CODZIENNE REFLEKSJE
NIKT NIE ODMÓWIŁ MI MIŁOŚCI
Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. “Czy pozwolicie mi do was dołączyć? -zapytał. – Bo, ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu. I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie”.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str.142
Przyszłam do was – żona, matka, kobieta, która porzuciła swojego męża, dzieci i rodzinę. Byłam pijaczką i lekomanką – byłam niczym. A jednak nikt nie odmówił mi miłości, troski, poczucia przynależności. Dziś – za sprawą łaski Boga oraz miłości dobrej sponsorki i grupy macierzystej – mogę powiedzieć, że dzięki wam, Anonimowym Alkoholikom, jestem żoną, matką, babcią i kobietą. Wolną od przymusu zażywania leków. Odpowiedzialną. Bez Siły Wyższej, którą znalazłam we Wspólnocie, moje życie nie miałoby sensu ani znaczenia. Przepełnia mnie wdzięczność za to, że należę do AA i że mogę się cieszyć ludzkim poważaniem.
JAK TO WIDZI BILL– str. 90
Zobaczyć jak znika samotność
Alkoholicy, niemal bez wyjątku, znają aż nadto dobrze udrękę osamotnienia. Jeszcze zanim zaczęliśmy się upijać i narażać ludziom, niemal każdego z nas męczyło uczucie, że tak naprawdę z nikim nic nas nie łączy. Albo byliśmy nieśmiali i nie mieliśmy odwagi zbliżyć się do innych, albo graliśmy hałaśliwie rolę równych kumpli, żeby zwrócić na siebie uwagę i pozyskać towarzystwo, co jednak nigdy nam się nie udawało. Zawsze dzieliła nas od innych tajemnicza bariera, której nie mogliśmy ani przekroczyć ani zrozumieć.
Była to jedna z przyczyn, dla której aż za bardzo pokochaliśmy alkohol. Ale nawet Bachus uderzył w nas rykoszetem, ostatecznie zwalając nas z nóg i pozostawiając w przeraźliwej samotności.
Praca z innymi wniesie do życia każdego z nas nowe wartości. Zobaczyć, jak ludzie odzyskują zdrowie, jak pomagają innym, jak znika samotność i rozwija się wspólnota, mieć wokół siebie mnóstwo przyjaciół to przeżycia, których nie wolno stracić.
1.Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str.58
2.Anonimowi Alkoholicy, str. 77
DZIEŃ PO DNIU
Radzenie sobie z drobiazgami
Czy to naprawdę kryzysy obniżają jakość naszego życia, czy raczej codzienne irytacje? Ludzie są doceniani za radzenie sobie z dużymi kryzysami, ale kto zwraca uwagę na to, jak radzimy sobie z drobiazgami?
Nie ma wyrazów uznania za radzenie sobie z irytacją, ale zamiast tego dostajemy spokój i pogodę ducha. Kiedy spokój i pogoda ducha dominują w naszym codziennym życiu, zaczynamy doceniać prawdziwy dar tego programu, dar codziennego życia.
Czy uczę się radzić sobie z drobiazgami?
Siło Wyższa, obdarz mnie cierpliwością i perspektywą, gdy będę ćwiczyć radzenie sobie z drobiazgami.
Zmienię dziś sposób, w jaki radzę sobie z irytacją, poprzez … .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Podróż, a nie cel. Jak to działa.
„Skoro już jesteś trzeźwy, dlaczego pozostajesz w AA?”. Członkowie AA często słyszą to pytanie od innych, którzy nie są zaznajomieni ze wspólnotą, ale jest to zrozumiałe. Postrzegają oni AA jako miejsce, do którego idzie się „wyleczyć”, podczas gdy my uczymy się postrzegać je jako ciągły proces zdrowienia, który tak naprawdę nigdy nie jest zakończony.
Trzeźwość nie jest przedmiotem, który można nabyć, a następnie umieścić gdzieś na półce lub na ścianie jak dyplom. To raczej DROGA W ŻYCIU, w której każdy dzień marszu jest celem samym w sobie.
