Refleksje na dzień 19 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

MODLITWA PRZYNOSI EFEKTY

Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Z modlitwy wyśmiewają się niemal wyłącznie ci, którzy nigdy tak naprawdę jej nie próbowali”.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 97

Jako, że wzrastałem w rodzinie agnostyków, czułem się trochę głupio, gdy pierwszy raz spróbowałem się modlić. Wiedziałem, że w moim życiu działa jakaś Siła Wyższa – jakże inaczej zdołałbym zachować trzeźwość? – ale wcale nie byłem przekonany, że on/ona chce wysłuchać moich modlitw. Ludzie, którzy osiągnęli to, co ja sam chciałem osiągnąć, twierdzili, że praktykowanie modlitwy jest ważną częścią Programu – toteż nie ustępowałem w wysiłkach. Dotrzymując zobowiązania do codziennej modlitwy, z zaskoczeniem odkryłem, że mam coraz większą pogodę ducha i że bardzo swojsko się czuję na tym świecie. Innymi słowy, moje życie się stało łatwiejsze i nie przypominało już tak bardzo ciągłej walki. Wciąż nie wiem, kto – czy co słucha moich modlitw, ale nigdy nie przestanę ich odmawiać, ponieważ przynoszą efekty.


JAK TO WIDZI BILL – str. 78

Równowaga i uspokojenie

W ciągu dnia, ilekroć musimy sprostać trudnej sytuacji lub podjąć decyzję, ponawiamy tę prostą prośbę: „Bądź wola Twoja, a nie moja”.

Jeśli w takich chwilach ulegamy silnemu wzburzeniu emocjonalnemu na pewno uspokoi nas przypomnienie sobie i powtórzenie w myśli jakiejś konkretnej modlitwy czy fragmentu medytacji, który szczególnie do nas przemówił. Dzięki samemu powtórzeniu modlitwy opuści nas gniew, strach, rozczarowanie, uczucie nieporozumienia. Będziemy mogli zwrócić się o najpewniejszą ze wszystkich pomoc, jaką jest poznanie woli Bożej, nie własnej, w chwilach niepokoju.

Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 102


DZIEŃ PO DNIU

Usuwanie wad
Poprzez pracę nad Krokami możemy odkryć, które z naszych cech charakteru są wartościowe, a które już nie są dla nas dobre. I bardzo stopniowo, w miarę jak rozwijamy się w programie, możemy pozbyć się cech, które nie działają. Wiele wycierpieliśmy z powodu naszych niedoskonałości. Kiedy będziemy gotowi przestać cierpieć, będziemy skłonni prosić o usunięcie tych wad charakteru, jedna po drugiej. Gdy będziemy gotowi pracować nad nimi dzień po dniu, odkryjemy cudowne zmiany, które zaczną zachodzić w nas samych.

Czy pozbywam się wszystkich swoich wad?

Siło Wyższa, jestem całkowicie gotowy i chętny do usunięcia moich wad charakteru.
Wada, nad której pozbyciem się będę dziś pracować, to… .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Gdzie jest Bóg? Wskazówki.
Członkowie AA zawsze mieli trudności z wyjaśnieniem „sprawy Boga”. Nie chcieliśmy być uważani za religijnych, ale jednocześnie zawsze wierzyliśmy, że kontakt z Siłą Wyższą jest niezbędny do prawdziwego rozwoju osobistego.
Nie ma nic złego… dla naszych celów… w prostym wizualizowaniu Boga jako Siły Wyższej, która zawsze była w nas i wokół nas. „Zanim zawołają, ja odpowiem” – mówi stare powiedzenie, które było prawdziwe nawet w naszych najciemniejszych dniach. Wielu z nas wierzy również, że ta Siła Wyższa pomogła powołać AA do życia i sprawiła, że stało się ono ogólnoświatową siłą dobra.
Ale Bóg działa w sposób, który może wydawać się pochodzić ze zmiany lub przypadku. Dość często okazuje się, że małe wydarzenia miały daleko idące skutki w naszym życiu. Kiedy zastanawiamy się, jak do tego doszło, nie powinniśmy wyciągać wniosku, że dzieje się tak tylko w przypadku niektórych „wyjątkowych” ludzi. Wszystkie istoty ludzkie są częścią Bożego stworzenia i mogą korzystać z przewodnictwa i wskazówek. Poważniejszym problemem jest to, że kierownictwo i wskazówki są czasami przez nas ignorowane lub odrzucane.
Dzisiaj zajmę się swoimi sprawami ze świadomością, że moja Siła Wyższa podejmuje ważne decyzje w moim życiu. Znajdę się mniej więcej tam, gdzie Bóg chce, abym się znalazł.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Mów, gdy jesteś zły, a wygłosisz najlepsze przemówienie, jakiego kiedykolwiek żałowałeś. Lawrence J. Peter
Kiedy używaliśmy alkoholu lub innych używek, większość z nas była porywcza. Myśleliśmy, że mamy rację. Jeśli udowodniono nam, że się myliliśmy, mogliśmy uczynić życie piekłem dla wszystkich. Ludzie wiedzieli wystarczająco dużo, by trzymać się od nas z daleka. Podczas zdrowienia, rzeczy nadal będą szły źle. Zostaniemy zranieni. I będziemy się złościć. Ale teraz zwracamy nasz gniew ku naszej Sile Wyższej. W naszych grupach rozmawiamy o tym, co nas złości. Po zakończeniu spotkania zostawiamy gniew za sobą. Odkrywamy, że bycie w pokoju jest teraz ważniejsze niż wyrównywanie rachunków.

Modlitwa na dziś: Siło wyższa, kiedy jestem zły, pomóż mi zwolnić, pomóż mi pamiętać, że mogę być zły, ale nie mogę znęcać się nad innymi.

Działanie na dziś: Przypomnę sobie moment, w którym zamieniłem złość we wściekłość i kogoś skrzywdziłem. Przypomnę sobie również czas, kiedy byłem zły w sposób pełen szacunku.


JĘZYK WYZWOLENIA

Mieszanie się w nie swoje sprawy
„Nie chcę się wtrącać, ale…” to sygnał, że właśnie w coś się wmieszaliśmy.
Nie musimy dać się wciągać w sprawy innych ludzi w ich problemy i sposób komunikacji. Pozwólmy im wziąć odpowiedzialność za siebie w relacjach z innymi. Pozwólmy im załatwić swoje sprawy między sobą.
Bycie rozjemcą nie oznacza, że musimy dać się wciągać w sam środek dysputy. Jesteśmy zwiastunami spokoju poprzez zachowanie spokoju, a nie przez podsycanie podniecenia. Jesteśmy rozjemcami przez nierozniecanie chaosu powodowanego wtrącaniem się w sprawy i relacje innych ludzi.
Nie wchodźmy w sam środek problemów, chyba że chcemy tam być.

Dzisiaj odmówię zaproszenia do udziału w cudzych sprawach, problemach i związkach. Zaufam, że inni ludzie sami załatwią swoje sprawy między sobą, włączając w to myśli i uczucia, które mają sobie do przekazania.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”


TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”


Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”


Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.


Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..


Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.


Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?


Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:


Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???


Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?


Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.


W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”


Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”


Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.


Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.