CODZIENNE REFLEKSJE
ŻADNYCH ZASTRZEŻEŃ
Ukazała się nam naga prawda: „Kto raz stanie się alkoholikiem, ten pozostanie nim na zawsze”… Jeśli z całym przekonaniem zaplanujemy zaprzestanie picia, nie może być mowy o żadnych wyjątkach, ani o żadnej podświadomej myśli czy nadziei, że kiedyś w przyszłości staniemy się odporni na alkohol… Rozwój uzależnienia od alkoholu nie wymaga ani picia przez dłuższy czas, ani też picia w dużych ilościach. Jest to prawdziwe zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Kobiety potencjalne alkoholiczki często stają się nieodwołalnie alkoholiczkami w ciągu zaledwie kilku lat.
Anonimowi Alkoholicy, str. 27-28
Podkreśliłam sobie te słowa w moim egzemplarzu Wielkiej Księgi. Odnoszą się one zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet uzależnionych od alkoholu.
Wiele razy otwierałam książkę na tej stronie i zastanawiałam się nad powyższym fragmentem. Nie muszę już oszukiwać się, przywołując w pamięci mój niekiedy odmienny styl picia czy też łudząc się, że jestem „wyleczona”. Myślę sobie, że jeśli trzeźwość jest darem Boga dla mnie, to trzeźwe życie jest moim darem dla Boga. Mam nadzieję, że mój dar sprawia Mu taka sama radość, jak Jego dar sprawia mnie.
JAK TO WIDZI BILL– str. 82
Zawirowania mają swoją wartość
Myślę, że ta konkretna Konferencja Służb niesie z sobą obietnicę na przyszłość i że została naznaczona postępem – ponieważ nie wszystko poszło gładko i wystąpiły na niej zawirowania; kłopotliwe zawirowania, które udało się wszakże przekształcić w mocną stronę – przetworzyć tak, by zaowocowały wzrostem i zapowiedzią czegoś lepszego.
Samo AA zrodziło się z kłopotów – z najcięższych niemal kłopotów, jakie spaść mogą na człowieka, a które zawsze towarzyszą tej ponurej i śmiertelnej chorobie, jaką jest alkoholizm. Każdy z nas trafił do AA będąc w nieznośnych, beznadziejnych kłopotach. To właśnie one sprawiły, że tam trafiliśmy.
Jeśli przebieg tej konferencji został zaburzony, jeśli jej uczestnicy byli głęboko poruszeni – to ja mówię na to: „No i w porządku”.
Jakiż parlament, jaka republika, jaka demokracja nie zaznała twórczego fermentu konfliktu? Ścieranie się odmiennych punktów widzenia jest samą istotą działania powyższych instytucji i ustrojów. Czegóż się zatem obawiać?
Prelekcja, 1958
DZIEŃ PO DNIU
Powrót do zdrowia
Ważne jest, aby pamiętać, że jesteśmy ciężko chorzy emocjonalnie, fizycznie i duchowo. Aby wyzdrowieć, musimy pracować nad wszystkimi trzema obszarami. Wytrzeźwienie to tylko pierwszy krok, ponieważ uzależnienie jest tylko objawem prawdziwej choroby.
Gdy już wytrzeźwiejemy, musimy nauczyć się, jak żyć. A potem musimy nauczyć się być świadomi obecności naszej Siły Wyższej. Pracujmy nad tymi zmianami dzień po dniu, a światło tej obecności rozbłyśnie w naszym życiu.
Czy zdrowieję emocjonalnie, fizycznie i duchowo?
Siło Wyższa, pomóż mi pamiętać, że moje uzależnienie jest tylko objawem mojej emocjonalnej, fizycznej i duchowej choroby.
Popracuję dziś nad moim zdrowiem duchowym poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Działać „tak jakby” – znajdowanie kierunku
Choć brzmi to jak gra lub sztuczka, „zachowywanie się tak, jakby” ma wielką moc. Oznacza to zachowywanie się tak, jakbyśmy już odnieśli sukces, zachowywanie się tak, jakbyśmy oczekiwali, że wszyscy będą z nami współpracować, zachowywanie się tak, jakbyśmy już osiągnęli cel, do którego dążymy.
Zasadą tego podejścia jest to, że takie działanie pomaga skupić nasze umysły i energię na celach. Ważne jest również, aby uwierzyć, że nasz sukces jest nieunikniony, jeśli naprawdę podążamy właściwą ścieżką.
