CODZIENNE REFLEKSJE
JAKKOLWIEK GO POJMUJEMY
Przyjaciel mój wystąpił z iście rewolucyjnym dla mnie wówczas pomysłem. Powiedział: „Dlaczego nie przyjmiesz swojej własnej koncepcji Boga?” Uderzyło mnie to. Stopniały nagle lodowate góry intelektu, w których w cieniu żyłem i marzyłem od tylu lat. Znalazłem się nagle w blasku słońca. Była to bowiem wyłącznie kwestia mojej chęci by uwierzyć w moc ponad moje siły. Niczego więcej, nie było mi trzeba na tym etapie, by zrobić początek.
Anonimowi Alkoholicy, str. 10
Pamiętam, że wielokrotnie spoglądałem w niebo, zastanawiając się, kto stworzył wszechświat i dał początek życiu w jaki sposób.
Gdy przyszedłem do AA, zgłębienie jakiegoś rodzaju wymiaru duchowego stało się dla mnie niezbędnym składnikiem rzetelnej trzeźwości. Po zapoznaniu się z rozmaitymi wersjami Wielkiego Wybuchu, z naukową wyłącznie, wybrałem prostotę i swoim Bogiem – takim, jak ja Go pojmuję – uczyniłem Wielką Siłę, która ten wybuch umożliwiła. Uznałem, że skoro Bóg ten panuje nad tak przepastnym wszechświatem, to bez wątpienia będzie On też w stanie udzielić mi swego przewodnictwa w myśleniu i działaniu – jeśli tylko będę gotowy je od Niego przyjąć. Wiedziałem jednak, że nie mogę oczekiwać Jego pomocy, jeżeli się od niej odwrócę i dalej będę żył po swojemu. Stałem się gotowy uwierzyć i od tamtej pory minęło już dwadzieścia sześć lat mojej trwałej i przynoszącej radości trzeźwienia.
JAK TO WIDZI BILL– str. 75
Pozbyć się obaw o finanse
Kiedy pracę traktowaliśmy wyłącznie jako źródło zarobku, a nie jako szansę pożytecznego działania, kiedy zdobywanie pieniędzy w celu zapewnienia sobie niezależności materialnej wydawało się ważniejsze niż oparcie w Bogu pozostawaliśmy ofiarami nieuzasadnionych lęków. A lęki tego rodzaju, uniemożliwiają jakąkolwiek spokojną i pożyteczną egzystencję i to niezależnie od stopy życiowej.
Ale z czasem przekonaliśmy się, że z pomocą Dwunastu Kroków AA możemy wyzbyć się tych lęków, bez względu na to, jak przedstawia się nasza sytuacja materialna. Mogliśmy teraz z radością wykonywać najskromniejsze nawet prace bez troski o jutro. Jeśli mieliśmy dobre warunki bytowe, przestawaliśmy drżeć ze strachu, czy nie zmienią się na gorsze, bo przecież znaliśmy już z własnego doświadczenia wartość „szczęścia w nieszczęściu”.
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji str. 121
DZIEŃ PO DNIU
Rezygnacja z zaborczości
Stopniowo zaczynamy dostrzegać, że wszystko należy do naszej Siły Wyższej. Dopóki dążymy do posiadania, nie jesteśmy wolni. Można po prostu używać rzeczy bez ich posiadania. Posiadanie jest tak naprawdę tylko zarządzaniem, a wszystko, co znajduje się pod naszą opieką, musi być wykorzystywane dla dobra.
Nie oznacza to jednak, że nie będziemy mieć tego, czego potrzebujemy. Jeśli najpierw szukamy w życiu tego, co duchowe, nie będziemy odczuwać niedostatku i odkryjemy, że mniej znaczy więcej.
Czy rezygnuję z mojej zaborczości?
Siło Wyższa, pomóż mi pamiętać, że powietrze, którym oddycham, nie jest moje.
Dzisiaj wybiorę dwa z moich dóbr, które oddam na cele charytatywne; są to……
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Gniew…. Niebezpieczna broń – samokontrola
Jednym z powodów, dla których niektórzy z nas mają trudności z przezwyciężeniem gniewu, jest to, że zbyt często używamy go jako broni ofensywnej. Może być wykorzystywany jako wymówka do wyjścia z domu, może doprowadzić kłótnię do wybuchowego końca i może sprawić, że inni będą się bać i bronić. W przeszłości przynosiło to pewnego rodzaju rezultaty i pomagało wzmocnić przekonanie, że gniew działa.
