CODZIENNE REFLEKSJE
PRZEKONAĆ „PANA HYDEA’A'”
Nawet gdy odcinamy się (od nałogu), spokój i radość wciąż nam umykają. Wielu z nas, starych weteranów, dotarło do tego miejsca. I jest to – dosłownie – miejsce iście piekielne. Jak sprawić, by nasz podświadomość – w której ma swe źródło tak wiele naszych lęków, przymusów i fałszywych aspiracji – pozostawała w zgodzie z tym, w co naprawdę teraz wierzymy, co wiemy i czego chcemy? Naszym głównym zadaniem staje się przekonanie i przeciągnięcie na właściwą stronę ukrytego w nas „pana Hyde’a”, który nadal jest niemądry i zbuntowany.
Najciekawsze wyjątki z pism Billa, Dtr. Or 42-43
Regularne uczęszczanie na mitingi, służenie i pomaganie innym – to lekarstwo, które wielu wypróbowało i uznało za skuteczne. Gdy oddalam się od podstawowych zasad Programu, do głosu dochodzą moje stare nawyki i moje stare ja, że wszystkimi jego lękami i wadami. Najwyższym i ostatecznym celem każdego uczestnika Wspólnoty jest trwała trzeźwość, osiągana dzień po dniu.
JAK TO WIDZI BILL – str. 39
Radzenie sobie z urazą
Trwała uraza jest naszym głównym nieprzyjacielem. Doprowadza ona do upadku więcej alkoholików niż jakakolwiek inna przyczyna. Wywodzą się z niej różne choroby naszego ducha. Bo przecież byliśmy chorzy nie tylko psychicznie czy fizycznie. Byliśmy również schorowani na duchu. Przezwyciężając chorobę ducha wzmacniamy się jednocześnie psychicznie i fizycznie.
Analizując przypadki naszych uraz i niechęci sporządziliśmy listę osób, instytucji i zasad moralnych, które wprawiały nas w złość, wywoływały niechęć. Pytaliśmy samych siebie o przyczyny wrogich uczuć. W większości przypadków okazywało się, że poczuliśmy się dotknięci lub zagrożeni w naszym poczuciu godności, pozycji majątkowej, naszych stosunkach intymnych, włącznie ze sferą seksualną. Stąd też byliśmy rozdrażnieni i wściekli.
Pełen żalów i zajadłych pretensji list może być cudownym wentylem bezpieczeństwa – pod warunkiem, że w pobliżu stoi kosz na śmieci.
1.Anonimowi Alkoholicy, str. 55
2.List, 1949
DZIEŃ PO DNIU
Wyrażanie miłości
W miarę zdrowienia uświadamiamy sobie obecność Siły Wyższej w naszym życiu. W końcu zdajemy sobie sprawę z tego, jak duży postęp w zdrowieniu zawdzięczamy naszej Sile Wyższej. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy kochani.
Będąc kochanymi, możemy kochać innych, ale nie możemy kochać ludzkości, dopóki nie pokochamy naszej Siły Wyższej. I nie możemy kochać naszej Siły Wyższej, dopóki nie pokochamy siebie nawzajem. (I nie możemy kochać siebie nawzajem, dopóki nie pokochamy samych siebie).
Kiedy praktykujemy miłość do bliźnich (w myślach, słowach i czynach), czujemy obecność naszej Siły Wyższej i czujemy, że my również jesteśmy kochani.
Czy wyrażam swoją miłość do innych?
Siło Wyższa, pomóż mi rozpoznać Twoją obecność i moc w moim życiu. Pomóż mi kochać innych tak, jak sam jestem kochany.
Okażę dziś moją miłość innym poprzez …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Właściwe postawy wobec anonimowości. Tradycje.
Zarówno na poziomie praktycznym, jak i duchowym, anonimowość jest wielkim błogosławieństwem dla wspólnoty AA. Za Tradycjami Jedenastą i Dwunastą kryje się wiele mądrości.
Można jednak wykorzystać anonimowość jako zasłonę dla pychy i strachu. Tak może być w przypadku alkoholików, którzy nalegają na ukrywanie swojego członkostwa w AA przed współpracownikami, sąsiadami i przyjaciółmi. Bronią oni gorliwie swojej anonimowości wskazując na tradycje. Może to jednak świadczyć o braku zrozumienia i być może braku zaangażowania w program.
