CODZIENNE REFLEKSJE
CZY JESTEM JUŻ RADOSNY?
….w naszej świadomości tkwią nie tylko ponure, smutne myśli i wspomnienia. Gdyby tylko tak było, potencjalni członkowie Wspólnoty, nie dostrzegając w nas radości ani optymizmu, omijaliby nasz ruch z daleka. Podkreślamy z całym przekonaniem, że należy cieszyć się życiem. Staramy się nie popadać w cynizm. Nie mamy zamiaru dźwigać kłopotów całego świata na naszych barkach.
Anonimowi Alkoholicy, str.116
Odkryłem, że gdy w moim domu panuje porządek, to łatwiej sobie radzę z różnymi dziedzinami mojego życia. Uwolniony od osądu poczucia winy i wyrzutów sumienia, którymi przesycone były lata mojego picia, jestem teraz wolny i mogę odgrywać przewidzianą dla mnie rolę we wszechświecie – jednak wiem, że aby podtrzymać ten stan, muszę zdobyć się na wysiłek.
CZY JESTEM JUŻ RADOSNY?
Jeśli odpowiedz na to pytanie jest dla mnie trudna lub bolesna, to być może traktuję siebie zbyt poważnie: może nie chcę przyznać, że oddaliłem się od pracy nad Programem i zaniedbałem swój dom. Sądzę, że ból, jakiego doświadczam jest znakiem od mojej Siły Wyższej, zachęcającym, abym przyjrzał się sobie i swojemu życiu. Ta odrobina czasu i wysiłku, jakiej wymaga praca nad Programem – na przykład natychmiastowy obrachunek moralny albo zadośćuczynienie, lub cokolwiek innego, co jest w danej chwili odpowiednie – jest naprawdę warta zachodu.
JAK TO WIDZI BILL – str. 23
Oddawanie czci
Odkryliśmy również, że byliśmy wierzący i praktykujący. Kiedyś takie stwierdzenie przyprawiłoby nas o gęsią skórkę. Czyż jednak nie czciliśmy ludzi, sentymentów, przedmiotów, pieniędzy, jak również samych siebie?
Czyż w szczególnie podniosłych momentach nie patrzyliśmy z czcią na zachód słońca, na morze, czy na kwiaty? Któż z nas nie kochał czegoś lub kogoś? Czyż te rzeczy nie były tkanką, z której uformowane zostało nasze życie? Czy uczucia te, mimo wszystko, nie decydowały o naszej egzystencji?
Trudno więc powiedzieć, że nie byliśmy zdolni do wiary, miłości czy uwielbienia. W takiej czy innej formie żyliśmy głównie wiarą.
Anonimowi Alkoholicy, str. 45-46
DZIEŃ PO DNIU
Pozwalając innym zrobić to samemu
Nasz nowy styl życia to program samorozwoju. Musimy zrobić to dla siebie. Czasami chętny nowicjusz odpada po odkryciu, że nie ma magicznych różdżek, tylko ciężka praca nad rozwojem duchowym i emocjonalnym.
Ale nie możemy uzdrowić świata uzależnień. Nie możemy wepchnąć nikomu do gardła cenionych przez nas nowych ideałów (ale możemy wyciągnąć rękę, gdy ktoś zdecyduje, że chce wyzdrowieć).
Czy pozwolę innym zrobić to dla siebie?
Siło Wyższa, obym zdał sobie sprawę, że to „wymagało tego, czego wymagało” dla mnie i że będzie tak samo dla innych.
Dzisiaj zdecyduję się na te trzy osobiste granice pomagania nowoprzybyłym… .
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Myślenie o sobie dobrze – podnoszenie poczucia własnej wartości
Chociaż w naszym zachowaniu w przeszłości mogła pojawiać się pycha i zarozumiałość, większość z nas cierpiała z powodu poczucia niskiej samooceny. Często czuliśmy się samotni i bezwartościowi. Często mieliśmy wspomnienia o rodzicach i innych osobach, które przypominały nam o naszych wadach lub porównywały nas niekorzystnie z innymi.
