CODZIENNE REFLEKSJE
MIŁOŚĆ JAKO PRZECIWIEŃSTWO LĘKU”
Z wynaturzeń rodzi się strach, który sam przez się jest chorobą duszy.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 50
„Lęk zapukał do drzwi; wiara je otworzyła; ale w progu nikogo nie było”.
Nie wiem, kto jest autorem tych słów, ale z pewnością jasno dowodzą one, że lęk jest złudzeniem. I to ja sam je stwarzam. Już we wczesnym okresie życia doświadczyłem lęku – i błędnie przyjąłem założenie, że sama jego obecność czyni że mnie tchórza. Nie wiedziałem wówczas, że według jednej z definicji „odwaga” oznacza „gotowość do zrobienia tego co trzeba, pomimo lęku”. A zatem odwaga wcale nie musi równać się nieobecności lęku.
Wtedy, gdy w moim życiu nie było miłości, bez wątpienia panował w nim lęk. Bać się Boga, znaczy obawiać się radości. Patrząc wstecz, widzę ze wtedy, gdy najbardziej lękałem się Boga, w moim życiu nie było radości. Gdy nauczyłem się Go nie bać, nauczyłem się też doświadczać radości.
JAK TO WIDZI BILL– str. 107
Dwa rodzaje pychy
Podszyta pychą cnotliwość „porządnych ludzi” jest często tak samo szkodliwa, jak rzucające się w oczy grzechy ludzi uważanych za niezbyt „porządnych”.
Namiętnie wykrzykiwaliśmy oskarżycielskie fakty, jak to miliony wiernych wciąż jeszcze wyżynają się w imię Boga. Oczywiście, świadczyło to wyłącznie o nas samych i o tym, że myślenie pozytywne zastąpiliśmy negatywnym.
Po przystąpieniu do AA musieliśmy przyznać, że jest to cecha ludzi zapatrzonych w siebie, szukających pożywki dla własnego Ja. Demaskując grzechy pewnej części ludzi praktykujących mogliśmy się czuć lepsi od nich wszystkich. Co więcej, mogliśmy uniknąć przyglądania się własnym niedostatkom.
Obłuda, którą z taką pogardą potępialiśmy u innych, była złem głęboko zakorzenionym w nas samych. Ta fałszywa maska moralnej wyższości uniemożliwiała nam dostęp do wiary. W końcu jednak doprowadzeni do AA, nauczyliśmy się myśleć inaczej.
1.Grapevine, sierpień 1961
2.Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 32-33
DZIEŃ PO DNIU
Samotne zmagania
Każdy z nas jest walczącą duszą. Musieliśmy zmagać się z naszymi uzależnieniami samotnie przez długi czas, zanim znaleźliśmy ten program, a ostatecznie każda zmagająca się dusza musi zmierzyć się z realiami życia. Jeśli stawimy czoła próbom życia w pojedynkę, upadniemy.
Ale jeśli poddamy naszą wolę naszej Sile Wyższej w Trzecim Kroku, nic nie będzie zbyt trudne do zniesienia. Po wykonaniu tego Kroku zdamy sobie sprawę, że jesteśmy jednością z naszą Siłą Wyższą i że nie musimy już dłużej zmagać się sami.
Czy nadal zmagam się z życiem sam?
Oddaję moją wolę i moje życie mojej Sile Wyższej.
Zmagania, o pomoc w których poproszę dziś moją Siłę Wyższą, to ….
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Nie możemy wrócić do domu…. Życie tu i teraz.
Pomimo wszystkich dowodów na to, że musimy żyć dniem dzisiejszym, niektórzy z nas uparcie próbują odzyskać przeszłość. Być może przechowujemy kilka dobrych wspomnień, które chcielibyśmy dziś ożywić. Co bardziej prawdopodobne, możemy również ponownie toczyć stare bitwy w nadziei, że tym razem wyjdziemy z nich zwycięsko.
Ale ponieważ zmiany zachodzą wszędzie i w każdej chwili, nigdy nie możemy powrócić do żadnego poprzedniego miejsca lub czasu. Czas płynie, a my jesteśmy częścią tego maratonu. Niezależnie od tego, czy w przeszłości byliśmy zwycięzcami, czy przegranymi, możemy żyć tylko tu i teraz.
