CODZIENNE REFLEKSJE
JAK TO – ŻADNEGO PRZEWODNICZĄCEGO?
Kiedy wyjaśniamy że w naszej wspólnocie, nie ma żadnego przewodniczącego upoważnionego do rządzenia, żadnego skarbnika pobierającego jakieś składki… – naszym zdumionym słuchaczom wyrywa się okrzyk „to niemożliwe”
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 132
Gdy wreszcie dotarłem do AA, nie mogłem uwierzyć, że nie ma tu żadnego skarbnika pobierającego jakieś składki. Nie umiałem sobie wyobrazić organizacji, która nie żądała by określonych wpływów finansowych, w zamian za swoje usługi.
Wówczas po raz pierwszy w życiu otrzymałem coś za nic – i pozostało tak do dziś. Ponieważ nie czułem się wykorzystywany, ani sterowany przez innych uczestników AA, mogłem podejść do Programu bez uprzedzeń, z otwartym umysłem. Niczego się ode mnie nie domagali. Cóż więc miałem do stracenia? Dziękuję Bogu za mądrość, którą natchnął On pierwszych założycieli – dobrze bowiem wiedzieli, że alkoholicy nie znoszą, gdy się nimi manipuluje.
JAK TO WIDZI BILL – str 59
Przekonania i kompromisy
Jednym z warunków pożytecznego życia jest zdolność do wzajemnych ustępstw, czyli umiejętność pogodnego zawierania kompromisów. Nam, alkoholikom, przywykłym do podejścia „wszystko albo nic”, niełatwo przystać na kompromis. Mimo to, nigdy nie wolno nam tracić z oczu prawdy, że niemal każdy postęp zasadza się na serii coraz to korzystniejszych kompromisów.
Nie zawsze, oczywiście, możemy iść na kompromis. W pewnych okolicznościach trzeba, byśmy koniecznie wytrwale obstawali przy własnych przekonaniach – aż do ostatecznego rozwiązania kwestii. Decyzja o tym, kiedy można pójść na kompromis, a kiedy nie powinno się tego czynić, wymaga poważnego namysłu i rozwagi.
Twelve Concepts, org. str. 39-40
DZIEŃ PO DNIU
Stawanie się otwartym
Kiedy po raz pierwszy dołączyliśmy do tej wyjątkowej wspólnoty, niektórzy z nas uważali, że jej członkowie mają wąskie horyzonty myślowe, więc trudno będzie się z nimi zaprzyjaźnić. Ale to był tylko nasz strach i projekcja. Ile wspólnot skupia członków o tak zróżnicowanym pochodzeniu (wiek, rasa, zawód i dochody)?
Większość z nas miała znacznie bardziej ograniczone kontakty, zanim dołączyliśmy do wspólnoty. Teraz, gdy stajemy się mniej ograniczeni, tracimy trochę strachu i odkrywamy w tej społeczności ludzi o bardzo otwartych umysłach.
Czy staję się bardziej otwarty?
Wyższa Siło, pomóż mi zaakceptować i przyjąć fakt, że zostałem poprowadzony do tej społeczności, ponieważ naprawdę potrzebowałem pomocy.
Dzisiaj będę ćwiczyć bycie otwartym przez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Poszukiwanie ekscytacji – poszukiwanie spokoju
„Nie znalazłem niczego, co zastąpiłoby ekscytację, którą czułem podczas picia” – skarżył się jeden z członków. „Jasne, jestem wdzięczny za bycie trzeźwym. Ale czasami jest tak cholernie nudno!
Porozmawiajmy o tej potrzebie ekscytacji lub „haju”. Dla wielu z nas była to ważna część naszego picia. Czasami nasze picie było ekscytujące – towarzyszyło uroczystościom, ukończeniu szkoły, przyjęciom weselnym, zaręczynom i wszystkim innym niezwykłym wydarzeniom. Wraz z nim pragnęliśmy innych emocji: ekscytujących romansów, ekscytujących doświadczeń, ekscytujących historii.
Dla nas jednak ekscytacja zawsze kończyła się katastrofą, często straszną. Obudzenie się po ekscytującej imprezie było strasznym momentem. Nigdy nie miało szczęśliwego zakończenia.
Możemy wziąć to uzależnienie od ekscytacji w swoje ręce, uznając je za składnik naszego alkoholizmu. Nadal będziemy mogli być czasami podekscytowani, ale musi to być taki rodzaj ekscytacji, który nie przynosi ani załamania, ani kaca.
