwego w innym razie zadania, musimy zdać się na jakąś Silę Wyższą (choćby była nią po prostu grupa AA). W chwili, gdy w pełni to zaakceptowaliśmy, rozpoczął się proces uwalniania nas od przymusu picia.

Od większości z nas owa podwójna akceptacja wymagała ogromnego wysiłku. Musieliśmy odrzucić wyznawaną przez lata filozofię samowystarczalności. Nie stało się to jedynie za sprawą siły woli, lecz wynikło raczej z rozwiniętej przez nas gotowości do pogodzenia się z nowymi dla nas prawdami.

Tak więc ani nie uciekliśmy, ani nie wałczyliśmy. Zdobyliśmy się natomiast na akceptację. I była ona zaczątkiem naszego wyzwolenia.

Grapevine, marzec 1962


DZIEŃ PO DNIU

Korzystanie z dzisiejszych narzędzi
Czy utknęliśmy w „gdyby tylko”? „Gdybym tylko miał więcej pieniędzy”. „Gdybym tylko był bardziej atrakcyjny”. „Gdyby tylko moi rodzice nie ograniczali mojego rozwoju”. „Gdyby tylko” nie zaprowadzi nas donikąd. Lepiej byłoby pomyśleć o tym, z czym mamy do czynienia dzisiaj.
Czy pamiętamy, że mamy szczęście, że żyjemy? Czy jesteśmy wdzięczni za to, że każdego dnia jesteśmy trzeźwi? Czy pamiętamy, że mamy do dyspozycji program Dwunastu Kroków i wszystkie jego narzędzia? Kiedy rozpamiętujemy „gdyby tylko”, utknęliśmy we wczorajszym dniu. Ale to, z czym musimy pracować dzisiaj, to „dzisiejsze narzędzia” i jeśli dobrze ich użyjemy, nie będziemy potrzebować „gdyby tylko”.

Czy używam narzędzi, które posiadam dzisiaj?

Siło Wyższa, pomóż mi rozpoznać dzisiejsze narzędzia i stać się gotowym do ich użycia.
Narzędzia, których dziś użyję, to … .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Kto naciska na moje przyciski? Relacje osobiste.
Starsi członkowie AA byliby dziś zdziwieni, słysząc, jak członkowie programu mówią o ludziach, którzy „naciskają na ich guziki” (Wyrażenie to nie istniało, gdy pierwsi członkowie AA wyciągnęli się z bagna i rozpoczęli swoją długą podróż do trzeźwości).
Ale ich przyciski były wciskane bardzo często. Dr Bob, leczący alkoholików w szpitalu St. Thomas, słyszał złośliwe komentarze od innych lekarzy, którzy niechętnie dawali pijakom łóżka. Bill W. walczący o zapoczątkowanie ogólnoświatowego ruchu, wziął na siebie większość ataków ze strony świata mówiąc w imieniu alkoholików, zarówno wtedy, jak i teraz.
Co jest prawdziwym problemem w takich przypadkach? Czy to inni naciskają na nasze guziki, czy też sami się na to narażamy, będąc wrażliwymi i podatnymi na zranienia? Nikt nie mógłby naciskać na nasze guziki, gdybyśmy nie mieli guzików do naciskania.
Nie musimy już martwić się o innych, jeśli zaakceptujemy ich takimi, jakimi są, zdając sobie sprawę, że nie potrzebujemy ich aprobaty i nie możemy zostać zranieni przez cokolwiek, co robią lub mówią. Nasz spokój w obliczu takich problemów może w rzeczywistości służyć przyciąganiu ludzi do AA.
Nikt nie może mnie zdenerwować, jeśli mu na to nie pozwolę. Dzisiaj będę pogodny i spokojny, bez względu na to, co mówią i robią inni. Dzięki programowi nie będę się przejmował pewnymi osobami, które próbują zrobić mi przykrość.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Dziękujemy za nieznane błogosławieństwa, które są już w drodze.
Dobre rzeczy wciąż nam się przytrafiają. Jesteśmy trzeźwi. Możemy jasno myśleć. Widzimy postępy w radzeniu sobie z problemami. Mamy przyjaciół. Mamy miłość. Mamy nadzieję.
Zaczynamy odczuwać radość. Nasze lęki stają się coraz mniejsze. Zaczynamy ufać naszemu nowemu sposobowi życia. Nasze nowe życie przynosi nam dobre rzeczy. Przynosi błogosławieństwa każdego dnia. Zaczynamy się ich spodziewać. Ale wciąż jesteśmy zaskoczeni tym, jak dobre może być życie. Jaka ogromna różnica w porównaniu z dniami przed przystąpieniem do programu!

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, dziękuję Ci za błogosławieństwa, które wciąż mi dajesz. I dziękuję za wszystko, co przyniesie dzisiejszy dzień.

Działanie na dziś: Jednym ze sposobów dziękowania za moje błogosławieństwa jest dzielenie się nimi z innymi. Jak mogę dziś podzielić się moim wyzdrowieniem?


JĘZYK WYZWOLENIA

Akceptując zmiany
Wiatry przemian wieją przez życie raz łagodnie, a raz z siłą tropikalnego huraganu. Mamy swoje przystanie, gdzie możemy przycumować, by zebrać siły do kolejnego etapu życia, odzyskać równowagę i nacieszyć się nagrodą. Tam możemy znaleźć chwilę na złapanie oddechu.
Zmiany są nieuchronne i pożądane.
Czasami, kiedy wiatr przemian się zrywa, ogarniają nas wątpliwości, czy zmiana będzie na lepsze. Możemy nazwać ją stresem lub sytuacją przejściową, nie zapominając, że wszystko wróci do normy. Czasami stawiamy opór. Wtulamy głowę w ramiona, opieramy się wiatrowi w nadziei, że sprawy szybko się uspokoją i sytuacja się unormuje. Czy to możliwe, żebyśmy byli przygotowywani na nową „normalność”?
Zmiana przejdzie falą przez nasze życie w odpowiednim momencie, aby zabrać nas tam, dokąd zmierzamy. Zaufajmy, że nasza Siła Wyższa ma plan w stosunku do nas, a zmiany są częścią tego planu nawet, jeżeli nie wiemy, dokąd one prowadzą.
Zaufajmy, że zmiany, które następują, są dobre. Wiatry zabiorą nas tam, dokąd mamy iść.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi przestać opierać się zmianom. Pomóż mi uwierzyć, że miejsce, w które rzuci mnie wiatr przemian będzie lepsze od miejsca, z którego mnie poderwał. Pomóż mi ulec zmianie, zaufać i zaakceptować ją, nawet, jeżeli jej nie rozumiem.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Czwarta

„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.

AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?

Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.

Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.

Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.

W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.

Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.

Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.

Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.