Dlaczego warto informować innych o naszej przynależności do AA? Nasze najlepsze możliwości pomagania innym mogą pochodzić od osób, które obserwowały nas w trzeźwości i zainspirowały się naszym przykładem.
Musimy jednak zachować anonimowość na poziomie mediów publicznych i nikt nie ma prawa naruszać anonimowości innej osoby. Nie jest też rozsądne krytykowanie członka AA, który preferuje anonimowość na każdym poziomie. Nie mamy prawa osądzać takich decyzji. Przede wszystkim nigdy nie mamy prawa łamać cudzej anonimowości.
Postaram się dawać dobry przykład innym, którzy mogą poszukiwać trzeźwości. Mogę znaleźć wskazówki dotyczące anonimowości.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Musisz znaleźć pomysły, które są obiecujące… nie wystarczy po prostu mieć pomysły”. – George E. Woodberry
Każdego dnia jesteśmy zalewani pomysłami. Wydaje się, że każdy znalazł prawdę i chce się nią podzielić. Możemy czuć się przytłoczeni tymi wszystkimi ideami. Komu i w co wierzymy? Wpadliśmy na zestaw idei, które są bardzo obiecujące: Dwanaście Kroków. Idee tego programu są bardzo obiecujące, ponieważ są proste. Nie wymagają niczego, co nie byłoby dla nas dobre. Udowodniono, że działają. Teraz jesteśmy ludźmi z czymś więcej niż tylko pomysłami, które działają. Jesteśmy ludźmi z dobrymi pomysłami, które działają. Kiedy zastanawiamy się, jak żyć, wystarczy spojrzeć na Kroki.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi włożyć moją energię w pracę nad Krokami.
Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię, co jest dla mnie dobre w Krokach. Jakie obietnice zawierają dla mnie Kroki?
JĘZYK WYZWOLENIA
Uwolnienie się od poczucia winy
Dobre samopoczucie jest wyborem w takim samym stopniu co poczucie winy. Jeżeli poczucie winy jest uzasadnione – działa ono jak lampka kontrolna ostrzegająca nas o tym, że zboczyliśmy z kursu. Cel zostaje osiągnięty. Wyolbrzymione poczuciu winy pozwala na to, by inni nas kontrolowali. Uniemożliwia nam wyznaczenie granic tolerancji oraz podjęcie zdrowych działań, mających na celu zadbanie o siebie.
Możliwe że poczuwamy się do winy z przyzwyczajenia, w ramach instynktownej reakcji na życie. Teraz wiemy, że nie musimy się tak czuć. Nawet, jeżeli sprzeniewierzymy jakąś wartość, przechodzone poczucie winy nie pomoże w rozwiązaniu problemu, jedynie go pogłębi. Zadośćuczyńmy tym, wobec których zawiniliśmy. Zmieńmy nasze zachowanie, a następnie uwolnijmy się od poczucia winy.
Dzisiaj, Boże, pomóż mi stać się w pełni gotowym na odpuszczenie sobie winy. Proszę Cię, weź ją ode mnie i w zamian wypełnij mnie miłością.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
Życie w trzeźwości
Pamiętajmy, że alkoholizm to choroba nieuleczalna, postępująca i śmiertelna.
Wielu ludzi na całym świecie zdaje sobie sprawę z tego, że nie mogą przyjmować pewnych pokarmów – na przykład jeść ostryg, truskawek, jajek albo ogórków czy cukru albo też innych rzeczy – jeśli nie chcą czuć się
bardzo źle, bądź nawet poważnie chorować. Taki człowiek cierpiący na alergię pokarmową może chodzić po świecie bardzo sobie współczując, skarżąc się każdemu, że bez powodu jest czegoś pozbawiony i wciąż narzekając, że nie wolno mu zjeść czegoś dobrego. Rzecz jasna, że choćbyśmy nawet czuli się pokrzywdzeni, nie możemy ignorować wymogów naszej fizjologii. Lekceważenie naszych ograniczeń może spowodować bardzo przykre samopoczucie albo chorobę. Żeby zachować zdrowie i czuć się w miarę szczęśliwym, trzeba nauczyć się życia z takim organizmem, jaki mamy.