Nie powinniśmy stosować tej zasady przesadnie lub zakładać, że zastąpi ona inteligentną pracę lub dobry osąd. Będzie to jednak znacząca pomoc w wyeliminowaniu zwątpienia w siebie i pesymizmu, które tak często towarzyszą alkoholikom w ich dążeniu do trzeźwości. Zbyt często niska samoocena i błędne przekonanie, że nic się nie uda, prowadzą nas do sabotowania własnych wysiłków.
Powinniśmy przystępować do każdego przedsięwzięcia z myślą, że już odnieśliśmy sukces…., że wyniknie z niego wiele dobrego, nawet jeśli dokładny rezultat jest nieco inny od tego, co mieliśmy na myśli. „Działać tak, jakby” jest właśnie tym, czego możemy potrzebować, aby przywołać naszą energię do przyszłych obowiązków.
Stare powiedzenie mówi, że „jeśli Bóg jest ze mną, któż może być przeciwko mnie?”. Będę dziś kontynuował moje działania z przekonaniem, że moja Siła Wyższa kieruje wszystkie moje wysiłki na właściwą drogę.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Jeśli już, to zwykle byliśmy ludźmi, którzy chcieli mieć wszystko teraz. Mieć nadzieję to nie znaczy żądać.
Może byliśmy trochę wymagający. Może byliśmy trochę niecierpliwi. Może dlatego mamy tak mało nadziei.
Nadzieja to wiara w dobrą wolę, nawet w złych czasach. Nadzieja to świadomość, że „to też minie”. Nadzieja to świadomość, że bez względu na to, jak bardzo się boimy, Bóg będzie z nami. Nadzieja to świadomość, że już nigdy nie będziemy musieli być sami. To świadomość, że czas jest po naszej stronie. Nadzieja to rezygnacja z kontroli. Nadzieja to świadomość, że nigdy nie mieliśmy kontroli. Nadzieja to wiara w siebie. Nadzieja jest tym, o co chodzi w naszym programie.
Modlitwa na ten dzień: Siło Wyższa, w naszym programie dzielimy się naszymi doświadczeniami, mocnymi stronami i nadziejami. Dziękuję, że dałeś mi te trzy rzeczy, abym mógł się nimi podzielić.
Działanie na dziś: Podzielę się moją nadzieją na przyszłość ze sobą, moją Siłą Wyższą i moimi przyjaciółmi. Podzielę się tym również z kimś, kto stracił nadzieję.
JĘZYK WYZWOLENIA
Gromy krytyki
Musimy wiedzieć, jak daleko idziemy i jak daleko pozwolimy innym ludziom sobie towarzyszyć. Kiedy to zrozumiemy, możemy iść dokądkolwiek. – „Ponad współuzależnieniem”
Kiedy korzystamy z własnej siły, aby zadbać o siebie – wyznaczyć granice, powiedzieć „nie”, zmienić stary schemat – możemy znaleźć się pod ostrzałem krytyki innych ludzi. To nic takiego. Nie musimy pozwolić, aby ich reakcje nas kontrolowały, blokowały czy wpływały na naszą decyzję, abyśmy tylko zadbali o siebie.
Naszym zadaniem nie jest kontrolowanie reakcji innych ludzi na przejawy naszej troski o siebie. To nie nasza powinność. Nie powinniśmy również oczekiwać, że nikt nie będzie na taką postawę reagował.
Ludzie będą reagowali, kiedy zaczniemy zachowywać się inaczej, niż dotychczas. Będą reagowali na naszą asertywność w dbaniu o siebie, szczególnie jeśli nasze decyzje w jakiś sposób ich dotkną. Pozwólmy im na ich uczucia. Pozwólmy im na ich reakcje. Jednak nie zbaczajmy z kursu. Jeżeli inni przyzwyczaili się do tego, że zachowujemy się w określony sposób, będą próbowali przekonać nas, żebyśmy nie zmieniali niczego, co naruszy dotychczasowy system. Jeżeli ludzie przyzwyczaili się do tego, że mówimy tak, zaczną marudzić i narzekać, kiedy powiemy nie. Jeżeli ktoś przyzwyczaił się, że przejmowaliśmy odpowiedzialność za jego obowiązki, uczucia i problemy, może zacząć ciskać na nas gromy, kiedy tego zaprzestaniemy. To jest normalne. Możemy nauczyć się żyć pod lekkim ostrzałem krytyki w imię zdrowej troski o siebie samych. Pamiętajcie, nie pod pręgierzem. Pod ostrzałem. Jeżeli ludzie przyzwyczaili się do kontrolowania nas przez poczucie winy, zastraszanie i perswazję, mogą podwoić swoje wysiłki, kiedy zaczynamy się zmieniać i odmówimy im prawa do kontrolowania nas. To również normalne. To również jest obstrzał. Nie musimy pod tym obstrzałem wycofywać się na stare pozycje, jeżeli zdecydowaliśmy, że zmiana jest dobra i potrzebna. Nie musimy reagować na ostrzał ani udzielać mu zbyt wiele uwagi. Nie jest tego wart. Sam umrze śmiercią naturalną.
