Refleksje na dzień 21 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

POMYŚLNOŚĆ MATERIALNA I DUCHOWA

Opuści nas strach przed… niepewnością materialną.
Anonimowi Alkoholicy, str. 72

Zmniejszanie się czy wyeliminowanie lęku i poprawa warunków ekonomicznych to dwie różne rzeczy. Będąc nowicjuszem w AA, myliłem je ze sobą. Sadziłem, że obawy opuszczą mnie dopiero wtedy, gdy zacznę zarabiać dużo pieniędzy. Jednakże pewnego dnia, kiedy to gryzły mnie moje problemy finansowe, rzucił mi się w oczy wers pochodzący z Wielkiej Księgi: Postęp duchowy zawsze idzie przed dobrobytem materialnym, nigdy odwrotnie (str.112). Nagle dotarło do mnie, że ta obietnica jest dla mnie gwarancją powodzenia. Zrozumiałem, że ustawia ona wartości we właściwym porządku i że rozwój duchowy zmniejszy mój ogromny strach przed życiem w nędzy – tak jak zmniejszył już wiele innych lęków.
Dziś staram się używać danych mi od Boga talentów dla pożytku innych. Przekonałem się, że inni to właśnie uważali zawsze za wartość. Staram się też pamiętać, że nie pracuję już tylko dla siebie. Jedynie korzystam z bogactwa, które stworzył Bóg – nigdy nie byłem jego “właścicielem”. Cel mego życia jest jasno wytyczony, kiedy pracuję po prostu po to, by pomóc, a nie posiadać.


JAK TO WIDZI BILL – str. 80

„ Winien ” i „ ma ”, czyli uczciwy bilans

Po tym, jak uczestniczyliśmy w oplotkowywaniu kogoś, możemy zadać sobie następujące pytania: „Dlaczego powiedziałem to, co powiedziałem? Czy chciałem tylko pomóc i udzielić informacji? Czy też może wyjawiając przewinienia kogoś innego, sam chciałem poczuć się lepszy? Albo może, kierowany strachem i niechęcią, starałem się w istocie zaszkodzić tej osobie?”

Tak właśnie wyglądałaby uczciwa próba rozliczenia się z samym sobą – zamiast rozliczać kogoś innego.

Obrachunek z sobą nie jest tylko wykazem błędów i niedostatków. Dzień, w którym nie zrobiliśmy czegoś dobrego, istotnie byłby złym dniem. Ale przecież w rzeczywistości większość świadomego życia spędzamy konstruktywnie. Nie lekceważmy swoich dobrych intencji, myśli i uczynków.

Nawet jeśli nie udało się nam coś, w co włożyliśmy wiele wysiłku, należy nam się za to właśnie, kto wie, czy nie najwyższa ocena.

1.Grapevine, sierpień 1961
2.Dwanaście na Dwanaście, str. 93


DZIEŃ PO DNIU

Pielęgnowanie nowego wzrostu
Wiosna to czas nowego i pięknego wzrostu. My również możemy się rozwijać. Spędziliśmy zbyt wiele czasu jesienią i zimą naszego życia, a substancje zmieniające umysł filtrowały promienie słońca i sprawiały że nasze kwiaty więdły. W końcu nasze życie stało się puste i martwe.
Ale tak jak w ziemi pod koniec zimy, wciąż jest w nas życie. A kiedy stworzymy odpowiednie warunki, używając abstynencji, cierpliwości i miłości, nasze życie znów przyniesie nowy wzrost.

Czy powracam, czy przygotowuję się do nowego wzrostu?

Siło Wyższa, obym poczuł, jak Twoja miłość spływa na mnie, by pomóc mi wzrastać.
Przygotuję się dziś na nowy wzrost poprzez….


