CODZIENNE REFLEKSJE
GNIEW – „WĄTPLIWY LUKSUS”
…jeśli chcemy żyć, musimy uwolnić się od uczucia gniewu. Złe nastroje i burze psychiczne są dla nas zgubą. Nawet dla normalnych ludzi są one wątpliwym luksusem; dla alkoholików są trucizną.
Anonimowi Alkoholicy, str. 57
„Wątpliwy luksus”. Jakże często przypominałem sobie te słowa! Zresztą, nie tylko gniew lepiej pozostawić nie alkoholikom; na mojej prywatnej liście znalazły się również: uzasadniona uraza użalanie się nad sobą, krytykanctwo, zadufanie w sobie, fałszywa duma i fałszywa pokora.
Lakoniczność powyższego cytatu wciąż od nowa napawa mnie zdumieniem. Tak sobie wbiłem do głowy zasady Programu, że ciągle mi się wydaje, że pozostałe pozycje też są w nim uwzględnione. Dzięki Bogu, że nie mogę sobie na nie pozwolić – w innym razie, na pewno bez opamiętania bym się im oddawał.
JAK TO WIDZI BILL– str. 106
„ Doskonała ” pokora
Osobiście próbuję znaleźć jak najprawdziwszą definicję pokory. Oczywiście nie będzie ona doskonała, gdyż ja sam na zawsze pozostanę niedoskonały.
Przy dzisiejszej okazji chciałbym zaproponować coś takiego: „Absolutna pokora byłaby stanem całkowitej wolności ode mnie samego, od mojego JA – wolności od wszystkich roszczeń i żądań, jakie teraz masowo nakładają na mnie wady mojego charakteru. Pokora doskonała oznaczałaby pełną gotowość – wszędzie i zawsze – do poznawania i wypełniania woli Boga”.
Medytując nad tego rodzaju wizją, nie muszę się przerażać – albowiem nigdy jej nie urzeczywistnię; nie mam się też co nadymać złudnym założeniem, że pewnego dnia wszystkie powyższe cnoty i zalety staną się moim udziałem.
Sensowne jest natomiast samo rozważanie tej wizji – dopuszczanie jej do siebie i pozwalanie, aby przepełniła me serce. Gdy mi się to udaje, mogę porównać ją z dokonanym przeze mnie ostatnio obrachunkiem moralnym. Dzięki temu jestem w stanie trzeźwo i wymiernie określić, w którym miejscu się znajduję na drodze do pokory. Widzę wówczas wyraźnie, że moja podróż ku Bogu ledwie się rozpoczęła.
Ów powrót do rzeczywistości i sprowadzenie siebie do właściwych rozmiarów sprawia, że moje zaabsorbowanie sobą i poczucie własnej ważności zaczynają mi się wydawać śmieszne i niedorzeczne.
Grapevine, czerwiec 1961
DZIEŃ PO DNIU
Praca nad naszymi celami
Nasz cel pozostania trzeźwym jest właściwy. Na poziomie duchowym jest on jasny, ale na poziomie praktycznym niektórym z nas brakuje zaangażowania w jego realizację. Niektórzy z nas wierzą nawet, że program nie zadziała w jego przypadku.
Takie przekonanie jest tylko wymówką, by nie realizować wyznaczonych celów. Musimy ciężko pracować, aby utrzymać nasze cele, gdy strach, egoizm i brak wiary stają nam na drodze.
Czy pracuję nad swoimi celami?
Siło Wyższa, pomóż mojemu niedowierzaniu, abym mógł Cię zrozumieć zarówno na poziomie praktycznym, jak i duchowym.
Cele, nad którymi będę dziś pracować, to ….
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Napraw potrzebę – inwentura
Powracający do zdrowia członkowie wspólnoty mają takie powiedzenie: Potrzebujesz naprawić? Napraw potrzebę. To świetna rada, jeśli połączymy ją z naszą codzienną inwenturą.
W dobrym i złym zachowaniu zawsze staramy się zaspokoić nasze potrzeby. Jako osoby kompulsywne mamy wiele doświadczeń z destrukcyjnymi sposobami ich zaspokajania. Kierując się bezimiennym głodem, desperacko próbowaliśmy zwalczyć nudę, podnieść naszą niską samoocenę, znaleźć towarzystwo. To, co w rzeczywistości robiliśmy, to zwiększanie dystansu między nami a prawdziwym zaspokojeniem naszych potrzeb.
