Refleksje na dzień 18 marca

CODZIENNE REFLEKSJE

PRAWDZIWA NIEZALEŻNOŚĆ

…im bardziej jesteśmy gotowi podporządkować się Sile Wyższej, tym bardziej stajemy się niezależni.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 38

Zaczynam od gotowości zaufania Bogu, a On sprawia, że gotowość ta wzrasta. Im więcej mam w sobie gotowości, tym bardziej ufam – a im bardziej ufam, tym więcej mam gotowości w sobie. Moje poleganie na Bogu wzrasta wprost proporcjonalnie do mojego zaufania. Zanim zdobyłem się na gotowość, w zaspakajaniu wszystkich moich potrzeb polegałem na sobie – i byłem ograniczony własną ułomnością. Dzięki mojej gotowości do polegania na Sile Wyższej – którą ja osobiście nazywam Bogiem – o wszystkie moje potrzeby dba Ktoś,kto zna mnie lepiej niż ja sam – nawet o te potrzeby, których sobie nie uświadamiam, i o te, które dopiero we mnie powstaną. Tylko Ktoś, kto zna mnie aż tak dobrze, mógł nauczyć mnie być sobą i pomóc mi zaspokoić potrzeby kogoś innego, które jedynie ja umiem, mogę i mam zaspokoić. Nigdy nie będzie istniał ktoś dokładnie taki sam jak ja. I na tym polega prawdziwa niezależność.


JAK TO WIDZI BILL – str. 77

Iść czy nie iść?

Jeśli mamy uzasadniony powód, aby udać się do miejsca, gdzie ludzie piją alkohol powinniśmy tam pójść. Mamy na myśli takie miejsca i okazje, jak bary, nocne kluby, dansingi, przyjęcia, wesela i zwykłe zabawy.

Zauważ, że radząc w ten sposób poczyniliśmy ważne zastrzeżenie, zgodnie z którym w każdym przypadku alkoholik powinien zadać sobie pytanie: „Czy mam jakiś ważny powód (towarzyski, zawodowy, lub osobisty), aby tam pójść? Może zaś oczekuje od takich spotkań i związanej z nimi atmosfery jakiejś namiastki przyjemności picia?” Możesz iść lub nie iść, wybór należy do ciebie. Zanim dokonasz wyboru, oceń czy twoje duchowe nastawienie stanowi dostateczną obronę przeciw pokusie, czy też próbujesz sam siebie okłamać. Nie myśl o tym, co ci da to spotkanie. Myśl o tym raczej, co ty możesz do niego wnieść.

Jeśli nie czujesz się dostatecznie mocny nie chodź na „niebezpieczne” spotkania. W zamian pracuj nad udzielaniem pomocy innemu alkoholikowi.

Anonimowi Alkoholicy, str. 88


DZIEŃ PO DNIU

Uwalnianie się od osądów
Ponieważ mamy tendencję do potępiania w innych tego, czego nie lubimy w sobie, musimy uwolnić się od osądów. Ponieważ wszystko, co wyrażamy, odbija się na nas, po co wyrażać coś innego niż miłość?
Kiedy osądzamy, potępiamy i źle rozumiemy, zachęcamy do osądzania, potępiania i niezrozumienia w zamian.
Czy przestałem osądzać innych?
Siło wyższa, pozwól mi dziś nie osądzać innych, ale wyrazić miłość, którą jestem w stanie dać.
Dzisiaj wyrażę miłość do ….


