Refleksje na dzień 18 grudnia

CODZIENNE REFLEKSJE

UCZCIWOŚĆ WOBEC NOWICJUSZY

Dokładnie opowiedz mu, jak to się stało. Bez skrępowania podkreśl duchową stronę tego procesu.
Anonimowi Alkoholicy, str. 80

Cud AA polega na tym, że mówię tylko o własnych doświadczeniach, o tym, co mi się przydarzyło. Nie tracę czasu na udzielanie rad potencjalnym nowicjuszom – ponieważ gdyby rady spełniały swoje zadanie, to nikt nie trafiłby do AA. Muszę jedynie pokazać, co przyniosła mi trzeźwość i jakie zmiany zaszły w moim życiu. Jeśli nie dość podkreślę znaczenie duchowego aspektu Programu, będę nieuczciwy. Nowicjuszowi nie powinno się przedstawiać fałszywego obrazu trzeźwości. A prawda jest taka, że trzeźwieję dzięki łasce Siły Wyższej – co z kolei umożliwia mi dzielenie się doświadczeniem z innymi.


DZIEŃ PO DNIU

Przestrzeganie sloganów.
Nasza wspólnota ma wiele sloganów, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się banalne: „Spokojnie”, „Najpierw rzeczy najważniejsze”, „Żyj i pozwól żyć”, „Jeden dzień na raz”, „Zachowaj prostotę”.
Wielu mądrych ludzi opracowało te slogany na podstawie swoich doświadczeń, a zwroty te nie są banalne. Następnym razem, gdy je usłyszymy, zastanówmy się, czy sprawdzają się w naszym życiu. Może to być różnica między pracą nad dobrym programem lub po prostu trzymaniem się z daleka od używek.

Czy w pełni rozumiem i doceniam znaczenie naszych sloganów?

Siło Wyższa, pozwól mi uczyć się na doświadczeniach innych.
Hasłem, które dziś przetestuję, jest …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Strach przed samotnością. Podnoszenie poczucia własnej wartości.
Strach przed samotnością przynosi dziwne rezultaty. Może powodować, że trzymamy się układów i relacji, które są niesatysfakcjonujące lub destrukcyjne. Niektórzy z nas stają się pomocnikami dla bliskich, którzy nadal piją; dość często może to oznaczać znoszenie nadużyć, których nie powinniśmy znosić.
Znosimy takie relacje, ponieważ obawiamy się, że bez nich będziemy samotni i bezbronni. Możemy nawet znosić przyjaciół, którzy są manipulantami lub osobami nieuczciwymi, ponieważ nie potrafimy wyobrazić sobie szczęśliwszych, zdrowszych przyjaźni.
Gdy rozpoznamy, że trzymamy się niesatysfakcjonujących relacji z takich powodów, musimy pilnie zastosować program w naszym własnym życiu. Zazwyczaj potrzebujemy więcej poczucia własnej wartości – przekonania, że zasługujemy na satysfakcjonujące relacje. Nie musimy być samotni, ale nie musimy też znosić tego, co sprowadza się do znęcania się i odrzucenia.
Niezależnie od tego, czy jestem dziś z ludźmi, czy sam, będę wiedział, że wszystkie moje relacje powinny być satysfakcjonujące dla wszystkich zaangażowanych w nie osób. Pozwolę mojej Sile Wyższej poprowadzić mnie do związków, które są dla mnie odpowiednie.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Jedyną rzeczą, której musimy się obawiać, jest sam strach. – Franklin D. Roosevelt
Jako osoby uzależnione odczuwaliśmy wiele strachu. Niektórzy z nas bali się porażki. Dlatego nie staraliśmy się robić zbyt wiele. Albo staraliśmy się zbyt mocno przez cały czas. Używaliśmy alkoholu i innych używek, by zapomnieć o strachu, ale on nie znikał. Pogorszył się. Teraz wiemy, że nie musimy się bać. Kiedy nasze życie jest pod opieką naszej Siły Wyższej, jesteśmy bezpieczni. Wiara jest lekarstwem na strach. Ale mimo to strach wciąż się w nas skrada. To jest w porządku. To normalne. W naszym trzeźwym życiu jest tak wiele nowości! Nie wiemy, co będzie dalej. Trudno jest zawsze pamiętać, by ufać naszej Sile Wyższej. Trudno jest zawsze robić to, co mówi nasza Siła Wyższa. Trudno jest zawsze mieć wiarę. Musimy ćwiczyć oddawanie naszego strachu naszej Sile Wyższej.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, bądź ze mną, gdy się boję. Pomóż mi pamiętać o wierze w Ciebie, nawet gdy mój strach mi tego zabrania.