Nie pozwolę, by nuda popchnęła mnie do działań, o których wiem, że na dłuższą metę będą destrukcyjne. Nie chcę dreszczyku emocji kosztem szacunku do samego siebie i dobrego samopoczucia.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Zostaw siebie w spokoju. – Jenny Janacek
Często czepiamy się samych siebie. Sami się dołujemy. Ale robienie tego nie jest częścią naszego zdrowienia.
W rzeczywistości jest to sprzeczne z naszym programem. Nasz program opiera się na troskliwej opiece. Przekazaliśmy nasze życie troskliwej, kochającej Sile Wyższej, która udzieli nam odpowiedzi. Powiedziano nam, że to łatwe. Wycofujemy się. Jako zdrowiejący uzależnieni uczymy się nie osądzać. Zamiast tego uczymy się być mili dla samych siebie. Naszym zadaniem nie jest rozgryzienie świata, ale dodanie do niego więcej miłości. Zacznijmy od siebie.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, powstrzymaj mnie od osądzania. Pomóż mi wiedzieć, co chcesz zrobić. Pomóż mi wykonać Kroki Drugi i Trzeci.
Działanie na dziś: Dzisiaj zostawię siebie w spokoju. Będę pamiętać, że czepianie się siebie jest kolejną formą kontroli.
JĘZYK WYZWOLENIA
Wyzbycie się systemu zaprzeczeń
Trudno nam uwierzyć w to, co zraniłoby nasze uczucia, gdybyśmy w to wierzyli.
Ovid
Większość z nas podczas procesu uzdrawiania od czasu do czasu ucieka się do systemu zaprzeczeń. Niektórzy z nas nauczyli się na nim polegać jako na narzędziu przetrwania.
Być może zaprzeczaliśmy istnieniu pewnych wydarzeń lub uczuć związanych z przeszłością. Być może nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że ktoś z naszych bliskich może mieć problem, lub zaprzeczaliśmy istnieniu własnych problemów, czy też odsuwaliśmy się od własnych uczuć, myśli, pragnień czy potrzeb.
Zaprzeczaliśmy prawdzie.
Zaprzeczenie oznacza, że nie pozwalamy sobie na konfrontację z rzeczywistością. Zwykle ma to miejsce wtedy, gdy dana rzeczywistość jest bolesna i oznacza stratę – zaufania, miłości, rodziny, być może małżeństwa, przyjaźni lub marzenia. Strata kogoś lub czegoś zawsze wiąże się z bólem.
Zaprzeczenie jest mechanizmem obronnym, amortyzatorem wstrząsu duchowego. Udaremnia właściwy odbiór rzeczywistości, dopóki nie jesteśmy gotowi, aby sobie z nią poradzić. Inni ludzie mogą wykrzykiwać nam prawdę prosto w twarz, lecz ona nie dotrze do nas, dopóki nie będziemy na nią gotowi.
Jako ludzie jesteśmy wytrzymali, a zarazem krusi. Czasami potrzebujemy czasu, żeby do czegoś dojrzeć. Nie pozbędziemy się potrzeby zaprzeczania poprzez wymuszanie na sobie akceptacji. Pozbędziemy się potrzeby zaprzeczania przez wypracowanie poczucia bezpieczeństwa i wystarczającej siły, aby uporać się z rzeczywistością.
Uporamy się z nią, gdy przyjdzie na to czas.
Nie musimy karać siebie za to, że zakłamywaliśmy rzeczywistość. Musimy tylko kochać siebie samych na tyle, by osiągnąć poczucie bezpieczeństwa i siły, które pomogą nam w codziennej konfrontacji i zmaganiach z prawdą. Staniemy twarzą w twarz z rzeczywistością – we właściwym czasie, kiedy będziemy na to gotowi i kiedy zbiegnie się to z planem, jaki wyznaczyła dla nas Siła Wyższa. Nie musimy przejmować się niczyją reprymendą, włączając w to naszą własną, za słabe tempo naszych starań.
Będziemy wiedzieć, co musimy wiedzieć, kiedy przyjdzie na to właściwa pora.
