CODZIENNE REFLEKSJE
TAJEMNICZY SPOSÓB
…każdy okres żałoby czy bólu, kiedy ręka Boska wydawała się zbyt ciężka, a nawet niesprawiedliwa, okazywał się nową lekcją życiową, odkrywał nowe źródła odwagi i w końcu, nieodwołalnie, prowadził do wniosku, że Bóg istotnie „w tajemniczy sposób czyni cuda”.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 104
Zaprzepaściwszy karierę, straciwszy rodzinę i zdrowie, nadal pozostawałem ślepy na fakt, że powinienem zrewidować swoje życie. Alkohol i inne narkotyki zabijały mnie, ale nigdy nie dane mi było spotkać człowieka zdrowiejącego z nałogu albo uczestnika AA. Myślałem, że moim przeznaczeniem jest umrzeć w samotności i że na to właśnie zasługuję. W szczytowym momencie mojej rozpaczy, mój maleńki synek poważnie zachorował na rzadko spotykaną chorobę. Wysiłki lekarzy okazały się bezskuteczne. Ze zdwojoną mocą począłem tłumić swoje uczucia, ale w owym czasie alkohol już na mnie nie działał. Wtedy to zajrzałem w oczy Bogu, błagając Go o pomoc. Kilka dni później wstąpiłem do AA, co spowodowane zostało serią dziwnych zbiegów okoliczności – i od tamtej pory zachowuję trzeźwość. Mój syn przetrwał kryzys i teraz jego choroba się cofa. Cała ta sprawa przekonała mnie o mojej bezsilności i o tym, że nie kieruje swoim życiem. Dziś mój syn i ja dziękujemy Bogu za Jego interwencję.
JAK TO WIDZI BILL – str. 76
Tylko Bóg jest niezmienny
Zmiana jest cechą charakterystyczną każdego wzrostu i rozwoju. Przejście od picia do trzeźwości, od nieuczciwości do uczciwości, od skłócenia z sobą i światem do pogody ducha, od nienawiści do miłości, od dziecięcej zależności do dojrzałej odpowiedzialności – wszystko to są przykłady zmiany na lepsze.
Zmiany takie osiąga się za pomocą wiary w głębokie zasady i przez praktyczne ich stosowanie. Zasady złe czy też nieskuteczne musimy odrzucić na rzecz dobrych – takich, które się sprawdzają. A nawet i te można niekiedy zastąpić, jeśli odkryje się jeszcze lepsze.
Tylko Bóg jest niezmienny; tylko On posiadł wszystką prawdę.
List, 1966
DZIEŃ PO DNIU
Nawiązywanie kontaktu z naszymi uczuciami
Kiedy używaliśmy alkoholu i innych używek, zgubiliśmy naszą moralną ścieżkę. Czuliśmy się tak, a zachowywaliśmy się inaczej. W końcu byliśmy tak zdezorientowani, że zastanawialiśmy się, co tak naprawdę czujemy.
Ale teraz, w programie, chcemy być ze sobą szczerzy. Chcemy znać swoje uczucia i być w stanie je wyrazić. Po pewnym czasie osoby wokół nas zaczną czuć, że mogą nam zaufać i polegać na nas.
Czy mogę ujawnić swoje prawdziwe uczucia?
Siło Wyższa, daj mi odwagę, by być szczerym wobec siebie i innych o tym, jak się czuję, zwłaszcza jeśli nie jest to tak, jak chciałbym się czuć.
Prawdziwe uczucia, które dziś ujawnię, to ….
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Czy to łatwe? Praktykowanie zasad
Mówi się nam, że nie ma „łagodniejszego, łatwiejszego sposobu”. Jeśli tak, to dlaczego jesteśmy również zachęcani do przyjęcia sloganu „Łatwo to zrobić?”. Który z nich jest prawdziwy?
Oba są słuszne, ponieważ wyrażają dwie różne idee. Łagodniejszy, łatwiejszy sposób nie działa, ponieważ wyrasta z samooszukiwania się i nie zapewnia dokładnej realizacji programu. „Easy Does it” działa, ponieważ opisuje podejście do działania, które jest zrelaksowane, pewne siebie i uważne.
Osoba szukająca łatwiejszej, łagodniejszej drogi zwykle unika podejmowania niektórych kroków, które są uważane za niezbędne do utrzymania trzeźwości. W ten sposób próbuje wygrać, nie wykonując wystarczającej pracy. Osoba postępująca zgodnie z zasadą „Łatwo to zrobić” zwraca uwagę na każdy szczegół, ale postępuje bez uzasadnionego pośpiechu lub nadmiernego lenistwa.
W sensie duchowym „Łatwo to zrobić” oznacza również pozwolenie Sile Wyższej na udźwignięcie ciężaru. Przez cały czas musimy jednak dokonywać wyborów i ponosić odpowiedzialność za nasze działania.