Dzisiaj zlekceważę każdy strzał krytyki pod swoim adresem za zmianę zachowania czy inne wysiłki podjęte w celu bycia sobą.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w Trzeźwości
Stosowanie „Modlitwy o pogodę ducha”
Na ścianach tysięcy lokali, w których odbywają się spotkania AA, można przeczytać następującą inwokację:
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
To nie w AA powstała ta modlitwa. Jej wersje przez setki lat były stosowane przez różne wyznania, a teraz często się ją spotyka w AA i poza obrębem naszego bractwa. Niezależnie od tego, jaką wiarę wyznajemy czy też jesteśmy agnostykami albo ateistami większość z nas przekonała się, że słowa te to cudowna wskazówka, prowadząca nas do odzyskania zdrowia, trzeźwości, trwania w niej i radowania się nią. Niezależnie od tego, czy „Modlitwę o pogodę ducha” traktujemy jako po prostu modlitwę czy też żarliwe pragnienie, stanowi ona prosty przepis na zdrowe życie uczuciowe. Na czele naszej listy „rzeczy, których zmienić nie możemy” umieściliśmy nasz alkoholizm. Wiemy, że niezależnie od tego czego byśmy nie zrobili, następnego ranka nie obudzimy się nagle niealkoholikami, tak jak nie wstaniemy młodsi o dziesięć lat ani wyżsi o piętnaście centymetrów. Nie mogliśmy zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami. Lecz nie mówiliśmy potulnie: „Jestem alkoholikiem. Chyba będę musiał zapić się na śmierć”. Było bowiem coś, co mogliśmy zmienić. Mogliśmy stać się trzeźwymi alkoholikami. Tak, na to było potrzeba odwagi. Musieliśmy mieć też przebłysk mądrości, żeby stwierdzić, że można zmienić samych siebie.
Było to pierwsze, absolutnie oczywiste zastosowanie przez nas „Modlitwy o pogodę ducha”. Im dłuższa przerwa dzieliła nas od ostatniego kieliszka, tym piękniejsze i pełniejsze w treści stawały się te cztery linijki. Możemy stosować je do sytuacji codziennych, takich od których zazwyczaj uciekaliśmy do butelki.
Na przykład: „Odczuwam wstręt do tej pracy. Czy muszę tu tkwić, czy też mogę zmienić posadę?” Teraz na pomoc przychodzi odrobina mądrości: „No tak, jak zmienię pracę następnych kilka tygodni czy miesięcy może być trudne, ale jeśli starczy mi na to odwagi – „odwagi, żeby zmieniać” – tak, myślę, że miejsce gdzie wyląduję, będzie lepsze.
Albo można też odpowiedzieć sobie tak: „Postawmy sprawę jasno, to nie jest dla mnie pora, żeby szukać innej pracy, zwłaszcza teraz, gdy mam rodzinę na utrzymaniu. Co więcej tutaj już od sześciu tygodni trwam w trzeźwości, a moi przyjaciele z AA radzą, żebym na razie nie wprowadzał tak drastycznych zmian w swoim życiu. Lepiej skoncentrować się na dalszym unikaniu tego pierwszego kieliszka i poczekać aż się odzwyczaję. W porządku, teraz nie mogę zmienić pracy. Ale może uda mi się zmienić swój stosunek do niej. Co zrobić, żeby zacząć odnosić się do pracy z pogodą ducha?” Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z tą modlitwą, słowa „pogoda ducha” wydawały się nieosiągalnym celem. Zresztą, jeśli pogoda ducha miałaby oznaczać apatię, gorzką rezygnację czy obojętne trwanie, to nie chcielibyśmy nawet stawiać sobie takiego celu. Okazało się jednak, że pogoda ducha to coś całkiem innego. Gdy przychodzi do nas dziś, oznacza coś więcej niż zwykłą rezygnację – oznacza jasne, realistyczne spojrzenie na świat, któremu towarzyszy siła wewnętrzna i spokój. Pogoda ducha to coś takiego jak żyroskop, pozwalający zachować równowagę niezależnie od zamętu panującego wokół nas. A do takiego stanu ducha warto dążyć.
Zmiana starych przyzwyczajeń
Pewne ustalone pory dnia, znajome miejsca i regularnie wykonywane czynności związane z piciem silnie się wplotły w nasze życie. Podobnie jak zmęczenie, głód, samotność, gniew czy nadmierne podniecenie mogą okazać się pułapkami niebezpiecznymi dla naszej trzeźwości.