Dobrą wiadomością jest to, że możemy zachować wszelkie lekcje z przeszłości i wykorzystać je dzisiaj. Jeśli mamy palące wspomnienia o pokręconych relacjach, możemy przypomnieć sobie, że rozwój i zrozumienie stawiają nas teraz z dala od krzywdy. A jeśli pamiętamy rzeczy, które obróciły się na naszą korzyść nawet w zagmatwanej przeszłości, możemy też zrozumieć, że jeszcze większe dobro jest możliwe dzisiaj.
Naszego domu nigdy nie znajdziemy w przeszłości. Jest w czasie i miejscu, w którym jesteśmy dzisiaj. Gdy uczynimy z niego to, co najlepsze, wszystkie nasze domy w przyszłym miejscu i czasie poprawią się, ponieważ „w domu Bożym jest wiele mieszkań”.
Akceptując wartość wszystkich lekcji, zamknę mocno drzwi do przeszłości, wiedząc, że muszę poświęcić całe moje zainteresowanie i energię chwili obecnej.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Tworzymy rewolucję, żyjąc nią. – Jerry Rubin
Na świecie jest wiele zła – znęcanie się nad dziećmi, bezdomni i głodni ludzie, zanieczyszczenie środowiska. Nasz stary sposób radzenia sobie z tymi problemami polegał na łamaniu zasad lub „rezygnacji” z używania substancji odurzających.
Teraz mamy nowy sposób na zmianę świata. Zmieniamy samych siebie. Dzień po dniu zachowujemy się jak troskliwi, odpowiedzialni ludzie, którymi pragniemy być. Wykorzystujemy idee programu w naszym życiu. Jesteśmy milsi. Jesteśmy bardziej uczciwi. Bronimy siebie i innych, którzy potrzebują naszej pomocy. Co by było, gdyby cały świat zaczął stosować Kroki? Cóż to byłby za wspaniały świat!
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, proszę, działaj dziś przeze mnie. Pomóż mi uczynić świat trochę lepszym miejscem.
Działanie na dziś: Wymienię jedną rzecz, która niepokoi mnie w dzisiejszym świecie. W jaki sposób wykorzystanie idei programu może pomóc rozwiązać ten problem?
Pamiętaj, że program każe nam przyjrzeć się naszemu własnemu zachowaniu.
JĘZYK WYZWOLENIA
Troszczenie się o siebie
Często mówi się o zdrowieniu ze współuzależnienia i problemów dorosłych dzieci alkoholików jako „troszczeniu się o siebie”. Troszczenie się o siebie nie jest terminem kojarzo- nym z dekadą lat osiemdziesiątych, których symbolem było pokolenie egoistów, skupionych na samych sobie. Nie jest folgowaniem sobie. Nie jest egoizmem w negatywnym znaczeniu tego słowa.
Uczymy się dbać o siebie, zamiast obsesyjnie skupiać się na drugiej osobie. Uczymy się odpowiedzialności za siebie, zamiast nadmiernego poczuwania się do odpowiedzialności za innych. Troszczenie się o siebie oznacza również zajęcie się prawdziwymi zobowiązaniami w stosunku do innych ludzi; wykonujemy je lepiej, kiedy nie czujemy się nadmiernie odpowiedzialni. Troszczenie się o siebie czasami oznacza „najpierw ja”, lecz zazwyczaj znaczy „również ja”. Oznacza, że jesteśmy odpowiedzialni za siebie i możemy dokonać wyboru, aby nie być dłużej ofiarami. Troszczyć się o siebie znaczy kochać tę osobę, o którą mamy obowiązek dbać – nas samych. Nie robimy tego, aby dojrzewać w kokonie izolacji i samouwielbienia; robimy to, aby móc bardziej kochać innych i nauczyć się pozwolić im kochać nas. Troszczenie się o siebie nie jest samolubne; jest wyrazem szacunku do samego siebie.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi kochać siebie. Pomóż mi uwolnić się od nadmiernego poczucia odpowiedzialności za moich bliskich. Pokaż mi, co mam robić, aby zadbać o siebie i być odpowiedzialnym w stosunku do innych we właściwy sposób.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Czwarta
„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.
AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?
Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.
Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.
Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.
W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.
Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.
Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.
Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.