Działanie na dziś: Dzisiaj gdy zauważę swój strach, pomodlę się za każdym razem, gdy będę się bał.


JĘZYK WYZWOLENIA

Pozostawać otwartym na uczucia

Wielu z nas tak skutecznie wpajało sobie zasadę „nie czuj nic”, że nawet teraz w procesie zdrowienia możemy wmawiać sobie, że nic nie czujemy.
– Gdybym uczestniczył w naprawdę dobrym programie terapeutycznym, nie czułbym złości.
– Nie czuję złości. Jestem chrześcijaninem. Przebaczam i zapominam.
– Nie złoszczę się. Z założenia jestem szczęśliwy.
To wszystko są stwierdzenia, niektóre z nich całkiem przekonujące, które wskazują, że znowu znaleźliśmy się pod wpływem zasady „nic nie czuję”.
Rozpoznawanie i przyglądanie się swoim uczuciom jest oznaką uczestniczenia w dobrym programie. Staramy się zaakceptować naszą złość i tak z nią sobie radzić, aby nie przekształciła się w urazę. Nie wykorzystujemy zdrowienia jako pretekstu do zamknięcia się na własne emocje.
To prawda, że dążymy do wybaczania, ale z drugiej strony chcemy czuć, przyglądać się i zastanawiać nad naszymi uczuciami, dopóki nie nadejdzie czas, aby się od nich uwolnić w sposób dla nas odpowiedni. Nasza Siła Wyższa stworzyła tę emocjonalną część naszego „ja”. To nie Bóg mówi nam, abyśmy nie czuli – mówią nam to nasze dysfunkcyjne systemy i mechanizmy.
Powinniśmy również być ostrożni, w jaki sposób używamy afirmacji. Lekceważenie emocji nie spowoduje, że znikną pewne uczucia. Jeżeli ogarnia nas złość, dobrze jest ją rozpoznawać i rozumieć. To część zdrowienia.
Dzisiaj odmawiam innym prawa do wzbudzania we mnie poczucia winy z powodu posiadania i odczuwania uczuć.


PODRÓŻ DO SERCA

Nie przyjmuj energii, która nie jest twoja
Wszedłem do małej knajpki i usiadłem przy ladzie. Byłem jedynym klientem, ale kelnerka mnie zignorowała. Czekałem, podczas gdy ona siedziała w budce i czytała gazetę. W końcu opuściła gazetę. „Czy jest coś, czego chcesz?” – warknęła z drugiego końca sali.
Zanim opuściłem restaurację, czułem się tak samo rozdrażniony, jak kelnerka. Chwilę zajęło mi zastanowienie się, co się stało, co zmieniło mój nastrój. Potem zdałem sobie sprawę, że odebrałem jej negatywną energię – uczucia, które nie miały ze mną nic wspólnego. To było tak, jakby ktoś ochlapał moją przednią szybę błotem.
Większość z nas miewa chrapliwe dni i nadmiar własnych uczuć, z którymi musimy sobie radzić. Nie musimy pozwalać, by inni wylewali na nas swoją negatywną energię. Nie musimy jej zbierać i nosić przy sobie. Jeśli ktoś ochlapie przednią szybę błotem, gdy jedziesz drogą, co zrobisz? Zmywasz to i jedziesz dalej.
Naucz się rozpoznawać, kiedy to, co czujesz, to twoje emocje, a kiedy twoja sprawa. Naucz się rozpoznawać, kiedy ktoś cię ochlapał. Nie musisz brać odpowiedzialności za to, co do ciebie nie należy. Skończ z tym tak szybko, jak to możliwe.
Myśli są energią. Złe myśli i złe emocje mogą być jak błoto. Jeśli ktoś cię ochlapie, zmyj przednią szybę, wyślij mu błogosławieństwo i idź dalej.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


TRADYCJA DWUNASTA

„Anonimowość stanowi duchową pod stawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami”

DUCHOWĄ istotę anonimowości stanowi poświęcenie. Dwanaście Tradycji stale wymaga od nas poświęcenia celów osobistych w imię wspólnego dobra. Dlatego też uważamy, że duch poświęcenia, którego symbolem jest anonimowość, stanowi podstawę wszystkich naszych Tradycji. To właśnie wielokrotnie dowiedziona gotowość członków AA do takich poświęceń pozwala nam z ufnością patrzeć w przyszłość.

