CODZIENNE REFLEKSJE
NIE DA SIĘ WYTRZEŹWIEĆ PRZEZ MÓZG
Ludziom samowystarczalnym intelektualnie, wielu Anonimowych Alkoholików może powiedzieć: nie różniliśmy się od Was niczym. Też byliśmy o wiele za mądrzy, niż potrzeba, dla własnego dobra… w głębi duszy wierzyliśmy, że dzięki wybitnej inteligencji górujemy nad szarą masą”.
Nawet najbardziej błyskotliwy umysł nie stanowi ochrony przed choroba alkoholową. Nie da się wytrzeźwieć „przez mózg”. Staram się pamiętać, że inteligencja jest daną od Boga cechą, z której mogę korzystać; jest radością – tak jak zdolności taneczne, malarskie czy stolarskie. Nie czyni mnie ona lepszym od innych, ani też nie jest szczególnie użytecznym narzędziem zdrowienia; Poczytalność i zdrowie duchowe przywraca mi Siła Większa niż ja sam – a nie wysoki współczynnik inteligencji czy stopnie naukowe.
JAK TO WIDZI BILL – str. 44
Codzienna akceptacja
Zbyt wiele czasu w życiu spędziłem na rozprawianiu o wadach innych ludzi. Jest to najbardziej zawoalowana i perwersyjna forma zadowolenia z siebie, która pozwala nam na pozostawanie w błogiej nieświadomości własnych wad. Nazbyt często mawiamy: „Gdyby nie on (ona), jakże byłbym szczęśliwy!”
Naszym najpilniejszym zadaniem jest zaakceptowanie położenia, w jakim się obecnie znajdujemy, siebie takimi, jakimi jesteśmy, i otaczających nas ludzi takimi, jakimi są. Oznacza to przyjęcie postawy nacechowanej realizmem i pokorą, bez której niemożliwy jest żaden dalszy postęp. Trzeba, byśmy wciąż od nowa wracali do tego pozbawionego upiększeń i pochlebstw punktu wyjścia. Ćwiczyć się w ten sposób w akceptacji – z korzyścią dla siebie i innych – możemy dosłownie codziennie.
Jeśli dołożymy starań, by tej realistycznej oceny siebie i życia nie wykorzystać jako pretekstu dla naszej apatii lub defetyzmu, to stanie się ona stabilnym fundamentem, na którym możemy budować coraz to lepsze zdrowie emocjonalne i płynące zeń postępy duchowe.
DZIEŃ PO DNIU
Rozwiązywanie problemów
Jeśli zaczynamy poranek w poczuciu beznadziei, nasz dzień nie ma szans. Jeśli jednak rano poprosimy naszą Siłę Wyższą o pomoc, a następnie przyjmiemy ją przez cały dzień, nie będziemy musieli rozwiązywać żadnych problemów samodzielnie.
Przekonamy się, że problemy można rozwiązać, a my jesteśmy odpowiedzialni tylko za nasze wysiłki.
Czy pozostawiam rozwiązania mojej Sile Wyższej?
Siło Wyższa, daj mi siłę, by prosić o pomoc i po prostu dobrze wykonać swoją część.
Dzisiaj popracuję nad trzema problemami i pozostawię ich rozwiązanie mojej Sile Wyższej. Problemy są następujące…
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Kiedy inni nie dają rady – osobista odpowiedzialność.
Będą chwile, kiedy inni ludzie nas rozczarują… celowo lub z powodu obojętności lub niekompetencji. Jeśli na nich liczyliśmy, ich postawa może wywołać w nas prawdziwą złość i frustrację.
Nasz rozwój powinien jednak nauczyć nas, że takie niepowodzenia są częścią życia. Nigdy nie tracąc zaufania do innych, musimy zaakceptować ich jako omylnych ludzi. Ich błędy i niedociągnięcia wynikają z ludzkich wad, które każdy z nas posiada.
Najlepszym rozwiązaniem jest życie bez oczekiwania zbyt wiele od innych. Nie są tu po to, by nas zadowolić lub usatysfakcjonować. Możliwe też, że nasze oczekiwania są nierealistyczne i narażamy się na rozczarowania.
Naszą osobistą odpowiedzialnością jest dać z siebie wszystko, nawet jeśli inni nie spełniają naszych oczekiwań. Jednocześnie możemy się rozwijać, stając się bardziej wiarygodnymi i niezawodnymi.