Niezależnie od naszych problemów z przeszłości, możemy podnieść naszą samoocenę w teraźniejszości. Możemy zacząć od wybaczenia sobie i innym przeszłych krzywd i błędów. Musimy być gotowi porzucić wszelkie przekonania lub praktyki, które powodują, że nie lubimy samych siebie. Możemy pamiętać, że nasza samoocena nie zależy od osiągnięć lub wygrywania w zawodach z innymi. Pomimo naszych niepowodzeń, teraz i w przeszłości, jesteśmy godni w oczach Boga i mamy prawo do Bożej łaski.
Wzrost w programie zwykle przynosi wzrost poczucia własnej wartości. Jeśli myślimy o sobie dobrze, we właściwym znaczeniu tego słowa, inni również będą myśleć o nas dobrze. Mając właściwą samoocenę, nie będziemy zdruzgotani ani przerażeni, gdy ktoś wydaje się nas nie lubić. Nasze odczucia na swój temat będą czymś więcej niż tylko odzwierciedleniem opinii innych.
Dziś będę myśleć o sobie dobrze, nie będę się poniżać, nawet w żartach. Będę wiedział, że jeśli Bóg jest za mną, nikt nie może być przeciwko mnie.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Seks, podobnie jak wszystko inne między ludźmi, nigdy nie jest doskonały. – Theodore Isaac Rubin
Uzależnienie sprawiło, że nasze życie seksualne jest w rozsypce. Może chcieliśmy seksu idealnego, a może nie chcieliśmy go wcale.
Baliśmy się. Może chcieliśmy od seksu haju, którego po prostu nie mogliśmy uzyskać. Niektórzy z nas mieli wielu partnerów seksualnych; niektórzy z nas nie mieli żadnego. Co teraz?
Robimy to, co musimy, będąc w trakcie zdrowienia. Poznajemy samych siebie. Żyjemy zgodnie z naszymi prawdziwymi wartościami. Jesteśmy uczciwi wobec siebie i innych. Uczymy się kochać innych i troszczyć się o nich. To otwarta, szczera troska, którą wyrażamy naszymi ciałami. Dzięki temu seks może być ufny i bezpieczny.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, oddaję Ci moje życie seksualne i moją wolę – tylko na dzisiaj. Wiem, że chcesz, abym był szczęśliwy.
Działanie na dziś: Jakie mam przekonania na temat seksu? Jak to się ma do tego, co zostało powiedziane w trzecim akapicie powyżej?
JĘZYK WYZWOLENIA
Przypływ nowej energii
Radość staje się radością, miłość – miłością, życie – staje się warte życia. A my zaczynamy odczuwać wdzięczność.
Ponad współuzależnieniem
Nowy rodzaj energii, nowy sposób odczuwania wkracza w nasze życie.
„Nie możemy budować naszych oczekiwań co do tego, jak będziemy czuli się jutro lub nawet za parę godzin na tym, jak czujemy się w danej chwili.””
W wymiarze czasu nie istnieją dwa takie same momenty. Jesteśmy w trakcie zdrowienia. Zmieniamy się. Zmienia się nasze życie. W przeszłości były chwile, kiedy sprawy nie przebiegały tak, jakbyśmy tego chcieli. Mieliśmy lekcje do odrobienia. Przyszłość nie będzie taka sama, jak przeszłość.
Te rzeczywiście ciężkie czasy są już za nami. Poczucie zagubienia, najtrudniejsze wyzwania i lekcje oraz trudne uczucia są w fazie przemijania.
Nie pozwól, by twoja przeszłość ograniczała twoją przyszłość.
Przypomnij sobie początki zdrowienia. Pamiętasz wszystkie te zmiany, które przywiodły cię do miejsca, w którym jesteś teraz? Przypomnij sobie zeszły rok. Czy ty sam i okoliczności, w jakich się wtedy znajdowałeś, nie zmieniły się od tamtej pory?
Czasami problemy i uczucia ciągną się przez jakiś czas. Na szczęście jest to okres przejściowy. Okres zagubienia, niepewności czy życia z jakimś nierozwiązanym problemem nie trwa wiecznie.