Anonimowość nie wzięła się jednak wcale z ufności. Wręcz przeciwnie, jej źródłem były obawy towarzyszące nam na początku istnienia AA. Pierwsze bezimienne grupy alkoholików były tajnymi stowarzyszeniami. Nowi członkowie mogli do nas dotrzeć wyłącznie przez garstkę zaufanych przyjaciół. Każda perspektywa najmniejszej wzmianki o nas, a nawet tylko o naszej działalności, przerażała nas. Chociaż już trzeźwi, wciąż uważaliśmy, że musimy się kryć przed publiczną nieufnością i pogardą.

Kiedy w roku 1939 ukazała się „Wielka Księga”, zatytułowaliśmy ją „Anonimowi Alkoholicy”. W przedmowie znajdowało się następujące wyjaśnienie: „Ważne jest, byśmy zachowali anonimowość, ponieważ jest nas obecnie zbyt mało, by sprostać ogromnej liczbie próśb o pomoc, które mogą do nas napłynąć po ukazaniu się tej książki. Będąc w większości ludźmi czynnymi zawodowo, mogli byśmy nie sprostać w takim przypadku nadmiarowi nowych obowiązków”. Między wierszami można wyczytać naszą obawę, że gwałtowny napływ nowych osób mógłby spowodować całkowite załamanie się naszej anonimowości.

Wraz ze wzrostem liczby grup rosły problemy z anonimowością. Niekiedy rozentuzjazmowani czyimś efektownym powrotem do zdrowia, omawialiśmy intymne i bolesne szczegóły jego przypadku, które były przeznaczone wyłącz nie do wiadomości sponsora. Ktoś pokrzywdzony w ten sposób miał pełne prawo twierdzić, że nadużyto jego zaufania. Kiedy takie szczegóły wydostawały się poza AA, wiara W szczerość naszych zapewnień o anonimowości doznawała poważnego uszczerbku. Niejednokrotnie z tego właśnie powodu ludzie się od nas odwracali. Niewątpliwie nie tylko nazwisko, ale również historia każdego członka AA musi pozostać tajemnicą, jeśli tylko on sobie tego życzy. Taka była nasza pierwsza nauczka na temat stosowania anonimowości w praktyce.

Tymczasem niektórzy z nowicjuszy, z charakterystycznym brakiem powściągliwości w ogóle nie przejmowali się tajnością. Chcieli głosić wszem i wobec o AA i to robili. Ledwie co otrzeźwieni, z błyskiem w oku dopadali każde go, kto był w zasięgu, by tylko opowiedzieć swą historię. Inni rwali się przed kamery i do mikrofonów. Czasami, niestety, rozpaczliwie upijali się sprawiając publicznie dotkliwy zawód swoim grupom. Z członków AA zmieniali się oni w poszukiwaczy oklasków.

Takie skrajne przypadki zmusiły nas w końcu do myślenia. Wreszcie musieliśmy uczciwie postawić pytanie: „Do jakiego stopnia członka AA obowiązuje zasada anonimowości?” Nasz rozwój uświadomił nam, że nie możemy dłużej być tajnym stowarzyszeniem. Ale z drugiej strony było równie oczywiste, że nie chcemy być siecią imprez rozrywkowych. Wyznaczenie bezpiecznego kursu między tymi skrajnościami zajęło nam wiele czasu.