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Czy wszyscy powinni mnie lubić? Relacje osobiste.
W dyskusjach AA określenie „ludzie, którzy lubią ludzi” nie wypada zbyt dobrze. Kiedy ludzie mówią o sobie, że lubią ludzi, przyznają, że jest to również problem
Jest to problem, ponieważ odzwierciedla pragnienie uzyskania akceptacji i aprobaty wszystkich…… bycia powszechnie lubianym. Ale z tego, co wiemy o relacjach międzyludzkich, nie jest to możliwe. Bez względu na to, jak ciężko pracujemy, by być miłymi i lubianymi, niektórzy ludzie nadal mogą nas nienawidzić z powodów, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Kiedy tak się dzieje, nie powinniśmy się obwiniać ani zwiększać naszych wysiłków na ich rzecz i unikać obrażania ich w jakikolwiek sposób, jednocześnie akceptując fakt, że nas nie lubią.
Jeśli nasze zachowanie jest dojrzałe i rozsądne, nawet ludzie, którzy nas nie lubią, będą nas przynajmniej szanować. To może być najlepsze, na co możemy liczyć i z pewnością jest to znacznie lepsze niż bezmyślne przymilanie się ludziom. W końcu, ludzie, którzy się podobają, nie podobają się nikomu i, jak zauważył pewien znany komik, „nie mają szacunku”.
Postaram się być miły i serdeczny dla każdego, kogo dziś spotkam. Jeśli niektórzy ludzie nie zareagują w ten sam sposób. Zaakceptuję to bez poczucia krzywdy lub zniewagi.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Pieniądze kosztują zbyt wiele. – Ross MacDonald
Wielu ludzi jest biednych i naprawdę potrzebują pieniędzy, by żyć lepiej. Ale jesteśmy w tarapatach, jeśli myślimy, że pieniądze rozwiążą wszystkie nasze problemy. Gdyby pieniądze rozwiązywały wszystkie problemy, wszyscy bogaci ludzie byliby szczęśliwi.
Rozważmy to: Pewien mężczyzna opowiada o swoich wadach na spotkaniu Dwunastu Kroków. Mówi, że jego główną wadą jest myślenie, że bycie szczęśliwym oznacza posiadanie wystarczającej ilości pieniędzy. Ale potem mówi, że ma ponad milion dolarów! Ten człowiek jest szczęśliwy – nie dlatego, że ma pieniądze, ale dlatego, że wie, że chciwość jest jego wadą. Wie, że ma duchowy problem. Nie potrzebuje pieniędzy, potrzebuje wiary w Siłę Wyższą.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi naprawdę uwierzyć, że otrzymam to, czego potrzebuję. To uwolni mnie do dalszego życia.

Działanie na dziś: Dzisiaj przeczytam obietnice programu. Znajdują się one na dole strony 84 i na górze strony 85 w Wielkiej Księdze Anonimowych Alkoholików, wydanie czwarte.


JĘZYK WYZWOLENIA

Poczucie bezpieczeństwa
Jednym z długoterminowych skutków życia w rodzinie dysfunkcyjnej jest brak poczucia bezpieczeństwa – nieważne, czy doświadczyliśmy go jako dzieci czy dorośli.
Współuzależnienie pojawia się wtedy, kiedy nie czujemy się bezpiecznie w związkach z innymi ludźmi. Brak poczucia bezpieczeństwa może spowodować potrzebę kontroli, obse- syjnych zachowań lub skoncentrowania się na drugiej osobie, przy jednoczesnym zaniedbywaniu siebie i tłumieniu własnych uczuć.
Możemy nauczyć się czuć bezpiecznie i komfortowo w ramach postawy miłości i troski wobec siebie.
Często uczucie bezpieczeństwa i komfortu psychicznego przychodzi na mityngach i grupach wsparcia opartych na 12 Krokach.
Spotkanie z przyjacielem lub zrobienie czegoś miłego dla siebie pomaga poczuć się chronionym i kochanym. Czasami wyciągnięcie ręki do kogoś pomaga poczuć się bezpiecznym. Modlitwa i medytacja utwierdzają, że Siła Wyższa czuwa nad nami.
Teraz jesteśmy bezpieczni. Możemy się uspokoić. Możliwe, że inni nie dają nam wsparcia w sposób konsekwentny i budzący zaufanie, lecz uczymy się dawać go samym sobie.
Dzisiaj skoncentruję się na zapewnieniu sobie bezpieczeństwa i komfortu psychicznego.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”


TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”


Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”


Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.


Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..


Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.


Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?


Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:


Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???


Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?


Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.


W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”


Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”


Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.


Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.