Nie możemy wykorzystywać niepowodzeń innych jako wymówki dla zaniedbań z naszej strony.
Dziś będę oczekiwał najlepszego, ale będę wiedział, że mam również duchowe zasoby, by poradzić sobie z najgorszym, co może się wydarzyć.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Jutro nie ma znaczenia, bo żyję dniem dzisiejszym. – Horacy
Życie znajduje się w teraźniejszości. Jedną z pierwszych rzeczy, które słyszymy, gdy wchodzimy do programu, jest „Jeden dzień na raz”. Dzielimy życie na krótkie okresy. To daje nam siłę do zmiany. Nie jesteśmy pewni, czy uda nam się zachować trzeźwość przez całe życie. Wiemy jednak, że dzięki Bogu i naszemu programowi możemy zachować trzeźwość na dziś.
Dotyczy to również wielu innych rzeczy w naszym życiu. Nie jesteśmy pewni, czy uda nam się przez całe życie nie użalać się nad sobą, ale możemy z tego zrezygnować na jeden dzień. Żyjąc jeden dzień na raz, stajemy się bardziej pewni swojej siły. Mamy moc zmieniania rzeczy tylko w teraźniejszości. Teraźniejszość ma dla nas wiele do zaoferowania, jeśli tylko ją uchwycimy.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, znajdujesz się w chwili obecnej. Jesteś tutaj. Pozostanę z Tobą minuta po minucie.
Działanie na dziś: Ugruntuję się w teraźniejszości. Dziś nie będę martwić się o przeszłość ani przyszłość.
JĘZYK WYZWOLENIA
Zaufać sobie
Jakże wspaniałym darem jesteśmy sami dla siebie! Aby ten dar w pełni docenić, zacznijmy słuchać swego wewnętrznego głosu, zaufajmy instynktowi i intuicji.
Cóż to za marnotrawstwo nie uwzględniać własnych naturalnych skłonności i predyspozycji! Kiedy wreszcie zrozumiemy, że te skłonności i predyspozycje zbliżają nas do realizacji bogatego planu, jaki przygotował dla nas Bóg?
Właściwy czas nadejdzie. Zrozumiemy to poprzez wsłuchanie się w swój wewnętrzny głos, zaufanie do własnych decyzji i konsekwentne realizowanie raz obranej drogi. Czy nadszedł ten czas?… Co muszę zrobić, aby zadbać o siebie?… Na co wskazują okoliczności?… Co wiem na ten temat?
Posłuchaj, a poznasz odpowiedź. Posłuchaj własnego głosu.
Dzisiaj posłucham i zaufam. Otrzymam pomoc niezbędną do podjęcia działania, kiedy przyjdzie na to czas. Mogę zaufać sobie i Bogu.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w trzeźwości
Pamiętajmy, że alkoholizm to choroba nieuleczalna, postępująca i śmiertelna.
Wielu ludzi na całym świecie zdaje sobie sprawę z tego, że nie mogą przyjmować pewnych pokarmów – na przykład jeść ostryg, truskawek, jajek albo ogórków czy cukru albo też innych rzeczy – jeśli nie chcą czuć się bardzo źle, bądź nawet poważnie chorować. Taki człowiek cierpiący na alergię pokarmową może chodzić po świecie bardzo sobie współczując, skarżąc się każdemu, że bez powodu jest czegoś pozbawiony i wciąż narzekając, że nie wolno mu zjeść czegoś dobrego. Rzecz jasna, że choćbyśmy nawet czuli się pokrzywdzeni, nie możemy ignorować wymogów naszej fizjologii. Lekceważenie naszych ograniczeń może spowodować bardzo przykre samopoczucie albo chorobę. Żeby zachować zdrowie i czuć się w miarę szczęśliwym, trzeba nauczyć się życia z takim organizmem, jaki mamy.
