CODZIENNE REFLEKSJE
GRANICE POLEGANIA NA SOBIE
Przeanalizowaliśmy nasze uczucia strachu… Zastanawialiśmy się nad ich źródłem. Czyż straciliśmy zaufanie do samych siebie?
Anonimowi Alkoholicy, str. 58
Wszystkie moje wady odgradzają mnie od woli Boga. Gdy lekceważę swoją wież z NIM, muszę polegać wyłącznie na sobie i samotnie stawiać czoło światu i swojej chorobie. Moja samowola nigdy nie przyniosła mi szczęścia ani poczucia bezpieczeństwa – jej jedynym efektem było niezadowolenie i życie w lęku. Bóg pozwala, bym do niego powrócił i przyjął od Niego dar pogody ducha, spokoju i dobrego samopoczucia. Jednakże najpierw muszę być gotów do uznania swoich lęków, zrozumienia ich źródeł i ujrzenia siły ich oddziaływania na mnie. Często proszę Boga, aby mi pomógł dostrzec, w jaki sposób sam się od Niego odgradzam.
JAK TO WIDZI BILL – str. 42
Zaufanie do siebie i Siła Wyższa
Większość z nas buntowała się, kiedy po raz pierwszy zażądano od nas przyznania się do porażki. Wszak przyszliśmy do AA z oczekiwaniem, że zostaniemy tu nauczeni zaufania do siebie. Tymczasem powiedziano nam, że w rozgrywce z alkoholem zaufanie do siebie jest nic nie warte, a nawet jest bezwzględną przeszkodą. Powiedziano nam także, że silna wola jednostki nie wsparta pomocą innych nie może pokonać przymusu picia.
Dopiero wtedy, kiedy próbujemy pogodzić naszą wolę z wolą Boga zaczynamy używać jej właściwie. Było to dla nas wszystkich prawdziwie cudownym objawieniem. Cały nasz problem polegał na niewłaściwym korzystaniu z siły woli. Uderzaliśmy nią jak głową w mur naszych problemów, zamiast starać się pogodzić naszą wolę z Bożymi zamiarami wobec nas. Stopniowe dążenie do tego jest celem Dwunastu Kroków AA.
Dwanaście kroków i Dwanaście tradycji
1.str. 24
2.str. 42
DZIEŃ PO DNIU
Unikanie zwlekania
W trakcie naszego uzależnienia wszystko można było odłożyć na później, w tym ludzi: musieliśmy mieć swoje rzeczy.
Teraz, gdy mamy do załatwienia życiowe sprawy – teraz, gdy mamy życie – czy robimy to, co musimy dzisiaj? A może odkładamy rzeczy na jutro? Jeśli nie zajmiemy się sprawami dzisiaj, możemy powrócić do nałogu i stracić to, co zyskaliśmy dzięki Dwunastu Krokom i wspólnocie.
Czy przestałem zwlekać?
Siło Wyższa, pomóż mi zrobić to, co muszę zrobić dzisiaj; pomóż mi wytrwać, by nie stracić tego, co zyskałem.
Dzisiaj zrobię trzy rzeczy, które odkładałem na później; są to ….
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Praktyka czyni cierpliwym. Nabywanie dojrzałości.
Skrajna niecierpliwość jest częścią większości historii alkoholików: „Chcę tego, czego chcę, kiedy chcę”. Kiedy trwa w trzeźwości, niecierpliwość prowadzi do błędów i wypadków. Jak możemy zapanować nad niecierpliwością, nie tracąc przy tym zapału i inicjatywy?
Jedną z dróg może być nabycie cierpliwości poprzez praktykę. Każdego dnia możemy poświęcić trochę czasu na zadanie, które musi zostać wykonane, nawet jeśli jest ono żmudne i nudne. Możemy podjąć prawdziwy wysiłek, aby być bardziej cierpliwym wobec kogoś, kto jest powolny lub trudny. Możemy stawić czoła strachowi i niepokojowi, które czasami sprawiają, że przepracowujemy się lub zamieniamy w ludzi, którzy nas lubią.
Ćwiczenia te nie wyeliminują niecierpliwości z dnia na dzień. Przyniosą jednak satysfakcję płynącą ze świadomości, że odzyskujemy kontrolę nad swoim życiem. Sprawią również, że będziemy bardziej skuteczni w kontaktach z innymi.