Dzisiaj skoncentruję się na osiągnięciu poczucia bezpieczeństwa i pewności siebie. Pozwolę mojej samoświadomości rozwijać się we właściwym dla mnie tempie.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w trzeźwości
„Żyj i daj żyć”
Stare powiedzenie „Żyj i daj żyć” wydaje się tak banalne, że łatwo można nie dostrzec jego wartości. Ale właśnie dlatego ciągle powtarzano je przez lata, że okazało się dobroczynne pod wieloma względami.
My, w AA wykorzystujemy je w szczególny sposób szukając w nim pomocy w niepiciu. W szczególności pozwala nam współżyć z ludźmi działającymi nam na nerwy.
Spoglądając raz jeszcze wstecz na dzieje naszego picia wielu z nas dostrzega, jak bardzo często nasze problemy alkoholowe wydawały się w jakiś sposób powiązane z innymi ludźmi. Eksperymentowanie z winem czy piwem we wczesnych latach młodości wydawało się rzeczą naturalną, skoro robiło to tylu innych, a nam zależało na ich aprobacie. A potem zaczęły się śluby, wypady do barów, chrzty, urlopy, mecze piłkarskie, przyjęcia i załatwianie interesów w restauracjach… listę możemy długo ciągnąć. Przy wszystkich tych okazjach piliśmy, przynajmniej częściowo, także dlatego, że pili wszyscy inni i wydawało się, że tego samego oczekują od nas.
Ci z nas, którzy zaczęli pić bez towarzystwa, czy ukradkiem wypijać kieliszek od czasu do czasu, robili to tak, aby inni nie zorientowali się, ile i jak często piliśmy. Rzadko kto lubił słuchać, jak się mówiło o jego piciu, a gdy już do tego dochodziło, to często podawaliśmy „powody”, dla których pijemy, jakby chcąc zasłonić się przed krytyką czy skargami.
Niektórzy z nas po wypiciu alkoholu stawali się kłótliwi a nawet wojowniczy wobec innych. Lecz byli i tacy, którzy uważali, że naprawdę łatwiej nam porozumieć się z ludźmi po kieliszku czy dwóch – na przyjęciach towarzyskich, przy załatwianiu trudnych interesów, w rozmowie w sprawie nowej pracy czy nawet w stosunkach miłosnych. Picie skłoniło wielu z nas do wybierania przyjaciół w zależności od tego, ile piją. Zmienialiśmy ich nawet, gdy dochodziliśmy do wniosku, że wyrośliśmy z ich sposobu picia. Woleliśmy takich, co piją „naprawdę” od ludzi wychylających kieliszek czy dwa. I staraliśmy się unikać abstynentów.
Wielu z nas miało poczucie winy, ale równocześnie gniewał nas sposób, w jaki rodzina reagowała na nasze picie. Niektórzy utracili pracę, gdyż szef albo kolega miał obiekcje do naszego picia. Chcieliśmy, żeby ludzie pilnowali swoich spraw, a nas zostawili w spokoju!
Często odczuwaliśmy złość i obawę wobec tych, którzy nas krytykowali. Poczucie winy czyniło nas przewrażliwionymi wobec otoczenia, toteż zaczęliśmy żywić urazy w stosunku do ludzi. Czasem zmienialiśmy bary, miejsce pracy czy zamieszkania tylko dlatego, żeby nie być w pobliżu pewnych osób.
Tak więc nie tylko my sami, ale i wielu innych ludzi było w jakiś sposób, w takim czy innym stopniu, wplątanych w nasze picie.
Gdy tylko przestaliśmy pić, z wielką ulgą stwierdziliśmy, że ci których poznaliśmy w AA – alkoholicy są jakby zupełnie innymi ludźmi. Odnosili się do nas nie krytycznie i podejrzliwie, lecz ze zrozumieniem i troską.
Jest jednak rzeczą całkowicie naturalną, że nadal spotykamy ludzi działających nam na nerwy i to zarówno w AA, jak i poza obrębem naszej wspólnoty. Może okazać się, że nasi bliscy spoza AA, współpracownicy czy rodzina, wciąż będą nas traktowali jak pijaków… (mogą potrzebować pewnego czasu, aby uwierzyć, że naprawdę przestaliśmy pić. Ostatecznie tyle razy w przeszłości byli świadkami, jak zrywaliśmy z piciem i znowu do niego wracaliśmy).
