CODZIENNE REFLEKSJE
ZAANGAŻOWANIE
Jest jeszcze wiele do zrobienia, bowiem „wiara bez uczynków jest martwa”. Wyłącznym naszym celem jest pomaganie innym.
Anonimowi Alkoholicy, str. 76 – 77
Rozumiem, że służba ma żywotne znaczenie dla zdrowienia, ale często zastanawiam się: „Co mogę zrobić?” Winienem zacząć od wykorzystania okazji, jakie stwarza mi dzisiejszy dzień – rozejrzeć się wokół i sprawdzić, gdzie, jak i komu mogę się przydać. Może trzeba np. opróżnić z niedopałków popielniczki? I nagle, w tak prosty sposób, okazuje zaangażowanie! Najlepszy mówca na mitingu spikerskim może fatalnie parzyć kawę, analfabeta może najcieplej przyjmować tych, którzy przyszli na miting po raz pierwszy: komuś, kto lubi sprzątać po mitingu, mogą sprawiać kłopot formalności bankowe – a jednak każda z tych osób i każde z tych zajęć jest niezbędne do tego, aby grupa działała i spełniała swój cel. Cud służby polega na tym, że gdy używam tego, co jest mi dane, to odkrywam, że mogę zrobić znacznie więcej niż przypuszczałem.
JAK TO WIDZI BILL – str. 24
W poddaniu się – wszyscy tacy sami
Pierwsza kobieta osiągnęła trwałą trzeźwość w AA dopiero po czterech bitych latach. Podobnie jak ci uczestnicy, którzy mieli „podwyższone dno”, również kobiety twierdziły, że są „inne”, że nie nadają się do AA. Ale tak było tylko na początku. Dzięki udoskonaleniu łączności i porozumienia – czego dokonały zresztą same kobiety – obraz ten uległ zmianie.
Ów proces przekazywania doświadczeń i utożsamiania się wciąż trwał i trwa nadal. Kloszard z rynsztoka twierdził, że jest „inny”. To samo -tylko jeszcze głośniej – mówił elegancik na wysokim stanowisku (albo włóczęga z Park Avenue). Za „innych” uważali się też artyści i naukowcy, wszyscy – zarówno bogaci, jak i biedni, pobożni i bezbożni, Indianie i Eskimosi, weterani wojenni i więźniowie.
Dziś jednak wszyscy oni – i całe rzesze nowych -trzeźwo mówią o tym, jak bardzo my, alkoholicy, stajemy się do siebie podobni, gdy wreszcie przyznajemy, że picie wystarczająco już dało nam się we znaki.
Grapevine, październik 1959
DZIEŃ PO DNIU
Szczerość
Większość z nas próbowała wmówić sobie, że używanie narkotyków było dla nas w porządku, ponieważ potrzebowaliśmy na przykład okazjonalnego rozładowania napięcia. Kiedy to mówiliśmy, wciąż uważaliśmy narkotyki za naszą Siłę Wyższą.
Podchodziliśmy do pytania „Dlaczego nie brać narkotyków?” pod każdym kątem, mając nadzieję, że uda nam się wygrać spór i zracjonalizować ich używanie. Kiedy szczerze odpowiadamy na pytanie „Dlaczego nie?”, zaczynamy akceptować nasz stan.
Czy jestem szczery co do mojego prawdziwego stanu?
Siło Wyższa, pomóż mi zaakceptować fakt, że psychicznie i fizycznie różnię się od osób nieuzależnionych, abym mógł uwolnić się od pragnienia zażywania.
Będę dziś szczery w kwestii mojego stanu poprzez . . .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Bez ukrytych myśli – inwentura moralna
To szczęście, że możemy myśleć w ukryciu, ponieważ nasze myśli szybko wpędziłyby nas w kłopoty, gdyby inni mogli je odczytać. W naszych myślach możemy wybrać, co chcemy ujawnić innym, zanim zaczniemy mówić lub działać.
Na dłuższą metę nie ukrywamy jednak naszych prawdziwych myśli i uczuć. Natura naszych myśli kształtuje nasz charakter i staje się częścią nas. Wpływa nawet na nasz wygląd. Nie jest trudno zidentyfikować ludzi, którzy są bojaźliwi, źli lub zazdrośni.
Proces ten ma swoją dobrą stronę, ponieważ życzliwe myśli i uczucia również wpływają na nasz wygląd, i to w pozytywny sposób. Norman V. Peale napisał, że „Bóg prowadzi salon piękności”, co oznacza, że zwykli ludzie z łaskawymi myślami stają się coraz bardziej atrakcyjni w miarę upływu lat.
