Refleksje na dzień 27 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

WOLNOŚCI GWARANTOWANE PRZEZ AA

Ufamy, że wiemy już, na czym polegają nasze prawdziwe wolności, i że przyszłe pokolenia uczestników Wspólnoty nigdy nie będą musiały ich ograniczyć. Wolności gwarantowane przez AA tworzą żyzną glebę, na której może wzrastać autentyczna miłość…
Język serca, str. 303

Pragnąłem wolności. Najpierw – wolności picia; później – wolności od picia. Wspólnotowy program zdrowienia opiera się na wolności wyboru. Nie ma tu rozporządzeń, reguł ani przykazań. Program rozwoju duchowego zarysowany w Dwunastu Krokach – oferujący mi jeszcze więcej wolności – jest jedynie zbiorem sugestii. Mogę go przyjąć lub odrzucić. Z możliwości sponsorowania można skorzystać, ale nikt nie narzuca go siłą; mogę przyjść do Wspólnoty, porzucić ją, a następnie znów do niej wrócić – zależy to tylko ode mnie. Te i inne wolności pozwalają odzyskać mi godność, którą utraciłem podczas lat picia, a która jest mi tak droga i niezbędna do zachowania trwałej trzeźwości.


JAK TO WIDZI BILL – str. 86

Miejsce na udoskonalenie

Uwierzyliśmy, że Tradycje AA i Kroki programu zdrowienia AA są najbliższe prawdom, które służą nam i naszemu konkretnemu celowi. Im dłużej je stosujemy, tym bardziej nam się podobają. Wszystko więc wskazuje na to, że zasady AA będą wciąż zalecane w takiej formie, w jakiej istnieją obecnie.

Ale skoro nasze podstawy są tak mocno, raz na zawsze ustalone – to gdzie tu miejsce na zmianę i doskonalenie?

Odpowiedź nasuwa się natychmiast. Choć nie ma potrzeby zmieniać naszych prawd – zasad, z pewnością możemy doskonalić sposób, w jaki je stosujemy – w odniesieniu do siebie, do AA jako całości, do relacji z otaczającym nas światem. W stosowaniu tych zasad „we wszystkich naszych poczynaniach” możemy nieustannie piąć się w górę i posuwać naprzód.

Grapeyine, luty 1961


DZIEŃ PO DNIU

Akceptowanie siebie
Akceptacja siebie oznacza, że nie muszę być bogaty, sławny, potężny, ani nawet „dobry”. Oznacza brak konieczności imponowania innym. Oznacza życie w sposób autentyczny. Oznacza komfort mówienia „nie wiem”. Bycie wolnym od strachu oznacza, że możemy żyć tak, jak chcemy; oznacza to, że nie musimy być nikim szczególnym. Możemy być po prostu świadomi i pełni akceptacji.

Czy czuję się na tyle wolny, by być sobą?

Siło Wyższa, pomóż mi zaakceptować siebie takim, jakim jestem.
Będę dziś ćwiczyć akceptowanie siebie poprzez …..