Gdy tylko zaprzestaliśmy picia, wielu z nas uznało, że dobrze będzie spojrzeć wstecz na związane z naszym piciem przyzwyczajenia i – gdy tylko jest to możliwe – pozmieniać dużo drobnych rzeczy, które towarzyszyły piciu. Na przykład wielu z nas, którzy zaczynali od kieliszka w łazience „na obudzenie się” teraz pije kawę w kuchni. Niektórzy zmienili porządek przygotowań do rozpoczęcia dnia, na przykład najpierw śniadanie, a potem mycie i ubieranie się czy odwrotnie. Zmiana pasty do zębów i płynu do płukania ust (ostrożnie z takimi, które zawierają alkohol) sprawiła, że zaczynaliśmy dzień z nowym, świeżym smakiem w ustach. Niektórzy gimnastykowali się, inni poświęcali kilka spokojnych chwil na kontemplację czy medytację przed rozpoczęciem zajęć.
Wielu poszukało nowej drogi z domu do pracy, która nie przechodziłaby obok znanego wodopoju. Inni zaczęli jeździć do pracy nie samochodem a publicznymi środkami transportu; przesiedli się z metra na rower lub zaczęli chodzić pieszo do pracy.
Niezależnie od tego, czy zwykliśmy byli pić w bufecie pociągu dowożącego nas do pracy, w miejscowej knajpie, w kuchni, w klubie podmiejskim czy w warsztacie samochodowym, każdy z nas potrafi zidentyfikować swoje ulubione miejsce na jednego. Niezależnie od tego czy od czasu do czasu lubimy urządzić porządną popijawę czy też wolimy sączyć wino przez cały dzień, każdy z nas w głębi ducha wie, które dni, godziny i jakie okazje były najczęściej związane z naszym pijaństwem. Jeśli nie chcesz pić, to według naszego doświadczenia, dobrze jest zburzyć wszystkie te zwyczaje i wszystko poprzestawiać w swoim życiu.
Na przykład panie domu stwierdzają, że pomagała im zmiana pory i miejsc zakupów oraz porządku codziennych zajęć domowych. Pracujący, którzy mieli zwyczaj wymykać się na przerwie śniadaniowej na „jednego”, teraz zostają na miejscu i rzeczywiście piją kawę czy herbatę z pączkiem.
Jest to również dobra pora na odwiedzenie kogoś, o kim wiemy, że też nie jest „w sosie”. W okresie, gdy piliśmy, rozmowa z kimś, kto miał podobne przeżycia podnosiła nas na duchu. Ci z nas, którzy zaczęli powrót do trzeźwości w szpitalu lub więzieniu, starali się zmieniać trasę spacerów, żeby nie spotkać miejscowych dostarczycieli alkoholu.
Pora przerwy obiadowej była dla wielu z nas czasem na alkoholowe „pokrzepienie się”. Gdy przestajemy pić, zamiast udać się do restauracji czy baru przekąskowego, gdzie kelnerzy czy barman zawsze wiedzieli bez słowa co nam podać, warto chodzić na posiłek w przeciwnym kierunku, a zwłaszcza spożywać go z innym niepijącymi. „Sprawdzanie siły woli” w sprawie związanej ze zdrowiem jest głupotą, gdy robi się to bez potrzeby. Starajmy się raczej o to, aby nasze nowe, zdrowe nawyki były możliwie łatwe do przestrzegania.
Dla wielu z nas oznacza to również obywanie się, przynajmniej przez jakiś czas, bez towarzystwa naszych pijących kumpli. Jeśli są oni prawdziwymi przyjaciółmi, to oczywiście cieszą się, że zaczęliśmy dbać o zdrowie i respektują nasze prawo do robienia tego, co się nam podoba, tak jak my respektujemy ich prawo do picia, jeśli wolą pić. Umiemy jednak strzec się każdego, kto usilnie nakłania nas do powrotu do picia. Wydaje się, że ci, którzy naprawdę nas kochają, podtrzymują nas w wysiłkach trwania w trzeźwości.
O piątej po południu, czy też o innej porze zakończenia pracy, niektórzy z nas nauczyli się wstępować do barów szybkiej obsługi na małą przekąskę. Potem szliśmy do domu nową drogą, nie prowadzącą obok naszych dawnych „przystanków pijackich”. Jeśli dojeżdżaliśmy do domu pociągiem nie wsiadaliśmy do wagonu barowego i wysiadaliśmy po drugiej stronie stacji – z dala od zaprzyjaźnionej niegdyś gospody.
