Refleksje na dzień 30 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

SUMIENIE GRUPY

…czasem to co dobre, bywa wrogiem najlepszego
Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość, str. 131

Myślę, że słowa te odnoszą się do wszystkich aspektów Trzech Legatów AA: Zdrowienia, Jedności i Służby. Chcę, żeby wyryły się one w moim umyśle i życiu, kiedy to kroczę “DROGĄ SZCZĘŚLIWEGO PRZEZNACZENIA” (Anonimowi Alkoholicy, str 144). Słowa te, często wypowiadane przez współzałożyciela Wspólnoty Billa W., zostały słusznie skierowane do niego jako wyraz sumienia grupy. Uświadomiły one Billowi W., kwintesencję Tradycji Drugiej: że nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami; nie sprawują nad nami żadnej władzy.

Tak, jak to kiedyś dobitnie przypomniano Billowi W., i ja jestem zdania, że w naszych grupach dyskusyjnych nigdy nie powinniśmy zadowalać się tym, co “DOBRE”, a zawsze dążyć do tego, co “NAJLEPSZE”. I te wspólne wysiłki są jeszcze jednym przykładem tego, jak miłujący Bóg – jakkolwiek Go pojmujemy – wyraża się w sumieniu każdej grupy. Podobne doświadczenia pomagają mi utrzymać się na właściwej drodze zdrowienia. Uczę się łączyć inicjatywę z pokorą i odpowiedzialność z wdzięcznością – i dzięki temu mój program na dwadzieścia cztery godziny przesycony jest radością życia.


JAK TO WIDZI BILL – str. 89

Przegląd dnia

Kiedy wieczorem przygotowujemy się do nocnego spoczynku zwykle przypominamy sobie wydarzenia mijającego dnia. Czy byliśmy nieprzyjaźni, egoistyczni, nieuczciwi, czy targały nami obawy? Czy jesteśmy komuś w inni przeprosiny? Czy zatailiśmy w sobie coś/co powinno być natychmiast przedmiotem dyskusji z zaufaną osobą? Czy to, co zrobiliśmy mogło zostać wykonane lepiej? Czy myśleliśmy wyłącznie o sobie przez większość dnia? Czy znaleźliśmy czas, aby zastanowić się co mogliśmy uczynić dla innych? Czy wnieśliśmy coś od siebie dla ogólnego dobra.

Odpowiadając na te pytania nie wpadajmy w niepokój i nie zamartwiajmy się, bo wtedy stajemy się jeszcze mniej użyteczni dla innych. Po przeanalizowaniu wszystkich wydarzeń mijającego dnia prośmy Boga, aby udzielił nam swego przebaczenia, oraz aby wskazał nam drogę poprawy.

Anonimowi Alkoholicy, str. 74


DZIEŃ PO DNIU

Debatowanie nad programem
Być może w szkole braliśmy udział w debatach. Ciągnęły się one w nieskończoność i nigdy nie padały żadne odpowiedzi. Na naszych osobistych poligonach, w realiach ulicy, często słyszeliśmy lub uczestniczyliśmy w długich debatach na temat zła naszego społeczeństwa. Oczywiście nic się nie zmieniało.
Niektórzy ludzie stają się czyści i trzeźwi, a następnie zaczynają debatować na temat Dwunastu Kroków. „Odpowiedzi” przychodzą tylko do tych, którzy żyją zgodnie z programem, a taka debata ma niewielką wartość.

Czy żyję zgodnie z programem?