Problem z gniewem polega jednak na tym, że jest on destrukcyjny. Kiedy się złościmy, ranimy siebie i innych. Okropne rzeczy wypowiedziane w gniewie pozostawiają rany, które nigdy się nie goją, tworząc problemy, które prowadzą do większej złości.
Program AA pokazuje nam, że nie ma praktycznie żadnego usprawiedliwienia dla gniewu, niezależnie od okoliczności. Jeśli wyczuwamy, że się zbliża, możemy przejąć kontrolę nad naszymi uczuciami. Jeśli jesteśmy źli z powodu zachowania innej osoby, powinniśmy pamiętać, że gniew może być sposobem reagowania, ale nie jest konieczny w naszym życiu.
Przeżyję ten dzień bez śladu złości. Będę często przypominać sobie, że gniew jest destrukcyjny i że moim prawdziwym celem jest budowanie lepszego życia.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Każdy święty ma przeszłość, a każdy grzesznik przyszłość. – Oscar Wilde
Wszyscy się zmieniamy. Uczymy się, zmieniamy i rozwijamy. Kiedyś alkohol lub inne używki były naszą Siłą Wyższą. Być może mieliśmy też inne wyższe siły – takie jak pieniądze, hazard, jedzenie lub seks. Ale nigdy nie jest za późno, by nawiązać kontakt z prawdziwą Siłą Wyższą.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi dziś powierzyć moje życie i wolę w Twoje ręce. Pomóż mi być świętym, tylko dzisiaj.
Działanie na dziś: Jak zmieniły się moje poglądy na temat świętych i grzeszników, odkąd przystąpiłem do programu Dwunastu Kroków?
Porozmawiam dziś o tym z moim sponsorem.
JĘZYK WYZWOLENIA
Pozytywna energia
Jakże ławo jest rozejrzeć się wokół i stwierdzić, że coś jest nie w porządku. Umiejętność dostrzeżenia tego, co jest dobre, wymaga praktyki.
Wielu z nas żyło w negatywizmie przez lata. Staliśmy się mistrzami w wytykaniu tego, co złe w innych ludziach, w naszym życiu, pracy, codzienności, związkach, w nas samych, w naszym zachowaniu i zdrowieniu.
Chcemy być realistami; naszym celem jest rozpoznanie i akceptacja rzeczywistości. Jednakże często, kiedy uprawiamy negatywizm, nie jest to naszą intencją. Celem negatywizmu jest zazwyczaj unicestwienie.
Negatywne myślenie wzmacnia problem. Wytrąca nas z równowagi. Negatywne myślenie podważa i niszczy. Posiada potężną siłę własną.
Ma ją również energia pozytywna. Każdego dnia możemy zastanowić się nad tym, co jest w porządku, co jest dobre w innych ludziach, w naszym życiu, pracy, codzienności, związkach, w naszym zachowaniu i zdrowieniu.
Pozytywna energia uzdrawia, przewodzi miłość i dokonuje przemiany.
Wybierz pozytywną energię.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi wyzwolić się z negatywizmu. Przekształć moje przekonania i sposób myślenia u samych fundamentów – z negatywnego na pozytywne. Spraw, abym żył w zgodzie z dobrem.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Tradycja Trzecia
„Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia”
TRADYCJA ta ma szczególne znaczenie. Bo w istocie AA oferuje akceptację każdemu alkoholikowi, mówiąc: „To ty sam decydujesz, czy należysz do AA. Ty sam możesz zgłosić się do nas i nikt nie ma prawa cię odrzucić. Nieważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak bardzo pogmatwane jest twe życie wewnętrzne; nawet jeśli popełniłeś przestępstwo także cię nie odrzucimy. Nie chcemy zakazywać ci wstępu. Nic a nic nie obawiamy się ciebie, i to bez względu na twoje dewiacje czy gwałtowność usposobienia. Chcemy po prostu, byś miał tę samą wspaniałą szansę osiągnięcia trzeźwości, z jakiej my już skorzystaliśmy. Tak więc stajesz się członkiem AA dokładnie w chwili, gdy zadeklarujesz chęć przynależności.”