Na nowej ścieżce jednym ze sposobów zaspokojenia potrzeb jest pogodzenie się z nimi. Być może mieliśmy potrzebę sukcesu, która tak naprawdę była szaleńczym wysiłkiem, by „pokazać innym”, że wszystko z nami w porządku. Powinniśmy chcieć odnieść sukces, ale zacznijmy od zamiany fałszywego celu na taki, który jest dla nas odpowiedni. Być może mamy inne potrzeby, które opierają się na wadliwych zasadach i niedojrzałych nadziejach.
Czego tak naprawdę potrzebujemy? Każdy z nas potrzebuje uczciwości wobec siebie, poczucia własnej wartości, przyjaźni i celu…., które są dostępne w programie AA jako część trzeźwego życia. Znajdując je, zyskamy wgląd w siebie, który pozwoli nam uporządkować i zrozumieć inne potrzeby,….. i być może znaleźć te, które odpowiadają pragnieniom naszego serca i przynoszą prawdziwe szczęście. Jest to coś, co możemy odwrócić, ponieważ Bóg zna nasze potrzeby, zanim jeszcze o nie zapytamy.
Będę dziś pamiętał, że moje potrzeby istnieją po to, by służyć mojemu sposobowi życia, i że nigdy nie mogę być ich niewolnikiem.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Żadne ludzkie stworzenie nie może nadać porządku miłości. – George Sand
Jeśli staramy się sprawić, by inni nas kochali, tak naprawdę staramy się mieć nad nimi kontrolę. Próba kontrolowania innych może być silnym narkotykiem. Pamiętajmy, że nie możemy kontrolować innych. Nie możemy sprawić, by inni nas kochali. To nasza Siła Wyższa ma kontrolę, nie my.
Co więc powinniśmy zrobić? Przekazać sprawy naszej Sile Wyższej i po prostu być sobą. Oczywiście, może nas przerażać bycie sobą. Prawda jest taka, że nie wszyscy nas pokochają. Ale jeśli będziemy szczerzy w tym, kim jesteśmy, inni będą nas szanować. Będziemy się bardziej lubić. I będziemy mieć większą szansę na kochanie innych i bycie kochanym.
Modlitwa na dziś: Modlę się o uwolnienie mojej potrzeby kontroli. Modlę się o pozbycie się samowoli.
Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię pięć sposobów, w jakie moja samowola – moja potrzeba kontroli – wpędziła mnie w kłopoty.
JĘZYK WYZWOLENIA
Pozwolić, by sprawy toczyły się swoim torem
Nie musimy starać się z całej siły zyskać głębię zrozumienia i wnikliwość. Stopniowo zaczynamy rozumieć, że bolesne i nieprzyjemne doświadczenia często zdarzają się nie bez powodu. Czasami mają wyższy cel do spełnienia. Często wychodzą nam na dobre. Nie musimy jednakże spędzać zbyt wiele czasu i energii, próbując dotrzeć do przyczyny czy sensu ukrytego za każdym szczegółem życia. To zbytnia czujność!
Czasami zdarza się, że samochód nie zapali. Czasami zdarza się, że zepsuje się zmywarka. Czasami łapiemy katar. Czasami brakuje cieplej wody. Czasami mamy kiepski dzień. Jakkolwiek osiągnięcie akceptacji i wdzięczności za te kłopoty jest pomocne, nie musimy wszystkiego rozumieć do końca i wpasowywać w ramki naszej ogólnej sytuacji.
Rozwiąż problem, jeżeli się pojawia. Samochód oddaj do naprawy. Wezwij serwisanta do zmywarki. Zadbaj o siebie podczas choroby. Poczekaj z prysznicem, aż będzie ciepła woda. Bądź dobry dla siebie, kiedy masz zły dzień. Zajmij się tym, co do ciebie należy i nie bierz wszystkiego tak bardzo do serca!