Jeden z nowych nawyków myślenia, jaki alkoholik wracający do trzeźwości może w sobie rozwinąć, to spokojne traktowanie siebie jako osoby zmuszonej do unikania pewnych chemikaliów (alkoholi i innych produktów
stanowiących jego substytut), jeżeli chce zachować dobry stan zdrowia. Potwierdzają to dni, kiedy sami piliśmy, a także setki zsumowanych lat spędzonych przez mężczyzn i kobiety na piciu ponad miarę. Wiemy, że z
biegiem lat zmarnowanych na pijaństwie nasze, związane z piciem, problemy stale pogarszają się. Alkoholizm jest progresywny. Och, wielu z nas miewało oczywiście okresy, gdy wydawało się przez miesiące czy nawet lata, że nasze picie jakby się „uregulowało” Sądziliśmy, że bez szkody dla zdrowia możemy konsumować sporą ilość alkoholu. Zachowywaliśmy trzeźwość z wyjątkiem nocy, od czasu do czasu spędzanych na piciu i wydawało się nam, że z naszym piciem nie jest gorzej. Nie działo się nic dramatycznego czy strasznego.
Teraz jednak wiemy, że czy pije się długo czy krótko, problemy wiążące się z piciem muszą się zaostrzać.
Niektórzy lekarze specjalizujący się w zagadnieniach alkoholizmu mówki nam, iż nie ulega wątpliwości, że w miarę jak nam lat przybywa alkoholizm staje się coraz poważniejszą chorobą. (A czy znamy kogoś, komu lat nie
przybywa?) Przekonaliśmy się też, po niezliczonych próbach dowiedzenia czegoś przeciwnego, że – podobnie jak niektóre inne choroby – alkoholizm jest nieuleczalny. Nie możemy się z niego „wyleczyć”, bo nie jesteśmy w
stanie zmienić chemii naszego organizmu i stać się na powrót normalnymi, umiarkowanie, towarzysko pijącymi ludźmi, jakimi zdawaliśmy się być w młodości. Niektórzy z nas mówią, że zmiana taka jest równie niemożliwa jak przekształcenie się ogórka marynowanego w świeży ogórek. Żadne leki ani kuracje psychologiczne, jakim nas poddano, nie „wyleczyły” nikogo z alkoholizmu. Co więcej na podstawie obserwacji tysięcy alkoholików, którzy nie zaprzestali picia, jesteśmy głęboko przekonani, że alkoholizm to choroba śmiertelna. Nic tylko znaliśmy wielu alkoholików, którzy zapili się na śmierć – umierających po odstawieniu alkoholu na delirium tremens (D.T.), konwulsje, czy leż marskość wątroby bezpośrednio związaną z piciem – lecz wiemy również o
wielu zgonach oficjalnie nie przypisywanych alkoholowi, chociaż był on faktycznie ich przyczyną. Często, gdy jako bezpośredni powód zgonu podaje się wypadek samochodowy, utonięcie, pożar, samobójstwo, zabójstwo, atak serca, zapalenie płuc czy zawal, właśnie ciężkie pijaństwo doprowadziło do śmierci czy wypadku.
Oczywiście, w czasie gdy piliśmy, wielu z nas uważało, że nic takiego nam nie groziło. Prawdopodobnie też większość z nas nigdy nie doszła do tych strasznych końcowych stadiów chronicznego alkoholizmu.
Wiemy dziś jednak, że mogłoby to nastąpić, gdybyśmy pili dalej. Jeśli wsiadamy do autokaru jadącego do miasta odległego o tysiąc kilometrów to dojedziemy tam, chyba żebyśmy wysiedli i ruszyli w innym kierunku.
W porządku. Co robimy, jeśli dowiadujemy się, że jesteśmy chorzy na nieuleczalną, postępującą, śmiertelną chorobę, czy to na alkoholizm czy też na jakąś inną, na przykład chorobę serca czy na raka? Wielu ludzi nie
przyjmuje tego do wiadomości, ignorując swój stan, nie leczy się, cierpi i umiera. Lecz jest też i inna droga.
Można zaakceptować „diagnozę” postawioną przez lekarza, przyjaciela czy samego siebie. A potem można pomyśleć, co dałoby się zrobić, jeśli coś zrobić można, aby utrzymać swój stan „pod kontrolą” i móc żyć przez jeszcze wiele lat szczęśliwie i wydajnie. Zdrowych lat pod warunkiem, że będziemy odpowiednio dbali o siebie. W pełni uznajemy powagę naszego stanu i robimy to, co dyktuje rozsądek, aby nadal żyć zdrowo.