Z reguły każdy nowo przybyły pragnął natychmiast opowiedzieć swojej rodzinie o tym, co robi. Chciał również poinformować o tym innych ludzi, którzy wcześniej próbowali mu pomóc – lekarza, duszpasterza, przyjaciół. Gdy nabrał pewności siebie, uważał, że powinien powiadomić o swym nowym życiu pracodawcę i współpracowników. Gdy nadarzała się możliwość pomocy innym, stwierdzał, że z łatwością może mówić o AA niemal z każdym człowiekiem. Takie dyskretne odsłanianie tajemnicy pomagało mu przemóc lęk przed piętnem alkoholika, niosąc zarazem do jego środowiska wieść o istnieniu AA. Wielu nowych ludzi trafiło do AA właśnie dzięki tego rodzaju rozmowom. I choć wykraczają one poza dosłowne rozumienie anonimowości, rozmowy takie są całkowicie zgodne z duchem tej zasady.

Okazało się jednak, że takie ustne rozpowszechnianie informacji nie wystarcza, nasza działalność musiała zostać spopularyzowana. Grupy AA powinny szybko dotrzeć do możliwie największej liczby zrozpaczonych alkoholików. Toteż wiele grup zaczęło organizować otwarte spotkania, na które mógł przyjść każdy, kto chciał zobaczyć na własne oczy, na czym właściwie polega AA. Spotkania te spotykały się z bardzo ciepłym przyjęciem. Wkrótce do grup zaczęły napływać prośby, by członkowie AA występowali na spotkaniach różnych stowarzyszeń społecznych, kółek parafialnych i towarzystw medycznych. Spotkania te dawały dobre rezultaty, o ile tylko zachowano anonimowość mówcy, a obecni na nich dziennikarze szanowali apele o niepublikowanie nazwisk lub zdjęć.

Potem nadeszły pierwsze zapierające dech w piersiach wypady na szerokie forum. Poświęcone nam artykuły w ukazującej się w Cleveland gazecie „Plain Dealer” z dnia na dzień powiększyły liczbę członków AA w tym mieście z kilku do kilkuset. Relacje prasowe z przyjęcia, jakie wydał dla Anonimowych Alkoholików Rockefeller pomogły podwoić nasze szeregi w ciągu zaledwie jednego roku. Słynny artykuł Jacka Alexandra W „Saturday Evening Post” uczynił z AA instytucję ogólnokrajową. Takie dowody uznania stwarzały możliwość uzyskania jeszcze większego rozgłosu. Gazety codzienne i czasopisma chciały drukować nasze osobiste wyznania. Wytwórnie filmowe chciały nas nakręcać. Radio, a w końcu i telewizja, oblegały nas, prosząc o wystąpienia. Co mieliśmy robić?

W trakcie tego przypływu publicznego uznania zrozumieliśmy, że możemy wiele na tym skorzystać, ale również wiele stracić, w zależności od tego, w jakim kierunku pójdzie to zainteresowanie. Po prostu nie mogliśmy pozwolić sobie na ryzyko, by samozwańczy mesjasze reprezentowali AA na forum publicznym. Nasza wewnętrzna potrzeba autoreklamy mogłaby nas zgubić. Gdyby choć jeden członek AA publicznie się upił lub nadużył imienia wspólnoty do osobistych korzyści, mogłoby to wyrządzić niepowetowane szkody. A zatem na tym szczeblu: prasy, radia, filmu i telewizji anonimowość, i to stuprocentowa anonimowość, była jedynym dopuszczalnym rozwiązaniem. Tu właśnie zasady AA miały mieć pierwszeństwo przed osobistymi ambicjami i to bez żadnych wyjątków.

Te doświadczenia uświadomiły nam, że anonimowość to prawdziwa pokora w praktycznym zastosowaniu. Jest ona wszechobecną cechą duchową, która dzisiaj leży u podstaw całego AA. Kierowani duchem anonimowości staramy się wyrzec naturalnych pragnień, by się osobiście wyróżnić jako członkowie AA zarówno spośród innych alkoholików, jak i spośród wszystkich ludzi. Odkładając na bok te jakże ludzkie aspiracje, wierzymy, że każdy z nas bierze udział w tkaniu wielkiej opończy, która okryje i ochroni całą naszą wspólnotę, i pod którą będziemy mogli w jedności rozwijać się i pracować.

Jesteśmy pewni, że pokora wyrażająca się w anonimowości, jest najlepszą z możliwych gwarancją rozwoju Anonimowych Alkoholików.