Przypominanie sobie, że wszystkie wyniki są w rękach Boga, może pomóc nam nabrać cierpliwości. Rozmyślne dążenie do celu nie przynosi spokoju i dobrego samopoczucia, których tak naprawdę szukamy. Pracujemy na próżno, jeśli dążymy do celów, które nie są zgodne z Bożą wolą dla nas.
Wykonam dziś swoją pracę ze świadomością, że Bóg naprawdę kieruje moim życiem… Nie muszę pozwolić, by cokolwiek lub ktokolwiek pozbawił mnie spokoju i samokontroli. Będę praktykował cierpliwość w sytuacjach, w których jest ona potrzebna.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Rozsądek to szaleństwo dobrze wykorzystane – George Santayana
W Kroku Drugim zaczynamy wierzyć, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie psychiczne. W pewnym sensie, pracując nad Krokiem Drugim, modlimy się, by nasze szaleństwo zostało dobrze wykorzystane. Tak właśnie się dzieje. Uzależnienie zniszczyło nasze życie. Ale to również nasze uzależnienie zmusiło nas do nowego sposobu życia.
Dopóki pamiętamy, jak wyglądało nasze szaleństwo, możemy je dobrze wykorzystać. Kiedy mamy ochotę się poddać, przypomnijmy sobie nasze szaleństwo. To pomoże nam iść dalej. Kiedy widzimy kogoś cierpiącego na chorobę uzależnienia, przypomnijmy sobie nasze dni szaleństwa. Pomoże nam to być przy tej osobie. Dobrze jest też pamiętać, że od naszego szaleństwa dzieli nas tylko pigułka lub drink.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, wierzę, że możesz dobrze wykorzystać moje szaleństwo. Poddaję się mojemu szaleństwu; zrób z nim, co chcesz.
Działanie na dziś: Wymienię kilka sposobów, w jakie moja Siła Wyższa i ja zmieniliśmy moje szaleństwo w zdrowie psychiczne.
JĘZYK WYZWOLENIA
Boskie przewodnictwo
Ześlij mi właściwą myśl, słowo i czyny. Wskaż następny krok. W momentach niepewności i niezdecydowania użycz mi inspiracji i przewodnictwa.
Anonimowi Alkoholicy
Zaletą powierzenia siebie i naszego życia Sile Wyższej niż my sami jest wejście w harmonię z Wielkim Planem, większym, niż możemy to sobie wyobrazić.
Boskie przewodnictwo będzie nam dane, jeżeli poprosimy o nie, jeżeli będziemy pracowali według programu Dwunastu Kroków. Jakiż większy podarunek moglibyśmy otrzymać niż świadomość, że ktoś czuwa nad naszymi myślami, słowami i czynami?
Nie jesteśmy kosmiczną pomyłką. Nie musimy kontrolować siebie ani innych, nie musimy tłumić naszych naturalnych odruchów, żeby życie nam się jakoś ułożyło.
Nawet to, co dziwne, niezaplanowane, bolesne i co zwykle nazywamy błędami, może rozwinąć się w harmonijny układ.
Z Bożą pomocą zrozumiemy, co musimy zrobić, żeby zatroszczyć się o siebie. Zaczniemy ufać naszemu instynktowi, uczuciom i myślom. Będziemy wiedzieć, kiedy zacząć, kiedy skończyć i kiedy czekać. Poznamy głęboką prawdę: plan zrealizuje się bez względu na nas, a nie dzięki nam.
Modlę się dzisiaj i każdego dnia, żeby moje myśli, słowa i uczynki byty kierowane przez Silę Wyższą. Modlę się, abym mógł iść naprzód z ufnością, że moimi krokami kieruje Bóg.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w trzeźwości
Pamiętajmy, że alkoholizm to choroba nieuleczalna, postępująca i śmiertelna.
Wielu ludzi na całym świecie zdaje sobie sprawę z tego, że nie mogą przyjmować pewnych pokarmów – na przykład jeść ostryg, truskawek, jajek albo ogórków czy cukru albo też innych rzeczy – jeśli nie chcą czuć się
bardzo źle, bądź nawet poważnie chorować. Taki człowiek cierpiący na alergię pokarmową może chodzić po świecie bardzo sobie współczując, skarżąc się każdemu, że bez powodu jest czegoś pozbawiony i wciąż narzekając, że nie wolno mu zjeść czegoś dobrego. Rzecz jasna, że choćbyśmy nawet czuli się pokrzywdzeni, nie możemy ignorować wymogów naszej fizjologii. Lekceważenie naszych ograniczeń może spowodować bardzo przykre samopoczucie albo chorobę. Żeby zachować zdrowie i czuć się w miarę szczęśliwym, trzeba nauczyć się życia z takim organizmem, jaki mamy.