Można też powiedzieć, że trzeźwość jest jak „MANNA Z NIEBA” opisana w Starym Testamencie. Świeża manna przychodziła każdego dnia, ale nie można jej sobie zachować na przyszłość. Tak samo jest z nami. Dzisiejsze doświadczenie w trzeźwości jest tym, co nas podtrzymuje i znajdziemy się w tarapatach, jeśli spróbujemy polegać na tym, co osiągnęliśmy w przeszłości.
Choć używamy terminu „trwała trzeźwość”, nigdy tak naprawdę jej nie posiadamy. Nasze dążenie do trzeźwości to podróż na całe życie.
Będę się strzegł przed poczuciem, że „mam to już za sobą”. Oczywiście, sukcesy z przeszłości powinny być pomocne w utrzymaniu dzisiejszej trzeźwości. Ale jakość dzisiejszej trzeźwości będzie zależeć tylko od dzisiejszego myślenia i zachowania.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Dorastasz w dniu, w którym po raz pierwszy naprawdę śmiejesz się z samego siebie. – Ethel Barrymore
Był czas, kiedy nie pozwalaliśmy nikomu śmiać się z nas – a nawet sobie, z samych siebie. Mieliśmy za dużo wstydu, i zbyt wiele bólu. Traktowaliśmy świat zbyt poważnie. Jeśli już śmialiśmy się, to z innych, a nie z siebie samych. Z czasem powraca do nas prawdziwy, szczery śmiech. Śmiech jest sposobem na zaakceptowanie siebie jako człowieka. Bycie człowiekiem oznacza, że możemy popełniać błędy. Oznacza to, że możemy się rozluźnić. Oznacza to również dorastanie. A dorastanie oznacza bycie szczęśliwym dlatego, kim jesteśmy – nawet z tymi cechami nas samych, które mogą wydawać się dziwne lub śmieszne. Jeśli nie potrafimy śmiać się z samych siebie, odcinamy się od świata. Odcinamy się od tych części nas samych, które musimy zaakceptować. Czy jestem gotów zaakceptować fakt, że jestem człowiekiem?
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, Ty stworzyłaś śmiech. Pomóż mi go używać, aby uczynić moje życie łatwiejszym. Pomóż mi zaakceptować wszystkie moje śmieszne błędy, które popełniłem.
Działanie na dziś: Dzisiaj podzielę się z kimś bliskim swoim zabawnym błędem.
JĘZYK WYZWOLENIA
Finanse
Poczucie odpowiedzialności finansowej za siebie jest częścią zdrowienia. Niektórzy z nas mogli znaleźć się w trudnej sytuacji finansowej z różnych powodów.
Wytyczne naszego programu zdrowienia, włączając w to program 12 Kroków, zakładają pracę nad problemami finansowymi i odbudowanie wiarygodności w tej dziedzinie życia. Podejmij kroki w celu finansowego zadośćuczynienia – nawet, jeżeli oznacza to odkładanie po 5 dolarów miesięcznie, by spłacić 5000 dolarów długu.
Zacznij tam, gdzie jesteś z tym, co masz. Jak w przypadku innych spraw, akceptacja i wdzięczność zamieni to, co posiadasz, w coś więcej.
Z pieniędzmi nie można zachowywać się na niby. Nie płać kartą, dopóki na konto nie wpłyną pieniądze. Nie wydawaj pieniędzy, dopóki ich nie masz w ręku.
Jeżeli jest za mało pieniędzy na przeżycie, wykorzystaj właściwe zasoby dostępne ci bez poczucia winy.
Wyznacz sobie cele. Uwierz, że finansowo zasługujesz na to, co najlepsze. Uwierz, że Bóg troszczy się o twoje finanse. Uwolnij się od strachu i zaufaj.
Dzisiaj skupię się na wzięciu odpowiedzialności za swoją obecną sytuację finansową bez względu na to, jak bardzo przytłaczająca może się wydawać ta dziedzina mojego życia.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w Trzeźwości
Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”
Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.
Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.
Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.
Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.
Zmiana starych przyzwyczajeń
Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.
Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.
Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.
Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.
Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.
Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”. W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.
Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.
Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.
O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.
W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.
Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.
Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).
Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.
Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.
Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.
Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.
Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.
Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.
Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.