Sformułowanie tej zasady członkostwa we wspólnocie poprzedzone było latami ciężkich doświadczeń. W początkowym okresie wydawało się, że nic nie jest równie kruche, równie podatne na rozpad, jak grupa AA. Spośród wszystkich alkoholików, którym proponowaliśmy pomoc, zaledwie garstka zwracała na nas jakąkolwiek uwagę, a większość z tych, którzy do nas dołączyli, przypominała płomyki świec migocące na wietrze. Gasły one jeden za drugim i nie sposób było zapalić je na nowo. Naszą stałą, choć nie wypowiadaną głośno, myślą było pytanie: „Kto teraz?”
Oto żywa relacja świadka tamtych dni: „Niegdyś każda grupa AA miała własne zasady przyjmowania członków.
Wszyscy panicznie się bali, że ktoś albo coś może wywrócić tę łódź wtrącając nas na powrót w pijaństwo. Biuro Fundacji“ zwróciło się do wszystkich grup z prośbą o nade słanie propozycji »przepisów ochronnych«. Zebrano strasz nie długą listę. Gdyby te wszystkie przepisy obowiązywały w każdej grupie, zapewne w ogóle nikt nie mógłby wstąpić do AA. To była najlepsza miara naszej ówczesnej niepewności i strachu.
Byliśmy zdecydowani nie przyjmować do AA nikogo prócz tych, których określaliśmy jako hipotetycznych »czy stych alkoholików«. Nie mogli oni mieć żadnych ułomności z wyjątkiem ciężkiego opilstwa i wynikających zeń komplikacji. Tak więc żebracy, włóczędzy, pacjenci zakładów psychiatrycznych, więźniowie, homoseksualiści, upadłe kobiety i dziwacy nie mieli do nas prawa wstępu. My zajmujemy się wyłącznie alkoholikami, którzy pod każdym innym względem są godni szacunku. Wszyscy inni z pewnością nas zniszczą. Poza tym, gdybyśmy przyjmowali byle kogo, co by powiedzieli o nas przyzwoici ludzie? W ten sposób wznieśliśmy wokół AA szczelne ogrodzenie..
Być może teraz wszystko to brzmi śmiesznie. Może się wydawać, że my, weterani AA, byliśmy mało tolerancyjni. Ale mogę was zapewnić, że wtedy nie było w tym nic śmiesznego. Byliśmy nieugięci, ponieważ mieliśmy poczucie zagrożenia w stosunku do nas samych i naszych rodzin, a to wcale nie było zabawne. Mówicie, że to brak tolerancji? Cóż, byliśmy wystraszeni i naturalnie postępowaliśmy tak, jak ludzie ogarnięci strachem. W końcu czyż właśnie strach nie jest najgłębszym źródłem wszelkiego braku tolerancji? Tak, to prawda, byliśmy nietolerancyjni”.
Nie mogliśmy przecież jeszcze wiedzieć, że wszystkie te obawy kiedyś okażą się zupełnie bezpodstawne. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tysiące z tych nierzadko przerażających ludzi będzie potrafiło dokonać zdumiewających postępów, zdrowieć i nie szczędzić sił, by nieść pomoc innym, oraz stać się serdecznymi przyjaciółmi? Czy było wówczas do pomyślenia, że kiedyś liczba rozwodów wśród Anonimowych Alkoholików będzie niższa od średniej krajowej? Czy mogliśmy wtedy przewidzieć, że to właśnie ci najbardziej nieznośni staną się najlepszymi nauczycielami cierpliwości i tolerancji? Czy ktokolwiek mógł sobie wtedy wyobrazić wspólnotę obejmującą wszystkie, możliwe do wyobrażenia, typy ludzkie, która by bezkonfliktowo wznosiła się ponad barierami rasy, wiary, języka i przekonań politycznych?
Jak zatem można było odstąpić w AA od wszelkich ograniczeń przynależności? Dlaczego pozostawiliśmy każdemu, kto się do nas zwróci, zarówno uznanie się za alkoholika, jak i decyzję, czy powinien się do nas przyłączyć? Dlaczego odważyliśmy się – wbrew doświadczeniom wszystkich społeczeństw i rządów – oświadczyć, że nie będziemy karać ani pozbawiać członkostwa w AA, że nigdy nie będziemy nikogo zmuszać do uiszczania jakichkolwiek opłat, do wierzenia w cokolwiek ani do podporządkowania się czemukolwiek?