Jeden z nowych nawyków myślenia, jaki alkoholik wracający do trzeźwości może w sobie rozwinąć, to spokojne traktowanie siebie jako osoby zmuszonej do unikania pewnych chemikaliów (alkoholi i innych produktów stanowiących jego substytut), jeżeli chce zachować dobry stan zdrowia. Potwierdzają to dni, kiedy sami piliśmy, a także setki zsumowanych lat spędzonych przez mężczyzn i kobiety na piciu ponad miarę. Wiemy, że z biegiem lat zmarnowanych na pijaństwie nasze, związane z piciem, problemy stale pogarszają się. Alkoholizm jest progresywny. Och, wielu z nas miewało oczywiście okresy, gdy wydawało się przez miesiące czy nawet lata, że nasze picie jakby się „uregulowało” Sądziliśmy, że bez szkody dla zdrowia możemy konsumować sporą ilość alkoholu. Zachowywaliśmy trzeźwość z wyjątkiem nocy, od czasu do czasu spędzanych na piciu i wydawało się nam, że z naszym piciem nie jest gorzej. Nie działo się nic dramatycznego czy strasznego.
Teraz jednak wiemy, że czy pije się długo czy krótko, problemy wiążące się z piciem muszą się zaostrzać.
Niektórzy lekarze specjalizujący się w zagadnieniach alkoholizmu mówki nam, iż nie ulega wątpliwości, że w miarę jak nam lat przybywa alkoholizm staje się coraz poważniejszą chorobą. (A czy znamy kogoś, komu lat nie przybywa?) Przekonaliśmy się też, po niezliczonych próbach dowiedzenia czegoś przeciwnego, że – podobnie jak niektóre inne choroby – alkoholizm jest nieuleczalny. Nie możemy się z niego „wyleczyć”, bo nie jesteśmy w stanie zmienić chemii naszego organizmu i stać się na powrót normalnymi, umiarkowanie, towarzysko pijącymi ludźmi, jakimi zdawaliśmy się być w młodości. Niektórzy z nas mówią, że zmiana taka jest równie niemożliwa jak przekształcenie się ogórka marynowanego w świeży ogórek. Żadne leki ani kuracje psychologiczne, jakim nas poddano, nie „wyleczyły” nikogo z alkoholizmu. Co więcej na podstawie obserwacji tysięcy alkoholików, którzy nie zaprzestali picia, jesteśmy głęboko przekonani, że alkoholizm to choroba śmiertelna. Nic tylko znaliśmy wielu alkoholików, którzy zapili się na śmierć – umierających po odstawieniu alkoholu na delirium tremens (D.T.), konwulsje, czy leż marskość wątroby bezpośrednio związaną z piciem – lecz wiemy również o wielu zgonach oficjalnie nie przypisywanych alkoholowi, chociaż był on faktycznie ich przyczyną. Często, gdy jako bezpośredni powód zgonu podaje się wypadek samochodowy, utonięcie, pożar, samobójstwo, zabójstwo, atak serca, zapalenie płuc czy zawal, właśnie ciężkie pijaństwo doprowadziło do śmierci czy wypadku.
Oczywiście, w czasie gdy piliśmy, wielu z nas uważało, że nic takiego nam nie groziło. Prawdopodobnie też większość z nas nigdy nie doszła do tych strasznych końcowych stadiów chronicznego alkoholizmu.
Wiemy dziś jednak, że mogłoby to nastąpić, gdybyśmy pili dalej. Jeśli wsiadamy do autokaru jadącego do miasta odległego o tysiąc kilometrów to dojedziemy tam, chyba żebyśmy wysiedli i ruszyli w innym kierunku.
W porządku. Co robimy, jeśli dowiadujemy się, że jesteśmy chorzy na nieuleczalną, postępującą, śmiertelną chorobę, czy to na alkoholizm czy też na jakąś inną, na przykład chorobę serca czy na raka? Wielu ludzi nie przyjmuje tego do wiadomości, ignorując swój stan, nie leczy się, cierpi i umiera. Lecz jest też i inna droga.
Można zaakceptować „diagnozę” postawioną przez lekarza, przyjaciela czy samego siebie. A potem można pomyśleć, co dałoby się zrobić, jeśli coś zrobić można, aby utrzymać swój stan „pod kontrolą” i móc żyć przez jeszcze wiele lat szczęśliwie i wydajnie. Zdrowych lat pod warunkiem, że będziemy odpowiednio dbali o siebie. W pełni uznajemy powagę naszego stanu i robimy to, co dyktuje rozsądek, aby nadal żyć zdrowo.
