Refleksje na dzień 24 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

NIE BIERNOŚĆ, TYLKO DZIAŁANIE

Człowiek powinien myśleć i działać. Nie po to został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, żeby być automatem.
Jak to widzi Bill, str. 55

Zanim wstąpiłem do AA, często nie myślałem, a jedynie reagowałem na ludzi i sytuację. Kiedy zaś nie reagowałem, to działałem niejako automatycznie. Po przyjściu do AA zacząłem co dzień poszukiwać przewodnictwa Siły Większej niż ja sam i uczyłem się słyszeć jej wskazówki. Potem, zacząłem podejmować decyzje i – zamiast reagować – w zgodzie z nimi działać. Przyniosło to konstruktywne rezultaty: nie pozwalam już żeby inni decydowali za mnie, a potem krytykowali mnie za to.
Dziś, jak co dzień, moje serce przepełnia wdzięczność i pragnienie, aby wypełniała się przeze mnie wola Boga: sprawia to, że doświadczeniem mojego życia warto się dzielić, zwłaszcza z innymi alkoholikami!
Najważniejsze jest, abym z niczego – nawet z AA – nie czynił bałwochwalczej “religii”, tylko wtedy bowiem mogę być posłańcem i wyrazicielem Boga.


JAK TO WIDZI BILL – str. 83

Nie możemy żyć samotnie

Każdy z Dwunastu Kroków AA zaleca przeciwstawienie się władzy naturalnych popędów, każdy ściąga nasze wybujałe JA bliżej ziemi. Dla broniącej się przed ukróceniem miłości własnej Piąty Krok jest jednym z najtrudniejszych. Ale prawdopodobnie żaden inny Krok nie jest równie ważny dla utrzymania długofalowej trzeźwości i spokoju umysłu. Doświadczenie AA nauczyło nas, że nie możemy żyć samotnie z gnębiącymi nas problemami i skazami charakteru, które powodują lub zaostrzają te problemy.

Kiedy dzięki Czwartemu Krokowi udaje nam się dostrzec sprawy, o których chcieliśmy zapomnieć, odczuwamy ogromną potrzebę, by zerwać z życiem w izolacji, z dręczącymi nas samotnie zmorami przeszłości. O nich właśnie musimy z kimś porozmawiać. Nie możemy liczyć na to, że przyjaciele rozwiążą wszystkie nasze trudności. Dobry doradca nigdy nie będzie w pełni myślał za nas. Wie bowiem, że każdą ostateczną decyzję musimy podjąć sami. Dlatego też swą pomoc ograniczy do wyeliminowania naszego lęku, wygodnictwa i samooszukiwania się, umożliwiając nam w ten sposób dokonywanie wyborów opartych na miłości, mądrości i uczciwości.

1.Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 56
2.Grapevine, sierpień 1961


DZIEŃ PO DNIU

Kształtowanie nowych nawyków
Kształtujemy nawyki, a potem te nawyki zaczynają kształtować nas. Przez tak długi czas mieliśmy taki autodestrukcyjny sposób bycia: Byliśmy egocentrycznymi, gniewnymi i krytycznymi ludźmi, więc zachowywaliśmy się samolubnie, gniewnie i osądzająco.
Aby zachować trzeźwość, musimy rozwinąć nowe nawyki, nowe wzorce życia. Musimy porzucić stare miejsca, starych przyjaciół, stare postawy i idee. Wydaje się, że jest to jedyny sposób na ukształtowanie nowych nawyków – na przykład życzliwości, miłości i uczciwości, na których opiera się nasz program.

Jakie nawyki chcę rozwinąć?

Siło Wyższa, pomóż mi ukształtować nowe nawyki, które zastąpią te stare, które niemal zniszczyły moje życie.
Nowym nawykiem, nad którym będę dziś pracować, jest … .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