Odpowiedź, sama w sobie bardzo prosta, zawarta jest obecnie w Tradycji Trzeciej. Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawienie alkoholika szansy, jaką oferuje nasza wspólnota, oznaczało niekiedy śmierć, a często bez miar cierpienia. Któż odważy się być sędzią, ławnikiem i katem cierpiących współbraci?
Kiedy grupa za grupą zaczęły to wszystko dostrzegać rezygnowały z jakichkolwiek ograniczeń przynależności. Kolejne dramatyczne doświadczenia umacniały tę postawę, aż stała się ona uniwersalną tradycją. Oto dwa przykłady tego rodzaju doświadczeń:
Było to w drugim roku istnienia AA. W tym czasie działały zaledwie dwie bezimienne grupy alkoholików desperacko walczących o przetrwanie.
W jednej z nich pojawił się ktoś nowy. Zapukał do drzwi i spytał czy może wejść. Porozmawiał szczerze z najbardziej doświadczonym członkiem grupy. Szybko przekonał go, że jest doprowadzony do ostateczności i nade wszystko pragnie dojść do siebie. „Czy pozwolicie mi do was dołączyć? – zapytał. – Bo ja jestem ofiarą jeszcze innego, dużo bardziej potępianego społecznie niż alkoholizm nałogu? I rozumiem, że możecie nie chcieć mnie wśród siebie. Ale może mnie jednak przyjmiecie ???
Powstał dylemat co robić. Ten, który przeprowadził wstępną rozmowę z nowo przybyłym, przywołał dwóch doświadczonych przyjaciół i w zaufaniu przedstawił im niepokojące go fakty. Powiedział: „Co zatem robimy? Jeśli go odrzucimy facet się wkrótce wykończy, jeśli zaś go przyjmiemy Bóg jedyny wie, jakiego piwa może nam tu nawarzyć. Jaka zatem ma być nasza odpowiedź? Przyjmujemy, czy nie?”’
Początkowo starszyzna widziała wyłącznie przeszkody. „Zajmujemy się wyłącznie alkoholikami – powtarzano. Czy nie powinniśmy więc poświęcić tego jednego człowieka dla dobra wielu?” W tym kierunku potoczyła się nasza dyskusja i los nowo przybyłego zawisł na włosku. Wtedy jeden z trójki odezwał się w zupełnie innym tonie: „To o co my tak naprawdę się obawiamy – stwierdził – to nasza reputacja. Znacznie bardziej boimy się tego, co ludzie o nas powiedzą, niż kłopotów, których może nam przysporzyć ten nietypowy alkoholik. Przez cały czas naszej dyskusji, nie daje mi spokoju jedno krótkie pytanie, a mianowicie: co nasz Pan uczyniłby w tej sytuacji?” Nie padło już ani jedno słowo. Cóż zresztą można było dodać?
Nie posiadając się z radości nowy członek wspólnoty z entuzjazmem realizował Dwunasty Krok, niezmordowanie niosąc posłanie AA dziesiątkom ludzi. Była to jedna z pierwszych grup AA, więc ludzie, którym pomógł, nieśli posłanie dalej, tak, że szeregi alkoholików przyciągniętych dzięki naszemu bohaterowi szybko urosły w tysiące. Z powodu jego drugiego problemu nigdy nie wynikły żadne kłopoty. W ten sposób Anonimowi Alkoholicy zrobili pierwszy krok prowadzący ku Trzeciej Tradycji.
Niedługo potem, gdy ów podwójnie uzależniony poprosił o przyjęcie do AA, inna grupa przyjęła w swe szeregi handlowca, któremu nadamy tu imię Ed. Przepełniony żądzą władzy i cechującym dobrych handlowców tupetem miał on mniej więcej co minutę nowy pomysł, jak udoskonalić AA. Pomysły te rozpowszechniał wśród członków z takim samym entuzjazmem, z jakim sprzedawał lakier do samo chodów. Miał on jednakże jeden pomysł, który jakoś nie chwycił. Ed był ateistą. Obsesyjnie powtarzał, że AA miałoby się lepiej bez swych „nonsensów o Bogu”. Przerażał wszystkich i wszyscy oczekiwali, że Ed już wkrótce zacznie na nowo pić. W tym czasie wspólnotę cechowała duża pobożność. Uważano, że takie bluźnierstwa muszą być ciężko pokarane. Ku powszechnemu zdumieniu Ed trwał w trzeźwości.