Jeden z nowych nawyków myślenia, jaki alkoholik wracający do trzeźwości może w sobie rozwinąć, to spokojne traktowanie siebie jako osoby zmuszonej do unikania pewnych chemikaliów (alkoholi i innych produktów
stanowiących jego substytut), jeżeli chce zachować dobry stan zdrowia. Potwierdzają to dni, kiedy sami piliśmy, a także setki zsumowanych lat spędzonych przez mężczyzn i kobiety na piciu ponad miarę. Wiemy, że z
biegiem lat zmarnowanych na pijaństwie nasze, związane z piciem, problemy stale pogarszają się. Alkoholizm jest progresywny. Och, wielu z nas miewało oczywiście okresy, gdy wydawało się przez miesiące czy nawet lata, że nasze picie jakby się „uregulowało” Sądziliśmy, że bez szkody dla zdrowia możemy konsumować sporą ilość alkoholu. Zachowywaliśmy trzeźwość z wyjątkiem nocy, od czasu do czasu spędzanych na piciu i wydawało się nam, że z naszym piciem nie jest gorzej. Nie działo się nic dramatycznego czy strasznego.
Teraz jednak wiemy, że czy pije się długo czy krótko, problemy wiążące się z piciem muszą się zaostrzać.
Niektórzy lekarze specjalizujący się w zagadnieniach alkoholizmu mówki nam, iż nie ulega wątpliwości, że w miarę jak nam lat przybywa alkoholizm staje się coraz poważniejszą chorobą. (A czy znamy kogoś, komu lat nie
przybywa?) Przekonaliśmy się też, po niezliczonych próbach dowiedzenia czegoś przeciwnego, że – podobnie jak niektóre inne choroby – alkoholizm jest nieuleczalny. Nie możemy się z niego „wyleczyć”, bo nie jesteśmy w
stanie zmienić chemii naszego organizmu i stać się na powrót normalnymi, umiarkowanie, towarzysko pijącymi ludźmi, jakimi zdawaliśmy się być w młodości. Niektórzy z nas mówią, że zmiana taka jest równie niemożliwa jak przekształcenie się ogórka marynowanego w świeży ogórek. Żadne leki ani kuracje psychologiczne, jakim nas poddano, nie „wyleczyły” nikogo z alkoholizmu. Co więcej na podstawie obserwacji tysięcy alkoholików, którzy nie zaprzestali picia, jesteśmy głęboko przekonani, że alkoholizm to choroba śmiertelna. Nic tylko znaliśmy wielu alkoholików, którzy zapili się na śmierć – umierających po odstawieniu alkoholu na delirium tremens (D.T.), konwulsje, czy leż marskość wątroby bezpośrednio związaną z piciem – lecz wiemy również o
wielu zgonach oficjalnie nie przypisywanych alkoholowi, chociaż był on faktycznie ich przyczyną. Często, gdy jako bezpośredni powód zgonu podaje się wypadek samochodowy, utonięcie, pożar, samobójstwo, zabójstwo, atak serca, zapalenie płuc czy zawal, właśnie ciężkie pijaństwo doprowadziło do śmierci czy wypadku.
Oczywiście, w czasie gdy piliśmy, wielu z nas uważało, że nic takiego nam nie groziło. Prawdopodobnie też większość z nas nigdy nie doszła do tych strasznych końcowych stadiów chronicznego alkoholizmu.
Wiemy dziś jednak, że mogłoby to nastąpić, gdybyśmy pili dalej. Jeśli wsiadamy do autokaru jadącego do miasta odległego o tysiąc kilometrów to dojedziemy tam, chyba żebyśmy wysiedli i ruszyli w innym kierunku.
W porządku. Co robimy, jeśli dowiadujemy się, że jesteśmy chorzy na nieuleczalną, postępującą, śmiertelną chorobę, czy to na alkoholizm czy też na jakąś inną, na przykład chorobę serca czy na raka? Wielu ludzi nie
przyjmuje tego do wiadomości, ignorując swój stan, nie leczy się, cierpi i umiera. Lecz jest też i inna droga.
Można zaakceptować „diagnozę” postawioną przez lekarza, przyjaciela czy samego siebie. A potem można pomyśleć, co dałoby się zrobić, jeśli coś zrobić można, aby utrzymać swój stan „pod kontrolą” i móc żyć przez jeszcze wiele lat szczęśliwie i wydajnie. Zdrowych lat pod warunkiem, że będziemy odpowiednio dbali o siebie. W pełni uznajemy powagę naszego stanu i robimy to, co dyktuje rozsądek, aby nadal żyć zdrowo.
