Refleksje na dzień 18 kwietnia

CODZIENNE REFLEKSJE

UCZCIWOŚĆ WOBEC SIEBIE

Oszukiwanie innych prawie zawsze ma swoje źródło w oszukiwaniu siebie…. Dopiero szczerość wobec drugiego człowieka jest dowodem szczerości wobec siebie i wobec Boga.
Jak to widzi Bill, str. 17

Gdy piłem, oszukiwałem siebie co do rzeczywistości, zniekształcając jej obraz tak, by odpowiadało moim życzeniom. Oszukiwanie innych jest wadą – nawet jeśli polega ona tylko na lekkim zafałszowaniu prawdy albo zakłamaniu kierujących mną motywów, po to by inni dobrze o mnie myśleli. Moja Siła Wyższa może usunąć tę wadę, ale najpierw ja sam muszę sobie pomóc,stając się gotów do przyjęcia Jej pomocy – czyli rezygnując z kłamstwa lub krętactwa. Co dzień muszę pamiętać, że zakłamywanie siebie skończy się dla mnie klęską albo rozczarowaniem w życiu czy Wspólnocie AA.
Bliska, uczciwa więź z moją Siłą Wyższą to jedyna solidna podstawa, którą znalazłem, aby pozostać uczciwym wobec siebie i innych.


JAK TO WIDZI BILL– str. 108

Poznawać w ciszy

W 1941 roku jeden z naszych nowojorskich uczestników zwrócił naszą uwagę na wycinek z gazety. Był to nekrolog, pod którym widniały słowa: „Boże użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to co mogą zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”.

Nigdy dotąd nie natrafiliśmy na formułę, która zawierałaby tak dużo z ducha AA w tak niewielu słowach. W zdumiewająco krótkim czasie modlitwa o pogodę ducha stała się powszechnie używana.

W medytacji nie ma miejsca na spór. Spokojnie obcujemy z myślami kogoś, kto wie, abyśmy także i my mogli doświadczyć i poznać. W tym właśnie stanie jakże często odkrywamy i pogłębiamy naszą świadomą więź z Bogiem.

1.Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość, str. 254- 255
2.Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 99


DZIEŃ PO DNIU

Robienie małych rzeczy
Zwykłe akty dobroci prowadzą do duchowości nawet bardziej niż wielkie i chwalebne czyny. To codzienne przestrzeganie tego, co wiemy, że jest słuszne, doprowadzi nas do naszej Siły Wyższej. Musimy żyć zgodnie z tym, co wiemy, że podtrzyma nas w naszym wolnym od używek życiu.
Dzięki uśmiechom, przyjaznym słowom i cierpliwości w trudnych chwilach będziemy powoli wspinać się po stopniach rozwoju. Trudniej jest robić małe rzeczy każdego dnia niż błyszczeć w kryzysie, a nic, co robimy lub czego nie robimy, nie pozostaje niezauważone przez naszą Siłę Wyższą.

Czy dbam o małe rzeczy każdego dnia?

Siło Wyższa, pomóż mi znaleźć satysfakcję w wykonywaniu prostych, zwykłych zadań.
Dzisiaj zajmę się dwoma drobiazgami ….


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Błędy służą nauce – rozwojowi osobistemu.
Jedną z oznak niedojrzałości alkoholika jest jego reakcja na osobiste błędy. Każdy prosty błąd traktujemy jako kolejny dowód naszej nieudolności. Jak zauważyła pewna osoba: „Potrafię poradzić sobie z ogólną katastrofą, ale dziura w rajstopach może zrujnować mi dzień”.
Niektórzy z nas mogą czuć się ofiarami przeszłych uwarunkowań… na przykład rodziców, którzy krytykowali nas, gdy najmniejsza rzecz poszła nie tak. Ale to my jesteśmy winni, jeśli nadal pozwalamy sobie na bycie ofiarą takich doświadczeń. Nie powinniśmy dawać żadnej osobie – przeszłej, obecnej lub przyszłej – prawa do ustalania poziomu naszej samooceny.
Prawidłowo postrzegane – wszystkie błędy służą nauce. Często musimy popełnić kilka błędów, zanim czegokolwiek się nauczymy. Czasami błąd może wystąpić po prostu po to, aby nauczyć nas jednej podstawowej lekcji… że jesteśmy ludźmi i nie możemy być doskonali we wszystkim, co robimy.
Przede wszystkim nigdy nie powinniśmy potępiać siebie za niezliczone błędy, które popełniliśmy podczas picia. Nasz alkoholizm, straszny błąd w oczach wielu, doprowadził do głębokiej nauki, którą znajdujemy w AA. Nic, co doprowadziło nas tak daleko, nie może być błędem w oczach Boga.
W trzeźwości uczę się tolerować niedociągnięcia i błędy innych. Tę samą łaskę okażę dziś samemu sobie, jeśli popełnię prosty błąd.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Cierpliwość jest potrzebna każdemu, ale przede wszystkim nam samym. – Św. Franciszek Salezy
Jak traktujesz samego siebie? Czy mówisz do siebie miłym i pełnym miłości głosem? Nie możemy być mili i kochający dla innych, dopóki nie nauczymy się być mili i kochający dla samych siebie. Aby żyć w ten sposób, musimy dać sobie dar cierpliwości.
Codziennie ćwicz cierpliwość wobec samego siebie. Ćwicz mówienie do siebie miłym, pełnym miłości głosem.
Twój głos będzie głosem kochającego rodzica, który pomaga dziecku w nowym zadaniu. Twoja Siła Wyższa jest gotowa być cierpliwa wobec ciebie. Daj sobie ten sam dar.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, modlę się, abym traktował siebie i innych z taką samą miłującą cierpliwością, jaką Ty mi okazałaś.

Działanie na dziś: Wsłucham się w to, jak do siebie mówię. Będę ćwiczyć mówienie do siebie miłym, kochającym i cierpliwym głosem.


JĘZYK WYZWOLENIA

Wolność
Wielu z nas było gnębionych i wykorzystywanych w dzieciństwie. Jako ludzie dorośli prawdopodobnie w dalszym cią- gu czujemy się wykorzystywani.
Niektórzy z nas nie dostrzegają, że nadopiekuńczość bez określenia własnych granic powoduje, że dalej czujemy się wykorzystywani. Niektórzy z nas nie rozumieją, że myślenie o sobie, jako o ofiarach sprawia, że w dalszym ciągu czujemy się prześladowani. Niektórzy z nas nie zdają sobie sprawy z tego, że posiadają klucz do własnej wolności. Tym kluczem jest uhonorowanie i zadbanie o samego siebie. Możemy mówić, co mamy na myśli i wierzyć w to, co mówimy. Możemy przestać czekać na innych, aby dali nam to, co jest nam potrzebne. To, co możemy zrobić, to wziąć odpowie- dzialność za samych siebie. Kiedy to uczynimy, wrota wolno- ści szeroko się otworzą.
Dzisiaj zrozumiem, że posiadam klucz do własnej wolności. Przestanę brać udział w gnębieniu i prześladowaniu samego siebie. Wezmę odpowiedzialność za siebie i pozwolę, by inni robili to, na co mają ochotę.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Czwarta

„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.

AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?

Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.

Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.

Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.

W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.

Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.

Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.

Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.