Jeżeli istnieje potrzeba, abyśmy osiągnęli zrozumienie lub świadomość danego zjawiska, będziemy prowadzeni w tym kierunku. Oczywiście powinniśmy zwracać uwagę na powtarzające się wzorce. Lecz często wielkie olśnienia dzieją się w sposób naturalny i spontaniczny.
Nie musimy poddawać w wątpliwość każdego zdarzenia, żeby przekonać się, w jaki sposób pasuje ono do Planu. Ten Plan – a z nim świadomość, zrozumienie, możliwość osobistego rozwoju – otworzy się przed nami. Być może musimy nauczyć się rozwiązywać nasze problemy, nie zawsze zdając sobie sprawę z ich doniosłości. Być może musimy się nauczyć ufać życiu i naszemu doświadczaniu życia.
Dzisiaj pozwolę, aby sprawy potoczyły się swoim torem, nie martwiąc się o wagę i znaczenie każdego zdarzenia. Uwierzę, że to pozwoli mi rozwijać się szybciej niż bieganie dookoła z mikroskopem. Wierzę, że potrzebna mi wiedza otworzy się przede mną we właściwym czasie.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Czwarta
„ Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem tych,
które dotyczą innych grup lub AA jako całości”.
AUTONOMIA to słowo o szczególnym znaczeniu. W naszym przypadku oznacza ono po prostu, że każda grupa ma prawo rozwiązywać swoje problemy według własnego uznania, chyba że jakiś problem stanowi zagrożenie dla całego AA. I znów nasuwa się to samo pytanie, co w przypadku Tradycji Pierwszej. Czyż tego rodzaju wolność nie jest zbyt niebezpieczna?
Przez wiele lat zdarzyło się już każde możliwe wypaczenie Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. Było to nieuniknione, zważywszy, że jesteśmy przede wszystkim zbiorowiskiem egocentrycznych indywidualistów. My, dzieci chaosu, wyzywająco igraliśmy z każdym możliwym rodzajem ognia, wychodząc z tych prób bez szwanku i jak sądzimy – mądrzejsi. Właśnie te wypaczenia złożyły się na szeroki wachlarz prób i błędów, dzięki którym AA, z Bożą pomocą, osiągnęło swój dzisiejszy kształt.
Już w 1946 roku, gdy po raz pierwszy zostały opublikowane Tradycje AA, byliśmy przekonani, że każda grupa AA może przetrwać niemal każdy kryzys. Uważaliśmy, że grupa, dokładnie tak samo jak jednostka, wcześniej czy później musi przyjąć sprawdzone już przez innych zasady, które gwarantują jej przetrwanie. Byliśmy przekonani, że metoda prób i błędów jest w stu procentach bezpieczna. Dowodem tej naszej pewności było znaczące zdanie, znajdujące się w pierwszej wersji Tradycji AA: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”.
Oznaczało to oczywiście, że zdobyliśmy się na odwagę, by uznać każdą grupę za oddzielną całość, kierującą się w swych działaniach wyłącznie własnym sumieniem. Przyznając grupom tak ogromny zakres niezależności, uznaliśmy za konieczne wprowadzenie zaledwie dwóch ograniczeń: grupa nie powinna podejmować działań,
które mogłyby zaszkodzić AA jako całości, ani nie powinna mieć żadnych powiązań poza AA. Byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zaczęli określać jedne grupy jako „tolerancyjne”, inne jako „prohibicyjne”, a jeszcze inne jako „republikańskie” lub „komunistyczne”, „katolickie” czy „protestanckie”. Grupa AA musiała ściśle trzymać się swojego celu, bo inaczej byłaby bezpowrotnie stracona. Jedynym jej celem miała być
trzeźwość. We wszystkich pozostałych sprawach grupa miała całkowitą swobodę woli i działania. Każda grupa miała prawo do popełniania błędów.
