Refleksje na dzień 25 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

SERCE PRZEPEŁNIONE WDZIĘCZNOŚCIĄ

Ze wszystkich sił staram się trzymać prawdy mówiącej, że serce pełne wdzięczności nie pozwala sobie na samozadowolenie i zarozumialstwo. Jeśli po brzegi wypełnia je wdzięczność, to pulsuje ono przelewającą się zeń miłością – najszlachetniejszym uczuciem, jakie znamy.
Jak to widzi Bill, str. 37

Uważam, iż my w AA mamy szczęście, że ciągle przypomina nam się o potrzebie wdzięczności i o ważnej roli, jaka odgrywa ona w naszej trzeźwości. Jestem szczerze wdzięczny Bogu za trzeźwość osiągniętą dzięki programowi AA i cieszę się, że mogę odwdzięczyć się za to, co bezinteresownie mi podarowano. Jestem wdzięczny nie tylko za samą trzeźwość, ale także za jakość życia, jaka ona ze sobą przyniosła. Bóg szczodrze obdarzył mnie łaska trzeźwych dni i życia pełnego spokoju i zadowolenia; uczynił mnie też zdolnym do dawania i przyjmowania miłości i stworzył mi okazje do służenia sobą innym – we Wspólnocie, rodzinie i mojej lokalnej społeczności. Wszystko to sprawia, ze mam “serce przepełnione wdzięcznością”.


JAK TO WIDZI BILL – str. 84

Korzyści płynące z odpowiedzialności

Tak się szczęśliwie składa, że wydatki przypadające na jednego uczestnika AA są bardzo niskie. Dlatego też niezapewnienie odpowiednich wpływów byłoby z naszej strony unikaniem korzystnej dla nas odpowiedzialności.

Większość alkoholików twierdzi, że kłopoty, które kiedyś mieli, zawsze łatwo było rozwiązać za pomocą pieniędzy. Kiedy piliśmy, pierwsi wyciągaliśmy po nie rękę. Toteż gdy teraz zaczynamy sami płacić swoje rachunki, jest to zdrowa odmiana.

Z powodu picia mój przyjaciel Henryk stracił świetnie płatną pracę. Został mu jeszcze piękny dom – jednak utrzymanie go wymagało trzykrotnej równowartości znacznie niższej teraz pensji.

W tej sytuacji przyjaciel mógł był wynająć swój dom na bardzo korzystnych warunkach. Ale nie! On uparł się, że wie, iż Bóg pragnie, by nadal w nim mieszkał, więc na pewno dopilnuje, żeby wszystkie koszty zostały zapłacone. Zadłużenie rosło, a Henryk promieniał wiarą. Nic zatem dziwnego, że w końcu wierzyciele zabrali mu dom.

Teraz Henryk może się już z tego śmiać – nauczył się bowiem, że Bóg częściej pomaga tym, którzy sami chcą sobie pomóc.

List 1960 i list, 1966


DZIEŃ PO DNIU

Doświadczanie zmian
W procesie zdrowienia dochodzi do wielkich wstrząsów. Tak jak pozbywamy się całego naszego świata skoncentrowanego na używkach, tak samo pozbywamy się wielu naszych starych idei. Wiele założeń naszego życia okaże się słabych i niewygodnych. Jedyną niezachwianą rzeczą jest nasza Siła Wyższa. Choć fundamentalne zmiany są wstrząsające, nasza Siła Wyższa przeprowadzi nas przez nie.

Czy doświadczam wielkiego wstrząsu?