Jeśli idzie o alkoholizm, to jest to zadziwiająco łatwe, jeśli rzeczywiście chcemy być zdrowi. A ponieważ w AA nauczyliśmy się tak bardzo cieszyć się życiem, naprawdę chcemy pozostać zdrowi. Staramy się nigdy nie tracić z oczu nie dającego się zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami, lecz uczymy się nie rozczulać nad sobą, nie
współczuć sobie ani nie mówić ciągle o tym. Przyjmujemy to jako cechę naszego organizmu, taką jak nasz wzrost, czy konieczność używania okularów, czy jak jakieś uczulenie, które moglibyśmy mieć. Potem łatwiej już
nam sobie wyobrazić, jak żyć pogodnie, bez żółci, z tą świadomością, dopóki będziemy zwyczajnie unikać pierwszego kieliszka (pamiętacie?) tylko dziś.
Pewien niewidomy człowiek, aowiec porównał swój alkoholizm do ślepoty. „Gdy już pogodziłem się z faktem utraty wzroku – mówił – poddałem się dostępnym zabiegom rehabilitacyjnym. Odkryłem, że rzeczywiście mogę przy pomocy laski albo psa iść wszędzie gdzie chcę, całkiem bezpiecznie, o ile tylko nie zapominam albo nie ignoruję faktu, że jestem niewidomy. Kiedy natomiast zachowuję się tak, jakbym nie wiedział, że nie widzę, zawsze wówczas coś mi się przytrafia, albo popadam w kłopoty”. Jeśli chcesz zdrowieć – powiedziała pewna kobieta z AA — to po prostu trzeba stosować kurację, postępować zgodnie ze wskazówkami i można żyć dalej. To przychodzi łatwo, jeśli tylko pamięta się o stanie zdrowia. Kto ma czas na ponure wyrzekania albo na rozczulanie się nad sobą, gdy doświadcza tylu przyjemnych rzeczy związanych ze szczęśliwym życiem bez obawy przed swą chorobą?” Podsumowując, powiemy tak: pamiętamy, że jesteśmy chorzy na
nieuleczalną, potencjalnie śmiertelną chorobę zwaną alkoholizmem. I zamiast pić dalej wolimy znajdować i stosować przyjemne sposoby życia bez alkoholu. Nie musimy się wstydzić, że jesteśmy chorzy. Nie dyskwalifikuje to nas. Nikt nie wie dokładnie, czemu jedni ludzie stają się alkoholikami, a inni nie. Nie
chcieliśmy stać się alkoholikami. Nie staraliśmy się zachorować na tę chorobę. W końcu nie dlatego jesteśmy alkoholikami, że sprawia nam to przyjemność. Nie zaczęliśmy przecież świadomie, złośliwie wyczyniać rzeczy, których później musieliśmy się wstydzić. Robiliśmy to wbrew swemu rozsądkowi i instynktowi, gdyż byliśmy rzeczywiście chorzy, w dodatku nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Wiemy już, że nic dobrego nie wychodzi z bezużytecznych żalów i zamartwiania się, jak mogło do tego dojść. Pierwszy krok w kierunku zdrowienia i pokonania naszej choroby to po prostu niepicie. Spróbujmy ocenić sytuację z takiej strony: czy nie wolelibyście przyznać, że zdrowie wasze jest w stanie nadającym się do pomyślnego leczenia niż spędzać czas na żałosnym zastanawianiu się nad swoim stanem. Uważamy, że mając taki stosunek do siebie wyglądamy lepiej i czujemy się lepiej, niż gdybyśmy nadal byli takimi cierpiętnikami jak dawniej. Ten nasz obraz jako chorych, którzy mogą się leczyć, jest także prawdziwy. Wiemy o tym. Dowodem na to jest sposób, w jaki obecnie czujemy, działamy i myślimy. Każdy, kto zechce przyjść na „bezpłatny okres próbny”, by wypróbować tę
nową koncepcję siebie samego, będzie mile widziany. A jeśli potem ktoś zechce znów iść dawną drogą, nikt go nie będzie zatrzymywał. Każdy ma prawo wrócić do swego nieszczęścia, jeśli ma takie życzenie.
Jeśli natomiast będziecie woleli utrzymać nowe podejście do siebie samego, to nic nie stoi na przeszkodzie. Do tego też macie prawo.