Siło Wyższa, obdarz mnie odwagą, bym podjął działanie i w ten sposób naprawdę żył zgodnie z programem.
Dzisiaj wprowadzę Kroki w czyn poprzez . . .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Identyfikuj, nie porównuj. Dobry osąd.
Porównywanie się z innymi jest zawsze niebezpieczne. Jeśli używamy zachowania i picia jako mierników, takie porównania mogą doprowadzić nas do przekonania, że tak naprawdę nie jesteśmy alkoholikami. Ten błędny wniosek doprowadził do zguby wielu alkoholików.
Lepiej jest identyfikować się z problemami, które są dla nas wspólne. Chociaż wzorce i nawyki związane z piciem mogą różnić się między dwiema osobami, mogą one przynajmniej podzielać lęki i złudzenia związane z piciem.
Inne wspólne czynniki łączące alkoholików to niedojrzałość emocjonalna, błędna wiara w to, że alkohol rozwiązuje problemy, samotność i skłonność do urazy. Są to również dobre tematy do rozmów na mityngach.
Na samym początku istnienia AA, założyciele mieli problem z wymyśleniem prawdziwej definicji alkoholizmu. Od tego czasu bardzo dobrze radzimy sobie z pozwalaniem członkom na „diagnozowanie” samych siebie. Najlepiej zostawić to w ten sposób: „Jeśli twoje picie jest problemem w twoim życiu, AA ma dla ciebie odpowiedź.
Dzisiaj nie będę tracił czasu na porównywanie się z innymi. Zaakceptowawszy swój alkoholizm, poświęcę swoją uwagę temu, co wzmacnia moją trzeźwość.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Duchowość to… świadomość, że przetrwanie to dzika walka między tobą a samym sobą. – Lisa S.
Jako ludzie powracający do zdrowia, każdego dnia stajemy się silniejsi. Chodzimy na spotkania, aby nauczyć się, jak być lepszymi ludźmi. Ale chodzimy też po to, by przypomnieć sobie o bestii, która w nas siedzi – o naszym uzależnieniu. Ta bestia czeka na nasze potknięcie – powrót do nałogu – by odzyskać kontrolę.
Dlatego mądrze jest dowiedzieć się wszystkiego o naszej chorobie. Dlatego tak ważne jest, by dobrze wykonać nasz Czwarty Krok. Kiedy pracujemy nad Krokiem Czwartym, dowiadujemy się, jak nasze uzależnienie działa, myśli i czuje. Z pomocą naszego programu możemy uciszyć bestię. Jeden dzień na raz..,

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, walczę o swoje życie. Dzięki Tobie dziś wygrywam i moje życie jest wolne.

Działanie na dziś: Porozmawiam z przyjacielem o moim uzależnieniu, o bestii we mnie. Zrobię to, aby miała mniejszą władzę nade mną.


JĘZYK WYZWOLENIA

Eksperymentowanie
Eksperymentuj. Spróbuj czegoś nowego. Wyjdź poza schemat.
Zbyt długo trzymano nas na uboczu. Zbyt długo sami trzymaliśmy się na uboczu.
Wielu z nas jako dzieciom odmawiano prawa do eksperymentowania. Wielu z nas, będąc dorosłymi, odmawia innym sobie prawa do eksperymentowania i uczenia się nowych rzeczy.
Nadszedł czas na eksperymentowanie. To ważna część zdrowienia. Nie bój się spróbować czegoś nowego. Oczywiście, będziesz popełniał błędy. Lecz dzięki tym błędom przekonasz się, co jest dla ciebie ważne.
Niektóre rzeczy nie spodobają ci się. Nic nie szkodzi. Będziesz wtedy wiedział więcej na temat tego, kim jesteś i czego nie lubisz.
Niektóre rzeczy spodobają ci się. Będą spójne z twoimi wartościami. Będą spójne z tym, kim jesteś. Dzięki nim odkryjesz wartości wzbogacające twoje życie.
W procesie zdrowienia istnieje czas na wyciszenie się, na bezruch i dochodzenie do siebie, na wychłodzenie temperatury emocji. Jest to czas na introspekcję i zabliźnianie ran. To ważny okres. Czas na zajęcie się sobą.
Przychodzi również czas na eksperymentowanie, na „badania gruntu”.
Zdrowienie nie oznacza wycofania się z życia. Zdrowienie znaczy, że uczymy się żyć i to żyć pełnią życia. Zdrowienie oznacza poszukiwanie, badanie i eksperymentowanie.
Zdrowienie oznacza skończenie ze sztywnymi zasadami z przeszłości, opartymi na wstydzie. Oznacza też formułowanie zdrowych wartości opartych na miłości do siebie, miłości do innych i życiu w harmonii ze światem zewnętrznym.
Eksperymentuj. Próbuj nowych rzeczy. Może ci się to nie spodoba. Może będziesz popełniał błędy. Lecz może ci się to spodoba i znajdziesz coś, co naprawdę pokochasz.
Dzisiaj dam sobie pozwolenie na eksperymentowanie w życiu. Przestanę kurczowo trzymać się barierki i skoczę na głęboką wodę, kiedy będę miał na to ochotę. Boże, pomóż mi uwolnić się od potrzeby pozbawiania siebie poczucia, że naprawdę żyję.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Życie w Trzeźwości

Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”

Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.

Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.

Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.

Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.

Zmiana starych przyzwyczajeń

Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.

Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.

Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.

Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.

Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.

Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”.  W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.

Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.

Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.

O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.

W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.

Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.

Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).

Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.

Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.

Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.

Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.

Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.

Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.

Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.