Sprawiamy, że życie staje się podwójnie ciężkie, kiedy porównujemy je z przeszłością. Każda sytuacja i okoliczność miała swój wpływ na kształtowanie naszej osobowości. Nie musimy wpędzać się w niepokój, porównując naszą teraźniejszość i przyszłość do tego, co było, a szczególnie do przeszłości przed podjęciem leczenia lub przed doświadczeniem, które nas czegoś nauczyło.
Pamiętaj, że uczucie dyskomfortu nie jest wieczne. Nie próbuj główkować, jak i kiedy będziesz się czuł inaczej. Zamiast tego, zaufaj. Zaakceptuj bieżący dzień, lecz nie pozwól, by cię ograniczał.
Nadchodzi nowa energia. Nowe uczucie jest w drodze. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie ono będzie, porównując je z minionym lub obecnym, ponieważ będzie ono zupełnie inne. Nie na próżno włożyliśmy w tę zmianę tyle pracy i wysiłku. Miało to swój cel.
Czasy zmieniają się na lepsze. Podążaj ścieżką zaufania i pokory. Bądź otwarty na zmiany.
Boże, dzisiaj pomóż mi nie oceniać i nie ograniczać mojej przyszłości czasem minionym. Pomóż mi być otwartym na nieograniczone możliwości zmiany zarówno we mnie, jak i na zewnątrz mnie.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
ŻYCIE W TRZEŹWOŚCI
Jak powstrzymać się od pierwszego kieliszka
Powiedzenie często słyszane w AA to: „Jeśli nie wypijesz tego pierwszego kieliszka, to nie będziesz mógł się upić” oraz „Jeden kieliszek to za dużo, a dwadzieścia nie wystarczy”. Wielu z nas, zaczynając pić nie chciało ani nie wypijało więcej niż jeden kieliszek albo dwa. Lecz z czasem ich liczba rosła. W miarę upływu lat okazało się, że pijemy coraz więcej, a niektórzy z nas upijają się i pozostają w stanie ciężkiego upicia. Zdarzało się, że naszego stanu nie zdradzały ani wymowa, ani chód, lecz w owym okresie nigdy nie byliśmy trzeźwi. Gdy zaczynaliśmy się tym bardzo dręczyć, zmniejszaliśmy liczbę kieliszków, staraliśmy się ograniczyć do jednego czy dwóch albo przerzucać się z mocnych alkoholi na piwo czy wino.
Staraliśmy się przynajmniej ograniczać ilość, żeby za bardzo nie upijać się lub ukrywaliśmy, ile wypiliśmy.
Lecz to wszystko stało się coraz trudniejsze. Zdarzało się nawet, że stawaliśmy się na krótko abstynentami i w ogóle nie piliśmy.
W końcu jednak znów wracaliśmy do picia – tylko kieliszek. A ponieważ nie było widać, żeby nam poważnie szkodził, uważaliśmy, że możemy spokojnie wypić następny. Jeśli to było wszystko, co wypijaliśmy za jednym razem, odczuwaliśmy wielką ulgę, że potrafimy wypić jeden kieliszek czy dwa, a potem przestać. Niektórzy z nas dokonywali tego kilkakrotnie.
Okazywało się to jednak pułapką. Przekonywało nas, że możemy pić bezpiecznie. A potem przychodziła okazja (jakaś specjalna uroczystość, jakaś strata osobista albo nawet bez jakiegoś specjalnego powodu), gdy po dwóch czy trzech kieliszkach poczuliśmy się na tyle dobrze, że jeden czy dwa więcej nie zaszkodzą. I zupełnie bez takiego zamiaru, znów wypijaliśmy za dużo. I znów wracaliśmy do naszego stanu – nadmiernego picia, chociaż wcale nie chcieliśmy tego.