Jeśli idzie o alkoholizm, to jest to zadziwiająco łatwe, jeśli rzeczywiście chcemy być zdrowi. A ponieważ w AA nauczyliśmy się tak bardzo cieszyć się życiem, naprawdę chcemy pozostać zdrowi. Staramy się nigdy nie tracić z oczu nie dającego się zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami, lecz uczymy się nie rozczulać nad sobą, nie współczuć sobie ani nie mówić ciągle o tym. Przyjmujemy to jako cechę naszego organizmu, taką jak nasz wzrost, czy konieczność używania okularów, czy jak jakieś uczulenie, które moglibyśmy mieć. Potem łatwiej już nam sobie wyobrazić, jak żyć pogodnie, bez żółci, z tą świadomością, dopóki będziemy zwyczajnie unikać pierwszego kieliszka (pamiętacie?) tylko dziś.
Pewien niewidomy człowiek, aowiec porównał swój alkoholizm do ślepoty. „Gdy już pogodziłem się z faktem utraty wzroku – mówił – poddałem się dostępnym zabiegom rehabilitacyjnym. Odkryłem, że rzeczywiście mogę przy pomocy laski albo psa iść wszędzie gdzie chcę, całkiem bezpiecznie, o ile tylko nie zapominam albo nie ignoruję faktu, że jestem niewidomy. Kiedy natomiast zachowuję się tak, jakbym nie wiedział, że nie widzę, zawsze wówczas coś mi się przytrafia, albo popadam w kłopoty”. Jeśli chcesz zdrowieć – powiedziała pewna kobieta z AA — to po prostu trzeba stosować kurację, postępować zgodnie ze wskazówkami i można żyć dalej. To przychodzi łatwo, jeśli tylko pamięta się o stanie zdrowia. Kto ma czas na ponure wyrzekania albo na rozczulanie się nad sobą, gdy doświadcza tylu przyjemnych rzeczy związanych ze szczęśliwym życiem bez obawy przed swą chorobą?” Podsumowując, powiemy tak: pamiętamy, że jesteśmy chorzy na nieuleczalną, potencjalnie śmiertelną chorobę zwaną alkoholizmem. I zamiast pić dalej wolimy znajdować i stosować przyjemne sposoby życia bez alkoholu. Nie musimy się wstydzić, że jesteśmy chorzy. Nie dyskwalifikuje to nas. Nikt nie wie dokładnie, czemu jedni ludzie stają się alkoholikami, a inni nie. Nie chcieliśmy stać się alkoholikami. Nie staraliśmy się zachorować na tę chorobę. W końcu nie dlatego jesteśmy alkoholikami, że sprawia nam to przyjemność. Nie zaczęliśmy przecież świadomie, złośliwie wyczyniać rzeczy, których później musieliśmy się wstydzić. Robiliśmy to wbrew swemu rozsądkowi i instynktowi, gdyż byliśmy rzeczywiście chorzy, w dodatku nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Wiemy już, że nic dobrego nie wychodzi z bezużytecznych żalów i zamartwiania się, jak mogło do tego dojść. Pierwszy krok w kierunku zdrowienia i pokonania naszej choroby to po prostu niepicie. Spróbujmy ocenić sytuację z takiej strony: czy nie wolelibyście przyznać, że zdrowie wasze jest w stanie nadającym się do pomyślnego leczenia niż spędzać czas na żałosnym zastanawianiu się nad swoim stanem. Uważamy, że mając taki stosunek do siebie wyglądamy lepiej i czujemy się lepiej, niż gdybyśmy nadal byli takimi cierpiętnikami jak dawniej. Ten nasz obraz jako chorych, którzy mogą się leczyć, jest także prawdziwy. Wiemy o tym. Dowodem na to jest sposób, w jaki obecnie czujemy, działamy i myślimy. Każdy, kto zechce przyjść na „bezpłatny okres próbny”, by wypróbować tę
nową koncepcję siebie samego, będzie mile widziany. A jeśli potem ktoś zechce znów iść dawną drogą, nikt go nie będzie zatrzymywał. Każdy ma prawo wrócić do swego nieszczęścia, jeśli ma takie życzenie.
Jeśli natomiast będziecie woleli utrzymać nowe podejście do siebie samego, to nic nie stoi na przeszkodzie. Do tego też macie prawo.