Jeśli idzie o alkoholizm, to jest to zadziwiająco łatwe, jeśli rzeczywiście chcemy być zdrowi. A ponieważ w AA nauczyliśmy się tak bardzo cieszyć się życiem, naprawdę chcemy pozostać zdrowi. Staramy się nigdy nie tracić z oczu nie dającego się zmienić faktu, że jesteśmy alkoholikami, lecz uczymy się nie rozczulać nad sobą, nie
współczuć sobie ani nie mówić ciągle o tym. Przyjmujemy to jako cechę naszego organizmu, taką jak nasz wzrost, czy konieczność używania okularów, czy jak jakieś uczulenie, które moglibyśmy mieć. Potem łatwiej już
nam sobie wyobrazić, jak żyć pogodnie, bez żółci, z tą świadomością, dopóki będziemy zwyczajnie unikać pierwszego kieliszka (pamiętacie?) tylko dziś.
Pewien niewidomy człowiek, aowiec porównał swój alkoholizm do ślepoty. „Gdy już pogodziłem się z faktem utraty wzroku – mówił – poddałem się dostępnym zabiegom rehabilitacyjnym. Odkryłem, że rzeczywiście mogę przy pomocy laski albo psa iść wszędzie gdzie chcę, całkiem bezpiecznie, o ile tylko nie zapominam albo nie ignoruję faktu, że jestem niewidomy. Kiedy natomiast zachowuję się tak, jakbym nie wiedział, że nie widzę, zawsze wówczas coś mi się przytrafia, albo popadam w kłopoty”. Jeśli chcesz zdrowieć – powiedziała pewna kobieta z AA — to po prostu trzeba stosować kurację, postępować zgodnie ze wskazówkami i można żyć dalej. To przychodzi łatwo, jeśli tylko pamięta się o stanie zdrowia. Kto ma czas na ponure wyrzekania albo na rozczulanie się nad sobą, gdy doświadcza tylu przyjemnych rzeczy związanych ze szczęśliwym życiem bez obawy przed swą chorobą?” Podsumowując, powiemy tak: pamiętamy, że jesteśmy chorzy na
nieuleczalną, potencjalnie śmiertelną chorobę zwaną alkoholizmem. I zamiast pić dalej wolimy znajdować i stosować przyjemne sposoby życia bez alkoholu. Nie musimy się wstydzić, że jesteśmy chorzy. Nie dyskwalifikuje to nas. Nikt nie wie dokładnie, czemu jedni ludzie stają się alkoholikami, a inni nie. Nie
chcieliśmy stać się alkoholikami. Nie staraliśmy się zachorować na tę chorobę. W końcu nie dlatego jesteśmy alkoholikami, że sprawia nam to przyjemność. Nie zaczęliśmy przecież świadomie, złośliwie wyczyniać rzeczy, których później musieliśmy się wstydzić. Robiliśmy to wbrew swemu rozsądkowi i instynktowi, gdyż byliśmy rzeczywiście chorzy, w dodatku nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Wiemy już, że nic dobrego nie wychodzi z bezużytecznych żalów i zamartwiania się, jak mogło do tego dojść. Pierwszy krok w kierunku zdrowienia i pokonania naszej choroby to po prostu niepicie. Spróbujmy ocenić sytuację z takiej strony: czy nie wolelibyście przyznać, że zdrowie wasze jest w stanie nadającym się do pomyślnego leczenia niż spędzać czas na żałosnym zastanawianiu się nad swoim stanem. Uważamy, że mając taki stosunek do siebie wyglądamy lepiej i czujemy się lepiej, niż gdybyśmy nadal byli takimi cierpiętnikami jak dawniej. Ten nasz obraz jako chorych, którzy mogą się leczyć, jest także prawdziwy. Wiemy o tym. Dowodem na to jest sposób, w jaki obecnie czujemy, działamy i myślimy. Każdy, kto zechce przyjść na „bezpłatny okres próbny”, by wypróbować tę
nową koncepcję siebie samego, będzie mile widziany. A jeśli potem ktoś zechce znów iść dawną drogą, nikt go nie będzie zatrzymywał. Każdy ma prawo wrócić do swego nieszczęścia, jeśli ma takie życzenie.
Jeśli natomiast będziecie woleli utrzymać nowe podejście do siebie samego, to nic nie stoi na przeszkodzie. Do tego też macie prawo.