W początkowym okresie AA powstawało wiele grup złożonych z zapaleńców. W pewnym mieście, nazwijmy je Middletown zawrzało od działania AA. Mieszkańcy byli bardzo tym podekscytowani. Rozmarzeni seniorzy grup zaczęli myśleć, co by tu udoskonalić. Doszli do wniosku, że miastu potrzebne jest wielkie centrum pomocy alkoholikom, swego rodzaju model, który inne grupy AA mogłyby wszędzie powielać. Na parterze znajdowałby się klub. Na pierwszym piętrze trzeźwiono by alkoholików i wręczano by im pieniądze na uregulowanie zaciągniętych po pijanemu długów. Drugie piętro zajmowałby ośrodek edukacyjny nie budzący oczywiście żadnych wątpliwości. W wyobrażeniach twórców to wspaniałe centrum miało mieć jeszcze kilka pięter, na
początek jednak można by zacząć od tych trzech. Wszystko to kosztowałoby wiele pieniędzy, i to cudzych pieniędzy. Choć trudno w to uwierzyć, zamożni mieszkańcy miasta kupili pomysł.
Ale wśród samych alkoholików znalazło się kilku konserwatystów wątpiących w sens całego przedsięwzięcia. Napisali oni list do Nowego Jorku, chcąc się dowiedzieć, co biuro Fundacji sądzi o tych planach. Wiedzieli, że inicjatorzy centrum, pragnąc wszystko ostatecznie zaklepać, zamierzali zwrócić się do Fundacji z prośbą o nadanie centrum statusu filii. Autorzy listu byli sceptyczni i zaniepokojeni.
Jak zwykle w takich przypadkach ton całemu przedsięwzięciu nadawał jeden człowiek, który okazał się superorganizatorem. Swoją elokwencją rozpraszał wszelkie obawy, i to nawet wówczas, gdy Fundacja odpowiedziała, że nie ma prawa nadawania statusu filii oraz ostrzegła, że wszystkie dotychczasowe próby łączenia AA z medycyną i edukacją kończyły się fiaskiem. By ustrzec się przed takim niebezpieczeństwem, organizator powołał do życia trzy osobne spółki akcyjne, sam zostając prezesem każdej z nich. Świeża farba lśniła na oddanym właśnie do użytku centrum. Jego blask opromieniał całe miasto. Wkrótce wszystko ruszyło pełną parą. By zapewnić bezbłędne i nieprzerwane funkcjonowanie wprowadzono regulamin składający się z
sześćdziesięciu jeden punktów.
Niestety, początkowy blask zaczął szybko przygasać. Chaos zaczął wypierać spokój. Niektórzy pijacy, owszem, chcieli się podkształcić ale mieli wątpliwości, czy są alkoholikami. Defekty charakterologiczne innych próbowano leczyć pożyczkami. Jeszcze innych interesował klub, ale tylko po to, by zaradzić ich samotności. Czasem rozgorączkowani kandydaci odwiedzali wszystkie trzy piętra. Jedni zaczynali od najwyższego, by skończyć na parterze, jako członkowie klubu, a inni zaczynali od klubu, po czym wpadali w pijacki ciąg i – zaliczając po drodze odwykówkę – dorastali do edukacji na trzecim piętrze. I choć w centrum tym wrzało jak w ulu, to jednak w przeciwieństwie do ula panował tam niesłychany bałagan. Bo przecież grupa AA jako taka nie nadaje się do prowadzenia tego rodzaju działalności. Zrozumiano to poniewczasie. W końcu nastąpiła nieunikniona katastrofa, podobna w skutkach do wybuchu kotła parowego w wielkiej fabryce. Grupę sparaliżował czad strachu i frustracji.
Kiedy opary czadu uniosły się, nastąpił cud. Główny inicjator napisał do Fundacji. Wyraził żal, że wcześniej nie skorzystał z doświadczeń AA. Następnie zrobił coś, co przeszło do historii Anonimowych Alkoholików. Na zewnątrz złożonej we czworo karteczki z kieszonkowego notesu znajdował się napis: „Middletown. Grupa nr 1.
Regulamin grupy, punkt 62″. Po rozłożeniu całej karteczki oczom czytelników ukazywało się jedno cierpkie zdanie: „Nie traktuj sam siebie, do cholery, tak strasznie poważnie”. Tak oto, w ramach Czwartej Tradycji grupa AA skorzystała z prawa do błędu. Co więcej wyświadczyła ona wielką przysługę Anonimowym Alkoholikom, stosując z pokorą wnioski wyciągnięte z tej lekcji. Grupa wybrnęła z tego żartem i zabrała się do roboty.
Nawet główny inicjator stojąc na gruzach swych marzeń, potrafił sam z siebie zażartować, a to jest już szczytem pokory.