Nie musimy obawiać się własnych myśli i uczuć, jeśli kontynuujemy program. W miarę upływu lat trzeźwości będziemy poprawiać nasze myśli i uczucia, a to powie innym, co program robi dla nas i przez nas.
Będę dziś pamiętać, by tak naprawdę nie ukrywać swoich myśli i uczuć. Będę myśleć dobrze o sobie i o innych. Wiem, że na dłuższą metę nie ma ukrytych myśli.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Niewielu ludzi może być szczęśliwych, jeśli nie nienawidzą innej osoby, narodu lub wyznania. – Bertrand Russell
W procesie zdrowienia uczymy się porzucać nienawiść. Musimy bronić sprawiedliwości, a nie nienawiści. Musimy nauczyć się szanować ludzi. Oni z kolei w większości przypadków będą szanować nas. Zaczniemy dostrzegać, jak ważne jest porzucenie nienawiści – jeśli chcemy, by inni troszczyli się o nas. Nienawiść jest często naszym sekretem. Znajduje się głęboko w naszych sercach i umysłach. Zżera nasze dusze. Szkodzi naszemu duchowemu rozwojowi. Czasami ludzie publicznie okazują swoją nienawiść. Istnieją nawet niebezpieczne grupy oparte na nienawiści. Ale najbardziej niebezpieczna jest nienawiść prywatna i niewypowiedziana.
Czy mam publiczne nienawiści? Czy mam ukryte nienawiści?
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, przeszukaj moje serca i pokaż mi wszelkie nienawiści, które mam. Pomóż mi się ich pozbyć.
Działanie na dziś: Wymienię ludzi, narody lub wyznania, których nienawidzę. Pomodlę się o usunięcie tej nienawiści. Pomodlę się za tych ludzi.
JĘZYK WYZWOLENIA
Oczyszczanie konta emocjonalnego
Jednym z największych darów, jaki możemy ofiarować innym, jest otwarte, kochające serce. Kurczowe trzymanie się negatywnych uczuć, których źródłem są dawne związki, jest największą barierą odgradzającą nas od tego daru.
Większość z nas ma za sobą nieudane związki. Analizując te relacje, musimy oczyścić nasze emocjonalne konto. Czy hołubimy naszą złość i urazę? Czy ciągle tkwi w nas poczucie krzywdy? Czy hołdujemy starym przekonaniom, które z góry skazują nas na niepowodzenie – Kobietom nie można ufać… Wszyscy szefowie wykorzystują swoich pracowników… Nie istnieje coś takiego jak udany związek…
Odpuśćmy sobie wszystko, co utrudnia nasze relacje z innymi ludźmi. Możemy mieć całkowitą pewność, że stare, z góry skazane na niepowodzenie uczucia i przekonania będą przeszkadzały nam również dzisiaj w dawaniu i otrzymywaniu miłości, jakiej pragniemy. Możemy oczyścić nasze konto z balastu przeszłości, pracując nad samoświadomością, uczciwością i otwartością. Proces ten zostanie zakończony, kiedy osiągniemy stan akceptacji i zgody ze wszystkim, co było.
Dzisiaj rozpocznę proces odpuszczania sobie destrukcyjnych uczuć i przekonań, związanych z dawnymi związkami. Oczyszczę swoje emocjonalne konto tak, żeby móc kochać i być kochanym.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
ŻYCIE W TRZEŹWOŚCI
Jak powstrzymać się od pierwszego kieliszka
Powiedzenie często słyszane w AA to: „Jeśli nie wypijesz tego pierwszego kieliszka, to nie będziesz mógł się upić” oraz „Jeden kieliszek to za dużo, a dwadzieścia nie wystarczy”. Wielu z nas, zaczynając pić nie chciało ani nie wypijało więcej niż jeden kieliszek albo dwa. Lecz z czasem ich liczba rosła. W miarę upływu lat okazało się, że pijemy coraz więcej, a niektórzy z nas upijają się i pozostają w stanie ciężkiego upicia. Zdarzało się, że naszego stanu nie zdradzały ani wymowa, ani chód, lecz w owym okresie nigdy nie byliśmy trzeźwi. Gdy zaczynaliśmy się tym bardzo dręczyć, zmniejszaliśmy liczbę kieliszków, staraliśmy się ograniczyć do jednego czy dwóch albo przerzucać się z mocnych alkoholi na piwo czy wino.
Staraliśmy się przynajmniej ograniczać ilość, żeby za bardzo nie upijać się lub ukrywaliśmy, ile wypiliśmy.
Lecz to wszystko stało się coraz trudniejsze. Zdarzało się nawet, że stawaliśmy się na krótko abstynentami i w ogóle nie piliśmy.