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Życie dzień po dniu – zarządzanie czasem
Zaskakujące jest to, że niektórzy alkoholicy uczą się, jak „żyć jeden dzień na raz” podczas picia. Musiało to działać w ten sposób, w przeciwnym razie ich życie po alkoholu byłoby jeszcze bardziej nie do zniesienia. Wygodnie było odciąć się od myśli o jutrze, jeśli miało się wystarczająco dużo pieniędzy, by pić dzisiaj. Wygodnie było też wymazać myśli o dniu wczorajszym, co oznaczało tylko wyrzuty sumienia.
W trzeźwości, życie jednym dniem na raz jest doskonałym sposobem na skupienie umysłu, dzięki czemu możemy włożyć naszą energię w wykonywaną pracę. Przeglądając zmarnowane wczorajsze dni, zawsze możemy znaleźć sposoby, dzięki którym mogliśmy być bardziej produktywni i skuteczni. Ale przegapiliśmy okazje, ponieważ wciąż zmagaliśmy się z żalem lub obawialiśmy się, co może się wydarzyć w przyszłości.
Nigdy nie jest za późno, by to zmienić. Nie musimy ani żałować przeszłości, ani obawiać się przyszłości. Sekretem AA jest jak najlepsze wykorzystanie dzisiejszych wyzwań. Może to oznaczać po prostu poradzenie sobie z ogromnym problemem, który wydaje się nie do pokonania. Żyjąc tylko dniem dzisiejszym, możemy dobrze wykonać dzisiejszą pracę.
Będę żyć wygodnie i szczęśliwie tu i teraz. Oznacza to uwolnienie się od przeszłości i zaakceptowanie przyszłości jako czegoś, czym zajmę się we właściwym czasie.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Z każdym wschodem słońca zaczynamy od nowa. – Anonim
Podobnie jak drzewo, nasze życie zależy od ciągłego rozwoju. Istnieje wiele sposobów, by wnieść nowe idee i rozwijać się w naszym życiu. Możemy uczestniczyć w spotkaniach Dwunastu Kroków. Możemy studiować książki i nagrania na temat duchowości. Możemy uczestniczyć w różnych warsztatach i zespołach w naszej wspólnocie.
Ale nasza duchowa świeżość może pochodzić nie tylko z Dwunastu Kroków. Możemy pracować jako wolontariusze lub działać w innych grupach. Powinniśmy zapraszać nowe idee do naszego życia i pozostać otwarci na zmiany. Nie ma znaczenia, co pobudza nasz rozwój duchowy. Ważne jest to, by nasze życie duchowe było świeże i stale się rozwijało.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, wiosna jest jedną z czterech pór roku. Pomóż mi poczuć się jak wiosna. Pomóż mi być silnym. Pomóż mi być stanowczym, ale otwartym na duchowy wzrost.
Działanie na dziś: Dzisiaj spróbuję zrobić coś nowego. Kiedy utknę lub będę uparty, będę miał świadomość, że wynika to z mojego strachu przed próbowaniem nowych pomysłów.


JĘZYK WYZWOLENIA

Rozważ swoje zobowiązania
Przyjrzyj się uważnie swoim zobowiązaniom.
Ponieważ wielu z nas obawia się zobowiązań, dobrze jest rozważyć koszt zobowiązań, jakich mamy zamiar się podjąć. Musimy bez zastrzeżeń czuć, że dane zobowiązanie jest dla nas dobre.
Wielu z nas ma za sobą historię wchodzenia w zobowiązania, bez rozważenia kosztów i konsekwencji. Kiedy pochopnie podejmujemy się jakiegoś zobowiązania, nagle okazuje się, że w rzeczywistości nie mamy na nie ochoty i nie wiemy, jak się z tego wyplątać.
Niektórzy z nas boją się, że stracą jakaś możliwość, jeżeli się do czegoś nie zobowiążą. To prawda, że pewne możliwości mogą nam przejść kolo nosa, jeżeli nie będziemy gotowi podjąć się zobowiązania. Jednak musimy rozważyć jego wartość dla nas. Musimy zdobyć pełną jasność, czy dane zobowiązanie jest dla nas właściwe. Jeżeli nie jest, musimy być bezpośredni i uczciwi w stosunku do innych i do samych siebie.
Bądźmy cierpliwi. Zróbmy rachunek sumienia. Czekajmy na jasny sygnał. Podejmujmy zobowiązania nie pod przymusem ponaglenia lub paniki, lecz w spokojnej pewności, że dane zobowiązanie jest dobre dla nas.
Jeżeli coś w środku mówi nie, znajdźmy odwagę, by zaufać temu głosowi. To nie jest nasza ostatnia szansa. To nie jest ostatnia możliwość, jaka się nam pojawiła. Nie wpadajmy w panikę. Nie musimy podejmować się zobowiązania, które nie jest dla nas dobre, nawet wówczas, gdy wmawiamy sobie, że powinno być i że powinniśmy się go podjąć. Często możemy bardziej zaufać naszej intuicji niż intelektowi, jeżeli chodzi o zobowiązania.
W podekscytowaniu podejmowania się zobowiązania, zdarza się nam przeoczyć rzeczywistość. Jest to coś, co powinniśmy rozważyć. Nie musimy podejmować się zobowiązań pod presją, impulsywnie czy ze strachu. Mamy prawo, aby zapytać siebie: „Czy będzie to dobre dla mnie?”. Mamy prawo zadać sobie pytanie o wartość tego zobowiązania dla nas samych.

Dzisiaj, Boże, udziel mi Swego przewodnictwa przy podejmowaniu zobowiązań. Pomóż mi mówić „tak” temu, co leży w moim najwyższym interesie i „nie” temu, co nim nie jest. Zastanowię się poważnie, zanim zobowiążę się wobec jakiejś sprawy czy osoby. Dam sobie czas, żeby się zastanowić, czy dane zobowiązanie jest tym, czego naprawdę chcę.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”


TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”


Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”


Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.


Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..


Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.


Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?


Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:


Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???


Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?


Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.


W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”


Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”


Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.


Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.