Aby zacząć realizować zasadę „żyj i daj żyć” musimy pogodzić się z następującym faktem: zarówno w AA, jak i gdzie indziej zawsze są ludzie mówiący rzeczy, z którymi my się nie zgadzamy lub zachowujący się w sposób, jaki nam się nie podoba. Dla naszego własnego spokoju trzeba koniecznie nauczyć się współżycia z nimi. Właśnie w takich przypadkach bardzo przydatne okazuje się hasło i powiedzenie sobie: „Och, żyjmy i dajmy żyć innym”.
Właśnie w AA kładziemy duży nacisk na naukę tolerancji – tolerowanie zachowań innych ludzi. Jeśli postępowanie ich budzi w nas odrazę, to na pewno nie jest powód, żeby pić. Zbyt ważny jest nasz powrót do zdrowia. Pamiętajmy, że alkohol potrafi zabijać i zabija.
Nauczyliśmy się, że warto podjąć bardzo duży wysiłek, aby spróbować zrozumieć innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy nas drażnią. Dla naszego zdrowienia znacznie ważniejsze jest zrozumieć niż być zrozumiany. Nie przyjdzie nam to zbyt trudno, jeśli sobie uświadomimy, że i inni członkowie Wspólnoty AA podobnie jak my, starają się zrozumieć.
Skoro już o tym mowa, to zarówno w AA jak i gdzie indziej, będziemy spotykać ludzi, którym z kolei my nie będziemy się zbyt podobać. Dlatego też wszyscy staramy się respektować prawo innych do postępowania tak jak chcą (albo muszą). Możemy wówczas oczekiwać, że i oni odwzajemnią się nam tym samym. W AA tak się zazwyczaj dzieje.
W miarę upływu czasu przestajemy się bać po prostu odejść od tych, którzy nas drażnią, zamiast skrywać irytację albo próbować ustawiać ich tak, żeby oni nam bardziej odpowiadali.
Nikt z nas nie przypomina sobie, aby został zmuszony do picia alkoholu. Nikogo z nas nigdy nie związano po to, aby siłą wlać nam coś mocnego do gardła. Tak jak nikt nas nie zmuszał do picia fizycznie, teraz staramy się, aby nie doprowadzono nas do tego również psychicznie.
Bardzo łatwo jest wykorzystać postępowanie innych jako alibi do picia. Umieliśmy to robić doskonale. Lecz wróciwszy do trzeźwości nauczyliśmy się nowej metody: nie dopuszczamy w ogóle, aby żywić do kogokolwiek tak wielką urazę, żeby fakt ten dawał tej osobie możliwość wpływania na nasze życie zwłaszcza na to, że zaczniemy znowu pić. Stwierdziliśmy, że nie mamy chęci, aby ktokolwiek panował nad naszym życiem albo je rujnował.
Stare powiedzenie mówi, żeby nie krytykować nikogo, dopóki nie przejdzie się mili w jego butach. Pamiętając o tej radzie możemy zacząć odczuwać większe współczucie dla innych, a stosując je w praktyce będziemy mieli dużo lepsze samopoczucie niż na „kacu”.
„Daj żyć” – w porządku. Ale dla niektórych ważna jest pierwsza część tego hasła: „Żyj!”
Wypracowawszy sobie sposoby cieszenia się tym, że sami żyjemy pełnym życiem, chętnie pozwalamy innym żyć w ich własny sposób. Jeśli nasze własne życie jest ciekawe i efektywne, naprawdę nie mamy powodów i chęci, żeby doszukiwać się win w innych albo martwić się ich postępowaniem. Czy teraz, w tej chwili, możesz przypomnieć sobie kogoś, kto cię naprawdę dręczy? Jeśli tak, to spróbuj czegoś takiego. Odłóż myślenie o tej osobie i o tym, co cię u niej drażni. Jeśli zechcesz, później będziesz mógł powściekać się w duszy na tę osobę. Ale czemu by nie odsunąć od siebie myśli o tym właśnie w tej chwili, gdy będziesz czytać następne zdania z tego rozdziału?
Żyj! Zajmuj się własnym życiem. Naszym zdaniem trzeźwość otwiera drogę do życia w szczęściu. Warto dla tego celu poświecić jakąś urazę czy kłótnię. Nawet, jeśli nie potrafisz całkiem oderwać się myślą od tamtej osoby. Zobaczmy więc, czy nie pomoże ci to, co powiemy dalej.