Siło Wyższa, pomóż mi zaakceptować potrzebę zmian i przyjąć Twoją pomoc w ich przetrwaniu.
Obszar mojego życia, nad zmianą którego będę dziś pracować, to … .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Oczekiwanie cudów – wiara
Niektórzy twierdzą, że od XIV wieku nie było żadnych cudów. W ten sposób mówi się, że cuda się nie zdarzają.
Emmet Fox przyznał, że cuda nie zdarzają się w sensie naruszania doskonałego, uniwersalnego systemu prawa i porządku. Istnieje jednak coś takiego jak odwoływanie się do wyższego prawa i to również jest częścią konstytucji wszechświata. Modlitwa jest sposobem na zrobienie tego, a wystarczająca ilość modlitwy pozwoli ci wyjść z każdej trudności, podkreślał Fox.
Ludzie, którzy znaleźli trzeźwość w AA, są w rzeczywistości współczesnymi cudami. Oczekują oni, że więcej cudów będzie się nadal zdarzać – w przeciwnym razie nie byłoby sensu kontynuować pracy z nowicjuszami. A skoro oczekujemy cudów, pamiętajmy, że niezliczone inne ludzkie problemy poddają się duchowemu podejściu. Życie samo w sobie jest cudowne, gdy je badamy: dlaczego nie miałoby być więcej cudów przed nami?
Zachowam otwarty umysł na temat cudów. Skoro wciąż jesteśmy w stanie ogarnąć tylko fragment wszechświata, powinno z tego wynikać, że jest jeszcze wiele do nauczenia się o procesach duchowych, które uratowały nas przed alkoholizmem.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Artysta, który dąży do perfekcji we wszystkim, nie osiąga jej w niczym. – Eugene Delacroix
Dążenie do doskonałości oddala nas od naszej Siły Wyższej. Dążenie do doskonałości pokazuje, że wstydzimy się bycia ludźmi. W procesie zdrowienia akceptujemy fakt, że jesteśmy ludźmi. Staramy się być jak najlepszymi ludźmi. Kiedyś ćpaliśmy, by czuć się potężnymi i boskimi. Ale Bóg to nie tylko moc. Bóg to także łagodność. Łagodność i miłość to moc, której szukamy podczas powrotu do zdrowia. Pracujemy, by być ludźmi. Pracujemy nad poznaniem kochającej, łagodnej strony nas samych i naszej Siły Wyższej. Pamiętajmy, że jeśli spróbujemy być Bogiem, poniesiemy porażkę. Jeśli spróbujemy być ludźmi, wygramy.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi zrezygnować z prób bycia doskonałym. Pomóż mi zawsze pamiętać, że jestem człowiekiem – co oznacza, że nie jestem doskonały.
Działanie na dziś: Częścią bycia człowiekiem jest popełnianie błędów. Dziś będę postrzegać swoje błędy jako szansę na naukę.


JĘZYK WYZWOLENIA

Zamartwianie się
Co by było, gdybyśmy wiedzieli na pewno, że wszystko, czym się dzisiaj martwimy, ułoży się pomyślnie?
Co by było, gdybyśmy mieli gwarancję, że nurtujący nas problem zostanie idealnie rozwiązany w idealnym czasie? Ponadto co by było, gdybyśmy wiedzieli, że za trzy lata będziemy wdzięczni za ten problem i jego skutki? Co by było, gdybyśmy wiedzieli, że nawet nasze największe zmartwienia obrócą się na naszą korzyść?
Co by było, gdybyśmy mieli gwarancję, że wszystko, co się nam przydarzyło i przydarza jest celowe, specjalnie dla nas zaplanowane i w naszym interesie?
Co by było, gdybyśmy mieli gwarancję, że ludzie, których kochamy, doświadczają dokładnie tego, czego powinni doświadczać, aby być tym, kim mają być? Ponadto co by było, gdybyśmy mieli gwarancję, że inni są w stanie odpowiadać za siebie i nie musimy przejmować nad nimi kontroli, ani czuć się za nich odpowiedzialni.
Co by było, gdybyśmy wiedzieli, że czeka nas dobra przyszłość i że nie zabraknie nam środków ani wsparcia, aby poradzić sobie ze wszystkim, co się nam przytrafi? Co by było, gdybyśmy wiedzieli, że wszystko jest w porządku i że nie musimy się o nic martwić? Co byśmy wtedy zrobili?
Moglibyśmy uwolnić się od zmartwień i zacząć cieszyć się życiem.

Dzisiaj uzmysłowię sobie, że nie muszę się o nic martwić. Jeżeli martwię się o cokolwiek, będę robił to z całą świadomością, że jest to mój własny wybór, a nie konieczność.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Życie w Trzeźwości

Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”

Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.

Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.

Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.

Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.

Zmiana starych przyzwyczajeń

Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.

Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.

Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.

Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.

Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.

Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”.  W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.

Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.

Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.

O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.

W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.

Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.

Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).

Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.

Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.

Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.

Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.

Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.

Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.

Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.