W końcu przyszła jego kolej, by zabrać głos podczas spotkania. Drżeliśmy wiedząc co nastąpi. Ed zaczął górnolotnie, złożył należny hołd wspólnocie, opowiedział o swym powrocie na łono rodziny, zachwycał się cnotą uczciwości, wspomniał też radość, jaką daje Dwunasty Krok. Wtedy zmienił ton i wypalił: „Nie mogę jednak znieść tego waszego gadania o Bogu! To zwykłe zawraca nie głowy, dobre dla mięczaków. W tej grupie to jest nie potrzebne, a ja sam nigdy tego nie zaakceptuję! Niech to szlag trafi!”
Słuchaczy ogarnęło niekłamane oburzenie. Zagrzmieli jednym głosem – „Precz z nim!” Starszyzna grupy wzięła Eda na stronę. Postawiono mu ultimatum: „Takich rzeczy tu mówić nie można! Albo się podporządkujesz, albo nie będziesz miał prawa wstępu”. Wtedy Ed zapytał z sarkazmem w głosie: „W takim razie powiedzcie, jak to z wami naprawdę jest?”, po czym sięgnął na półkę po leżący tam plik papierów. Wstęp do właśnie opracowywanej książki „Anonimowi Alkoholicy” akurat leżał na wierzchu. Ed odczytał na głos zdanie: „Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnie nie zaprzestania picia” Po czym kontynuował nie zrażony: „Czy formułując tę zasadę, traktowaliście ją poważnie, czy nie?”
Rozmówcy Eda wymienili skonsternowane spojrzenia rozumiejąc, że zapędził ich w kozi róg. Ed pozostał w grupie. Ed nie tylko pozostał w grupie, ale także pozostał trzeźwy. Z miesiąca na miesiąc, im dłużej trwała jego trzeźwość, tym agresywniej występował przeciw Bogu. Grupa znosiła to coraz gorzej. Wkrótce pierzchło braterskie miłosierdzie. „Kiedyż, och kiedyż wreszcie – pojękiwali między sobą członkowie grupy – zacznie on znowu pić?” .
Niedługo potem Ed dostał pracę w handlu i wyjechał służbowo do innego miasta. Po kilku dniach rozeszła się wieść, że Ed przysłał telegram z prośbą o pieniądze. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Potem jeszcze zadzwonił z prośbą o pomoc. W tamtym okresie byliśmy gotowi iść z Dwunastym Krokiem w ogień, nawet gdy szanse powodzenia były nikłe. Tym razem jednak nikt się nie kwapił. „Zostawmy go samego! Niech sobie radzi! Może to go wreszcie nauczy rozumu!”
Mniej więcej po dwóch tygodniach Ed zakradł się nocą do domu jednego z członków AA i nie zauważony przez nikogo położył się spać. Nazajutrz rano właściciel domu popijał poranną kawę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nagle usłyszeli jakiś rumor na schodach. Ich zdziwionym oczom ukazał się Ed. Z żartobliwym uśmiechem zapytał: „Czy koledzy zakończyli już swoje poranne medytacje?” Szybko wyczuli, że Ed chce szczerze porozmawiać. To co mówił ułożyło się w tę oto historię:
Znalazłszy się w sąsiednim stanie Ed ukrył się w tanim hoteliku. Kiedy wszystkie błagania o pomoc spełzły na niczym, w głowie kłębiła mu się jedna tylko myśl: „Oni mnie opuścili. Zostałem opuszczony przez współtowarzyszy niedoli. Jestem skończony… nic mi już nie zostało…” Zdesperowany rzucił się na łóżko, a jego ręka przypadkowo natrafiła na leżącą na nocnej szafce książkę. Otworzył ją i zaczął czytać. Było to Pismo Święte. Ed nigdy nie zwierzył się z tego, czego doznał i co zrozumiał w tamtym pokoju hotelowym. Był to rok 1938. Od tego czasu nigdy nie wziął alkoholu do ust.
Obecnie, gdy spotykają się weterani AA, którzy znali Eda osobiście, wspominają: „A co by było, gdyby wtedy udało się nam wyrzucić Eda za bluźnierstwo? Jaki byłby jego los, a także los tych, którym on później pomógł?”
I tak oto już na samym początku ręka Opatrzności wskazała nam, że każdy alkoholik zostaje członkiem wspólnoty wtedy, kiedy on sam to zadeklaruje.