W końcu jednak znów wracaliśmy do picia – tylko kieliszek. A ponieważ nie było widać, żeby nam poważnie szkodził, uważaliśmy, że możemy spokojnie wypić następny. Jeśli to było wszystko, co wypijaliśmy za jednym razem, odczuwaliśmy wielką ulgę, że potrafimy wypić jeden kieliszek czy dwa, a potem przestać. Niektórzy z nas dokonywali tego kilkakrotnie.
Okazywało się to jednak pułapką. Przekonywało nas, że możemy pić bezpiecznie. A potem przychodziła okazja (jakaś specjalna uroczystość, jakaś strata osobista albo nawet bez jakiegoś specjalnego powodu), gdy po dwóch czy trzech kieliszkach poczuliśmy się na tyle dobrze, że jeden czy dwa więcej nie zaszkodzą. I zupełnie bez takiego zamiaru, znów wypijaliśmy za dużo. I znów wracaliśmy do naszego stanu – nadmiernego picia, chociaż wcale nie chcieliśmy tego.
Powtarzalność takich przeżyć zmusiła nas do wyciągnięcia logicznego wniosku – nieuniknionego, jeśli nie wypijemy pierwszego kieliszka, nigdy nie upijemy się. Toteż zamiast postanowień nieupijania się nigdy więcej, prób ograniczenia liczby wypijanych kieliszków czy ilości wypijanego alkoholu, nauczyliśmy się koncentrować wysiłki na tym, żeby nie wypić tylko jednego kieliszka — tego pierwszego. Dzięki temu zamiast martwić się, jakby tu skończyć hulankę na mniejszej liczbie kieliszków, unikamy po prostu tego pierwszego kieliszka, od którego wszystko się zaczyna.
To, co powiedzieliśmy brzmi aż śmiesznie prosto, nieprawdaż? Wielu z nas wprost nie może teraz uwierzyć, że nie pomyślało o tym przed zgłoszeniem się do AA. (Co prawda, nie zamierzaliśmy nigdy porzucać picia, zanim nie dowiedzieliśmy się, czym jest alkoholizm). Najważniejsze jednak jest to. że teraz wiemy, że właśnie takie postępowanie daje rezultat.
Zamiast próbować ustalać, na ile kieliszków możemy sobie pozwolić – cztery? – sześć? – dwanaście? – pamiętajmy tylko jedno: nie wolno mi wypić pierwszego! O ileż to prostsze! Przywyknięcie do tego sposobu myślenia pomogło setkom tysięcy spośród nas w zachowywaniu trzeźwości przez lata.
Lekarze specjalizujący się w zagadnieniach alkoholizmu też stwierdzają, że unikanie pierwszego kieliszka jest głęboko uzasadnione z medycznego punktu widzenia. To właśnie ten pierwszy kieliszek – wcześniej czy później – wyzwala w nas przymus picia przemawiający coraz silniejszym głosem, ponownie wpędzając nas w kłopoty związane z piciem.
Wielu z nas uwierzyło, że nasz alkoholizm to nic innego, jak uzależnienie się od „leku” alkoholowego; jak wszyscy narkomani pragnący uwolnić się od nałogu musimy się powstrzymać od pierwszej dawki narkotyku, od którego staliśmy się uzależnieni.
Nasze doświadczenie potwierdza takie odczucie, o czym możecie przeczytać w książce „Anonimowi Alkoholicy” i w naszym czasopiśmie „Zdrój”, a także usłyszeć na każdym spotkaniu, gdzie członkowie AA dzielą się swymi doświadczeniami.
Jak planować 24 godziny
W czasie, gdy piliśmy miewaliśmy tak okropne okresy, że przysięgaliśmy: „nigdy więcej”.
Przysięgaliśmy nie pić rok, albo obiecywaliśmy komuś, że nie tkniemy alkoholu przez trzy tygodnie czy trzy miesiące. I oczywiście, nawet bez przyrzeczeń próbowaliśmy zachować abstynencję przez jakiś czas. Składając przez zaciśnięte zęby te obietnice byliśmy zupełni szczerzy. Z całego serca pragnęliśmy już nigdy nie znaleźć się w stanie upicia. Byliśmy zdecydowani. Przysięgaliśmy w ogóle zerwać z pijaństwem zamierzając nie brać alkoholu do ust aż do jakiego określonego czasu w przyszłości.
Jednakże, mimo naszych intencji, wynik był prawie zawsze te sam. Z czasem pamięć o przysięgach i cierpieniu, które sprawiło, że składaliśmy je zblakła. Piliśmy znowu i znów popadaliśmy w kłopoty. Nasza abstynencja „na zawsze” nie trwała zbyt długo.
