CODZIENNE REFLEKSJE
MIŁOŚĆ I TOLERANCJA
Kierujmy się zasadą miłości i tolerancji.
Anonimowi Alkoholicy, str. 73
Odkryłem, że aby naprawdę dokonywać postępów duchowych, muszę przebaczać innym we wszystkich sytuacjach. Na pierwszy rzut oka, żywotne znaczenie przebaczenia może nie być dla mnie oczywiste, ale ze zgłębiania tej tematyki wiem, że każdy wielki nauczyciel duchowy bardzo mocno podkreśla tę kwestię. Muszę wybaczać zadane mi rany – nie tylko w słowach czy formalnych gestach, ale przede wszystkim w sercu. Powodem tego nie jest jedynie dobro drugiego człowieka, lecz także moje własne. Uraza, złość i chęć odwetu toczą moją duszę jak śmiertelna choroba. Takie uczucia i postawy przykuwają mnie do moich kłopotów. Przywiązują mnie też do innych problemów, które nie mają nic wspólnego z problemem pierwotnym.
JAK TO WIDZI BILL – str. 79
Czyje to zadanie?
Grupa AA nie może wziąć na siebie wszystkich problemów osobistych swoich uczestników, ani tym bardziej problemów ludzi nie uzależnionych od alkoholu, z otaczającego nas świata. Grupa AA nie jest, na przykład, mediatorem w sprawach rodzinnych ani nie zapewnia nikomu pomocy finansowej.
Choć czasami w potrzebie mogą pomóc w takich sprawach poszczególni przyjaciele z AA, na płaszczyźnie prywatnej, to podstawową odpowiedzialność za rozwiązanie problemów swojego życia i zdrowienia ponosi sam alkoholik. Jeśli grupa AA, jako całość, zaangażuje się w niesienie tego rodzaju pomocy, to zmarnotrawi w ten sposób energię i obniży swą skuteczność.
Dlatego właśnie jedynym celem grupy AA jest pomoc w osiągnięciu i zachowaniu trzeźwości – wolności od alkoholu – poprzez naukę i praktykowanie Dwunastu Kroków AA. Jeśli nie będziemy się trzymać tej fundamentalnej zasady, nasza wspólnota bez wątpienia się rozpadnie. A jeśli ona się rozpadnie, to nikomu nie będziemy w stanie pomóc.
List, 1966
DZIEŃ PO DNIU
Pozbywanie się fałszywej dumy
Co się dzieje, gdy mówimy, że niektóre rzeczy nie są dla nas wystarczająco dobre? Niektórzy z nas uważają, że jeśli nie możemy „wygrać” w pracy, romansie lub sporcie, to nawet nie będziemy grać. Nazywa się to fałszywą dumą. Jeśli dziłamy z fałszywą dumą, istnieje prawdopodobieństwo, że odrzucimy również pomoc od innych, pomoc, która może uratować nam życie. Jeśli nie jesteśmy w stanie przyjąć niczego od nikogo, jak możemy oczekiwać, że rozpoznamy i otrzymamy wielkie dary od naszej Siły Wyższej? Musimy pracować nad fałszywą dumą, akceptując małe rzeczy od innych.
Czy pozbywam się fałszywej dumy?
Siło Wyższa, pomóż mi otworzyć się, abym mógł przyjmować rzeczy od innych, zarówno proste, jak i wielkie.
Dzisiaj będę pracować nad moją fałszywą dumą poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Myśl, myśl, myśl
Trudno w to uwierzyć, ale niektórzy członkowie AA twierdzą, że nowicjusze nie powinni myśleć. „Kto powiedział, że powinieneś myśleć?” mówią niektórzy członkowie. Nowicjusz ma najwyraźniej zawiesić wszelkie myślenie na kilka miesięcy, aż do osiągnięcia pewnego poziomu wyzdrowienia.
To nonsens, a także sprzeczność z nauczaniem AA. Jeśli nie chcemy, by ludzie używali głowy, dlaczego na ścianach sal mityngowych mamy wydrukowane kartki z napisem „Myśl, myśl, myśl”? Zawsze jesteśmy zdolni do myślenia, nawet w chwilach głębokiej rozpaczy. W rzeczywistości nie moglibyśmy przestać myśleć.
Konstruktywnym podejściem do myślenia jest tworzenie pełnych zdań z hasła na ścianie: POMYŚL, co może się stać, jeśli wypiję jednego drinka. MYŚL o wspaniałym nowym życiu, które czeka mnie w trzeźwości. MYŚL o sposobach na poprawę siebie i prowadzenie bardziej satysfakcjonującego stylu życia.
Ważne jest również, aby pamiętać, że dobre myślenie wyprze złe myślenie…. Ale dobre myślenie musi być praktykowane.
Skupię dziś swoje myślenie na dobrych rzeczach, które można zrobić w życiu. Skupię swoją uwagę tylko na sprawach, które są pod moją kontrolą i wiem, że lepsze myślenie przyniesie lepsze warunki.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Możesz zdobyć więcej przyjaciół w ciągu dwóch miesięcy, interesując się innymi ludźmi, niż w ciągu dwóch lat, próbując zainteresować innych sobą”. – Dale Carnegie
Chcieliśmy mieć przyjaciół, ale nasze uzależnienie skupiało na sobie całą naszą uwagę. Nie mieliśmy czasu, by być blisko innych.
Cóż, odsuń się, uzależnienie! Program nauczył nas, że inni są ważni. Naszym celem jest pomaganie innym. Ludzie stali się dla nas ważni.
Teraz słuchamy innych. Pomagamy im robić to, co chcą robić, a nie to, co my chcemy, żeby robili. Pomagamy ludziom, zamiast ich wykorzystywać. Przyjaźń jest teraz sposobem na życie. I kolejna obietnica programu staje się częścią nas.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi uświadomić sobie, że jestem tutaj, aby pomagać innym, a nie tylko sobie. Poprzez innych odnajduję siebie.
Działanie na dziś: Dzisiaj pomogę komuś w sposób, w jaki on lub ona chce otrzymać pomoc.
JĘZYK WYZWOLENIA
Zrzucenie ciężaru
Pozbądź się strachu. Uwolnij się od jakichkolwiek negatywnych, ograniczających lub autodestrukcyjnych przekonań zakorzenionych w podświadomości. Te przekonania mogą dotyczyć życia, miłości czy ciebie samego. Przekonania kształtują rzeczywistość.
Odpuść je sobie. Uwolnij się od głęboko skrywanych lęków, urazy i negatywnych przekonań. Pozwól, by dane przekona- nie lub emocja wypłynęły na powierzchnię. Zaakceptuj je; ulegnij im. Odczuj dyskomfort i niepokój.
Potem pozwól, by odeszły. Zastąp stare przekonania nowy- mi. Pozwól, by spokój, radość i miłość zastąpiły strach.
Udziel sobie i swojemu ciału pozwolenia na pozbycie się strachu, urazy i negatywnych przekonań. Pozbądź się tego, co przestało ci służyć. Uwierz, że jesteś uzdrawiany i przygotowywany na przyjęcie tego, co dobre.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi uwolnić się od starych, raniących mnie przekonań i emocji. Delikatnie zabierz je ode mnie i zastąp nowymi. Zasługuję na wszystko najlepsze, co życie i miłość ma do zaoferowania. Pomóż mi w to uwierzyć.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”
TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”
Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”
Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.
Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..
Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.
Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?
Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:
Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???
Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?
Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.
W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”
Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”
Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.
Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.