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Jeśli działa, nie naprawiaj tego. Akceptacja życia.
Wiele rzeczy w życiu jest w porządku takimi, jakimi są. Trudno to zrozumieć w świecie, który kładzie duży nacisk na poprawę i postęp, ale ponieważ jest tak wiele rzeczy, które wymagają naprawy, najlepiej jest nie ingerować w rzeczy, które działają.
Czasami uważamy, że coś powinno zostać zmienione w życiu innej osoby. Dwóch członków AA uznało na przykład, że ich wspólny znajomy z AA zasługuje na pracę o wyższym statusie niż ta, którą wykonuje. Wybrali nietypowy zawód, który wydawał się pasować do jego talentów i zainteresowań, i byli rozczarowani, a nawet nieco urażeni, gdy stwierdził, że nie jest zainteresowany. Kontynuował swój zwykły zawód aż do przejścia na emeryturę trzydzieści lat później.
Prawdę mówiąc, w jego wyborze zawodu nie było nic, co wymagałoby „naprawy”. Zarabiał na życie wykonując bardzo uczciwą, ale trudną pracę. To było nieco aroganckie ze strony jego przyjaciół, aby nakreślić mu nową karierę i mogło to doprowadzić do znacznych szkód.
Zostawmy ludzi i rzeczy w spokoju, chyba że zostaniemy poproszeni o pomoc i coś naprawdę wymaga naprawy.
Rozejrzę się dzisiaj dookoła i zauważę rzeczy w moim życiu, które działają dobrze i naprawdę nie wymagają zmian. Następnie skupię swoją uwagę na rzeczach, które naprawdę powinny zostać naprawione.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Tajemnicą sukcesu jest wytrwałość w dążeniu do celu. – Benjamin Disraeli
Na spotkaniach Dwunastu Kroków nie rozmawiamy o poradnictwie, ośrodkach terapeutycznych czy lekturach niezwiązanych z programem. Wielu z nas otrzymało pomoc w ten sposób, ale nie powinniśmy mylić tych rzeczy z programem Dwunastu Kroków. Musimy utrzymywać nasz program Dwunastu Kroków w czystości, bez względu na to, co jest modne wśród doradców lub w ośrodkach terapeutycznych, albo co mówią najnowsze książki. Oczywiście powinniśmy korzystać z tych źródeł, jeśli nam pomagają, ale nie na naszych spotkaniach programowych. Tam musimy trzymać się podstaw, które przez wiele lat pomagały uzależnionym w powrocie do zdrowia na całym świecie. Kroki, tradycje, spotkania, sponsoring – te rzeczy działają, bez względu na to, co jest w modzie.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pozwól mi być tam, by pomóc uzależnionemu w potrzebie, dzieląc się moim programem Dwunastu Kroków.

Działanie na dziś: Pomogę dzisiaj, będąc sponsorem lub dzwoniąc do nowego członka wspólnoty, tylko po to, by się przywitać.


JĘZYK WYZWOLENIA

Tlące się zarzewie
„Jak mogłem coś takiego zrobić? Jak mogłem coś takiego powiedzieć? Mimo poczucia słuszności, ciągle czuję się za- kłopotany, winny i przestraszony”.
To częsta reakcja na nowe zachowania związane ze zdrowieniem. Wszystko, co ma związek z utrzymaniem wewnętrznej siły i zadbaniem o siebie wywołuje uczucia wstydu, winy i strachu.
Nie musimy pozwalać, by te uczucia nas kontrolowały. Są one gwałtowną reakcją na nowe zachowania. To tlące się zarzewie. Niech się wypali.
Kiedy zaczynamy konfrontować i atakować uczucia i komunikaty, doświadczymy zjawiska rozniecenia tlącego się ognia. Tlący się ogień jest czymś, co z naszym przyzwoleniem kontrolowało nas przez całe życie – naszym wstydem Wielu z nas dorastało w atmosferze wstydu opartym na przekonaniu, że dbanie o siebie, utrzymanie wewnętrznej siły w relacjach z innymi ludźmi, czy bycie uczciwym i otwartym nie jest w porządku. Wielu z nas dorastało w przekonaniu, że ani bycie sobą, ani rozwiązywanie problemów w związkach nie jest w porządku. Wielu z nas dorastało w przekonaniu, że nasze pragnienia i potrzeby nie są porządku.
Niech tlący ogień wypali się. Nie musimy traktować go zbyt poważnie. Nie pozwólmy, aby przekonał nas, że jesteśmy w błędzie i nie mamy prawa troszczyć się o siebie, czy wyznaczać własnych granic.
Czy naprawdę mamy prawo, by troszczyć się o siebie? Czy naprawdę mamy prawo do wyznaczania granic? Czy naprawdę mamy prawo do bezpośredniości i mówienia tego, co mamy do powiedzenia? Żebyście wiedzieli, że mamy.

Dzisiaj pozwolę, aby tlący się ogień, który strzela na chwilę jaśniejszym płomieniem po tym, jak zaczynamy stosować nowe zachowania, sam się wypalił. Nie będę traktował go poważnie. Boże, pomóż mi uwolnić się od wstydu i bezpodstawnych lęków o to, co stanie się ze mną, jeżeli zacznę troszczyć się i traktować siebie z miłością.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Życie w Trzeźwości

Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”

Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.

Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.

Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.

Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.

Zmiana starych przyzwyczajeń

Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.

Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.

Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.

Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.

Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.

Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”.  W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.

Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.

Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.

O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.

W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.

Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.

Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).

Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.

Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.

Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.

Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.

Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.

Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.

Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.