Powtarzalność takich przeżyć zmusiła nas do wyciągnięcia logicznego wniosku – nieuniknionego, jeśli nie wypijemy pierwszego kieliszka, nigdy nie upijemy się. Toteż zamiast postanowień nieupijania się nigdy więcej, prób ograniczenia liczby wypijanych kieliszków czy ilości wypijanego alkoholu, nauczyliśmy się koncentrować wysiłki na tym, żeby nie wypić tylko jednego kieliszka — tego pierwszego. Dzięki temu zamiast martwić się, jakby tu skończyć hulankę na mniejszej liczbie kieliszków, unikamy po prostu tego pierwszego kieliszka, od którego wszystko się zaczyna.
To, co powiedzieliśmy brzmi aż śmiesznie prosto, nieprawdaż? Wielu z nas wprost nie może teraz uwierzyć, że nie pomyślało o tym przed zgłoszeniem się do AA. (Co prawda, nie zamierzaliśmy nigdy porzucać picia, zanim nie dowiedzieliśmy się, czym jest alkoholizm). Najważniejsze jednak jest to. że teraz wiemy, że właśnie takie postępowanie daje rezultat.
Zamiast próbować ustalać, na ile kieliszków możemy sobie pozwolić – cztery? – sześć? – dwanaście? – pamiętajmy tylko jedno: nie wolno mi wypić pierwszego! O ileż to prostsze! Przywyknięcie do tego sposobu myślenia pomogło setkom tysięcy spośród nas w zachowywaniu trzeźwości przez lata.
Lekarze specjalizujący się w zagadnieniach alkoholizmu też stwierdzają, że unikanie pierwszego kieliszka jest głęboko uzasadnione z medycznego punktu widzenia. To właśnie ten pierwszy kieliszek – wcześniej czy później – wyzwala w nas przymus picia przemawiający coraz silniejszym głosem, ponownie wpędzając nas w kłopoty związane z piciem.
Wielu z nas uwierzyło, że nasz alkoholizm to nic innego, jak uzależnienie się od „leku” alkoholowego; jak wszyscy narkomani pragnący uwolnić się od nałogu musimy się powstrzymać od pierwszej dawki narkotyku, od którego staliśmy się uzależnieni.
Nasze doświadczenie potwierdza takie odczucie, o czym możecie przeczytać w książce „Anonimowi Alkoholicy” i w naszym czasopiśmie „Zdrój”, a także usłyszeć na każdym spotkaniu, gdzie członkowie AA dzielą się swymi doświadczeniami.
Jak planować 24 godziny
W czasie, gdy piliśmy miewaliśmy tak okropne okresy, że przysięgaliśmy: „nigdy więcej”.
Przysięgaliśmy nie pić rok, albo obiecywaliśmy komuś, że nie tkniemy alkoholu przez trzy tygodnie czy trzy miesiące. I oczywiście, nawet bez przyrzeczeń próbowaliśmy zachować abstynencję przez jakiś czas. Składając przez zaciśnięte zęby te obietnice byliśmy zupełni szczerzy. Z całego serca pragnęliśmy już nigdy nie znaleźć się w stanie upicia. Byliśmy zdecydowani. Przysięgaliśmy w ogóle zerwać z pijaństwem zamierzając nie brać alkoholu do ust aż do jakiego określonego czasu w przyszłości.
Jednakże, mimo naszych intencji, wynik był prawie zawsze te sam. Z czasem pamięć o przysięgach i cierpieniu, które sprawiło, że składaliśmy je zblakła. Piliśmy znowu i znów popadaliśmy w kłopoty. Nasza abstynencja „na zawsze” nie trwała zbyt długo.
Niektórzy z nas, podejmując takie zobowiązanie czynili sobie po cichu zastrzeżenie, że przyrzeczenie niepicia dotyczy mocnych napojów, a nie piwa czy wina. W ten sposób przekonywaliśmy się, jeśli już nie było nam to wiadome, że potrafimy upić się także winem czy piwem – po prostu musimy wypić więcej, aby skutki były taki same jak po produktach spirytusowych. Upijaliśmy się tak samo winem albo piwem jak przedtem mocnymi trunkami.