Niektórzy z nas, podejmując takie zobowiązanie czynili sobie po cichu zastrzeżenie, że przyrzeczenie niepicia dotyczy mocnych napojów, a nie piwa czy wina. W ten sposób przekonywaliśmy się, jeśli już nie było nam to wiadome, że potrafimy upić się także winem czy piwem – po prostu musimy wypić więcej, aby skutki były taki same jak po produktach spirytusowych. Upijaliśmy się tak samo winem albo piwem jak przedtem mocnymi trunkami.
Tak, to prawda, że niektórzy spośród nas całkowicie rzucali alkohol i dotrzymywali swoich przyrzeczeń do czasu… Potem kończył się okres „posuchy” i znów wracaliśmy do picia, znowu popadliśmy w kłopoty, dźwigając dodatkowy ciężar nowego poczucia winy i wyrzutów sumienia.
Mając tego rodzaju przeżycia za sobą, tu w AA staramy się unikać takich wyrażeń, jak „okresowa trzeźwość” czy „podejmowanie zobowiązań”, gdyż przypominają one o naszych niepowodzeniach.
Chociaż zdajemy sobie sprawę, że alkoholizm jest stanem stałym i nieodwracalnym, doświadczenie nauczyło nas nie składać długoterminowych przyrzeczeń zachowania trzeźwości.
Stwierdziliśmy, iż rzeczą znacznie bardziej realną i dającą większe szanse powodzenia – jest powiedzieć: „nie wypiję kieliszka właśnie dzisiaj”. Nawet, jeśli piliśmy wczoraj, możemy postanowić nie pić dziś. Jutro może będziemy pili – kto wie, czy w ogóle jutro będziemy żyć – lecz przez te 24 godziny decydujemy się nie pić. Niezależnie od pokus czy zachęt jesteśmy zdecydowani na wszystko, aby tylko dziś nie wziąć alkoholu do ust.
Nasi przyjaciele i rodzina mają już na pewno dość słuchania kolejnych obietnic, że: „tym razem to już naprawdę”, patrząc jak znów wracamy pijani do domu. Nie przyrzekamy więc ani im, ani sobie nawzajem w AA, że nie będziemy pili. Przyrzekamy tylko sobie samym. Ostatecznie chodzi przecież o nasze zdrowie i życie. To my, a nie rodzina czy przyjaciele, musimy podjąć kroki niezbędne do zachowania zdrowia.
Jeśli pragnienie napicia się jest naprawdę bardzo silne, to często dzielimy te 24 godziny na mniejsze odcinki czasu. Postanawiamy nie pić, powiedzmy, przez co najmniej godzinę. Przejściową przykrość odczuwaną z powodu niepicia możemy wytrzymać jeszcze przez godzinę; potem jeszcze jedną i tak dalej.
Wielu z nas właśnie w taki sposób rozpoczęło proces wracania do trzeźwości. Prawdę mówiąc, każde zdrowienie z alkoholizmu zaczynało się od jednej godziny trzeźwości. Można tego dokonać po prostu przez postanowienie nie wypicia teraz następnego kieliszka. (No i co? Czy nadal popijasz wodę sodową? Czy rzeczywiście odłożyłeś na potem ten kieliszek, o którym mówiliśmy na początku? Jeśli tak, może to być początek twego powrotu do zdrowia).
Później można wypić, ale teraz odkładamy wypicie przynajmniej do końca dnia, czy krótszej jednostki czasu. (Na przykład do końca tej stronicy).
Plan 24-godzinny jest bardzo elastyczny. W każdej chwili możemy rozpocząć go od nowa, obojętnie gdzie byśmy się znajdowali. W domu, w pracy, w barze czy na sali szpitalnej, o czwartej po południu czy o trzeciej rano możemy postanowić, że nie weźmiemy alkoholu do ust przez następne 24 godziny czy też przez następne pięć minut.
Stale stosowany dwudziestoczterogodzinny plan nie ma takich wad jak „okresowa trzeźwość” czy podejmowanie zobowiązań niepicia. Zarówno okres abstynencji czy też czas, w jakim przyrzekliśmy nie pić kończą się z planem i wówczas czujemy się w prawie znowu zacząć pić. Lecz dzień dzisiejszy istnieje zawsze. Życie to jest codzienność; dziś – to wszystko co mamy, a każdy może wytrzymać bez picia jeden dzień.
Przede wszystkim próbujemy żyć daną chwilą, właśnie żeby zachować trzeźwość i to nam się udaje. Gdy myśl ta raz zakorzeni się w naszym umyśle, stwierdzimy, że życie 24-godzinnymi odcinkami jest skutecznym i dającym satysfakcję, efektywnym sposobem radzenia sobie także z wieloma innymi sprawami.