To też przeminie – Wytrwałość
Starzejąc się w trzeźwości, szybko stajemy się świadomi faktu, że zarówno dobre, jak i złe doświadczenia w końcu przemijają. Bez względu na to, jak piękna lub brzydka staje się dana sytuacja, z czasem musi ulec zmianie. W dyskusjach chwytamy tę myśl, przypominając sobie, że „to też przeminie”.
Mamy wielkie szczęście, że to prawda. Gdyby było inaczej, nieznośne warunki trwałyby wiecznie. Naszym zadaniem jest upewnienie się, że nasze własne myśli i działania prowadzą do poprawy, dla nas samych i dla innych. Chociaż powinniśmy być gotowi zaakceptować nieprzyjemności, jeśli nie ma sposobu na ich uniknięcie, zawsze powinniśmy mieć nadzieję…. i pracować….. nad poprawą.
Kiedyś nieprzyjemne doświadczenia mijają. Musimy również uważać, aby nie wskrzeszać ich poprzez rozmyślanie o tym, jak źle zostaliśmy potraktowani lub próbując wyrównać rachunki z innymi. To tylko przedłuża kłopoty. Dobra wiadomość w AA jest taka, że możemy przetrwać każde doświadczenie i zostawić je za sobą.
Cokolwiek mnie dziś spotyka, będę wiedział, że jest to tymczasowe i nie ma mocy, by powstrzymać mnie przed głębszym szczęściem i wdzięcznością, które mam w programie 12 kroków.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Kochaj swojego wroga, to doprowadzi go do szaleństwa. Eleanor Doan
Kochaj swojego wroga. To o wiele łatwiejsze dla ciebie! Nienawidzenie kogoś zajmuje mnóstwo czasu i energii.
Kochanie wroga oznacza, że zamiast próbować wyrównać rachunki, pozwalasz swojej Sile Wyższej poradzić sobie z tą osobą. Oczywiście kochanie wroga jest również trudne. Oznacza rezygnację z kontroli. Oznacza rezygnację z własnej woli. My, uzależnieni, naturalnie chcemy kontrolować rzeczy i ludzi.
Tutaj zwracamy się o pomoc do naszego programu. Uczymy się kochać naszych wrogów nie z jakiegoś wielkiego powodu. Po prostu robimy to, ponieważ nienawiść może sprawić, że ponownie sięgniemy po alkohol lub inne narkotyki.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, czuwaj nad moją rodziną, przyjaciółmi i wrogami. Zabierz ode mnie pragnienie kontroli. Zabierz mi wszystkie powody, dla których chcę się naćpać.

Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię wszystkich moich wrogów. Wypowiem każde z ich imion, a następnie przeczytam na głos Trzeci Krok.


JĘZYK WYZWOLENIA

Docenianie siebie samych

Najwspanialszą rzeczą, która może nam się kiedykolwiek przydarzyć, jest bycie sobą. Uwierz mi. O wiele łatwiej jest wtedy żyć. Czas skończyć ten bezsens z obwinianiem się. Możliwe, że kroczyliśmy przez życie, przepraszając za siebie w sposób bezpośredni lub pośredni – czując się mniej wartościowym od innych, będąc przekonanym, że inni wiedzą więcej od nas i że to oni powinni być tu i teraz, a nie my.
Mamy prawo być tutaj. Mamy prawo być sobą.
Jesteśmy tutaj, a nasze życie ma swój cel i przyczynę. Nie musimy przepraszać za to, kim jesteśmy, ani za to, że się tutaj znaleźliśmy. Nie musimy być lepsi, niż jesteśmy. Zasługujemy na wszystko, co najlepsze.
Nieważne, co zrobiliśmy w przeszłości. Wszyscy mamy jakąś przeszłość przeplataną błędami i doświadczeniami. Mamy prawo do przeszłości. Jest nasza. Ona nas uformowała, nadała nam kształt. W miarę, jak będzie upływała nasza podróż, przekonamy się, że każde z tych doświadczeń będziemy mogli obrócić na naszą korzyść. Spędziliśmy zbyt wiele czasu na wstydzie, przepraszaniu i powątpiewaniu we własne piękno. Przestańmy. Uwolnijmy się od tego. To niepotrzebny ciężar. Prawa przysługują innym, ale również nam. Nie stanowimy ani mniej, ani więcej czegokolwiek. Jesteśmy równi. Jesteśmy takimi, jakimi jesteśmy. Zostaliśmy stworzeni z intencją, żeby takimi właśnie być. A to, mój przyjacielu, olbrzymi dar.

Boże, pomóż mi czerpać z mojej własnej siły, aby kochać i doceniać siebie. Pomóż mi dowartościować samego siebie zamiast szukać dowartościowania u innych.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Życie w Trzeźwości

Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”

Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.

Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.

Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.

Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.

Zmiana starych przyzwyczajeń

Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.

Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.

Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.

Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.

Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.

Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”.  W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.

Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.

Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.

O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.

W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.

Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.

Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).

Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.

Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.

Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.

Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.

Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.

Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.

Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.