Tak, to prawda, że niektórzy spośród nas całkowicie rzucali alkohol i dotrzymywali swoich przyrzeczeń do czasu… Potem kończył się okres „posuchy” i znów wracaliśmy do picia, znowu popadliśmy w kłopoty, dźwigając dodatkowy ciężar nowego poczucia winy i wyrzutów sumienia.
Mając tego rodzaju przeżycia za sobą, tu w AA staramy się unikać takich wyrażeń, jak „okresowa trzeźwość” czy „podejmowanie zobowiązań”, gdyż przypominają one o naszych niepowodzeniach.
Chociaż zdajemy sobie sprawę, że alkoholizm jest stanem stałym i nieodwracalnym, doświadczenie nauczyło nas nie składać długoterminowych przyrzeczeń zachowania trzeźwości.
Stwierdziliśmy, iż rzeczą znacznie bardziej realną i dającą większe szanse powodzenia – jest powiedzieć: „nie wypiję kieliszka właśnie dzisiaj”. Nawet, jeśli piliśmy wczoraj, możemy postanowić nie pić dziś. Jutro może będziemy pili – kto wie, czy w ogóle jutro będziemy żyć – lecz przez te 24 godziny decydujemy się nie pić. Niezależnie od pokus czy zachęt jesteśmy zdecydowani na wszystko, aby tylko dziś nie wziąć alkoholu do ust.
Nasi przyjaciele i rodzina mają już na pewno dość słuchania kolejnych obietnic, że: „tym razem to już naprawdę”, patrząc jak znów wracamy pijani do domu. Nie przyrzekamy więc ani im, ani sobie nawzajem w AA, że nie będziemy pili. Przyrzekamy tylko sobie samym. Ostatecznie chodzi przecież o nasze zdrowie i życie. To my, a nie rodzina czy przyjaciele, musimy podjąć kroki niezbędne do zachowania zdrowia.
Jeśli pragnienie napicia się jest naprawdę bardzo silne, to często dzielimy te 24 godziny na mniejsze odcinki czasu. Postanawiamy nie pić, powiedzmy, przez co najmniej godzinę. Przejściową przykrość odczuwaną z powodu niepicia możemy wytrzymać jeszcze przez godzinę; potem jeszcze jedną i tak dalej.
Wielu z nas właśnie w taki sposób rozpoczęło proces wracania do trzeźwości. Prawdę mówiąc, każde zdrowienie z alkoholizmu zaczynało się od jednej godziny trzeźwości. Można tego dokonać po prostu przez postanowienie nie wypicia teraz następnego kieliszka. (No i co? Czy nadal popijasz wodę sodową? Czy rzeczywiście odłożyłeś na potem ten kieliszek, o którym mówiliśmy na początku? Jeśli tak, może to być początek twego powrotu do zdrowia).
Później można wypić, ale teraz odkładamy wypicie przynajmniej do końca dnia, czy krótszej jednostki czasu. (Na przykład do końca tej stronicy).
Plan 24-godzinny jest bardzo elastyczny. W każdej chwili możemy rozpocząć go od nowa, obojętnie gdzie byśmy się znajdowali. W domu, w pracy, w barze czy na sali szpitalnej, o czwartej po południu czy o trzeciej rano możemy postanowić, że nie weźmiemy alkoholu do ust przez następne 24 godziny czy też przez następne pięć minut.
Stale stosowany dwudziestoczterogodzinny plan nie ma takich wad jak „okresowa trzeźwość” czy podejmowanie zobowiązań niepicia. Zarówno okres abstynencji czy też czas, w jakim przyrzekliśmy nie pić kończą się z planem i wówczas czujemy się w prawie znowu zacząć pić. Lecz dzień dzisiejszy istnieje zawsze. Życie to jest codzienność; dziś – to wszystko co mamy, a każdy może wytrzymać bez picia jeden dzień.
Przede wszystkim próbujemy żyć daną chwilą, właśnie żeby zachować trzeźwość i to nam się udaje. Gdy myśl ta raz zakorzeni się w naszym umyśle, stwierdzimy, że życie 24-godzinnymi odcinkami jest skutecznym i dającym satysfakcję, efektywnym sposobem radzenia sobie także z wieloma innymi sprawami.