W domu, zamiast wyciągnąć z miejsca lód i szkło, przebieraliśmy się, robiliśmy sobie herbatę czy też wypijaliśmy sok owocowy lub jarzynowy. Kładliśmy się na krótką drzemkę, odpoczywaliśmy z książką lub gazetą w ręku albo odprężaliśmy się pod prysznicem. Nauczyliśmy się tak zmieniać swój jadłospis, żeby zawierał potrawy nie kojarzące się z alkoholem. Jeśli naszym zwyczajem po kolacji było siadanie z kieliszkiem przed telewizorem, to pomocne okazywało się przejście do innego pokoju i zajęcie się czymś innym. Jeśli czekaliśmy zwykle z wyciągnięciem butelki aż wszyscy pójdą spać starajmy się dla odmiany kłaść do łóżka wcześniej od innych albo iść na spacer, coś przeczytać czy też zagrać w szachy.
Dla wielu z nas wyjazdy służbowe, weekendy i urlopy, pole golfowe, stadiony piłki nożnej, gra w karty, basen pływacki czy schronisko narciarskie często oznaczały picie. Żeglarze często spędzali letnie dni pijąc w zatoce czy na jeziorze. Kiedy po raz pierwszy przestaliśmy pić, stwierdziliśmy, że warto było na jakiś czas zmienić plany wycieczkowe czy urlopowe. Unikanie picia na łodzi wypełnionej amatorami piwa, z ludźmi popijającymi z butelki, z miłośnikami wina owocowego czy rumu na gorąco jest znacznie trudniejsze niż zwykłe pójście gdzie indziej i robienie rzeczy nowych, nie kojarzących się specjalnie z piciem.
Przypuśćmy, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie, na którym będzie się pić dla rozrywki czy też interesu. Co wtedy? W okresie, gdy piliśmy, bardzo zręcznie wymyślaliśmy dla siebie alibi; tę umiejętność wymyślania usprawiedliwień wykorzystujemy więc teraz, żeby uprzejmie powiedzieć: „Nie, dziękuję, nie piję”. (Na przyjęciach, na które rzeczywiście musimy chodzić, stosujemy własne bezpieczne sposoby, o których będzie mowa w rozdziale 26 niniejszej książki).
Czy w początkowym okresie niepicia pozbyliśmy się wszystkich trunków z domu? Tak i nie.
Większość tych, którym udało się zerwać z piciem, zgodnie uważa, że dobrze jest od razu pozbyć się wszystkich zapasów alkoholu pochowanych w domu – jeśli uda nam się je znaleźć. Opinie jednak różnią się, gdy chodzi o butelki alkoholu w barku czy wina w piwnicy.
Niektórzy utrzymują, że do picia nigdy nie doprowadzała nas dostępność alkoholu. Niedostępność natomiast nie powstrzymała nas, gdy rzeczywiście chcieliśmy się napić.
Pytają więc niektórzy: Po co wylewać do zlewu czy oddawać komuś dobrą szkocką whisky? Żyjemy w społeczeństwie pijącym – powiadają – i nie możemy unikać raz na zawsze napojów alkoholowych.
Trzymaj je pod ręką na wypadek przybycia gości, a samemu naucz się po prostu ignorować je. Niektórym się to udawało.
Wielu innych spośród nas stwierdza, że czasem było nam niewiarygodnie łatwo sięgnąć po kieliszek pod wpływem impulsu, prawie podświadomie, zanim zdążyliśmy pomyśleć. Kiedy nie mamy alkoholu pod ręką i musielibyśmy wyjść, żeby go kupić, to jest przynajmniej czas, by uświadomić sobie co chcemy zrobić i dokonać wyboru niepicia. Niepijący, którzy tak sądzą powiadają, że lepiej żyć bezpiecznie niż potem żałować. Rozdali więc cały swój zapas alkoholu i nie trzymali w domu ani kropli do czasu, aż ich trzeźwość umocniła się dostatecznie. Ale nawet i teraz kupują tylko tyle, ile potrzeba na dany wieczór dla gości.
Dokonajmy własnego wyboru. Sami wiemy najlepiej, jakie były nasze zwyczaje alkoholowe i co sądzimy dziś o trzeźwości. Większość drobnych zmian codziennego trybu życia, o jakich była mowa w tym rozdziale, może się wydać śmiesznie niewielka. Możemy jednak was zapewnić, że te drobne pozornie zmiany razem wzięte, stały się dla nas zadziwiająco silnym bodźcem do nowego, zdrowego sposobu życia. Także i ty, jeśli zechcesz, możesz sobie zafundować taki bodziec.