Będę zrelaksowany i pewny siebie podczas całodziennej aktywności. Zawsze jest czas na robienie rzeczy we właściwy sposób.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Umiejętność robienia bierze się z robienia. – Ralph Waldo Emerson
Często chcemy po prostu siedzieć i nic nie robić. Dlaczego nie? Chodzimy na mitingi, pracujemy nad Dwunastoma Krokami, czytamy, nawiązujemy nowe znajomości. Wszystko to wymaga energii i oznacza podejmowanie ryzyka. Czy nie zasłużyliśmy na prawo, by po prostu usiąść i odpocząć od tego wszystkiego? Nie! W przeszłości unikaliśmy życia. Teraz stajemy się ludźmi czynu. Podejmujemy ryzyko. Stajemy się ludźmi, którzy angażują się w życie. Praktykujemy troskę o ludzi i troskę o siebie. Czasami możemy narzekać, ale robimy to, co jest konieczne, aby zachować trzeźwość. Zdobywamy umiejętności poprzez działanie. Dlaczego? Robimy to, aby ocalić nasze życie. Jak? Poprzez zaufanie. Teraz ufamy, że nasza Siła Wyższa i przyjaciele będą przy nas. Pomogą nam pokonać nasze lęki. Gdy codziennie ćwiczymy, jak zachować trzeźwość, nasze umiejętności rosną.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, Twój duch jest duchem działania. Pozwól mi nabyć umiejętności bycia aktywnym.
Działanie na dziś: Dzisiaj popracuję nad byciem aktywnym i żywiołowym. Może nawiążę nową przyjaźń lub wypróbuję nowy sposób działania.
JĘZYK WYZWOLENIA
Znalezienie w sobie siły
Jesteś w stanie myśleć. Jesteś w stanie odczuwać. Jesteś w stanie rozwiązywać własne problemy. Jesteś w stanie zadbać o siebie.
Słowa te często przynosiły mi więcej pożytku niż najgłębsze i najmądrzejsze z rad.
Bardzo łatwo jest wpaść w potrzask zwątpienia w siebie i innych.
Jak reagujemy, kiedy ktoś mówi nam o swoim problemie? Czy mamy poczucie, że musimy go rozwiązać za niego? Czy jesteśmy przekonani, że przyszłość tej osoby spoczywa na naszej zdolności udzielenia jej porady? Stoimy na grząskim gruncie – nie na takim, który jest podstawą zdrowienia.
Kiedy ktoś zmaga się z uczuciem lub grzęźnie w emocjonalnym bagnie, jaka jest nasza reakcja? Czy jesteśmy przekonani, że ta osoba nigdy nie przeżyje danego doświadczenia? Że nie powinna doświadczać takich emocji? Że nie wyjdzie z tego bez uszczerbku?
Jaka jest nasza reakcja, kiedy ktoś stoi przed koniecznością podjęcia odpowiedzialności za swoje życie i zachowanie? Ten ktoś nie da sobie rady? Muszę zrobić to za niego, aby ustrzec go od rozsypki? Od rozpadu na kawałki? Od klęski? Jaka jest nasza reakcja na nas samych, kiedy stajemy przed problemem, uczuciem, czy przed koniecznością wzięcia odpowiedzialności za siebie samych?
Czy wierzymy w siebie i w innych? Czy użyczamy siły innym ludziom i ich możliwościom, nie wyłączając siebie?
Czy też użyczamy siły problemowi, uczuciu albo brakowi odpowiedzialności?
Możemy nauczyć się samokontroli. Możemy nauczyć się zastanawiać nad naszymi reakcjami, zanim zareagujemy. „Przykro mi, że masz problem. Wiem, że jesteś w stanie znaleźć rozwiązanie. Wygląda na to, że emocjonalnie nie jest ci łatwo. Wiem, że sobie poradzisz i wyjdziesz z tego dołka”.
Każdy z nas jest odpowiedzialny za siebie samego. Nie znaczy to, że nic nas nie obchodzi. Nie oznacza to chłodnej, wyrachowanej odmowy wsparcia. Znaczy to, że musimy nauczyć się kochać i wspierać innych we właściwy sposób. Znaczy to, że musimy nauczyć się kochać i wspierać siebie samych we właściwy sposób. Znaczy to, że powinniśmy utrzymywać kontakty z przyjaciółmi, którzy kochają nas i wspierają we właściwy sposób.
Wiara w ludzi i w ich wrodzoną zdolność myślenia, odczuwania, rozwiązywania problemów i dbania o siebie jest wielkim darem, jakim możemy obdarowywać i być obdarowywanymi.
Dzisiaj będę dążył do tego, aby dawać i otrzymywać prawdziwe i inspirujące wsparcie. Będę pracował nad rozbudzeniem wiary w siebie i w innych – oraz w umiejętność radzenia sobie z uczuciami, rozwiązywania problemów i brania za siebie odpowiedzialności.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”
TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”
Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”
Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.
Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..
Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.
Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?
Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:
Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???
Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?
Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.
W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”
Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”
Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.
Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.